Rozdział XIII- Ratunek.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był piątek. Umówiłam się z dziwczynami na damski wypad po klubach. Dawno nie wychodziłyśmy gdzieś. Same. Bez chłopaków. To był idealny czas. Założyłam czarne jeansy, do tego body z koronki i ramoneskę. Całość dopełniłam czarnymi sandałami i tego samego koloru torebką. Włosy upięłam w wysoki kucyk. Zrobiłam też nieco mocniejszy, niż zazwyczaj makijaż, stawiając na akcent na usta, w postaci pomadki w kolorze ciemnego fioletu. 

Będąc już przy wyjściu, usłyszałam dzwonek telefonu.  Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Avy. Odebrałam szybko. 

- Gdzie jesteś laska? - zaśmiała się. - Czekamy na ciebie na dole. Pospiesz się! - w tle słyszłam jeszcze Kate i Liv. 

- Już schodzę! - powiedziałam i rozłączyłam się. 

Czy byłam podekscytowana? Jak cholera. Czy potrzebowałam dobrego bzykania? Kurwa, tak. Od ostatniego razu z Martinem czułam się... sama nie wiem. Czegoś mi brakowało, więc to był idealny moment, aby znaleźć kogoś na jedną noc. Całe szczęście, że moja matka tego nie widziała, bo chyba by dostała zawału. Jej idealna rodzinka by się posypała. Postanowiłam jednak nie zaprzątać sobie tym więcej głowy i dać się wyluzować, ponieść temu, co mnie czeka. Zjechałam windą na parter i zauważyłam czekającą taksówkę. 

- O wow, wow. - powiedziała Ava, wychylając się przez okno. - Widzę, ktoś tu idzie na łowy panno Hughes. - zaśmiała się. - Wsiadaj do przodu. To jedyne wolne miejsce. - dodała, po czym schowała głowę do środka i zamknęła okno. Westchnęłam czując, że dzisiaj może się wydarzyć wiele, a zaraz potem zajęłam miejsce obok kierowcy. 

- Dobry wieczór. - przywitałam się. 

- Dobry wieczór. - odpowiedział mi starszy mężczyzna. 

Całą drogę do klubu nie odzywałam się, za to dziewczyny śmiały się na całego. Miałam tylko nadzieję, że kierowca wytrzyma i nie wysadzi nas w połowie drogi. Kiedy już dojechałyśmy na miejsce, postanowiłam dać mężczyźnie spory napiwek. Podziękowałam i pobiegłam dogonić przyjaciółki, które już wchodziły do klubu. 

Uśmiechnęłam się do ochroniarza stojącego na wejściu, a zaraz potem minęłam go i ruszyłam za kobietami, które na szczęście, nie zdążyły jeszcze zniknąć mi z oczu. Jak mogłam się domyśleć, od razu ruszyły do baru, gdzie zamówiły szoty dla każdej z nas. 

Po kilku chwilach każda dostała po dziesięć kolorowych, jak tęcza szotów i wypiła je, prawie za jednym razem. Nie byłyśmy słabe w piciu, imprezowałyśmy dużo za czasów studiów, mimo, że wszystkie wybrałyśmy sobie wymagające kierunki. Zresztą, poznałyśmy sie na jednej z akademickich imprez. I tak zostałyśmy paczką przyjaciółek aż do dziś. 

- Idziemy tańczyć! - zawołała Liv i wszystkie ruszyłyśmy na parkiet. 

Tańczyłyśmy, jedna obok drugiej, czasami ocierając się o siebie. Zauważyłam, że kilku męczyzn siedzących w lożach przyglądało nam się. Czułam się zadowolona, że udało mi się przyciągnąć ich wzrok. Wiedziałam też, że moje koleżanki również są z tego dumne.  

Przymknęłam oczy tańcząc obok Kate. Śmiałyśmy się, mając gdzieś, że Liv i Ava poszły po drinki. Nagle obok  nas usłyszałam męski głos. 

- Hej. - otworzyłam oczy i ujrzałam Will'a. Skoro on... to i... - Mogę ją porwać? - zapytał wskazując na Kate. 

- Jasne. - powiedziałam i usmiechnęłam się, odchodząc trochę dalej. Cały czas szukałam wzrokiem Martina. Wiedziałam, że skoro Will tu był, to i on musiał gdzieś się czaić. 

Nie było mi to jedna dane, gdyż na mojej drodze stanął wysoki szatyn z ciemnymi oczami. 

- Cześć. - usmiechnął się, łapiąc mnie w talii. 

- Hej. - powiedziałam, napotykając jego intensywne spojrzenie. 

- Zatańczymy? - zaproponował, na co przytaknęłam głową i położyłam dłonie na jego karku. - Co robisz tutaj sama? 

- Właściwie, nie jestem sama. - uśmiechnęłam się nieznacznie. - Przyszłam z przyjaciółkami. - kiwnęłam w stronę baru, gdzie stały dziewczyny.

- Och, rozumiem. Może moi koledzy się nimi zainteresują. - powiedział, kładąc mi dłonie na biodrach. Odwróciłam się do niego tyłem, ocierając się pośladkami o jego krocze. 

- Niestety, ale tylko jedna z nich jest wolna, także nie za bardzo będą mieli na czym zawiesić oko. - zaśmiałam się i spojrzałam przed siebie. 

Wtedy go zobaczyłam. Siedział w jednej z loży i patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. 

- Myślę, że i tak zaryzykują. - powiedział męzczyzna obok mnie, czym wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się lekko. 

- Nie radzę. Inaczej się policzymy. - powiedziałam, odklejając się od jego torsu. - Wybacz, muszę do nich iść. Miłej imprezy. - powiedziałam i odeszłam w kierunku baru, gdzie nadal stały moje przyjaciółki. 

- Czemu go zostawiłaś? - zapytały od razu, kiedy się pojawiłam. 

- Był nahalny. - rzuciłam. - Barman! Szoty dla wszystkich! - krzyknęłam, a chłopak stojacy za barem, kiwnął głową i zajął się przygotowaniem zamówienia.  

- Tak właściwie. - zaczęła Ava. - Gdzie Kate? - zapytała, rozglądając się po klubie. 

- Tam. - wskazałam na parkiet, gdzie dziewczyna tańczyła z Will'em. 

- Hej, czy to nie ten kumpel Martina Walkera, tego, którego sprawę prowadzisz? 

- Zgadza się. - przytaknęłam a przed nami pojawiły się szoty. - Will tak dokładniej. - powiedziałam i wzięłam jednego do ręki. - Za udany wieczór! - wzniosłam toast i przechyliłam kieliszek. 

- Za udany wieczór. - zawtórowały mi koleżanki. - Idziemy tańczyć! - usłszałam obok ucha, kiedy opróżniłyśmy już wszystkie kieliszki. 

Dałam się porwać dziewczynom na parkiet, bawiłam się świetnie, jednak nadal wzrokiem szukałam Martina. Dlaczego? Też chciałabym wiedzieć. Jednak jego nie było już w tym samym miejscu. Wyszedł? Zastanawiałam się nad tym, dopóki nie podszedł do mnie seksowny blondyn. Kojarzyłam go. Grał w jednej drużynie z Carterem. 

- Hej mała. - Boże, serio? 

- Hej. - uśmiechnęłam się sztucznie. 

- Zatańczymy? - zapytał. Był lekko spity, jednak z pewnością kontaktował. 

- Jasne. - powiedziałam i przysunęłam się do niego bliżej. 

Mężczyzna położył mi dłonie na biodrach, kompletnie nie krępując się tym, że poznaliśmy się chwilę temu, ale co miałam do stracenia. Zarzuciłam mu dłonie na kark i spojrzałam w oczy, czy uwodziłam spojrzeniem? Jak zawsze. Miałam to szczęście, że przyciągałam facetów od tak. Czasem było to straszne, ale czasem, mogłam również wykorzystać swoje atuty. Tak było tym razem. 

- Kojarzę cię. - odezwałam się po chwili. 

- Naprawdę? Skąd, bo nie sądzę, że... 

- Grasz z moim przyjacielem w Phoenix Rising FC. - przerwałam. 

- Wow. Zaimponowałaś mi. 

- Nie sądzę, że było tu coś do imponowania. Od kiedy interesujesz się piłką? - zadałam kolejne pytanie. 

- Jakoś od dziesiątego roku życia. 

- Widzisz, chyba wiem więcej od ciebie, bo piłka nożna jest ze mną od urodzenia. - powiedziałam przebiegle,czekając na jego reakcję. 

- Koniecznie muszę złapać cię na jakimś najbliższym meczu. 

- Jasne, na pewno mnie zobaczysz. - zaśmiałam się. 

- Kim jest twój przyjaciel? - zapytał w końcu. 

- Carter. 

- Oh, szkoda, że nie wiedziałem, że ma taką fajną przyjaciółkę, może byśmy spotkali się wcześniej. 

- Nie sądzę. - powiedziałam patrząc w przestrzeń za nim, gdzie zauważyłam Martina. Więc jednak nie wyszedł. - Jestem trochę zapracowana. - powróciłam spojrzeniem do mężczyzny. - Jak masz na imię? - dodałam. 

- George. A ty? 

- Brooklyn. 

- Ładnie. A więc. Czym się zajmujesz Brooklyn? - powiedział, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. 

- Jestem... - zawahałam się, nie będąc pewna, czy powiedzieć prawdę. - Jestem prawnikiem. - powiedziałam w końcu. 

-Wow, to naprawdę imponujące. Ciężkie studia, nie? 

- Niekoniecznie. Jeśli wiesz, co chcesz robić, to dążysz po trupach do celu. Tak bym powiedziała. Nie ma przeszkód nie do pokonania. 

- U mnie jest tak samo. W sensie w piłce nożnej. Jeśli chcesz coś osiągnąć, to musisz uparcie dążyć do celu mimo przeszkód. 

- Napijemy się? - zaproponowałam. 

- Jasne, ja stawiam. - usmiechnęłam się do niego i złapałam go za rękę prowadząc w stronę baru, jednak kątem oka zerknęłam w kierunku, gdzie wcześniej stał Martin. Nadal tam był. Obserwował mnie i jego. Jakby trzymał dłoń na pulsie. - Czego się napijesz? 

- Szoty? - zaproponowałam. 

- Okej. Barman! Dwie kolejki szotów! - krzyknął w kierunku mężczyzny. - Musimy się umówić kiedyś w jakieś spokojniejsze miejsce. 

- Czy to randka? - zapytałam ciekawa. 

- Tak. To randka. - powiedział pewny siebie. - Podasz swój numer? - zapytał, wyciągając telefon i przekazujac mi go. 

- Pewnie. - uśmiechnęłam i wystukałam rząd cyfr, następnie oddając urządzenie George'owi. 

- Odezwę się niebawem. Na pewno. - powiedział, chowając komórkę do kieszeni. - Twoje przyjaciółki są wolne? - dopytał, kiwając głową w stronę dziewczyn, które nadal szalały na parkiecie. 

- Nie zupełnie. Jedynie Liv nie ma nikogo. - zaśmiałam się cicho. Przecież już o to pytał - Więc jeśli miałeś nadzieję zaproponować je swoim kolegom, to muszę cię niestety rozczarować. 

- Chłopak nie ściana, da się przesunąć nie? 

- Nawet się nie waż. - spoważniałam i wypiłam pierwszy kieliszek. 

- Coś mi zrobisz? 

- Zmiażdżę cię. - powiedziałam pewnie. - Nie zostawię na tobie suchej nitki. - dodałam i przechyliłam kolejny kieliszek. 

- Już się boję. - zakpił. Naprawdę kolego? 

- Powineneś. - odparłam. - Kojarzysz kancelarię Hughes Law Office? - zapytałam. 

- Żartujesz?! Jedna z najlepszysz w mieście! Każdy kto ma kłopoty marzy o tym, żeby jego właścicielka zgodziła się wziąć jego sprawę. Na pewno, jeśli kiedyś coś mi się przytrafi, to zgłoszę się do niej po pomoć. - mówił o tej kobiecie z taką fascynacją, że ledwo mogłam powstrzymać się od śmiechu. - Pracujesz tam? - zapytał. 

- Lepiej. - uśmiechnęłam się, wypijając ostatni kieliszek. - Miło mi. - podałam mu rękę, którą chwycił od razu. - Brooklyn Hughes. - powiedziałam, a oczy prawie wyszły mu z orbit. - Właścicielka kancelarii Hughes Law Office. - dodałam i myślałam, że mężczyzna zaraz będzie zbierał sczękę z podłogi. 

- O kurwa. - tylko tyle zdołał wydusić. Zaśmiałam się. 

- Chcesz wiedzieć coś jeszcze? - pochyliłam się w jego stronę. Widziałam, jak zerknął na mój dekolt i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. 

- Tylko jedno. Dasz się pocałować? - powiedział, a jego wzrok wrócił do mojej twarzy. Skinęłam głową, a jego twarz przybliżyła się do mnie. 

Uśmiechnęłam się nieznacznie, a zaraz potem usta mężczyzny zetknęły się z moimi. Moje dłonie spoczęły na karku George'a, a jego ręce wciągnęły mnie na kolana mężczyzny. Usiadłam na nim okrakiem. Naprałm mocniej biodrami na jego ciało i oderwałam się po chwili. 

- Zabierz mnie stąd. - szepnęłam. 

- Co tylko zechcesz. - powiedział i opuścił mnie na podłogę. Wyjęłam telefon z torebki i wysłałam szybką wiadomość do dziewczyn, że wychodzę, żeby się nie martwiły i poszłam razem z George'm w kierunku wyjścia. - Chodź, złapiemy taksówkę. - powiedział i złapał mnie za rękę, ciągnąc kierunku postoju taksówek. 

Mieliśmy szczęście. Akurat jedyna była wolna. 

- Do mnie, czy do ciebie? - zapytał George zanim wsiedliśmy. 

- Do ciebie. - powiedziałam pewnie. 

- Dobry wieczór. - powiedział wsiadając do środka. Zajęłam miejsce obok niego. 

George podał kierowcy adres i ruszyliśmy w drogę. Kiedy dotarliśmy na miejsce odkryłam, że mężczyzna mieszka niedaleko mnie. Nie zamierzałam jednak tego komentować. Zachowałam dla siebie tę informację. Mężczyzna zapłacił za taksówkę i ruszyliśmy do jego mieszkania. 

Po wejściu do środka, praktycznie od razu zostałam przyparta do drzwi. Usta George'a zaatakowały moje w żarliwym pocałunku, który oczywiście odwzajemniłam. Męzczyzna zsunął z moich ramion kurtkę. Położyłam dłonie na jego karku i przyciągnęłam jeszcze bliżej siebie. O ile w ogóle się dało. 

- Proszę. - jęknęłam mu prosto w usta. 

- O co prosisz mała? 

- Zabierz mnie do sypialni. - powiedziałam pewnie, spoglądając George'owi w oczy. 

- Z miłą chęcią. - usmiechnął się i złapał mnie za biora tak, abym oplotła swoje nogi wokół jego pasa, co też uczyniłam. 

Przeszliśmy do sypialni po omacku, cały czas się całując. Złapałam za guziki, przy koszuli blondyna. Chwilę później pozostał już bez niej. Moje dłonie błądziły po jego torsie. Następnie zjechałam nimi do paska od spodki, ktory odpiełam. Usłyszałam pomruk zadowolenia, lecz nie zaprzestaliśmy pocałunków. Odpięłam zamek w spodniach mężczyzny, a następnie zsunęłam je w dół. George postąpił ponownie i już po chwili stałam przed nim jedynie w moich czarnych body. Uśmiechnęłam się zadziornie, kiedy zauważyłam, jak spogląda na moje ciało. Kilka sekund później i body poszło w odstawkę. Jego bokserki także wylądowały gdzieś na podłodze.

Przejechałam dłonią po jego szczęce. Spojrzałam na jego usta spod wachlarza rzęs. Mężczyzna spojrzał na mnie, następnie łapiąc za kark, przyciągnął do swoich ust. Jeknęłam nie spodziewając się takiego ruchu, jednak chwilę potem walczyłam z nim od dominację. Zarzuciłam George'owi ręce na barki i przylgnęłam do niego całym ciałem. Mężczyzna złapał coć obok komody, której staliśmy i okazało się, że była to gumka. Och, więc był przygotowany na spędzenie nocy z kobietą. Ta myśl zaprzątała mi głowę tylko chwilę, dopóki George nie założył prezerwatywy na swojego penisa i nie usniósł mojej jednej nogi. Chwilę później poczułam, jak wsuwa się we mnie. Jęknęłam niekontrolowanie. Spojrzałam oczy mężczyzny. Był wykurwiście napalony. Złapałam się blatu komody obok mnie i odchyliłam głowę do tyłu. 

- Kurwa tak. - warknął George. - Ja pierdole, jesteś taka ciasna. Po jego słowach, przymknęłam oczy. - Brooke... - usłyszałam z jego ust, a ja momentalnie otworzyłam oczy. 

- Brooklyn. - poprawiłam go. 

- Co? - zaprzestał swoich ruchów. 

- Brooklyn. Mam na imię Brooklyn. - powiedziałam pewnie, patrząc mu w oczy. 

- Będziesz teraz strzelać fochy o to, jak cię nazywam? - zapytał, zaprzestając ruchów. 

- Chyba mam prawo sobie wybrać, jak ludzie się do mnie zwracają, nieprawdaż? - powiedziałam, odpychając go lekko od siebie. 

- O co ci chodzi, stroisz fochy jak pięcioletnie dziecko. Brooke to to samo. - fuknął. Zaraz, czy on na mnie fuknął?

- Dla mnie nie. Tylko bliskie mi osoby mówią do mnie Brooke. Taka zasada. - powiedziałam i poczułam, jak George ze mnie wychodzi. 

- Kurwa, o co masz problem laska. Nie będziesz mi mówić, jak mam się do ciebie zwracać, czy to zrozumiałe?! - zapytał, łapiąc mnie za łokieć. 

- Chyba coś ci się pomyliło chłopczyku, że będziesz mi rozkazywał. - rzuciłam, wyrywając się i zbierając swoje rzeczy. 

- Co, ochota na seks ci nagle przeszła? Wiem, że i tak tego chcesz, podobnie jak ja. Chodź tu. - powiedział wkurzony, łapiąc moją rękę. 

- Odsuń się! - krzyknęłam. - Nie mam zamiaru z tobą spać. - dodałam łapiąc ostatnią rzecz i wychodząc nago z sypialnii. 

Szłam z determinacją, aby znaleźć inną łazienkę w tym mieszkaniu. Kiedy już mi się to udało, zamknęłam się w niej i ubrałam z powrotem. Jęknęłam, spoglądając w swoje odbicie. Dobrze, że nie wspomniałam, że mieszkam niedaleko. 

Wzięłam głęboki wdech, zgarnęłam torebkę i odkluczyłam drzwi. Wyszłam z nadzieją, że nie będę musiała go oglądać, jednak los oczywiście chciał inaczej. Siedział nago w salonie, popijając jakiś trunek. Chyba whisky. Nie byłam pewna, nie obchodziło mnie to. Ruszyłam dumnie do drzwi, gdzie znalazłam moje szpilki. 

- Jeszcze będziesz mnie chciała. - powiedział George, pojawiając się za mną. 

- Na pewno tak nie będzie. Phoenix jest pełne fiutów takich jak ty. Na całe szczęście mogę je omijać i zająć się prawdziwymi penisami. - powiedziałam zarzucając na ramię torebkę i otworzyłam drzwi wejściowe. 

Na moje nieszczęście z mieszkania obok wychodziła jakaś staruszka, który nie kryła swojego zbulwersowania. 

- Bardzo panią przepraszam. - powiedziałam. - Nie ma co patrzeć droga pani. - dodałam, jednak nie zamknęłam drzwi od mieszkania. - Totalny impotent, naprawdę. Jeśli ma pani wnuczkę, to niech pani nie pozwoli, żeby się z nim spotykała. W ogóle, to niech pani odstarasza stąd kobiety. Ten fiut nie jest tego wart. - powiedziałam trzasakając drzwiami i ruszając przed siebie. Z tyłu usłszałam jedynie "współczuję", które powiedziała kobieta. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc te słowa. 

Kiedy wyszłam na zewnątrz, taksówka zamówiona przeze mnie wcześniej, już czekała. Wsiadłam do środka, a następnie podałam kierowcy adres. Jakieś piętnaście minut później, byłam już pod swoim apartamentowcem. 

Dochodziła druga w nocy, więc miałam nadzieję na szybki prysznic i natychmiastowy sen, jednak kiedy podeszłam do swoich drzwi, zobaczyłam Martina, śpiącego przy wejściu. Los miał dla mnie inne plany niż wyspanie się. Westchnęłam, przewracając oczami, po czym sturchnęłam lekko mężczyzne. Otworzył lekko oczy i spojrzał na mnie. 

- Czeeee.... cześć kochanie. - usłysząłam bełkotliwie wypowiedziane słowa. 

- Wszystko okej Martin? Co tu robisz? - zapytałam, pomagając mu wstać. 

- Skarbie... twój... adres... jest po prostu łatwo podać panu z tego fajnego samochodu. - zaśmiał się i czknął. 

- Jesteś najebany. - stwierdziłam, bardziej do siebie, niż do niego. - Kurwa, chodź. Musisz się położyć. - westchnęłam i złapałam go pod ramię. Odkluczyłam drzwi, po czym weszliśmy do środka. Martin to właściwie się wtoczył. - Dasz radę chwilę postać sam? - zapytałam, na co pokiwał głową. 

Zostawiłam go na chwilę samego w salonie, chcąc zamknąć drzwi i zdjać buty. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po powrocie, nie zastałam go na miejscu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam porozrzucane ubranie po korytarzu. 

- Kurwa, no nie. - powiedziałam do siebie i poszłam po szlaku, jaki zostawił mi mężczyzna. 

Weszłam do swojej sypialni przez uchylone drzwi i zobaczyłam jak Martin ściąga ostatnią rzecz, jaką na sobie miał. Bokserki. Przeklnęłam pod nosem i ruszyłam w jego kierunku. 

- Możesz ich nie ściągać? - mruknęłam. 

- Wiem, że mój kutas ci się podoba, piękna. - wyszczerzył się w moim kierunku. 

- Myślałam, że mamy już tą relację za sobą. - przewróciłam oczami. 

- To nie zmienia faktu, że moje ciało cię podnieca. - powiedział zadziornie. Czy on musiał być taki gorący nawet wtedy, gdy był najebany? - Spokojnie, spokojnie. Dzisiaj nic ci nie zrobię. Nie byłbym w stanie. Po prostu pozwól mi się tutaj przespać. - powiedział zdejmując do końca bokserki i kładąc się pod kołdrą. - Idź zmyj tapetę, weź prysznic i wróć spać. - powiedział, przekręcając się na bok. 

Westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam w kierunku łazienki. Tam zdjęłam ubrania, zmyłam makijaż, a potem wzięłam szybki prysznic. Po wszystkim, zrobiłam szybką pielęgnację. Nałożyłam serum, krem pod oczy i krem do twarzy, bo tylko na tyle było mnie stać. Następnie w samych majtkach ruszyłam do pokoju. To było przyzwyczajenie, zresztą Martin i tak na pewno już śpi. Skierowałam się do garderoby, skąd wyciągnęłam zbyt dużą koszulkę i wróciłam do sypialni. Z zaskoczeniem zobaczyłam parę wpatrujących się we mnie oczu. 

- Tyłek to ty masz niezły. - skomentował mężczyzna. - Taki pełny... - rozmarzył się. 

- Dość. - powiedziałam i pokręciłam głową. - Śpij już. Jestem wykończona. - mruknęłam, kierując się do łóżka. Weszłam pod ciepłą kołdrę, i odwróciłam się do mężczyzny tyłem. Próbowałam zasnąć, jednak sen ni jak nie nachodził. Poruszyłam się lekko, chcąc poprawić swoją pozycję do snu, a sekundę później poczułam silne ramię obejmujące mnie w pasie. 

- Trudno obok mnie spać, co kochanie? - zapytał Martin, jednak pozostawiłam to bez komentarza. Wolałam nie rozbudzać naszych wewnętrznych pragnień. Na szczęście, ubłagany sen nadszedł dość szybko. 

**********

Witajcie! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. 

Życzę wam udanego weekendu, udanego Halloween, albo mam nadzieję, że był udany, jeśli już obchodziliście. Spędźcie kolejne dni z rodziną, trzymam kciuki, aby było moiło i przyjemnie. 

SKY 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro