Rozdział 14: Melissa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Starałam się ponownie ułożyć kostkę Rubika. Tym razem doktor Bernon poprosił rodziców, żeby zostali poza gabinetem. Uznał to za zdjęcie ze mnie presji od mamy i taty. Z jednej strony nie czułam ich wzroku na plecach, ale z drugiej wiedziałam, że będę musiała im wszystko opowiedzieć. Doktor chyba zauważył moje zamyślenie, bo ledwo w ciągu minuty od rozpoczęcia sesji wyprowadził mnie błędu, mówiąc:

— Sam powiadomię twoich rodziców o postępach i kolejnych badaniach, więc nie ma się czym martwić. — Ponownie, jak poprzednio, zajął miejsce na brzegu biurka. — Jak ci minął tydzień?

— Było... ciekawie.

— Co cię spotkało? — dopytał z zaciekawieniem.

— Em... — zacięłam się, przekręcając sześcian. Zamrugałam szybciej, starając się ułożyć wypowiedź. — Cóż, pierwszego dnia poznałam dwie dziewczyny, które wciągnęły mnie do swojej grupki znajomych... Idąc tu na pierwszą wizytę, spotkałam ich przed kliniką. Trochę się wystraszyłam, że dowiedzą się o mojej przypadłości...

— Mam przeczucie, że jest jakieś „ale". Podzielisz się dalszą historią?

Przytaknęłam, choć ciężko było mi się skupić. Złapałam głębszy wdech i przełknęłam ślinę.

— Wszystko dobrze, Melisso? — dopytał zaniepokojony.

— Wszystko okej, po prostu... — Opuściłam zabawkę. — Nie spałam od kilku dni i trudno mi jest się skupić.

— To zrozumiałe — odpowiedział, zapisując coś na kartce. — Osłabiony organizm jest często powodem problemów z koncentracją. Spożywasz wystarczająco magnezu i potasu? Nawadniasz odpowiednio organizm?

Zamrugałam zaskoczona, gdy o to zapytał. Mogło to mieć coś wspólnego ze snem? Nie wiedziałam. Nie znałam się na czymś takim. Musiał chyba zauważyć moje zmieszanie, bo lekko się uśmiechnął.

— Suplementacja magnezu poprawia parametry snu — wytłumaczył. — Potas pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu. W przypadku niedoboru jednego i drugiego mogą występować problemy ze snem. Do tego mogą dochodzić bóle głowy czy poddenerwowanie. Coś z tych dwóch u siebie zauważyłaś?

Mruknęłam w zastanowieniu.

— Bóle głowy...

— Zlecę badania, żeby się upewnić na sto procent.

Przytaknęłam.

— Do tego czasu odżywiaj się jak dotychczas. Jeśli wyjdzie niedobór witamin, przepiszę ci witaminy i wyślę receptę mailem.

Ponownie kiwnęłam głową, nie mogąc skonstruować sensownej wypowiedzi.

— Dobrze, wracając do twojego tygodnia... — Wskazał na kostkę, dlatego ponownie zaczęłam nią kręcić. — Wystraszyłaś się, że ktoś się czegoś o tobie dowiedział.

— Nie czegoś, tylko że coś mi mogło dolegać — sprostowałam, na co doktor przytaknął. — Miałam problem, żeby kolejnego dnia na nich spojrzeć i w ogóle pogadać, ale w końcu mi się udało.

— Kolejny sukces?

— Mogłabym to chyba za to uznać — stwierdziłam. — Wszyscy uznali, żebym najpierw ich poznała i zaufała, zanim powiem, co mi dolega. Od pierwszego dnia czułam, że mogłam im powiedzieć o wszystkim, ale nadal się boję, co powiedzą, gdy to wszystko wyjdzie na jaw. W poprzedniej szkole po wyjściu tej informacji nie miałam najprostszego życia...

— Czemu?

Wzruszyłam ramieniem.

— Zostałam ofiarą nękania...

— Mówiłaś o tym komuś?

Pokręciłam głową.

— Nie chciałam nikogo martwić.

Wziął głębszy wdech.

— Melisso... — zaczął, ale mu przerwałam.

— Wiem, powinnam o tym powiedzieć, ale...

Podniósł rękę, zatrzymując moją paniczną wypowiedź.

— Spokojnie. Chciałem powiedzieć, że dobra z ciebie dziewczyna.

Zamrugałam gwałtowniej. Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że powie, iż wypadałoby komuś o tym wtedy wspomnieć. Że nie powinnam tego ukrywać. Był psychologiem, na pewno znał przyczyny, dlaczego o tym nie mówiłam.

— A do tego odważna.

Uniosłam wyżej brwi.

— Niewielu ma odwagę, aby stawać z jakimś problemem samemu. Spójrz. Nie zawsze jesteśmy w stanie poradzić sobie z czymś bez niczyjej pomocy. Czasami po prostu trzeba o czymś powiedzieć, aniżeli dusić w sobie.

Przytaknęłam.

— Jak ci się mieszka w Ameryce? — zmienił temat.

Przełknęłam ślinę. Mruknęłam, zagryzając dolną wargę.

— Widzę coraz więcej różnic między Kanadą a Ameryką.

— Jakich? — Uśmiechnął się.

— Szczerze? — zaśmiałam się lekko. — Gdy mieszkałam w Toronto, miałam wrażenie, jakby każdy był tam zmęczony życiem. Tu mam wrażenie, że ludzie są nieco żywsi.

Rozśmieszyłam go swoimi słowami. Wstał z brzegu biurka, obszedł mebel i usiadł na krześle.

— Do tego mam wrażenie, że niektórzy są bardziej otwarci na innych.

— Rozumiem — przyznał. — Wychowanie dużo robi. Mój syn, choć wydaje się cichy, tak naprawdę po prostu próbuje najpierw przejrzeć innych. Sam go uczyłem, żeby wpierw poznał ludzi, ale nie sądziłem, że to pójdzie w taką stronę.

— Czy pana syn nazywa się Jeremy? — dopytałam zaciekawiona.

— Cóż, nie powinienem się dzielić prywatnym życiem, ale tak. Z tego co wiem, to go już poznałaś. Do tego zostałaś wciągnięta do jego grupki.

Przytaknęłam.

— Więc pewnie pan wie, co się działo przez ostatni tydzień.

— Wiem.

— To dlaczego pan o to pyta?

— Chciałem poznać twój punkt widzenia. Nie pytam o to bez powodu. — Oparł się wygodniej na krześle. — Poznając twoją rutynę, jestem w stanie wyciągnąć kilka wniosków, dlaczego nie śpisz.

— Bo gdy zasnę, to zaczynam lunatykować.

— Niekoniecznie — zanegował.

Ponownie mnie zaskoczył.

— Lunatykowanie nie musi występować codziennie — oznajmił. — Obudziłaś się kiedyś w domu?

Opuściłam wzrok, próbując sobie przypomnieć jakąś sytuację. Niestety, nic nie przychodziło mi do głowy. Albo takiego przypadku nie było, albo zmęczenie nie pozwalało mi się do niego dokopać.

— Nie jestem pewna... Może kilka razy? — odpowiedziałam krótko.

Uśmiechnął się, przytakując ze zrozumieniem.

— Gdy udawało ci się zasypiać, o czym śniłaś? — Splótł dłonie, opierając się o blat przedramionami.

Przełknęłam ślinę.

— Mało co mi się śni — przyznałam.

— A gdy już się to dzieje?

— Zwykle... — zacięłam się, stwierdzając, że inaczej zacznę wypowiedź. — Gdy budzę się po epizodach z lunatykowaniem, pamiętam... Ciemność.

Doktor zmarszczył nieco brwi.

— Co masz na myśli?

— Dosłownie ciemność... Mrok. Otacza mnie, a ja... Próbuję się z niego wydostać. Uciec, zanim mnie pochłonie. — Zostawiłam zabawkę, by skupić się na mówieniu. — Staram się dostać do wyjścia.

— Ono istnieje w tym „mroku"?

Przytaknęłam.

— Czasami mam wrażenie, że idę tunelem. — Zagryzłam dolną wargę. — Że brnąc do jego końca, znajdę wyjście. Często mi się ono pokazuje, jako jasny punkt na samym końcu tego tunelu, ale ostatnimi czasy mam wrażenie, jakby... Ono było bliżej.

— Co się zwykle znajduje na końcu tego tunelu?

— Postać.

— Jaka postać? — Zmarszczył brwi.

— Po prostu... Postać. Wyciąga do mnie rękę, a gdy na nią patrzę... Widzę, dosłownie, nienaturalnie srebrne tęczówki... Gdy łapię ją za rękę... Wtedy się budzę.

— Jest coś jeszcze?

— Poza faktem, że jestem wtedy przemarznięta? Chyba nie.

Parsknęłam.

— Co cię śmieszy?

— Fakt, że to naprawdę brzmi, jak scenariusz jakiegoś filmu fantasy.

— Sny zwykle tak brzmią. Zwłaszcza gdy śni nam się coś takiego.

Ponownie przekręciłam kostką. Udało mi się ułożyć jeden bok. Odetchnęłam, podając zabawkę lekarzowi. Odłożył ją na blat.

— Melisso... — zaczął, gdy już podał mi skierowanie na kolejne badania i termin wizyty. Akurat miałam łapać za klamkę.

— Tak?

Stał obok mnie. Ponownie, jak ostatnio, odprowadził mnie do drzwi.

— Jeszcze zanim wyjdziesz, mam pytanie, które mogłabyś uznać za dziwne.

— Słucham?

— Wierzysz w siły nadprzyrodzone?

Szerzej uchyliłam powieki, nie wiedząc, co w ogóle powiedzieć. Zamrugałam tylko kilkukrotnie, by kolejno zmarszczyć brwi.

Siły... nadprzyrodzone?


*******************************

Po krótkiej przerwie powracam!

Jak wam się podobał rozdział? Co myślicie o ostatnim pytaniu lekarza? 

Wiem, zakończyłam Polsatem, ale lekki pozostawienie w napięciu nigdy nikomu nie zaszkodziło.

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro