Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z okazji premiery okładki "13 randek" zapraszam na dodatkowy rozdział Króliczka <3

Alicja

Cisza. Uwielbiałam ją z rana, kiedy słońce dopiero wstawało, gdy świat zrzucał z siebie szatę mroku i przywdziewał kolorowe barwy. Rześkość powietrza o tej porze dnia powodowała, że aż chciało się zaczerpnąć głęboko tchu, wyskoczyć z łóżka i pójść na spacer, bo było tak przyjemnie. Tylko że ja wcale tej ochoty nie miałam.

Zerknęłam w bok, gdzie w najlepsze, cicho pochrapując, spał Leon. Kąciki moich ust samoistnie wygięły się na ten widok. Poziom endorfin w moim ciele kilkukrotnie przekroczył normę, o czym byłam święcie przekonana.

Po cichu wstałam i poszłam do łazienki, żeby załatwić potrzebę. Spojrzałam na odbicie w lustrze, gdzie zobaczyłam zupełnie inną kobietę: zaróżowione policzki dodawały mi blasku, w oczach tliła się radość, a na ramieniu... Zauważyłam czerwony ślad przypominający malinkę. Najpierw gapiłam się na niego z rosnącym niedowierzaniem, a po chwili wybuchnęłam śmiechem, niemal od razu go tłumiąc. Nie chciałam przecież obudzić Dębińskiego, bo po takiej nocy z pewnością był zmęczony. Ja także, ale w ten sposób mogłam być codziennie padnięta.

Po prysznicu udałam się do kuchni i nastawiłam wodę na kawę. Jeszcze nie dorobiłam się ekspresu, gdyż ostatnio miałam sporo wydatków, do tego spłacałam kredyt zaciągnięty na zakup mojego mieszkania, lecz w niedługim czasie planowałam nowy nabytek, który na pewno sprawi, że moje poranki nabiorą żywszych barw.

Przetarłam nadgarstki, na których wciąż widniały ślady po palcach Leona. Na samo wspomnienie moje uda mocno się zacisnęły i od razu poczułam napływającą do środka wilgoć. Wciągnęłam potężny haust powietrza w płuca, żeby się opanować, jednak próżne były moje wysiłki. Znów ogarnęło mnie podniecenie, ciało zaś wołało o spełnienie. Kochanek podarował mi w nocy trzy orgazmy, więc teoretycznie powinnam czuć się zaspokojona. Nic bardziej mylnego. Byłam nim nienasycona, dodatkowo seks, jaki preferował, dawał mnóstwo satysfakcji.

- O czym tak rozmyślasz? – usłyszałam pytanie, w tym samym czasie czując oplatające mnie ręce, przez co moje serce wykonało fikołka. W ogóle nie słyszałam, jak Dębiński do mnie podszedł. Poruszał się jak duch: bezszelestnie. – Serce mocno ci bije – napomknął, ściskając mnie za pierś. Gorąc opanował moje ciało i miałam pewność, że mój dekolt przybrał odcień purpury.

- Leon – wydukałam łamiącym się głosem i kierowana instynktem, otarłam się o jego krocze. Matko boska, przecież w środku dosłownie płynęłam!

- Tak mi na imię. – Roześmiał się gardłowo, by zaraz ścisnąć moją brodawkę. Krzyk zamarł na moich ustach. Pociemniało mi przed oczami, natomiast dłonie zacisnęłam na rancie stołu. – Czego ode mnie chcesz? – Mężczyzna docisnął mnie do mebla, a ja starałam się złapać choćby minimalną dawkę powietrza, by napełnić płuca życiodajnym tlenem.

- Tego, co wczoraj! – wycharczałam, napinając mięśnie.

- Czyli czego? – kontynuował. Każde jego słowo zdawało się być wypełnione obietnicą nadchodzącej przyjemności.

- Żebyś mnie pieprzył!

- Na pewno? – Dębiński nie przestawał mnie drażnić, za co z jednej strony miałam ochotę go zabić, a z drugiej kręciło mnie, że balansowaliśmy na cienkiej granicy, po przekroczeniu której czekała na nas ekstaza. – Może dzisiaj wolisz delikatniej? Może zbyt mocno potraktowałem cię w nocy?

- Leon! – W tym jednym słowie zawarłam żądanie i prośbę. Bałam się, że lada moment przeżyję orgazm od samego ocierania, a przecież tak bardzo chciałam poczuć w sobie jego penisa.

- Tak, Króliczku? – Palce mężczyzny przesunęły się poniżej mojego brzucha i odchyliły materiał satynowego szlafroczka, a w końcu także majtek. – Taka wilgotna... – wymruczał, przez co zakręciło mi się w głowie. – A jaka smaczna! – Nagle wylądowałam plecami do stołu i twarzą do kochanka, który patrząc mi prowokacyjnie w oczy, oblizał swoje palce z moich soków. – Opleć mnie nogami – wydał rozkaz tonem nieznoszącym sprzeciwu, gdy złapał mnie za pośladki i podciągnął. Wykonałam go bez zająknięcia, czekając na dalszy rozwój sytuacji. Nie miałam pojęcia, kiedy założył prezerwatywę; po prostu po chwili znalazł się we mnie, a zawirowania w głowie przybrały na sile.

Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, z trudem łapałam kolejne hausty powietrza, przyjemność stopniowo opanowywała całe moje ciało. Nawet nie wiedziałam, że trafiliśmy pod ścianę – zostałam o nią oparta, a Leon trzymał mnie mocno w objęciach i doprowadzał do szału. Niczego do końca nie byłam świadoma – ani tego, że wbiłam paznokcie w plecy mężczyzny, ani tego, że ukąsiłam jego wargę w trakcie pocałunku i z rozcięcia spłynęło kilka kropel krwi, powodując, że nasze pocałunki zyskały lekko metaliczny posmak.

Orgazm wstrząsnął moim ciałem, siejąc w nim spustoszenie, doprowadzając do tak silnego drżenia, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Kiedyś uważałam, że to mit – przeżyć rozkosz, po której wszystkie mięśnie dygoczą przez kilka minut. Jednak gdy jej zakosztowałam, zrozumiałam, że to wyłącznie kwestia odpowiedniego partnera, a także tego, jak silne emocje towarzyszyły zbliżeniu.

- Króliczku? Króliczku!

- Mhm? – zamruczałam, nie potrafiąc zmusić się do otwarcia powiek.

- Chcesz wrócić do sypialni? – padło pytanie, ale milczałam. Czułam się, jak gdyby ktoś odłączył mnie od zasilania. Nie byłam w stanie otworzyć ust, a wypowiedzenie kilku słów graniczyło z cudem. – Zdecydowanie potrzebujesz odpoczynku. – Dębiński sam sobie odpowiedział, po czym ruszyliśmy w kierunku pokoju.

Już po chwili leżałam na materacu i zapadłam w senną toń. Gdy obudziłam się jakiś czas później, słońce znajdowało się wysoko na niebie. Westchnęłam ciężko, zastanawiając się intensywnie, która mogła być godzina. W pokoju panowała cisza, a Leon nie leżał obok mnie. Ziewając, wstałam z łóżka i udałam się na poszukiwania.

- Witaj, śpiący Króliczku. – Mężczyzna siedział na kanapie w salonie i oglądał coś w telewizji, jednak kiedy weszłam do pomieszczenia, całą swoją uwagę skupił na mnie. – Wyspałaś się?

- Wykończyłeś mnie – stwierdziłam, opadając na sofę i odruchowo przycisnęłam się do boku kochanka.

- Ty mnie również – pożalił się, chociaż w jego głosie słyszałam żartobliwe nutki. – Za godzinę muszę stawić się w pracy i na dodatek powinienem zahaczyć o mieszkanie, żeby się przebrać i wziąć prysznic.

- Pracujesz dzisiaj? – zapytałam, nie kryjąc zdziwienia i spojrzałam w górę, prosto w zielono-niebieskie tęczówki, które kryły w sobie mieszankę drapieżności oraz dobra.

- Służba, nie drużba – odparł z lekkim uśmiechem. – Nie obowiązują mnie święta, weekendy i inne tego typu sprawy. – I tak powinienem się cieszyć, że wczoraj nie dostałem żadnego wezwania, a wbrew pozorom tych nie brakuje. Zyskasz czas, żeby ode mnie odpocząć.

- Wolałabym go z tobą spożytkować – przyznałam zgodnie z prawdą. – Ale rozumiem, że taką masz pracę.

- Jeśli będziesz grzeczna, to może...

- Zajrzysz do mnie po pracy? – Podniosłam się i bezceremonialnie usiadłam Leonowi okrakiem na kolanach. – Żeby sprawdzić, czy nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo – dodałam z szerokim uśmiechem. Zachowywałam się jak szalona, opętana pożądaniem kobieta, lecz prawda była taka, że najchętniej nie rozstawałabym się z Dębińskim. Ten facet tak szybko i tak głęboko wdarł się w moje życie, że nie potrafiłam o nim nie myśleć, zwłaszcza że ostatnie niecałe dwa dni spędziliśmy w swoim towarzystwie.

- Po pracy muszę przeprowadzić rewizję osobistą pewnej dziewczyny i nie wiem, czy znajdę czas. To może długo potrwać. – W tych słowach została zawarta obietnica: wyraźnie ją słyszałam. Po plecach przepłynął mi dreszcz, w gardle zaschło i gdybym tylko nie była wykończona, poprosiłabym o powtórkę z rozrywki.

- Szczęściara.

- Powtórzę jej to. Odpocznij – przemówił do mnie łagodnym, niemal czułym głosem, który poruszył moją duszą.

Dobrze wiedziałam, co to oznaczało: znajdowałam się o krok od zakochania się w tym facecie. Chyba krótkie rozstanie faktycznie dobrze nam zrobi. Potrzebowałam przemyśleć kilka spraw, a najlepiej nadawało się do tego popołudnie bez Leona.

Dwadzieścia minut później zostałam sama, więc w końcu wzięłam się za ogarnianie mieszkania i odpisywanie na wiadomości Izki. Później wybrałam numer Bartka. Dzisiaj nie robili mu dializy, dlatego wiedziałam, że raczej nie powinnam przeszkadzać.

- Cześć, siostra – przywitał się radośnie, więc i ja automatycznie się uśmiechnęłam. Dobre samopoczucie brata stanowiło dla mnie jasny sygnał, że wszystko się ułoży i faktycznie nie powinnam się przesadnie martwić. – Już myślałem, że zaginęłaś, bo nie napastowałaś mnie telefonami w ciągu ostatnich kilku dni. Powiem ci w sekrecie, że nie mogłem wyjść z szoku – dodał szeptem. Westchnęłam z politowaniem.

- Nie wstrzyknęli ci czegoś przypadkiem, kiedy ostatnio trafiłeś do szpitala? – zadrwiłam.

- Możliwe. Czuję się fantastycznie, tak jakoś lekko – dalej błaznował. – Wpadniesz do nas? Wera robi moje ukochane ciasto z truskawkami. Przez nią przytyłem już cały kilogram! – pożalił się, na co parsknęłam śmiechem. Bartek mógłby przytyć nawet dziesięć kilogramów, co w ogóle nie zaszkodziłoby jego sylwetce.

- Wpadnę. W takim razie porozmawiamy na żywo.

Rozłączyłam się i w te pędy pobiegłam się przebrać. Niecałą godzinę później parkowałam pod blokiem, gdzie mieszkał brat z dziewczyną. Po drodze wstąpiłam do osiedlowej Żabki, w której kupiłam największe pudełko lodów, jakie tylko mieli w asortymencie i z takim zaopatrzeniem pobiegłam do klatki.

- Rozpieszczasz mnie – skomentował Bartek, widząc trzymane przeze mnie lody.

Naprawdę lepiej wyglądał, co niesamowicie mnie cieszyło. Uściskaliśmy się na przywitanie i poszliśmy do niewielkiego salonu. Bartek, tak jak i ja, kupił mieszkanie na kredyt, chociaż zarabiał znacznie lepiej ode mnie. Niestety musiałby oszczędzać dobrych kilkanaście lat, żeby zarobić na prawie siedemdziesięciometrowe lokum w Rzeszowie w tej okolicy. A tak mieszkał tu od trzech lat i systematycznie spłacał kredyt.

- Taki przywilej młodszej siostry – skwitowałam ze śmiechem. – Cześć, Wera! – Pomachałam do przyjaciółki, która dołączyła do nas z talerzem pełnym ciasta.

- Cześć. – I ona wyglądała znacznie lepiej niż ostatnio. – Fajnie, że przyjechałaś. Co ci się stało w ramię? – spytała, zauważywszy ślad po ukąszeniu Leona.

- Coś cię ugryzło? – Bartek popatrzył na mnie znacząco, a ja spaliłam buraka. – To musiało być coś dużego – drażnił się ze mną z przyklejonym do twarzy uśmiechem, który nazywałam sadystycznym. Wspominałam, że mój braciszek posiadał świetne kwalifikacje na psychopatę? – Może powinnaś zamykać na noc okna? Komary strasznie tną, a w twoich żyłach najwyraźniej płynie słodka krew.

- Może dostałaś uczulenie, Ala? – zapytała zmartwionym tonem głosu Weronika, siadając obok swojego chłopaka. – Powinnaś zrobić badania pod tym kątem.

- Popieram. Kolejny komar może okazać się tym śmiertelnym. – Braciszek przybrał poważną minę, jednak jego oczy się śmiały. Gamoń jeden, jeszcze mnie popamięta!

- Przestań się z niej nabijać! – fuknęła Wera. – Z takich rzeczy nie wolno żartować.

- Wybacz, skarbie. – Bartek od razu spotulniał, chociaż nie wyprowadził ukochanej z błędu. – Co u ciebie słychać, siostrzyczko? Jakieś nowe rzeczy dzieją się w twoim życiu?

- Wszystko po staremu – odpowiedziałam. – A ty jak się czujesz? – Przeszłam do kontrataku.

- A nie widać? – Rozłożył ramiona. – Fantastycznie. Lekarz powiedział, że niedługo pozwoli mi wrócić do większej aktywności fizycznej.

- W ramach zdrowego rozsądku – dopowiedziała jego partnerka, na co mój brat się skrzywił. Do tej pory nie robiła mu z tym problemów, niemniej po ostatnich wydarzeniach wiele się zmieniło.

- Nigdy go nie przekroczyłem! – zawołał, spoglądając na ukochaną.

- I teraz także tego dopilnuję – odparowała z wyraźnym zadowoleniem. Zdusiłam w sobie śmiech. – Przepraszam – odezwała się, gdy jej telefon zaczął wydzwaniać. – To moja ciocia. Muszę odebrać. Nie pogniewasz się na mnie? – spytała, rzucając mi skruszone spojrzenie.

- Nie krępuj się.

- Spotykasz się z kimś? – padło, ledwie zostaliśmy sami.

Bartek gapił się na mnie, jakby próbował mnie prześwietlić i za wszelką cenę poznać prawdę. Zastanawiałam się czy trochę go pomęczyć, czy od razu się przyznać. Na dobrą sprawę sama nie wiedziałam czy ja i Leon to coś więcej niż tylko przelotny romans. Z drugiej strony nie zamierzałam naciskać na poważne deklaracje: byłam zwolenniczką swobodnych decyzji, bez „namawiania" kogokolwiek do czegokolwiek. Jeśli coś się miało zdarzyć, zdarzy się pomimo wszystko.

- Tak – odrzekłam.

- To coś poważnego? – Mój brat, chociaż uwielbiał się ze mną przekomarzać, czasami doprowadzał do białej gorączki, to miał opiekuńczą manię i najchętniej roztoczyłby nade mną ochronny parasol. Na szczęście mu na to nie pozwalałam i nie zamierzałam nigdy do tego dopuścić.

- Trudno określić. Możliwe. Sama jeszcze dokładnie nie wiem – motałam się, na co Bartek znów wyszczerzył zęby.

- Kiedy mi go przedstawisz?

- Jak sobie zasłużysz. – Wystawiłam mu język, a on odpowiedział mi tym samym. – Na razie nie zamierzam niczego przyspieszać. Po prostu zobaczę, dokąd mnie to zaprowadzi. – Wzruszyłam ramionami.

- Gdyby coś się działo, to mnie poinformujesz, prawda?

- Oczywiście – odpowiedziałam odruchowo i niemal natychmiast tego pożałowałam.

Zawsze dzieliliśmy się wszystkim, z czym tylko się zmagaliśmy, ale teraz brat chorował, dlatego wolałam oszczędzić mu zbędnych emocji. Nie przewidywałam, żeby cokolwiek między mną a Leonem poszło źle, jednak gdyby się nie udało, nie zamierzałam obarczać tym mojego Bartka. Miał swoje zmartwienia, o wiele bardziej poważne, więc powinnam go wspierać. Ja sobie poradzę, z czymkolwiek.

Godzinę później wyszłam pod pretekstem zrobienia kilku ważnych rzeczy. Tak naprawdę delikatnie skłamałam, ponieważ wolałam nie nadużywać ich gościnności. Bartek powinien jak najwięcej wypoczywać, a nie siedzieć i mnie zabawiać. Zresztą Wera też zasłużyła na spokój po tym, co ostatnio przeszła. Nie chciałam zostać piątym kołem u wozu.

Znów zaczepiłam o Żabkę i kupiłam kilka rzeczy na wieczór, na wypadek gdyby Leon faktycznie przyjechał i był głodny. Ewentualnie mogłam zamówić pizzę albo coś innego, na co przyszedłby mu smak. Chyba że miałby ochotę na mnie.

- Coś jeszcze podać? – zapytała ekspedientka, spoglądając z uśmiechem, przez co zdałam sobie sprawę, że kompletnie odpłynęłam i przybrałam ten głupkowaty wyraz twarzy, z którego Iza uwielbiała się nabijać.

- Nie, to wszystko, dziękuję. – Oblało mnie gorąco i wolałam jak najszybciej opuścić sklep.

Resztę popołudnia spędziłam w swoim własnym towarzystwie, z książką, na którą zawsze brakowało mi czasu. Chociaż Bogiem a prawdą, nie potrafiłam się na niej skupić, bo całą uwagę skoncentrowałam na Dębińskim oraz naszej wspólnej nocy. Namiętność, która od dłuższego czasu narastała między nami, kiedyś musiała wybuchnąć, więc prędzej czy później należało się tego spodziewać. Natomiast nie byłam przygotowana, że z takim trudem przyjdzie mi z nią walczyć.

Podczas pobytu na plaży myślałam, że oszaleję. Pieszczoty i drobne pocałunki oraz wzrok, którym Leon na mnie spoglądał, doprowadził mnie do granicy wytrzymałości. To dlatego później zachowywałam się, jakby mnie coś w tyłek ugryzło – po prostu nie potrafiłam poradzić sobie z tym, co czułam w obecności tego mężczyzny.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam za okno, za którym zapadł zmrok i dopiero wtedy zrozumiałam, że zasnęłam. Ziewnęłam przeciągle, po czym powoli wstałam z kanapy, zastanawiając się, kto dobijał się do mnie o tej porze. Zupełnie nie kontaktowałam.

- Leon? – Otworzyłam drzwi, marszcząc czoło. Co on tutaj robił? Dopiero widok jego zbaraniałej miny przypomniał, że przecież chciałam, aby odwiedził mnie po pracy. – Wybacz. Przysnęło mi się i jeszcze nie do końca ogarniam, co się ze mną dzieje.

- Właśnie zauważyłem. – Dębiński wszedł do środka i zamknął drzwi, a następnie bezceremonialnie przyciągnął mnie do siebie, oparł o ścianę i pocałował tak, że ledwo ustałam na nogach. I to tylko dlatego, że mocno mnie trzymał. – Wszystko w porządku? Jeśli chcesz, wrócę do siebie – mruknął, chociaż było widać, że wcale nie miał na to ochoty. Na całe szczęście, ja także.

- Nie ma mowy! – zaoponowałam, kładąc mu głowę na piersi. Słysząc głośne bicie serca, poczułam się, jakbym po długiej wędrówce trafiła do domu. – Zjesz coś? – zapytałam, odsunąwszy się od niego. Splotłam nasze dłonie i ruszyłam do salonu.

- Gotowałaś? – Głos Leona zdradzał zaskoczenie, a jego pytanie wywołało we mnie wybuch spontanicznego śmiechu.

- Uwierz, że nie chciałbyś kosztować jakiegokolwiek dania, które wyszłoby spod mojej ręki – ostrzegłam, siadając na kanapie. Mężczyzna zajął miejsce obok mnie. – Nie licząc kanapek, bo te potrafię przyrządzić. Po prostu zrobiłam drobne zakupy i wzbogaciłam się o kilka przekąsek. Mogę też coś zamówić.

- W zasadzie mam na coś ochotę – usłyszałam, gdy po chwili Dębiński zaczął się bawić moimi włosami. Te na karku natychmiast stanęły dęba.

- Na co? – zadałam pytanie, chociaż doskonale znałam na nie odpowiedź. Zielono-niebieskie oczy kochanka wszystko mi powiedziały.

- Zademonstruję ci.

I zademonstrował. Seks z eks mężem był całkiem niezły, w zasadzie nie powinnam na niego narzekać, jednak problem z Norbertem polegał na tym, że nie potrafił w łóżku grać stanowczo. O wszystko mnie pytał, o dominacji mogłam jedynie pomarzyć. Natomiast Leon okazał się jego totalnym przeciwieństwem. Wiedział, gdzie dotknąć, jak i kiedy, a przede wszystkim – potrafił mnie sobie podporządkować, co mnie niezmiernie kręciło.

Rano znów obudziłam się pierwsza, dlatego wykorzystałam okazję, żeby nieco pogapić się na Dębińskiego. Moje ciało odczuwało skutki poprzedniej nocy, lecz przepełniało mnie tyle szczęścia, że nie potrafiłam się tym przejmować. Chciałam więcej takich chwil, więcej Leona, więcej euforii, która – co tu dużo mówić – unosiła mnie w powietrzu. Motylki w brzuchu także nieśmiało dawały o sobie znać.

- Ładnie to tak przyglądać się śpiącemu człowiekowi? – Niski, lekko ochrypły głos dotarł do moich uszu, gdy kontemplowałam ciało jego właściciela.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – skłamałam. – Wcale się na ciebie nie patrzyłam! – dodałam ze sztucznym oburzeniem.

- Nos ci zaraz urośnie! – zawołał i niespodziewanie otworzył oczy, a ja nawet nie zdążyłam krzyknąć, kiedy poderwał się i przyszpilił mnie swoim ciałem do materaca.

- Mnie nos, a tobie coś między nogami – wysapałam, próbując zapanować nad śmiechem na widok miny kochanka. – Oszalałeś – stęknęłam, gdy złożył pocałunek na moim ramieniu, dokładnie w tym samym miejscu, w którym mnie naznaczył. – I przez ciebie nie będę mogła założyć do pracy sukienki na ramiączkach! – poskarżyłam się.

- Więc żaden facet nie będzie gapił się na to, co wyłącznie ja powinienem oglądać – stwierdził bezceremonialnie. – Chcesz, żebym cię odwiózł? – spytał znienacka.

- Chcesz mnie odwieźć? – Moje brwi wystrzeliły do góry.

- Tylko, jeśli ty chcesz, żebym cię odwiózł – kontynuował zabawę. Najchętniej w ogóle nie szłabym do pracy i została z Leonem w sypialni, lecz nie samym seksem żył człowiek.

- Chcę. – Rozpromieniłam się.

- To najpierw weźmiemy prysznic. Razem.

Prysznic zajął nam niemal pół godziny, bo niemożliwym było, żebyśmy powstrzymali się przed dotykaniem. Finalnie z mieszkania wyszliśmy o siódmej rano. Udawałam, że nie widziałam, iż w oknie należącym do pani Krysi poruszyła się firanka. Już przygotowywałam się na przesłuchanie, którego po pracy – lub w kolejnych dniach – padnę ofiarą.

- Dzisiaj też pracujesz? – zapytałam z ciekawości.

- Nie, mam dzień wolny. Obiecałem mamie, że podrzucę ją do ciotki, a później pojadę kupić garnitur.

- Garnitur?

- Kumpel z pracy, na wieczorze kawalerskim którego poznaliśmy się w klubie, żeni się za dwa tygodnie. Poprosił mnie na świadka. – Leon w tym momencie, nie odrywając wzroku od jezdni, złapał mnie za dłoń, a na kąciki jego ust powędrowały do góry. – Króliczku?

Uwielbiałam, kiedy mnie tak nazywał. To pieszczotliwe przezwisko już zawsze miało kojarzyć mi się z tym wyjątkowym mężczyzną.

- Tak? – Zbliżaliśmy się do przedszkola, co sprawiło, że żałowałam, iż nasz czas się kończył.

- Wybierzesz się ze mną na to wesele? – Dębiński zaparkował auto, odwrócił twarz w moją stronę, po czym spojrzał na mnie tak, jakby na świecie nikt inny nie istniał. Cholera. Chyba się zakochałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro