Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kończymy kolejną historię, tym razem w polskiej rzeczywistości. Mam nadzieję, że Leon i Alicja, a także pozostali bohaterowie, zostaną w Waszej pamięci.
Dziękuję tym, którzy komentowali, czytali i niekiedy doradzali. Bez Was, Waszego wsparcia, nie byłabym tu, gdzie jestem ❤️
Jeśli uważacie, że Sezon na króliczka zasługuje na polecenie, będzie mi niezmiernie miło, jeśli szepniecie o nim słówko gdzieś dalej ❤️❤️❤️
Do następnej historii 😘😘😘
Wasza Jo Winchester/ Joanna Maziarek
A epilog dedykuję @KatarzynaAnnaKaszewska z okazji jej jutrzejszych urodzin ❤️ 🎂 ❤️🎂❤️🎂


Leon

Pół roku później

Uśmiech nie schodził z mojej z twarzy, odkąd wyszedłem z Alicją z mieszkania. Dziewczyna uparła się, że mnie odwiezie, żebym nie musiał kłopotać któregoś z chłopaków ani tłuc się taksówką po mieście. Zgodziłem się, co skwitowała uniesionymi kącikami ust, a wtedy w moim sercu rozlało się przyjemne ciepło.

Najmniejszy objaw szczęścia goszczącego na twarzy ukochanej właśnie tak na mnie działał. Sesja terapeutyczna, której poddała się kilka miesięcy temu, przyniosła zamierzone efekty. Koszmary nie ustąpiły całkowicie, ale przynajmniej nie wracały każdej nocy. Za to coraz częściej widziałem ją radosną, przestała bać się opuszczać dom, wróciła do pracy, wychodziła z Izą na ich szalone wieczory – oczywiście już bez przebieranek, bo krew mnie zalewała, gdy wyobrażałem sobie, że obcy kolesie pożerali ją wzrokiem. Alicja należała tylko do mnie, więc nie zamierzałem pozwolić, by ktokolwiek w ogóle pomyślał, że ma u niej jakiekolwiek szanse.

Nasze życie powoli wracało do normy, lecz bywały też i gorsze dni. Niemniej miałem oparcie w tylu osobach, że zawsze udawało się wyjść na prostą. Żyłem, kochałem i byłem kochany.

- Zaczekam tu na ciebie – usłyszałem głos Króliczka, która przyglądała mi się z troską w oczach. W odpowiedzi lekko ścisnąłem jej palce, dziękując tym samym za wsparcie.

- Tylko nigdzie nie odjeżdżaj – zażartowałem, po czym opuściłem ciepłe wnętrze samochodu.

Znalazłszy się na zewnątrz, mocniej naciągnąłem kaptur na głowę i udałem się w stronę cmentarnej bramy. Powoli zapadał zmierzch. Niestety końcówka marca nie rozpieszczała – temperatury w dzień nie przekraczały ośmiu czy dziewięciu stopni, do tego często dochodził porywisty wiatr. W tej chwili jednak nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, ponieważ mogłoby świecić słońce i panować upał, co nie zmieniłoby faktu, że człowiek, dla którego tutaj przyszedłem, leżał kilka metrów pod ziemią.

Dotarłem na miejsce i przystanąłem przed jasnym nagrobkiem, na którym widniał napis Świeć Panie nad jego duszą, a pod spodem Dariusz Kotecki wraz z datą urodzenia oraz śmierci. Serce ścisnęło się boleśnie na wspomnienie dnia, który nie powinien nadejść tak szybko i nie powinno wydarzyć się to, co się wydarzyło. A już na pewno nie w sposób, w jaki zginął mój przyjaciel.

Z niewielkiej reklamówki wyjąłem znicz, podpaliłem knot i postawiłem na płycie. Moja wiara się nie pogłębiła, ale ten gest dawał mi pewnego rodzaju pokrzepienie. Chciałem wierzyć, że Darek wciąż gdzieś tam był, że nie zamienił się w nicość, a jego dusza przestała istnieć. W takich chwilach pragnąłem, aby kościelny bełkot okazał się prawdą. Chociaż patrząc na wszystko z innej perspektywy, Darek nie trafiłby do nieba, tylko na dół. Już sam nie wiedziałem, co było gorsze.

- Stary, musisz mieć teraz ze mnie bekę – odezwałem się, wpatrując w grób. – Wiem, że znasz moje myśli i właśnie naśmiewasz się ze mnie do łez. Stękam niczym baba, prawda?

Przerwałem na chwilę, zaczerpnąłem powietrze, a następnie podjąłem przerwany wątek:

- Brakuje mi ciebie i twoich głupich żartów – westchnąłem przeciągle. – Ostatnio pojechałem po pracy na zakupy, Ala mnie poprosiła. Gdy przechodziłem w alejce obok napojów Caprio, omal się nie rozpłakałem. Pamiętasz? Jasne, że pamiętasz.

Roześmiałem się, choć powoli w gardle narastała gula, dzięki czemu wiedziałem, że dzisiaj zbyt długo sobie „nie porozmawiam". Zamilkłem na moment, wzniosłem oczy i kolejny raz się odezwałem:

- Zaraz jadę do chłopaków. Wzięliśmy wszyscy na jutro urlop, bo pewnie na jednej butelce się nie skończy, ale w twoje urodziny nie możemy dać ciała. Jeszcze zacząłbyś nas straszyć... – zażartowałem, lecz w efekcie nawet się nie uśmiechnąłem. – Minęło sześć miesięcy, a mi ciągle się wydaje, że zaraz wrócisz. Non stop wyrzucam sobie, że niczego nie zauważyłem, że byłem tak bardzo skupiony na sobie i swoim życiu, przez co nie dostrzegłem, że działo się z tobą coś niedobrego, że wpadłeś w poważne problemy. Damian i Arek także wciąż mają sobie to za złe. Przegadaliśmy wiele godzin i nadal nie dowierzamy, że okazaliśmy się totalnymi ślepcami. Pomoglibyśmy ci, bo byłeś naszym bratem.

Zacisnąłem dłonie, przymknąłem powieki, czując nawracający ból. Wielokrotnie sobie obiecywałem, iż skończę z wyrzutami – nawet głęboki żal nie mógł przywrócić naszego kumpla. A jednak, gdy przychodził taki dzień jak ten, nie umiałem zablokować pewnych uczuć. Na szczęście ten stan nigdy nie trwał długo – niektóre rzeczy w jakiś sposób do mnie dotarły.

- Zawsze będziesz naszym bratem. I nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłeś, co zrobiłeś dla Alicji. – Uśmiechnąłem się przez łzy, pospiesznie ocierając je z kącików oczu. – Mam w dupie, co ludzie o tobie mówią, dla mnie jesteś najlepszym facetem, jakiego w życiu spotkałem, na równi z tymi dwoma debilami, którzy już na mnie czekają. Więc wybacz, ale będę się zbierał, bo jak ich znam, każą mi wypić trzy karne kolejki. Ty dałbyś sobie z nimi radę, gdyż zawsze miałeś mocniejszą głowę, a ja... – Wzruszyłem ramionami. – Ja to w wojsku dupa – zacytowałem jedno z ulubionych powiedzonek Darka, po czym roześmiałem się pod nosem. – Następnym razem dłużej u ciebie zabawię, obiecuję – wyszeptałem na odchodne, ostatni raz spojrzałem w stronę nagrobka i powoli nawróciłem.

Dzisiaj przypadała rocznica urodzin Koteckiego. Już kilka tygodni temu postanowiłem razem z chłopakami, że w ten dzień po prostu usiądziemy nad flaszką i powspominamy najlepsze chwile, które z nim spędziliśmy – a tych było niemało. To właśnie w takich momentach najbardziej nam go brakowało, ale z drugiej strony nie chcieliśmy ciągle rozpaczać – Darek by sobie tego nie życzył.

- Wszystko w porządku? – Alicja rzuciła mi zaniepokojone spojrzenie, więc posłałem jej pokrzepiający uśmiech.

- Tak. Jedźmy, proszę. – Oparłem się wygodnie w fotelu i zapatrzyłem przed siebie.

Jechaliśmy w kompletnej ciszy, nawet radio nie grało. Żadnemu z nas to nie przeszkadzało; gdyż, prawdę mówiąc, oboje lubiliśmy siedzieć obok siebie, czerpiąc radość z bliskości i taplając się we własnych myślach. Nie było w tym nic krępującego, nie szukaliśmy nerwowo tematów, byleby tylko coś się działo. Stworzyliśmy związek, w którym czuliśmy się swobodnie w każdym momencie. I nie mieliśmy już przed sobą żadnych tajemnic.

- Przyjadę po ciebie. – Ala nachyliła się w moją stronę, a jej dłoń wylądowała na moim udzie, przez co od razu zacząłem mieć niegrzeczne myśli. Dawno nie kochaliśmy się w aucie. – Może zatrzymamy się wtedy na poboczu – mruknęła rozkosznie nęcącym tonem, aż ze świstem wciągnąłem powietrze do płuc.

- Ty diablico! – W mgnieniu oka wsunąłem dłoń na jej kark, po czym przyciągnąłem do siebie jej twarz: nasze oddechy zaczęły się ze sobą mieszać. – Wrócę do domu taksówką, a ty będziesz na mnie czekać – wydyszałem jej prosto w usta, nie odrywając spojrzenia od ciemnych tęczówek. – Załóż ten czarny komplet, który ostatnio kupiłaś – poprosiłem. – Kocham cię, wracaj ostrożnie. – Przelotnie musnąłem ponętne wargi i wyskoczyłem z auta, zanim Króliczek zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

- A ty co taki uśmiechnięty? – zapytał Arek, widząc mój wyszczerz, gdy dołączyłem do nich w lokalu. – Jeśli powiesz, że właśnie zaliczyłeś numerek albo lodzika w samochodzie...

- Darek od razu wlepiłby ci mandat – skomentował Damian i wszyscy naraz parsknęliśmy śmiechem. – Do dzisiaj mam tę scenę przed oczami – wykrztusił, kiedy na chwilę zdołał się opanować.

- Ja też! – Nowicki kilka razy uderzył dłonią w blat stołu, rżąc jak debil. – Ale i tak najlepszą minę musiał mieć Dario, gdy zorientował się, że pochylającą się osobą był drugi facet. Z wrażenia mało nóg nie pogubił, tak szybko zostawił tych kolesi w spokoju.

- I od tej pory nawet nie reagował, kiedy przyłapał parę na migdaleniu się w samochodzie – przypomniałem, ocierając cieknące po policzkach łzy, tym razem z radości. Właśnie tak chciałem wspominać kumpla: siedząc w gronie najbliższych przyjaciół, nawiązując do wyłącznie dobrych momentów.

- A pamiętacie, jak próbował zemścić się na Di za kacze pióra w samochodzie i posmarował mu klejem krzesło? – Damian znów zaryczał, niemal kładąc się na całym stoliku.

- I przyszedł komendant, po czym zajął krzesło Leona – dokończył Arek z gigantycznym bananem na twarzy.

- A Darek robił się na przemian biały i zielony – skwitowałem, odgrzebując w pamięci zaistniałą sytuację.

- Wypijmy za niego – zaproponował Nowicki, na co chętnie przystaliśmy.

- Zdrówka, mordo! – zawołał Adamkiewicz, spoglądając w górę. Szybko wychyliliśmy kielony i wreszcie skupiłem wzrok na Damianie. – O co chodzi? – Uniósł brwi.

- U ciebie wszystko w porządku? – zagadnąłem swobodnie.

Nie zamierzałem go urazić, ani też przeprowadzać szczegółowego wywiadu, ale po sytuacji z Darkiem byłem odrobinę przewrażliwiony i wolałem się upewnić, że znowu nie przeoczę sygnałów zwiastujących katastrofę.

- W jak najlepszym – odpowiedział kumpel. Gdy jego policzki niespodziewanie poczerwieniały, odruchowo napiąłem mięśnie. – Może niedługo kogoś wam przedstawię – wydukał niczym zahukany młodzik.

Zaniemówiliśmy z Arkiem. Ja i Nowicki mieliśmy poukładane i stabilne życie uczuciowe, ale Damian do tej pory był raczej lekkoduchem i nie przywiązywał się na stałe do żadnej kobiety.

- Szydera za trzy, dwa, jeden – burknął Adamkiewicz, chowając się za maską cynizmu. – Na co czekacie? – spytał zdumiony, kiedy nadal milczeliśmy.

- Nie możemy się doczekać, aż ją poznamy. – Ciszę pierwszy przerwał Arek, ja zaś energicznie pokiwałem głową. – Wznieśmy za to toast.

- Za Damiana, za ciebie – tu posłałem Arkowi spojrzenie – za mnie i za Darka. Nikt nie stworzył tak zajebistej rodziny, jaką my jesteśmy.

Reszta wieczoru upłynęła w podobnej atmosferze – żartowaliśmy, wspominaliśmy i świętowaliśmy. Gdy więc po czwartej butelce stwierdziłem, że najwyższa pora opuścić zacne grono, miałem już trochę w czubie, ale jeszcze nie na tyle, by stracić nad sobą kontrolę.

Zamówiłem taksówkę, pożegnałem się i pojechałem do siebie. Siedząc na tylnym siedzeniu, zerknąłem na komórkę, jednak nie zobaczyłem ani jednej wiadomości od Alicji. Cieszyłem się, że czekała na mnie i marzyłem o chwili, w której ją przytulę. Ta kobieta zdobyła moje serce, pomogła mi podnieść się po śmierci Darka i była moim przyjacielem – zawsze obok.

Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, usłyszałem jej głos dobiegający z salonu. Padło imię Bartek, więc już wiedziałem, z kim trajkotała. Brat Króliczka czuł się dobrze, przyjmował wspomagające leki, aby ciało nie odrzuciło przeszczepu, a z tego, czego ostatnio się dowiedziałem, oświadczył się swojej partnerce, więc w przyszłości czekało nas wesele. Oby nie jedno, pomyślałem, przypominając sobie o schowanym na dnie szuflady w szafce przy łóżku pierścionku.

- Już wróciłeś? – Pytanie przywołało mnie do rzeczywistości. Potrząsnąłem głową i przyjrzałem się stojącej naprzeciwko mnie dziewczynie. Była moim ideałem.

- Tak, wróciłem. – Podszedłem i zagarnąłem ją w ramiona. – Wróciłem do domu.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro