Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alicja

- Wszystko w porządku?

Mrugnęłam, po czym uśmiechnęłam się z wyraźnym zakłopotaniem. Odpłynęłam myślami, sama nie wiedząc kiedy, w trakcie spotkania z Izą. A teraz przyjaciółka gapiła się na mnie, czekając na wyjaśnienia.

- Tak – odpowiedziałam, powoli ważąc słowa. – Pamiętasz nasze ostatnie wyjście do Rasputina? – zapytałam niewinnym tonem, na co Izabela ściągnęła brwi.

- O co chodzi? – Gdyby mogła, z pewnością zastrzygłaby uszami z ciekawości: miała ją wymalowaną na twarzy. – Spotkałaś się z tym facetem, który uratował cię od Sebiksa? – zapytała, a ja jęknęłam w duchu. Czy już niczym nie mogłam jej zaskoczyć?

- Tak – odparłam, nie widząc w sensu w próbie wkręcenia jej, że chodziło o coś innego. – Zepsułaś efekt – zamarudziłam.

- I jak? – Przyjaciółka przysunęła się jeszcze bliżej mnie. Umówiłyśmy się po pracy w jednej z kawiarni nieopodal przedszkola. Izka niedawno wróciła z urlopu, który spędziła w słonecznej Hiszpanii. Jej piękna opalenizna oraz szeroki uśmiech wyraźnie świadczyły o udanym wypoczynku. – To znaczy, widzę twój rozmarzony wzrok, więc domyślam się, że facet zrobił na tobie wrażenie. Dotarliście do ostatniej bazy? – zapytała bezceremonialnie, ściszając głos, chociaż zazwyczaj lubiła mnie kompromitować.

- Oszalałaś? – syknęłam, przewracając oczami. – Byliśmy na pizzy, a kilka dni wcześniej spotkałam go przypadkiem w galerii, kiedy kupowałam Bartkowi książki.

- Jak on się czuje? I jak ty się trzymasz? – Rozbawiony wyraz twarzy psiapsióły diametralnie uległ zmianie. Na jej obliczu zagościła troska.

- Dobrze. Bartek wydaje się zupełnie tym nie przejmować – westchnęłam.

- Za to ty nadrabiasz. – Dłoń Izy wylądowała na moim ramieniu i lekko je ścisnęła. Byłam jej naprawdę wdzięczna za wsparcie, za bliskość, za możliwość wygadania się dosłownie na każdy temat. A przede wszystkim za to, że wiedziała, kiedy coś powiedzieć, a kiedy po prostu ze mną pomilczeć.

- Tu chodzi o przeszczep. – Rzuciłam jej poważne spojrzenie. – To nie wizyta u dentysty, gdzie złamany ząb zastąpisz implantem i nic złego się nie stanie.

- Kochanie! – Izabela chwyciła moje dłonie i posłała mi pokrzepiający uśmiech. – Twój brat to facet, któremu nawet przeszczep nie będzie straszny. Dobrze, że do sprawy podchodzi pozytywnie. Jego nastawienie to jedna z najważniejszych rzeczy w tym całym wariactwie. Twoje również – lekko mnie skarciła. – Nie możesz mu pokazać, że coś pójdzie nie tak i nie wolno ci w ten sposób nawet myśleć. Jestem święcie przekonana, że znajdzie się dla niego nerka. A skoro lekarz doszedł do wniosku, że na razie wystarczą dializy, sądzę, że to naprawdę dobra wiadomość.

- Myślisz, że odwiedzam go i mu jęczę?

- Nie, bo jak cię znam, wchodzisz do niego uśmiechnięta, przedstawiając świat w jasnych barwach. Założę się, że za to Weronika panikuje za całą waszą trójkę – skwitowała Iza. – Jeśli cię uraziłam, to przepraszam – dodała ze skruszoną miną.

- Daj spokój. – Machnęłam ręką, a następnie szczerze się uśmiechnęłam. – Wiem, że nie miałaś nic złego na myśli. Naprawdę staram się myśleć pozytywnie i całym sercem wierzę, że znajdzie się nerka dla mojego brata. To, że jego nie są aż w takim złym stanie, to też olbrzymi plus. Na początku wszystko trochę mnie przytłoczyło, jednak zdążyłam oswoić się z tą myślą i wierzę, że Bartek, przy naszym wsparciu, świetnie poradzi.

- Tak trzymaj! – Izabela z zachwytu aż klasnęła. – Teraz powróćmy do wątku twojego faceta.

- Leon nie jest moim facetem – sprostowałam, na co Iza poszerzyła uśmiech.

- Jeszcze – dodała konspiracyjnym szeptem, dlatego nie mogłam inaczej zareagować, jak wybuchnięciem śmiechem. Niesamowicie mi jej brakowało podczas ostatnich dni. Nie dość, że dodawała mi otuchy, to jeszcze potrafiła rozbawić. – Opowiedz coś więcej – zażądała.

- Leon jest... – zamyśliłam się, zastanawiając, w jaki sposób go opisać, bo wbrew pozorom to wcale nie było łatwe zadanie – interesujący. Nie należy do gatunku klasycznego pięknisia, za co dziękuję Bogu, bo wiesz, że za nimi nie przepadam. Jest męski w najlepszym tego słowa znaczeniu – kontynuowałam.

- Całowaliście się? – dopytywała z wypiekami na twarzy, zupełnie jakby to ona miała do czynienia z Dębińskim. – Całowaliście! – Wycelowała we mnie palcem, szczerząc się niczym kretynka. – I jak? Zna się na rzeczy? Chryste, po co ja pytam! Wystarczy na ciebie spojrzeć, a od razu masz odpowiedź wypisaną na twarzy. Kiedy planujesz pójść z nim na całość?

- Kobieto, opanuj hormony! – zachichotałam, przykładając dłonie do twarzy i rozglądając się po bokach, czy nikt nas nie podsłuchiwał. – Nie wiem, czy to w ogóle nastąpi – bąknęłam.

- Co? – Iza popatrzyła na mnie niczym na pełnoetatową wariatkę. – Chyba ci się styki przegrzały – stwierdziła filozoficznie. – Przecież widać jak na dłoni, że na niego lecisz. Założę się, że on na ciebie też. Co więc stoi na przeszkodzie? Tylko nie mów, że nagle doszłaś do wniosku, że poczekasz do piątej albo dziesiątej randki?

- A co w tym złego? – Postanowiłam trochę się z nią podroczyć. – Przez ten czas zdążę go dobrze poznać i sprawdzę, czy w ogóle jest wart, żebym dopuściła go do swojej cnoty – przemówiłam teatralnym tonem, a Iza, która akurat piła kawę, parsknęła nią prosto przed siebie.

- Ty czasami nie zamieniłaś się z którymś ze swoich podopiecznych na mózg? Potrzebujesz urlopu. I dobrego bzykania! – oświadczyła głośno i wyraźnie, wzbudzając chichot ludzi ze stolika obok.

- Zamknij się! – Zgromiłam ją wzrokiem, na co ta bestia wyszczerzyła zęby.

- To mnie nie prowokuj! – ostrzegła, jej uśmiech zaś przybrał odrobinę złowieszczą formę. – To jak będzie z Leonem? – zapytała, poważniejąc.

- Niczego nie planuję – odpowiedziałam. – Wolę działać spontanicznie i zobaczyć, czy cokolwiek z tego wyjdzie, wiesz? – Spojrzałam na Izę, szukając u niej zrozumienia.

- Bardzo dobrze. Jakby co, trzymam za was kciuki. Fajniutki ten twój Leoś – bąknęła, ukrywając uśmiech za filiżanką, którą przytknęła do ust.

Przewróciłam oczami i roześmiałam się cicho. Iza wbiła sobie do głowy, że ja i Dębiński zostaliśmy parą, chociaż przed nami była daleka droga. Postanowiłam machnąć na to ręką, pozwolić rozwijać się sytuacji we własnym tempie. Kiedy pomyślałam, że miałabym pójść z nim do łóżka, moja kobiecość zaczynała pulsować. Naprawdę dawno nie spotykałam się z żadnym facetem, a wibrator dawał zaspokojenie jedynie na chwilę.

Spotkanie zakończyłyśmy godzinę później, gdy do przyjaciółki zadzwoniła jej mama z prośbą o przyjazd. Pożegnałyśmy się, wstępnie rezerwując jeden dzień z przyszłego weekendu na wspólne wyjście. Ledwie wróciłam do mieszkania i chwilę porozmawiałam z bratem przez telefon, a moje myśli znów pofrunęły ku Leonowi.

Nie czekając, aż się rozmyślę, wybrałam jego numer. Dochodziła dwudziesta pierwsza, więc nie sądziłam, żeby o tej porze leżał w łóżku. Mężczyzna odebrał po czwartym sygnale.

- Cześć, Króliczku – przywitał się. – Czyżbym cię telepatycznie przywołał? – zagadnął, a ja rozpostarłam usta w uśmiechu.

- Myślałeś o mnie? – indagowałam.

- Trudno jest nie myśleć o tak pięknej kobiecie – przyznał, dzięki czemu motyle w moim brzuchu poderwały się do lotu. Przez Dębińskiego coraz częściej czułam się jak nastolatka. – Cieszę się, że zadzwoniłaś – mruknął. Od razu pożałowałam, że nie siedział teraz obok mnie. Mogłabym sięgnąć jego ust, przejechać wzdłuż nich swoim językiem i wsunąć go do środka. Na samo wyobrażenie po całym ciele przeszły mnie dreszcze i omal nie jęknęłam na głos, w ostatniej chwili gryząc się w wewnętrzną stronę policzka.

- Ja też się cieszę. – Podzielałam jego zdanie. – Co właściwie robisz? – zaryzykowałam.

- Wciąż siedzę w pracy – odpowiedział. Zdusiłam w sobie rozczarowanie. Zamierzałam zaproponować mu krótki spacer, żeby zobaczyć go bodajże na kilka minut. Szczerze mówiąc, odzwyczaiłam się od początków, które towarzyszyły poznaniu nowego faceta i właśnie czułam się, jakbym wszystko odkrywała od nowa. – Ale za godzinę kończę. Jesteś rannym ptaszkiem czy bardziej nocnym markiem, Alicjo? – wymruczał, a moje imię w jego ustach zabrzmiało tak pieszczotliwie. Nagle roześmiałam się w myślach na wspomnienie rozmowy z Izą oraz mojego żartu odnośnie pięciu lub dziesięciu randek. Nie byłam pewna, czy wytrzymam drugą, nie rzucając się na Leona.

- To zależy od okazji, lecz jeśli tylko ją mam, to lubię dłużej pospać i powylegiwać się w łóżku.

- Więc może spotkamy się za godzinę? Mógłbym po ciebie przyjechać. Chodzisz do kina?

- Uwielbiam – odpowiedziałam pełna entuzjazmu. Aż miałam ochotę podskoczyć jak małe dziecko.

- To znajdź dla nas seans, a ja po dwudziestej drugiej zjawię się po ciebie. Tylko wyślij mi swój adres – poprosił.

- A nie może pan tego sam sprawdzić, panie funkcjonariuszu? – droczyłam się. Przy Dębińskim przychodziło mi to bardzo naturalnie.

- To wyzwanie, Króliczku? – odparł w podobnym tonie. – Uważaj, bo ja też je uwielbiam, a tego chętnie się podejmę.

- W takim razie czekam na ciebie dziesięć minut po dwudziestej drugiej – powiedziałam i się rozłączyłam. Moje serce próbowało wyskoczyć z piersi. Opadłam na kanapę, po czym zapatrzyłam się przez okno, za którym powoli zmierzchało.

Byłam ciekawa, czy Leon naprawdę podejmie wyzwanie. A może przesadziłam z flirciarskim tonem? Biłam się z myślami do momentu, aż dostałam wiadomość. Po jej odczytaniu roześmiałam się na cały głos i poszłam przyszykować się na kolejną randkę.

Punkt dwudziesta druga pięć wyszłam z mieszkania, by usiąść na ławeczce pod blokiem. Założyłam krótkie, dżinsowe spodenki, czarną bluzkę na ramiączkach oraz letnie sandałki. Torebkę przewiesiłam przez ramię i czekałam. Gdy pięć minut później oślepiły mnie światła nadjeżdżającego samochodu, zdusiłam w sobie chęć przyciśnięcia dłoni do piersi, żeby powstrzymać galopujące serce. Wiedziałam, że to Leon, jeszcze zanim wysiadł z auta.

- Nie powinnaś siedzieć tutaj sama o takiej porze – upomniał mnie, kiedy stanął nade mną. Jego twarz tonęła się w mroku, więc nie mogłam zobaczyć jej wyrazu, lecz po głosie poznałam, że nie był na mnie zły.

- To spokojna okolica, nic złego mnie tu nie spotka – odparowałam, wstając.

- Zło czai się wszędzie, skarbie – wyszeptał mi do ucha, owiewając je ciepłym spojrzeniem. – Następnym razem zaczekaj grzecznie w mieszkaniu. – Ujął mnie za rękę i pociągnął do siebie, aż zatrzymałam się na jego klatce piersiowej. Od razu wyczułam mocno bijące serce i gdy spojrzałam do góry, aż przełknęłam ślinę. Oczy Dębińskiego lśniły w ciemności, nie odrywając się ode mnie.

- Następnym razem...

Nie skończyłam, ponieważ mężczyzna zamknął mi usta pocałunkiem. Wszelkie myśli wyparowały z głowy, westchnęłam trochę z zaskoczenia, by zaraz poddać się mojemu towarzyszowi. Objęłam ramionami jego szyję, zastygając w tej pozycji, czerpiąc radość z emocji, które mi towarzyszyły. Pocałunki Leona pobudzały mnie, przyprawiały o rozkoszne dreszcze i sprawiały, że zapominałam o bożym świecie. Zdawało się, jakbym unosiła się ponad ziemią, a delikatny wiatr owiewał mi skórę, muskając ją przyjemnością, otulając mnie kokonem błogości.

- Całowanie ciebie grozi utratą kontroli – zdradził, opierając swoje czoło o moje. – Jesteś taka kusząca, Króliczku – wyszeptał wprost w moje usta. Czułam się podobnie, Leon był dla mnie jak chodzący grzech. – Lepiej wsiądźmy do auta, bo jestem bliski zboczenia z właściwej drogi, a bardzo bym nie chciał, żebyś mnie później za to winiła.

- Masz rację, czeka na nas seans w Multikinie. – Przypomniałam sobie, niechętnie uwalniając się z ramion, w których chętnie bym pozostała, by później zaciągnąć ich właściciela na górę, do mieszkania, i wyswobodzić go z krępujących ubrań. Zadrżałam na samą myśl, co Dębiński błędnie zinterpretował, bo zapytał:

- Zimno ci?

Ledwie powstrzymałam się przed wybuchem śmiechu. Moje ciało płonęło, ale nie zamierzałam tego prostować. Nie mogłam zbyt wcześnie odkryć wszystkich kart, bo jeszcze Leon by się mną znudził, a naprawdę pierwszy raz od momentu zakończenia małżeństwa z Norbertem poczułam nadzieję, że moje życie uczuciowe wcale się wtedy nie zakończyło.

Dębiński, niczym wytrawny dżentelmen, otworzył przede mną drzwi. Wsunęłam się na fotel pasażera i zapięłam pas, czekając, aż odjedziemy. Z lubością wciągnęłam w nozdrza aromat perfum połączony z naturalnym zapachem mężczyzny. Intensywność doznania poraziła mnie, a napięcie w moim ciele znów zaczęło rosnąć. Fakt, że Leon znajdował się tak blisko, że dzieliliśmy tę ciasną przestrzeń, wcale nie pomagała w otrzeźwieniu.

- Co wybrałaś? – zagadnął, kiedy skierowaliśmy się w stronę kina. – Jaki seans? – dodał, widząc moje pytające spojrzenie.

- Na Miłość od pierwszego ugryzienia. Coś nie tak? – Zauważyłam malujące się na jego twarzy zaskoczenie. – Nie lubisz komedii romantycznych? – Zmrużyłam oczy.

- Nie, nie, wszystko dobrze – odpowiedział szybko, wracając spojrzeniem na jezdnię. – Rano nie sądziłem, że mój dzień tak miło się zakończy – zmienił temat.

- Ciężko było? – zagadnęłam, przyglądając się jego profilowi. Czułam się, jakbym znała go o wiele dłużej niż te kilka tygodni, które minęły od wizyty w klubie.

- Znośnie. Bywało znacznie gorzej – napomknął, a coś w jego głosie sprawiło, że zrobiło mi się go żal.

- Czy mogę cię o coś zapytać?

- Po prostu pytaj. O co chcesz i kiedy chcesz. – Dębiński na chwilę odwrócił twarz w moją stronę.

- Jak to znosisz?

- Co znoszę?

- Rzeczy, z którymi stykasz się w pracy. – Liczyłam, że nie weźmie mnie za przesadnie wścibską osobę. Jego dzień nie powinien być tylko znośny, powinien być przynajmniej dobry. Ale wiedziałam, że to wyłącznie moje pobożne życzenie.

- Nie powiem, żeby było łatwo. Rzeczy... Bestialstwo, z którym często się spotykam, potrafi przyprawić zdrowego człowieka o rozstrój nerwowy.

- Przykro mi – wyszeptałam, żałując, że w ogóle poruszyłam ten temat.

- Daj spokój, Króliczku. – Mężczyzna chwycił mnie za dłoń i ją ścisnął, jakbym to ja, nie on, potrzebowała pocieszenia. – Nie każdy nadaje się do tej pracy, a ja wybrałem ją ze świadomością, co mnie w niej czeka. Poza tym to też nie jest tak, że cały czas przyglądam się najgorszej stronie ludzkiej natury. Zdarzają się i dobre chwile, gdy wiara w społeczeństwo powraca.

- Przepraszam – wydukałam, czując ogarniający mnie wstyd.

- Alicjo, posłuchaj mnie. – Nawet nie zauważyłam, że się zatrzymaliśmy. – Cieszę się, że o to zapytałaś i nigdy nie krępuj się o cokolwiek innego dowiadywać. Chcę, żebyś poznała mnie całego, tę dobrą i tę gorszą stronę, bo to bardzo ważne, jeśli nasza relacja ma się rozwinąć w coś bardziej poważnego. I ja też pragnę cię poznać.

Zapadła cisza. Patrzyliśmy na siebie, a niewypowiedziane słowa krążyły między nami. W końcu nachyliłam się i musnęłam wargi Leona. Ten facet był nie tylko atrakcyjny z zewnątrz, ale także wewnątrz, czułam to całą sobą. Minęło za mało czasu, by stwierdzić, że już mi na nim zależało i że stał się całym moim światem, lecz coś mi mówiło, że warto w to dalej brnąć.

W końcu dotarliśmy do kina. Dębiński oczywiście zapłacił za bilety, mimo że to ja rezerwowałam miejsca, jednak udało mi się go wyprzedzić i kupiłam nam wielką porcję karmelowego popcornu i po litrowej mirindzie. Mój czarujący towarzysz wydał z siebie dziwne pomruki, które skwitowałam uniesionymi kącikami ust. Nie zamierzałam pozwalać mu ciągle za siebie płacić.

Film okazał się bardzo zabawny i jednocześnie wzruszający, przez co w moich oczach zamigotały łzy. Cóż miałam poradzić na to, że tak łatwo poddawałam się emocjom, nawet jeśli zostały wywołane przez fikcję filmową. Natomiast Leon siedział w skupieniu i śledził losy bohaterów, by na koniec się uśmiechnąć. Kiedy w aucie wspomniałam, na jaki film pójdziemy, przez chwilę odniosłam wrażenie, że nie był zachwycony moim wyborem, aczkolwiek po seansie wyglądał na zadowolonego.

- Bardzo jesteś zmęczony? – zapytałam, z żalem myśląc o rychłym rozstaniu.

- Czyżbyś miała dla mnie propozycję? – Utkwił we mnie głębokie i przenikliwe spojrzenie, pod którym zaczęłam się roztapiać, chociaż na zewnątrz o tej porze panował przyjemny chłód.

- Muszę przyznać, że zgłodniałam i nabrałam ochoty, by wstąpić do McDonalda – rzuciłam luźno.

- Śmieciowe jedzenie, pani przedszkolanko? – Niski pomruk wydobył się z jego gardła, wzbudzając we mnie pożądanie. Powinnam się przed nim bronić, nie je podsycać. – To bardzo zły przykład dla młodego pokolenia. Ale zdradzę pani tajemnicę, tylko proszę obiecać, że nikomu jej pani nie wyjawi, nawet pod groźbą utraty życia – szeptał mi do ucha, przez co ledwo byłam w stanie ustać na nogach.

- Obiecuję. – Mój głos brzmiał obco, jakby do mnie nie należał. Przy Dębińskim stawałam się bezbronna.

- Ja je też uwielbiam. Jedźmy! – zarządził, po czym zaprowadził mnie do auta. Dochodziła pierwsza w nocy, czego w ogóle nie czułam, gdyż byłam się tak pełna energii, jakbym dopiero wstała po ośmiogodzinnym śnie.

Przez całą drogę do Mcdrive'a buzia mi się nie zamykała. Dostałam słowotoku, przez co z przejęciem komentowałam film, na co Leon potakiwał głową. Pół godziny później przekroczyliśmy próg mojego mieszkania. Jeszcze przed klatką nakazałam mężczyźnie zachować względną ciszę, bo pani Krysia miała lekki sen, a nie chciałam jej spotkać na korytarzu i rozpoczynać dyskusji, a może raczej przesłuchania. Chociaż to mój towarzysz był tutaj specjalistą w tej dziedzinie.

- Ładne lokum – skomentował, wchodząc do salonu i rozglądnął się z ciekawością.

- Chcesz je obejrzeć? – zapytałam odruchowo, na co mój gość po prostu się uśmiechnął.

- Chętnie – odparł, wkładając ręce do kieszeni.

- Obyś miał wygodne buty, bo czeka nas długa wycieczka – palnęłam w żartach, na co mężczyzna przewrócił oczami. – To mój salon połączony z kuchnią. – Ręką zatoczyłam koło, wskazując pomieszczenie o powierzchni dwudziestu metrów kwadratowych. – Na lewo znajduje się kanapa i na wprost niej szafka z telewizorem. Dywanu brak, ponieważ właścicielka ich nie toleruje.

- Czyli odpada seks na dywanie – wymamrotał Leon, a ja zastygłam w bezruchu. – To bardzo piękny salon – przyznał o wiele głośniej. Kiedy obróciłam się i na niego spojrzałam, uniósł brwi. – Coś nie tak? – spytał z rozbrajającym uśmiechem. Pokręciłam głową, zastanawiając się, czy wcześniejsze słowa były jedynie wytworem mojej wyobraźni, czy naprawdę padły.

- Wszystko w porządku – odpowiedziałam po chwili. Znów powróciły do mnie wcześniejsze emocje i mój umysł opanowało wyobrażenie nas dwojga na pieprzonym dywanie, którego nie posiadałam! Ciekawe, czy w którymś z marketów budowalnych mieli na nie promocję.

- Króliczku?

- Tak? – Chyba na chwilę odpłynęłam, bo gdy znów spojrzałam na Dębińskiego, jego oczy śmiały się radośnie, usta zaś drgały, jakby walczyły z chęcią utworzenia uśmiechu.

- Czy twoje mieszkanie ogranicza się do wyłącznie do salonu połączonego z kuchnią? – Mężczyzna zachował powagę, jednak zauważyłam, że z wyraźnym trudem. Roześmiałam się z tego przytyku.

- Wybacz. Posiadam jeszcze swoją sypialnię, malutki pokój gościnny i łazienkę. – Ruszyłam w głąb, otwierając trzy pary drzwi. Kiedy weszliśmy do mojej sypialni, poczułam Leona za plecami i prawie uległam pokusie oparcia się o jego twardą klatkę piersiową.

- Przytulnie tutaj – stwierdził, mrucząc niczym kot. Bezwiednie zacisnęłam palce. Ochota na niego wzrastała we mnie z sekundy na sekundę.

- Dziękuję – wydukałam łamiącym się głosem. – Chodźmy do salonu, jedzenie na nas czeka – przypomniałam.

- Faktycznie. – Mój gość odsunął się ode mnie, a ja zdusiłam w sobie rozczarowanie, że nie zagarnął mnie do siebie i nie oplótł ramionami, na punkcie których powoli dostawałam świra.

Wróciliśmy do największego pomieszczenia w całym mieszkaniu, po czym wyjęliśmy z papierowej torby nasz posiłek. Już dawno nie objadałam się fast foodami przed drugą w nocy. Rzucaliśmy sobie krótkie spojrzenia i odniosłam wrażenie, że atmosfera między nami jeszcze bardziej zgęstniała.

- Posprzątam – odezwałam się, kiedy skończyliśmy jeść. Pogłaskałam się po pełnym brzuchu. Za ten popełniony grzech czekała mnie pokuta i to dość bolesna. Zanim poderwałam się z kanapy, Leon ujął mnie za nadgarstek, z powrotem sadzając na miejscu.

- Ja posprzątam, ale najpierw czas na deser.

- Deser? – Spojrzałam na niego pytająco. Przecież nie kupiliśmy nic słodkiego. Przeklęłam w myślach, robiąc szybki przegląd szafek, zastanawiając się, czy miałam schowaną choćby jedną paczkę jakichkolwiek ciastek na czarną godzinę.

- Deser. Wilgotny, urzekający smakiem i strasznie uzależniający – skomentował. Zaraz po tym jego usta spadły na moje.

W mojej głowie wybuchły fajerwerki, ciało opanowała trawiąca je gorączka. Niemal natychmiast, jakby przyciągani niewidzialną siłą, przylgnęliśmy do siebie. Wszystko we mnie krzyczało z radości, napięło się w oczekiwaniu na – można by powiedzieć – nieuchronne wydarzenia. Od momentu, w którym się poznaliśmy, pojawiła się między nami nić pożądania i z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej się rozwijała, oplatając nas, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Dębiński okazał się mężczyzną, który umiejętnie kusił, budował napięcie, ale nie robił tego z pełną premedytacją, nie kusił dla samego faktu kuszenia.

Namiętność pochłaniała nas coraz bardziej, zalewając falami, a ja pragnęłam jej się bezwarunkowo poddać. Chciałam znów poczuć się jak kobieta, być adorowana, pożądana, spełniona. Podświadomie czułam, że przy Leonie to wszystko było na wyciągnięcie ręki.

- Muszę do łazienki – jęknęłam, kiedy na chwilę uwolniłam się spod naporu jego ust. W porę przypomniałam sobie, że założyłam dzisiaj zwykłe bawełniane majtki i stanik, który do seksownych nie należał. Starałam się nie być próżną osobą, lecz na myśl, że taki facet zobaczyłby mnie w tym zestawie, aż cierpła mi skóra. Planowałam zrobić na nim wrażenie!

- Teraz? – Spojrzenie niebiesko-zielonych oczu rozpalało mnie do czerwoności. W środku już płynęłam i wiedziałam, że jeśli ten wieczór nie zakończy się tak, jak to sobie wyobrażałam, po prostu zwariuję.

- Tylko pięć minut i zaraz wrócę – obiecałam.

- Odliczam. Pospiesz się! – wychrypiał. Ten dźwięk jeszcze bardziej mnie podniecił i sprawił, że niemal zaniechałam wizyty w łazience.

Kiedy wpadłam do pomieszczenia, w którym królowała biel, i spojrzałam w lustro, aż przytknęłam dłonie do policzków, pokrytych rumieńcami. Oczy iskrzyły pożądaniem, usta lekko opuchły od pocałunku, natomiast piersi unosiły się w chaotycznym oddechu. To było wyzwalające uczucie. W końcu oderwałam wzrok od swojego odbicia i sięgnęłam po koronkowy zestaw bielizny, który dzisiejszego ranka upchnęłam do szafki. Delikatne muśnięcie błyszczykiem ust i dwukrotne spryskanie się perfumami zwieńczyło dzieło.

Nic nie mogło mnie przygotować na widok, który zastałam po powrocie. Leon wciąż siedział na kanapie i wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie spał. Jego głowa spoczywała na oparciu, klatka piersiowa powoli się unosiła, ręce skrzyżował na piersi, podobnie jak nogi w kostkach. Wyglądał tak bezbronnie i spokojnie, a ja... Wewnętrznie krzyczałam, bo mój niedoszły kochanek najpierw rozpalił mnie do czerwoności, po czym zostawił na lodzie.

Jednak nie potrafiłam się złościć czy gniewać,ponieważ wiedziałam, że Dębiński nie zasnął celowo. To ja wyciągnęłam go po pracy,więc miał prawo czuć się zmęczony. Wzięłam głęboki oddech, by po chwili rozejrzećsię za kocem. Nie zamierzałam budzić Leona. Ostrożnie narzuciłam na niegookrycie i odsunęłam się, jeszcze przez chwilę pożerając go wzrokiem. Liczyłam,że tę noc zakończymy inaczej, lecz los postanowił odrobinę się ze mnąpodroczyć. Z cichym westchnieniem podreptałam do sypialni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro