Rozdział XII - Upadek.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV. BROOKLYN

W poniedziałek wróciłam do pracy i starałam się zachowywać normalnie, jednak w środku czułam się inaczej. Myślami wracałam do tego wspaniałego seksu, jaki dał mi Martin. Dawno z nikim nie spałam. Może dlatego mam w sobie takie emocje, jednak z drugiej strony nie jestem w stanie porównać tego seksu do żadnego innego. 

- Panno Hughes? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos sędziego. 

- Tak, panie sędzio?

- Czy ma pani jeszcze jakieś pytania do świadka? - zapytał wskazując, na starszego mężczyznę, który czekał na mój kolejny krok. 

- Nie, nie mam. - powiedziałam i udałam się na swoje miejsce. 

- Dziękuję. Kolejny termin rozprawy w przyszły poniedziałek. - westchnęłam i zapisałam datę. 

- Jesteśmy już bardzo blisko końca. Proszę być dobrej myśli, mam nadzieję, że już na następnej rozprawie uda nam sie to zakończyć. - powiedziałam do mojej klientki, pakując się. Nie usłyszałam odpowiedzi, wiec spojrzałam w jej kierunku. 

- Wszystko w porządku? - zapytała w końcu. 

- Tak, dziękuję. - usmiechnęłam się lekko, chocież jej mina wskazywała, że nie bardzo ją przekonałam. 

- Na pewno? Wydaje się pani... jakaś zamyślona. Zupełnie jak nie pani. - powiedziała. 

- Tak, na pewno. - uśmiechnęłam się ponownie. - Nic się nie dzieje. - próbowałam zapewnić ją, a może i samą siebie. 

- No dobrze. W takim razie do zobaczenia za tydzień. 

- Tak, do zobaczenia. - przytaknęłam i odprowadziłam wzrokiem kobietę. 

W mojej głowie kotłowały się różne myśli. Żadna z nich nie chciała uciec. Nie wiedziałam, co mam robić. To chyba pierwsza sytuacja w moim życiu, kiedy się tak dzieje. Na dodatek matka, która nie może dać mi spokoju, chociaż napisałam jej, że mam rozprawę. Wydzwaniała przez cały czas, a ja modliłam się tylko, żeby nie było słychać wibracji telefonu. Sędzia by mnie zabił. W końcu jednak postanowiłam ulec i odebrać ten głupi telefon. 

- Tak mamo? - zapytałam niechętnie. 

- No w końcu! Jak możesz nie odbierać ode mnie telefonów! 

- Pisałam ci, że jestem na rozprawie. Nie odbiera się telefonów w sądzie. 

- To nie jest wytłumaczenie. - jasne, dla niej moja praca nigdy nie była wytłumaczeniem. Bo co to za praca, tylko sobie wrogów narobię i tyle z tego będę miała. Nigdy nie rozumiała moich ambicji. Nigdy nie wspierała w dążeniu po swoje. Najgorsze dziecko w rodzinie, najmniej usłuchane, najbardziej opryskliwe, najbardziej niedoceniające pomocy rodziców. To właśnie ja. Witam. 

- To jest wytłumaczenie mamo. Mogłaś zaczekać, albo napisać sms'a. Dla mnie ta rozprawa była ważna i nie obchodzi mnie twoje zdanie. Mogłabyś mieć chociaż trochę szacunku do tego, co robię. 

- Znowu jesteś opryskliwa i nie masz dla mnie szacunku. - wypomniała mi. 

- Nie będę się teraz z tobą kłócić. Nie jestem już małą dziewczynką, która polega w stu procentach na rodzicach. Jeśli naprawdę masz ważną sprawę, napisz sms'a. Mam zaraz kolejną rozprawę, kończę. Pa. - nie dając jej dojść do słowa, rozłączyłam się i włączyłam tryb samolotowy w telefonie. Nie będzie mnie dręczyć przez następną rozprawę. 

***

Wróciłam do domu, po całym dniu rozpraw. I takie dni się zdażają. Wymęczyłam się dzisiaj przeokrutnie. Kilka ciężkich spraw zostało zakończonych, a z kilkoma przyjdzie mi się jeszcze zmierzyć. 

Rzuciłam swoje rzeczy na krzesło barowe przy wyspie i wzięłam się za zrobienie latte. Brakowało mi kofeiny bardzo. Było przed dziewiętnastą, a ja czułam się, jakby było po północy. Moja matka zaprosiła mnie na rodzinny obiad. W końcu musiałam się u nich zjawić. Zgodziłam się. Nie byłam w rodzinnych stronach kilka miesięcy, ale czy żałowałam? Nie wiem. Mialam tylko nadzieję, że nic dziwnego się nie wydarzy. Za dużo takich sytuacji ostatnio w moim życiu. 

Opadłam z kawą na kanapę, nie mając nawet sił żeby przebrać się w coś wygodniejszego. Podwinęłam nogi i odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że jestem w swoim azylu. Przymknęłam oczy i odchyliłam głowę, ale to nie pomogło. Na myśl przyszły mi wydarzenia z soboty. 

- Kurwa! Nawet w moim domu! - krzyknęłam, chcąc odgonić myśli. - Teraz będziesz mi się kurwa śnił?! - warknęłam odstawiając kubek. Sięgnęłam po telefon, który wydał z siebie powiadomienie wiadomości przychodzącej. 

Martin: Jestem pod twoim apartamentowcem. Wspuścisz mnie? 

Kurwa, chyba śnisz. To był tylko jeden raz. Tylko ten jeden. 

Ja: Nie ma mnie w domu. 

Odpisałam, po czym zdałam sobie sprawę, jakie to było głupie. Miałam włączone światła, na pewno to widział. 

Martin: Światło w twoim mieszkaniu jest włączone. Wpuścisz mnie? 

Ja: Zapomniałam zgasić jak wychodziłam. Nie ma sensu, żebyś czekał. Nie wiem kiedy wrócę. Jestem z dziewczynami. 

Po jaką cholerę, ja się mu jeszcze tłumaczę? 

Martin: Wiem, że nie. Pytałem je i wszystkie twierdzą coś zupełnie innego. Mogę wejść? 

Kurwa, jak mogły. No tak, nie wiedzą, co się wydarzyło, ale tak będzie lepiej. Nie powiem im. To nie ma teraz znaczenia. 

Martin: Brooke. Proszę. 

Ja: Wchodź. 

Odpisałam i rzuciłam telefon na kanapę. Kurwa, nie mogę mu tak ulegać i zgadzać na wszystko, co powie. To popieprzone. Usłyszałam dzwonek przy dzwiach, więc wstałam i ruszyłam, żeby otworzyć. Doskonale wiedziałam, kto to, więc nawet nie kłopotałam się spojrzeć przez wizjer. 

- Hej. - uśmiechnął się mężczyzna. 

- Cześć. - mruknęłam i wróciłam na kanapę. 

Martin zamknął drzwi i ruszył w moim kierunku. 

- Czego chcesz? - czy byłam opryskliwa? Może, ale nie łączyło nas nic. 

- Nic, przyszedłem cię odwiedzić. - wzruszył ramionami i usiadł obok mnie. Miał na sobie granatowy garnitur, białą koszulę, przy której rozpiął dwa górne guziki. 

- Nie  było takiej potrzeby, jak widzisz, mam się świetnie. - powiedziałam, upijając łyk kawy. 

- Możesz przestać? - zapytał. 

- Czemu? Nie tego oczekiwałeś? Co miałąm przybiec do ciebie pocałować i zabrać do łóżka? Znowu? Nie Martin, to było minęło. Jebana chwila słabości, która się więcej nie powtórzy. Rozumiesz?! - warknęłam i chciałam wyjść, jednak mężczyzna złapał mnie z rękę i pociągnął ku sobie tak, że siedziałam mu na kolanach. - Puść mnie! Słyszysz?! Puśc mnie kurwa! 

Jednak on ani myślał spełniać mojego żądania. Przybliżył swoją twarz i pocałował mnie, a ja się rozpłynełam. Chwila słabości co? Jak mogłam być taka głupia i godzić się na cokolwiek. Martin złapał moją dolną wargę miezy zęby i piciągnął, chcąc, abym włączyła się w pocałunek. 

- Nie Martin. - powiedziałam odpychając go lekko. - Nic więcej się nie wydarzy. Nigdy więcej. 

- Brooke, proszę. - powiedział błagalnie. 

- Nie Martin, nie potrzebuję cyrków w moim życiu. - westchnęłam chcąc wyswobodzić się z jego objęcia, ale tylko wzmocnił nacisk. - Możesz mnie puścić? - zapytałam, ale poczułam przyciąganie do jego klatki piersiowej. Przytulił mnie. Od tak dawna żaden mężczyzna mnie nie przytulał. Westchnęłam, zaciągając się jego zapachem. Pachniał drzewem sandałowym,cedrem, cytryną i goździkami. Mogłabym wąchać ten zapach w nieskończoność.  Odsunęłam się nieznacznie i spojrzałam na jego profil. Był spokojny, patrzył w dal, rozmyślał nad czymś, ale nie chciałam go o to pytać. Przysunęłam swoją twarz do jego i zaczęłam obcałowywać jego szczenkę. 

- Co robisz? 

- A nie widać? - zapytałam odrywając się od niego i spojglądając w oczy. 

- Potem znowu będziesz żałować. 

- Nie sądzisz, że robię to, co akurat w danej chwili uważam za słuszne? - zapytałam, schodząc z jego kolan.

-  Chodź tu. - powiedział i wyciągnłą do mnie rękę. 

- Po co? I tak zaraz znikniesz, a ja zostanę tu sama. Nie jestem niczyją własnością, nie jesteśmy parą. - mówiąc to nie odrywałam wzroku, od jego oczu. 

- Chciałabyś?

- Co?

- Chciałabyś, żebyśmy byli razem? 

- Nie o to mi chodziło. Po prostu nie możesz do mnie przychodzić i rządać różnych rzeczy. To tak nie działa. 

- A gdybyśmy byli razem, działałoby?

- Ale nie jesteśmy! - ryknęłam i ruszyłam korytarzem. Martin podążył za mną. 

- Chodź. - powiedział, kiedy weszliśmy do sypialnii i pociągnął mnie do łazienki. 

- Co, tego miejsca jeszcze nie zaliczyliśmy? - zapytałam. 

- Musisz być taka trudna? - zapytał, świdrując mnie wzrokiem. - Rozbieraj się. - dodał odkęcając wodę i nalewając ją do wanny. 

- Nie ma mowy. 

- Och, daj spokój. Widziałem już wszystko, więc nie bądź taką cnotką i wyskakuj z ubrań, albo sam cię rozbiorę. - stałam jak wryta, nie zamierzałam mu ulec. Nie tym razem. Nie ruszyłam się nawet o krok, a kiedy Martin to zobaczył, westchnął i przybliżył się do mnie. - Chyba ci coś powiedziałem, prawda? - zapytał, sięgając do mojej koszuli i wyciągając ją ze spódnicy. Następnie guzik, po guzik rozpiął ją i zsunął z moich ramion. Ujrzał różowy, koronkowy stanik i uśmiechnął się nieznacznie. Zaraz potem złapał z zamek na boku mojej beżowej spódnicy i odpiął go, ciągnąc ją w dół. 

Widziałam jak z zachwytem patrzy na moje ciało i jak usatysfakcjonowany jest widząc majtki do kompletu ze stanikiem oraz pończochy. Uśmiechnęłam się na jego minę. Złapał za jedną i ściągnął mi ją powoli z nogi, to samo zrobił z drugą. Spojrzał na mnie z dołu i złapał z brzegi majtek i powoli spuścił je w dół. Pocałował mój wzgórek i podniósł się. Odwrócił mnie tyłem do siebie, a następnie odpiął stanik i zaczął całować moje plecy. Jęknęłam niekontrolowanie. Stanik opadł na ziemię, a Martin złapał moje piersi w dłonie. 

- Chodź. - powiedział i trzymając za rękę poprowadził do wanny. Zakręcił kurek i pomógł mi wejść. Sam rozebrał się i usiadła za mną. - Oprzyj się o mnie. - powiedział, a ja zrobiłam to, co kazał. Oparłam się o jego klatkę i przymknęłam oczy. 

To było takie... takie inne. Takie niecodzienne dla mnie. Pomyślałam o tym, jak to by było mieć to na codzień, ale nie jest to możliwe. Ja się nie zakochuję. To tylko niewinna przygoda, która i tak niedługo się zakonczy i już nigdy nie powtórzy. Przejechałam dłonią po tafli wody. I odchyliłam głowę do tyłu  i oparłam ją o bark mężczyzny. Matin zgarnął moje włosy z twarzy i pocałował w czoło. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale było to jakby komfortowe i nie czułam potrzeby, żeby coś mówić w tej sytuacji. Siedziałam tak z przymkniętymi oczami, opierająca się o mężczyznę, który był moim klientem i który obejmował mnie pod piersiami. Wyobrażenie życia z pełną rodziną, z usatysfakcjonowanymi rodzicami, którzy są dumni z tego, co osiągnęłaś w życiu była kusząca, jednak nie dla mnie. Wiedziałam to, choć jeszcze na początku studiów, próbowałam to wyprzeć. Teraz wiedziałam to już na pewno. 

- To nie może się powtórzyć. - szepnęłam. - To wszystko. To ostatni raz. - powiedziałam odrywając się od pleców Martina. - Rozumiesz? - zapytałam, odwracając się po drugiej stronie wanny. - Martin. Mówię poważnie. Nigdy więcej. 

- Dobrze. - pokiwał głową i pochylił się do mnie. - Pozwól mi nacieszyć się tobą ten ostatni raz. - powiedział całując moje wargi. Skinęłam głową, a on wstał i pomógł mi zrobić to samo, bez zbędnego gadania złapał mnie za biodra i podniósł. 

Nasze mokre ciała przylgnęły do siebie. Poniósł mnie w niewiadomym kierunku, całując nieprzerwaznie w usta. Nie wiedziałam co zamierza, dopóki nie posadził mnie na zimnym blacie szafki. Pisnęłam cicho i zaśmiałam się na swoją reakcję. Martin również się uśmiechnął i przesunął mnie w swoim kierunku. Zarzuciłam mu ręce na kark, chcąc być jak najbliżej mężczyzny. Jęknęłam przeciągle czując, jak wchodzi we mnie. Zaczął poruszać się we mnie powoli. Odchyliłam się do tyłu i wygięłam lekko plecy. 

- Jesteś cudowna. - powiedział do mnie, obcałowując moje piersi. - Idealna. - dodał i zassał jeden sutek. Wciągnęłam powietrze, wyginając plecy jeszcze bardziej. - Siedź. - przytrzymał mi biodra, nadal poruszając się w moim wnętrzu. 

Czułam się nieziemsko, ale miałam kolejne wątpliwości. Czułam, że zaszło to za daleko, za szybko. Czułam się z tym poniekąd źle. Nie wiedziałam czemu, czy dlatego, że złamałam swoja zasadę, czy dlatego, że faktycznie Martin jest moim klinetem, albo dlatego, że wiedziałam, że to nie ma racji najmniejszego bytu. 

- Brooke? - usłyszałam jego głos. Przestał się poruszać. Spojrzałam mu w oczy. - Odpłynęłaś. - powiedział. 

- Przepraszam. - odpowiedziałam skruszona i złapałam go za karka chcąc pocałować. 

- Wszystko okej? - zapytał. 

- Tak. - pocałowałam go żarliwie w usta. - Proszę. - jęknęłam. - Proszę, nie zatrzymuj się teraz. - dodałam. 

- Nie miałem takiego zamiaru. - uśmiechnął się przez pocałunek i znowu zaczął poruszać biodrami. Odchyliłam głowę do tyłu, nadal będąc blisko jego ciała. 

Martin zaczął całować moją szczękę, szyję, aż w końcu dotarł do piersi. Zassał najpierw jeden, a potem drugi sutek. Wiłam się blacie pojękując. Nagle mężczyzna złapał mnie za biodra i postawił na ziemi, następnie prowadząc w stronę okna. 

- Martin... - powiedziałam ostrzegawczo. 

- Mieszkasz tak wysoko, że nikt nas nie zobaczy. - uśmiechnął się chytrze. - Oprzyj się. - nakazał. Niepewnie, ale wykonałam jego polecenie. 

Oparłam się dłońmi o szybę. Martin złapał mnie z biora i stanął za mną. Wszedł w moją cipkę jednym ruchem. Oparłam twarz o szybę i jęknęłam głośno. 

- Kurwa... - warknął. - Taka ciasna i mokra. - dodał, przyspieszając ruchów. Jęczałam opierając się o szybę. Wiedziałam, że potem będę musiała ją umyć, bo nie wyobrażam sobie zostawić jej tak mojej pomocy domowej. 

Wypięłam się jeszcze bardziej w jego stronę i poczułam jak męzczyzna napiera na mnie mocniej i mocniej. Jęknęłam głośno, nie mogąc tego powstrzymać. Nie obchodziło mnie to, że ktoś mógł nas zobaczyć, czy usłyszeć. Liczył się tylko on i ja. Nic więcej nie miało znaczenia. Wyciżągnęłam rękę do tyłu, aby złapać Martina za kark i odwróciłam do niego głowę, chcąc zatopić usta w pocałunku. Westchnęłam mu prostu w usta, kiedy zaczął dodatkowo pocierać moją łechtaczkę. 

- Martin... - szepnęłam. 

- Tak Brokke... dokładnie tak. Wiem, że jesteś blisko. Czuję to. - powiedział blisko mojego ucha. 

- Nie dam rady dłużej. - sapnęłam czując kiełkujące się we mnie spełnienie.

- Więc dojdź. - odpowiedział. 

Wystarczyła jeszcze chwila, aby spełnienie, które niedawno zrodziło się w moim ciele, eksplodowało, a ja rozsypałam się na milion, maleńkich kawałeczków. Martin przytrzymał mnie, przyciągnął do swojego ciała, abym nie upadła. To był cholernie intensywny orgazm. Oparłam głowę o jego bark i próbowałam unormować oddech. 

- Kurwa. - zaśmiałam się. 

- Zgadzam się. - zawtórówał mi mężczyzna. - Kurwa. 

Ten wieczór i noc spędziliśmy razem. To było nasze pożegnanie. Wiedziałam, że i tak będziemy się widywać, jednak jedynie w pracy. Nic poza tym. 

- Oddasz moją sprawę? - zapytał w końcu Martin, kiedy leżeliśmy w łóżku. 

- Nie. Umiem oddzielić sprawy prywatne od zawodowych. - powiedziałam.

- Właśnie widzę. 

- Hej, nie oskarżaj mnie. - oburzyłam się.

- No już dobrze. - powiedział i kolejny raz znalazł się w moim środku. Sapnęłam, nie spodziewając się tego, lecz zaraz potem usiadłam na nim i pocałowałam w usta. 

Martin pogłębił pocałunek, a ja poruszałam biodrami. 

- Ja pierdole. - usłyszałam pomiędzy pocałunkami, przez co się zaśmiałam. 

- Nie wątpię, żebyś robił właśnie coś innego. - oderwałam się od niego i zaczęłam poruszać biodrami szybciej. Martin położył na nich swoje dłonie i nadał idealny rytm. Odchyliłam głowę do tyłu, sunąc dłońmi po ciele. 

- Kurwa Brooke, nie rób mi tego. - powiedział, a ja momntalnie spojrzałam mu w oczy i z premedytacją złapałam się za piersi i jęknęłam. - Brooke... - wychrypiał, jednak ja nie miałam zamiaru przestać. Zamierzałam doprowadzić go do szaleństwa. 

Uszczypnęłam sobie sutki i jęknęłam głośniej. Martin poderwał się do pozycji siedzącej i przytryzmując moje ciało, oparł się o zagłówek łóżka. Położyłam dłonie na barkach nadal poruszając biodrami. Mężczyzna przybliżył się do mnie i pochylił, aby złapać sutka między warki. Odchyliłam głowę nieco do tyłu, oddychając ciężko. 

- Nie powinnaś mnie prowokować. - szepnął. 

- Może chciałam? - odpowiedziałam. 

- To był błąd. - powiedział, spoglądając w moje oczy. Jego szmaragdowe spojrzenie było intensywne, a oczy pociemniały od podniecenia. 

- Zreżnij mnie. - poprosiłam. 

- Nie musisz prosić dwa razy. - uśmiechnął się, a następnie rzucił moje ciało na łóżko. 

To była intensywna noc. W większości nieprzespana, ale jak myślę warta tego wszystkiego.  To było najlepsze pożegnanie, jakie mogliśmy sobie wymyśleć, teraz jednak skupiamy się tylko z pracy i relacji czysto zawodowej. Nic więcej. 

*******

Cześć kochani! Kolejny rozdział za nami i mam nadzieję, że sie wam podoba! Życzę wam udanej niedzieli i dobrego tygodnia! 

SKY 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro