Zimne Płatki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Irmina otworzyła powoli oczy. Obraz był nieco zamglony, przez co musiała kilka razy mrugnąć, by cokolwiek zobaczyć, a co ujrzała, było dość dziwne. Był środek nocy na oko tuż przed świtem, ponieważ niebo za oknem miało chłodna szarą barwę. Leżała na swoim łóżku idealnie równo ułożona z rekami przy ciele i była przykryta kołdrą. Rozejrzała się po pokoju a tam jeszcze większe zaskoczenie. Na krześle przy biurku spala jej matka, wyglądała, jakby płakała jakiś czas temu, a obok łóżka stało dostawione krzesło, na którym drzemał w najlepsze Ragnar. Irmina odchrząknęła, na co oboje się zerwali. Ragnar wstał ze swojego krzesła, by pani Seyeva mogła usiąść przy swojej córce.

- Irvi jak się czujesz? Wszytko, ok? Boli cię głową? - Zadawała pytania, nie dając czasu na odpowiedź. - O boże tak strasznie się bałam, przyszłam do domu, a ty leżysz nieprzytomna, a kolo ciebie klęczy ten chłopak. Kto to wole jest? Jakiś twój kolega ze szkoły?

- Mamo spokojnie. - Odparła uspokajająco Irmina, ujmując dłoń matki. - Wszytko jest ok, a to jest Ragnar, kiedyś ci go przedstawiałam.

Pani Seyeva spojrzała podejrzliwe na chłopaka.

- Naprawdę? Bo ja go sobie nie przypominam. - Spojrzała zdziwiona na znajomego swojej córki. - W każdym razie dobrze, że do ciebie przyszedł.

Irmina rozejrzała się po pokoju jeszcze raz i zobaczyła dwie walizki stojące w rogu pokoju, a potem popatrzyła pytająco na swoją mamę.

- A, tak, kiedy byłaś nieprzytomna, spakowałam twoje rzeczy na wyjazd, pamiętasz jeszcze? Dzisiaj w nocy wyjeżdżasz. - Wytłumaczyła szybko.

Przez ten cały czas Irmina nie odrywała wzroku od Ragnara który stał z boku, wpatrując się w swoje buty, na chwile się odwróciła do matki, a kiedy znowu spojrzała na miejsce, gdzie przed chwilą stał, nikogo tam nie było. Seyeva przetarła oczy ręką, ale nic się nie zmieniło. W pokoju były tylko dwie osoby.

- Mamo, gdzie podział się Ragnar? - Zapytała niepewnie.

- Kto? Nikogo tu oprócz nas nie było, musie cię pewne strasznie boleć głowa, pewnie ci się przywidziało. - Powiedziała zmartwiona.

Pani Seyeva zeszła na dół pa leki, a jej córka została sama w pokoju. Zaczęła się zastawać czy z jej głową wszystko ok, bo przecież na pewno go widziała i matka też o tym wcześniej wspomniała, a teraz nawet nie wie, że był w jej domu. Dziewczyna położyła sobie rękę na czole. Nie miała gorączki. To pewnie przez szok wydawało jej się, że widziała kolegę i przesłyszało się jej to, że jej matka o nim mówiła. Na pewno tak było, bo to jedyna racjonalna sceneria wydarzeń. A z tych mniej normalnych pojawiła się jej dziwna myśl w głowie. Nikt oprócz niej nie zna Ragnara, nawet nie wie o jego istnieniu. Nigdy nie była w jego domu i nie wie gdzie mieszka, przynosi dziwną książkę o magicznych zwierzętach, potem nagle znika. A co jeśli... nie na pewno nie przecież znała go od ponad dwóch lat to niemożliwe.

- Masz, słonko. - Matka podała jej lek i szklankę z wodą przerywając jej przemyślenia.

Irmina uśmiechnęła się lekko do rodzicielki i wzięła od niej szklankę i lek. Połknęła go szybko.

- Podwieziesz mnie dzisiaj do fryzjera, jak będziesz iść do pracy? - Zapytała. - Bo wczoraj zasnęłam i całkowicie mi to wyleciało z głowy.

- jasne kwiatuszku. - Odpowiedziała Naina, po czym cmoknęła Irmi w głowę i wyszła, by najprawdopodniej się jeszcze zdrzemnąć.

Dziewczyna poszła w jej ślady i po kilku chwilach patrzenia za okno w całkowitej ciszy, zasnęła.

Następny dzień zapowiadał się równie dziwne, jak dwa poprzednie. Irmina obudziła się przed jedenastą. A dokładniej o dziewiątej, kiedy słonie było już wysoko nad horyzontem. Zwlekła się z łóżka i zeszła na dół do kuchni, by zjeść śniadanie.

Przeżuwając płatki, myślała o wszystkim, co się ostatni działo, zwykle ma spokojne życie, wiec taki rolerkoster zdarzeń był dla niej niemałym szokiem. Mieszała łyżka w prawie pełniej misce, gapiąc się za okno bez większej przyczyny. Miała nadzieje, że cala ta dziwna sytuacja się wyjaśni albo chociaż opadnie w niepamięć, bo chciała mieć spokojny umysł podczas tak wyczekiwanego przez niej wyjazdu.

Miała dość, ostatnio w jej głowie kłębiło się za dużo myśli, a ona nie miała siły sobie z nimi poradzić, a jej natura nie pozwalała jej na poproszenie kogoś o pomoc.

Gapiąc się w okno, zauważyła grupkę dzieciaków na oko ośmioletnich, były to dwie dziewczynki i trzech chłopców. Jeden chłopiec i jedna dziewczynka byli do siebie bardzo podobni, penie to rodzeństwo pomyślała. Kojarzyła skądś ich twarze, ale nie widziała skąd, najprawdopodobniej ze szkoły. Tam przewinęło się jej przed oczami tyle osób, że nawet nie potrafiła już zliczyć. Obserwowała grupkę przyjaciół, dopóki nie schowali się za framuga okna.

Postanowiła, że jednak zajmie się śniadaniem, ale kiedy wzięła łyżkę do buzi, i z przykrością stwierdziła, że płatki były już zimne i porzuciła te ambitne plany, wyrzucając resztę do zlewu.

Żeby zabić czas, czekać na aż jej matka się obudzi Irmina, postanowiła wrócić do pokoju i czymś się zająć, jeszcze nie wiedziała czym, ale czymś na pewno.

Zaczęła łazić po pokoju bez większego celu. Nagle coś zauważyła, na jej biurku leżał ten dziwny kwiatek z wczoraj, wygadał tak samo idealnie, jakby został zerwany dopiero przed sekundą, wzięła go do ręki. Obserwowała, jak drobne paczki otwierają się na jej oczach. Uchyliła lekko usta, wpatrując się w kwiatek. Ale jak? Pomyślała. Przez chwile tak stała niedowierzając własnym oczom. Ogarnęła się, na pewno jej się przywidziało, przecież kwiaty nie otwierają się ot, tak, a w szczególności takie, które leżą zerwane od jakiegoś czasu. Ujęła roślinkę w obie ręce jak ósmy cud świata.

Zanim się obejrzała już stała w kuchni, nalewając do szklanki wody i wsadzając do niej kwiatka. Kiedy powróciła do pokoju, postawiła szklankę z roślinką na biurku i wpatrywała się w nią, a ta rosła może i powoli, ale na jej oczach. To wszystko było niesamowite, czuła jak niespodziewane dzieło i euforia napełniają jej ciało, jak patrzy na rozwijający się piękny kwiat.

Tak pochłonięta tym zdarzeniem Irmina nie zauważyła, jak jej matka wchodzi do pokoju. A kiedy położyła rękę na jej ramieniu, podskoczyła lekko na krześle.

- Jak chcesz, żebym cię podwiozła, to się zbieraj. - Powiedziała, uśmiechając się lekko, widząc reakcje córki.

- A, tak... - Westchnęła młodszą Seyeva.

Jeszce raz rzuciła okiem na kwiatek w szklane i wyszła z pokoju, mając na celu, ogarniecie się.

Świat z dnia na dzień coraz bardziej ją zaskakiwał.  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro