Rozdział 28: Maddy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeczesałam palcami po włosach Melissy, rozplątując pojedyncze kołtuny. Naprawdę musiała się rano spieszyć, skoro nie zdążyła nawet ich rozczesać. Związała je jedynie w koka, aby jej fryzura chociaż wyglądała, jakby była zamierzona. Nie tylko jej strąki jednak widzieliśmy w nieładzie. Ona cała też się w nim znalazła. Kompletnie nie przypominała siebie. Od momentu jej poznania, widywałam ją jedynie w monochromatycznych ciuchach, a dziś pokazała się w dość kolorowej odsłonie – granatowe jeansy, luźna czerwona koszula w kratę i pomarańczowe trampki. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek mi się taka pokaże.

— Czego ty używasz do włosów? — spytałam. — Są super miękkie i błyszczące. Też chcę takie!

Mel się roześmiała. Zerknęłam kątem oka na Jeremiego.

Starał się tego nie pokazywać, ale widziałam, jak przyglądał się Melissie, ale nie tylko on. Kilka chłopaków znajdujących się w stołówce także zerkało w tym kierunku. Nie dziwiłam się temu. Mel była śliczna, a pokazując się w całkiem innym wydaniu, wpadała w oko o wiele większej ilości osób. Zwłaszcza płci męskiej.

Nie wiedziałam, co się działo w głowie Mel, ale najwyraźniej nie zwracała nawet na to uwagi albo już jej się ktoś spodobał i nikt inny się nie liczył. Ewentualnie mogła być innej orientacji, ale nie zauważyłam nic, co by na to wskazywało. Wtedy możliwe, że sama bym próbowała do niej podbijać. Pasowała do mojego typu upodobań, ale zdecydowanie nie mogłam jej podpiąć do osób homoseksualnych.

Jeremy by wtedy ubolewał.

Już po jego powrocie, gdy odwiózł Mel do domu, zauważyłam, że coś się zmieniło w jego zachowaniu. Mogło się to już zrodzić wcześniej, jednak nie uważał tego za coś wielkiego. Cóż, ostatnio chyba zaczął o tym myśleć, bo powoli mogłam z niego czytać jak z otwartej książki, co wcześniej uważałam za coś niemożliwego. Zwykle przybierał kamienny wyraz twarzy, starając się nie ukazywać ani jednej emocji, a od momentu poznania Mel, najnormalniej w świecie chodził z uśmiechem na ustach.

Poprawiłam się na siedzisku. Zaczęłam zbierać włosy Mel w kucyka, którego kolejno zawiązałam.

— Wyglądasz jak inny człowiek — zauważyła Aria, gdy Mel się oparła o stół przedramionami.

— Bez przesady, chyba nie aż tak bardzo, żebyście mnie nie poznali.

— No — zaczął Leo — właściwie to tak. Przynajmniej ja bym nie poznał, za resztę się nie wypowiem.

Mel podparła się na prawej ręce. Złapała za jabłko, by kolejno się w nie wgryźć i odwrócić wzrok.

— Ja was chyba jednak nie rozumiem.

Roześmialiśmy się na jej słowa. Coś się zmieniło. Nie wycofywała się, co miała czasami w nawyku. Zauważyłam, że w naszych wcześniejszych relacjach często się zamykała w sobie, gdy zaczynaliśmy o czymś mówić. Nieśmiałość do się z niej wylewała, a kiedy zwracaliśmy się do niej, zaczynała się lekko jąkać. Teraz to poniekąd zniknęło. Najwidoczniej fakt, że się przed nią zdradziliśmy i wiedzieliśmy o jej zaburzeniach, sprawił, iż właśnie poznawaliśmy całkiem inną Mel. Taką, którą prawdopodobnie znali jedynie jej rodzice. Otwartą, wiecznie uśmiechniętą i optymistyczną.

W tym momencie zabrzęczała komórka Mel. Wyjęła ją z tylnej kieszeni, by sprawdzić, kto do niej pisał. Zwróciłam się do reszty, która rozmawiała o tym, o czym ja myślałam. Że Mel była inną osobą. Mówili o tym przez moment, jednak coś, a raczej ktoś – Melissa – zwrócił uwagę Felixa.

— Chryste, kobieto — rzucił. — W życiu nie widziałem, żeby ktoś tak pisał na telefonie.

Zwróciliśmy z powrotem uwagę na dziewczynę siedzącą obok mnie. Jej komórka leżała na blacie, a ona używała wszystkich opuszek przy prawej dłoni do napisania wiadomości. Zerknęła na niego zaskoczona, gdy wcisnęła strzałkę do wysłania.

— W sensie? — spytała, po czym wzięła kolejnego gryza owocu.

— No wiesz — zaczął Felix — zwykle pisze się kciukami, ewentualnie palcem wskazującym, wciskając poszczególne literki, ale pierwszy raz widzę, że ktoś używa wszystkich palców przy ręce do stukania w klawiaturę telefonu. Co ty, kosmita?

Mel się zaśmiała. Przełknęła, po czym ruszyła palcami przy prawej dłoni tak, że strzeliły jej kilkakrotnie stawy w palcach.

— Mam sprawne palce — powiedziała. — Zostało mi to po naukach gry na gitarze, jak byłam mała.

Ugryzła kawałek ogryzka od praktycznie zjedzonego jabłka. Uchyliłam szerzej oczy.

— Co tym razem? — Zerknęła na mnie.

— Wiesz, ogryzek się raczej wyrzuca do kosza — zauważyłam.

Mel się wzdrygnęła od śmiechu, pokręciła głową.

— Okej, ja serio nie rozumiem, o co chodzi z tym, że zjadam ogryzek od jabłka. No błagam, to nadal część jabłka.

— No tak, ale większość ludzi...

— Wiem, wyrzuca go — przerwała Arii — ale ja go zjadam, bo nadal się tam kryją witaminy. Tyle w temacie. Nie bawcie się w moich rodziców i nie wmawiajcie mi, że wyrośnie mi drzewo w brzuchu, okej?

Przytaknęłam, co zrobiła także Aria.

— Ty jednak jesteś kosmitą, przyznaj się — rzucił Leo, widząc, jak Mel ponownie pisze na telefonie, używając wszystkich palców.

Uśmiechnęła się.

— Tak, przyleciałam z odległej galaktyki, uciekając przed Darth Vaderem, bo ukradłam mu maskę, żeby nie brzmiał jak zepsuty odkurzacz.

Bliźniacy padli ze śmiechu. Mel pokręciła głową, kończąc odpisywać.

— Grałaś kiedyś na gitarze? — spytał Jeremy, a ja uniosłam kąciki ust.

Był ciekawy, czym interesowała się Mel? Chciał ją lepiej poznać, choć i tak wydawał się wiedzieć nieco więcej, aniżeli ja czy Aria. Miałam poniekąd wrażenie, jakby coś ukrywał.

— Jak byłam mała.

— Czemu skończyłaś? — wtrącił Leo, ścierając łzę, która pociekła od śmiechu.

Spojrzała na nas porozumiewawczo, unosząc brew. Dawała nam znak, że znaliśmy odpowiedź.

— Bezsenność? — rzucił cicho Felix.

Mel jedynie przytaknęła.

— Nie umiałam się skupić. Przez zmęczenie rozmazywały mi się w oczach wszystkie nuty. — Oparła się na obu łokciach. — Rzuciłam tym wszystkich w cholerę. Rodzice wszystko zrozumieli.

— Zmieniając temat — zaczęła Aria — Mel, już wszystko między nami w porządku? No wiesz, mam na myśli...

Nie musiała nic więcej mówić. Nie zaczynaliśmy tego tematu na przerwach, nie chcąc zostać usłyszanym przez przypadek przez inne osoby. Nadal nie znajdowaliśmy się w zbyt bezpiecznym miejscu, ale teraz znajdowaliśmy się wystarczająco na uboczu, żeby nie zwracać na siebie uwagi – choć Mel i tak ją przyciągała, patrząc na jej wygląd.

Melissa zwróciła tęczówki na Jeremiego. Każdy, poza samym chłopakiem, marszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodziło.

— Tak. — Uniosła kąciki ust.

Jeremy odpowiedział jej identycznym uśmiechem.

Od razu wiedziałam, że coś się wydarzyło. Nie miałam tylko pojęcia, co dokładnie.

***

— Powiesz w końcu, o co ci chodzi, Duncan? — odezwali się jednocześnie bliźniacy, gdy po lekcjach oddzieliliśmy się od Mel i Jeremiego.

Duncan zaciągnął mnie, Arię i bliźniaków za budynek szkoły. Widziałam, jak pozostała dwójka szła w kierunku parkingu, rozmawiając ze sobą w najlepsze, ale nie słyszałam, o czym dokładnie mówili. Byli już za daleko. Mogłam się jedynie domyślać, widząc śmiejącą się Mel, że to typowa pogawędka o „pierdołach", ale taka, która i jej, i Jeremiemu przypadała do gustu.

— Jeremy maczał w tym palce — oznajmił Duncan, a ja zerknęłam na niego, nie rozumiejąc, co miał w ogóle na myśli.

— W czym niby? — spytała Aria.

Założyła przy tym ręce na piersi, stając tym samym w identycznej co ja pozie. Po twarzach większości widziałam, że kompletnie nikt nie rozumiał toku myślenia Duncana, na co cicho warknął.

— No chyba, kurwa, oczywiste, że w sprawie z Mel. — Wskazał na tamtą dwójkę, która zatrzymała się przy jednym drzewie i usiadła na ławce. Mel czekała na rodziców, bo miała dziś terapię. — W piątek się nas jeszcze bała, prawie zeszła z tego świata przez zapowietrzanie się, a ja mam uwierzyć, że wszystko sobie przemyślała przez dwa dni? Ni chuja w to nie wierzę, a już zwłaszcza, jak rano Melissa powiedziała do Jeremiego, że ma jego bluzę i musi mu ją oddać. Ta dwójka jest ze sobą teraz zdecydowanie za blisko, jak na fakt, że ona dosłownie przed nami uciekała dwa dni temu. — Opuścił rękę, po czym rozłożył ramiona. — Nie mówicie mi, że tego, kurwa, nie widzicie.

Puścił ręce luźno.

— Duncan, przesadzasz — zauważył Leo.

— Gdyby Jeremy coś zrobił, raczej by nam powiedział. Jesteśmy drużyną i praktycznie jak rodzeństwo, nie mamy przed sobą sekretów, bo tylko by nam to szkodziło. — Felix założył ręce na piersi.

— Czemu ty tak nie lubisz Mel? — wtrąciła Aria. — Nic ci nie zrobiła, nic złego ci nie powiedziała. Nie możesz jej znieść praktycznie od samego początku, choć ona z tobą problemu nie ma. Tylko ty jakiś masz.

Pokręcił głową.

— Chcecie wiedzieć, czemu jej nie lubię? — Uśmiechnął się ironicznie. — Bo mnie wkurwia. Cała jej osoba jest wkurwiająca. Rozprasza wszystkich na każdym kroku i o wiele lepiej nam było, jak jej tu nie było. Teraz zna nasz jebany sekret i jedyne, co robi, to się, kurwa, plącze pod nogami. Nie tylko mnie, ale nam wszystkim. Teraz zwłaszcza Jeremiemu, którego znam prawie całe życie i nigdy nie widziałem, żeby się tak często uśmiechał, do chuja pana. Nie myśli o niczym innym, tylko, kurwa, o niej i się rozprasza, choć powinien się skupić na naszej społeczności. On ma być jej, kurwa, głową, a przez tego człowieka mu wszystko lata koło nosa.

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co myśleć. Duncan dalej tłumaczył swoją niechęć do Mel, jednak ja jedynie zwracałam uwagę na fakt, że w dalszych częściach wypowiedzi wspominał non stop o Jeremym. Co mu tak bardzo przeszkadzało, że nijak nie pozwalał dojść do głowy myśli, że może dzięki temu Jeremy mógłby lepiej rozumieć powagę sytuacji, gdyby coś zagrażało ludziom. Otwierał się na wszystko inne i nie zamykał jedynie na Cienie, co miał w nawyku Duncan marudzący na każdą sprawę dotyczącą ludzkości. Tak bardzo wypominał Jeremiemu jego błędy, że praktycznie się od siebie odwrócili. Can potrafił jedynie każdemu uprzykrzać życie, a w przypadku naszego Maga nie hamował się kompletnie...

Chwila, czy to możliwe, żeby Duncan obierał taką strategię, by zwrócić na siebie uwagę Jeremiego? Ostatni tydzień praktycznie nie marudził, gdy rozmawialiśmy o Mel, ale gdy do rozmowy dołączał się Jeremy, od razu stawał się bardziej posępny. Trochę tak, jakby stawał się zazdrosny, że Melissa dostawała więcej uwagi. Czyżby Duncanowi podobał się Jeremy? To w ogóle możliwe, aby on był homoseksualny? Nic nigdy u niego nie zauważyłam, ale to by się zgadzało. Wpadał w szał, jak tylko ta dwójka wymieniła spojrzenie, a co dopiero zaczynała ze sobą gadać. Nie wierzyłam własnym myślom. Gdyby to się okazało prawdą, wiedzielibyśmy, dlaczego ta maruda się tak zmieniła. Kiedyś zachowywał się inaczej, a teraz nie szło z nim pogadać jak człowiek z człowiekiem.

Nie mogłam się jeszcze podzielić tym podejrzeniem. Potrzebowałam więcej danych. Fakt, że denerwował Jeremiego, nie powinien się znajdować na liście sposobów do podrywania drugiej osoby, ale on chyba innych nie znał w takim przypadku.

— Duncan, daj spokój — przerwała mu Aria.

Mnie także przeszkodziła w dalszych przemyśleniach.

— Po Mel właśnie podjechali rodzice. — Obejrzała się na parking. — Im dłużej nas nie ma, tym łatwiej Jeremy się domyśli, że knujemy coś za jego plecami. Tę rozmowę bez sensu musimy chwilowo zakończyć.

— Niech ktoś stworzy drugą grupę bez Jeremiego i tamtej pokraki — rzucił Duncan, po czym ruszył blisko budynku, aby jak najszybciej dostać się na ścieżkę.

Zacisnęłam szczękę, aby na niego nie naskoczyć za przezywanie Mel. Nie miał do tego prawa. Praktycznie nic o niej nie wiedział, a używał na nią takich sformułowań. Zerknęłam na resztę, która także się powstrzymywała, by nie rozszarpać Duncana.

Faktycznie ktoś stworzył kolejną grupę na Messengerze, jednak tam nie zaglądałam. Wiedziałam, co się tam działo. Duncan ponownie narzekał, że Mel się nas trzymała i tworzył teorie, jakoby Jeremy przyłożył do tego rękę. Nawet jeśli coś takiego zrobił, to ja, prawdopodobnie też Aria i bliźniacy, byłam mu wdzięczna. Przekonał ją do nas w stu procentach, a za tym szło, że mogłam z nią rozmawiać o wszystkim. Nawet o rzeczach, które mnie denerwowały w Cieniach. Nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy Jeremy odebrał telefon i włączył głośnomówiący. Zamiast tego patrzyłam na rozciągającą się przed nami drogę.

Mijaliśmy domy, głośne części miasta. Co jakiś czas słyszałam jakiś hałas zza szyb. Syreny, klaksony, czasami przewijały się kłótnie. Prawda, w naszej grupie też często zdarzały się zgrzyty, jednak mnie one pobolewały. Byliśmy dla siebie jak rodzina, rodzeństwo z innych rodzin, ale nigdy nie potrafiliśmy dojść do jednogłośnego kompromisu. Jedno z nas zawsze się nie zgadzało. Najczęściej Duncan, który uważał, że powinniśmy całkowicie zmienić system działań. Że najlepszym, co byśmy zrobili, to całkowite odcięcie się od świata ludzi. Niestety, nie rozumiał on, że postąpiwszy w ten sposób, zniszczylibyśmy wieki historii i nasze istnienie nie miałoby sensu. Chroniliśmy ludzi, a gdyby oni wyginęli przez demony, to po co istniałyby Cienie? My się umieliśmy obronić, uczyliśmy się tego od momentu postawienia pierwszych kroków, ale jakiś pierwszy lepszy człowiek? Nie posiadał broni do walki z demonami, nie miał magicznych zdolności i nie wszyscy widzieli te stwory...

Wzięłam głębszy wdech, widząc kilka budowli ukrytych między drzewami. Nie zwróciłam uwagi, kiedy wjechaliśmy na drogę prowadzącą do nas. W ciągu może niecałych dwóch minut znaleźliśmy się w domu. Już miałam iść do kuchni, kiedy to usłyszałam:

— Odpocznijcie przed akcją.

Zwróciłam się do Jeremiego.

— Ja się idę zdrzemnąć. — Machnął dłonią, po czym ruszył do siebie.

Odetchnęłam, również chcąc sobie iść, ale Duncan złapał mnie za łokieć. Po chwili zarówno mnie, jak i resztę zaciągnął do kuchni.

— Co znowu, Duncan? — spytałam, zakładając ręce na biodrach.

— To wam się serio nie wydaje podejrzane? — Rozejrzał się po nas wszystkich, jednak nikt nie rozumiał, co miał na myśli. — No błagam was. Powiedział, co zamierza robić. W życiu nie słyszałem, żeby dzielił się czymkolwiek, gdy opuszczały go siły przez Stellę. Naprawdę tylko ja to uważam za podejrzane?

Rozłożył ręce, które szybko opuścił.

— Okej, zaczynam się zgadzać z Leo. — Aria złapała się za głowę. — Przesadzasz.

— Przeżywasz, jakbym nie wiem, co się stało — dodał Felix, który oparł się o blat stołu.

Duncan parsknął, by kolejno pokręcić głową.

— Ja przesadzam? — Wskazał na siebie. — Ja przeżywam? Nie no, weźcie, pomyślcie! Na serio tylko ja się przejmuję faktem, że ktoś się nam kręci pod nogami? Że nas wszystkich rozprasza? Że odwraca uwagę od rzeczy istotniejszych, niż...

— Zachowujesz się zazdrosna nastolatka! — wyskoczyłam.

Duncan się zaciął. Aria zakryła usta w szoku, bliźniacy zacisnęli wargi i opuścili wzrok. Myśleli o tym samym, jednak nic nie powiedzieli. Woleli nie sprowadzać na siebie gniewu Duncana, który właśnie na mnie zerknął.

— Coś powiedziała?

Uniosłam kąciki w nieco kpiącym uśmieszku.

— Opisałam, jak według mnie wygląda twoje zachowanie. — Założyłam ręce na piersi. — Dla mnie to jest zachowanie zazdrosnej nastolatki, która nie potrafi znieść, że ktoś się może zbliżyć do chłopaka, który jej się podoba. Tak wyglądasz i się zachowujesz, Duncan. Jakbyś się zakochał w Jeremym i nie mógł znieść, że jemu może się podobać ktoś inny. Co to, odkryłeś swoją seksualność?

Duncan złapał głębszy wdech, zacisnął szczękę. Zauważyłam, jak ręce mu się trzęsły, dlatego splótł palce w pięści.

— Non stop powtarzasz: „Jeremy to, Jeremy tamto, Jeremy siamto". Normalnie, jakbyś miał na jego punkcie jakąś obsesję. — Stanęłam przed nim. — Rozumiem, że znacie się od czternastu lat, że się o niego martwisz i uważasz za bliską osobę, ale przykro mi to mówić, on chyba nie jest tobą zainteresowany.

— Ciebie chyba Bóg opuścił... — wycedził chłopak.

— Mnie? — Parsknęłam. — Na siebie spójrz, idioto. — Popchnęłam jego ramiona. — Cały dzień chodzisz jak naburmuszone dziecko, bo, „ojej, mamy znajomych spoza Cieni". Jakby to było coś, kurwa, wielkiego. Ojciec Jeremiego też ma przyjaciół niezwiązanych z tym światem. Uważasz, że Jeremy coś zrobił? Nawet gdyby, to szczerze? — Wskazałam na siebie. — Ja mu jestem za to wdzięczna. Możesz nie lubić Melissy, proszę bardzo, ale to jest moja przyjaciółka. Zachowaj swoje chamskie teksty dla siebie, bo nie mam ochoty ich słuchać i denerwować się na ciebie dwadzieścia cztery godziny tygodniowo.

Opuściłam ręce.

— A co do twojego nieodkrytego homoseksualizmu, radziłabym ci pomyśleć, czy aby nie jest to prawdą. — Uniosłam brwi. — Nie po to masz głowę, żeby ci szyja na deszczu nie mokła. Do czegoś się tej dyńki używa, ale najwyraźniej o tym nie wiesz i trzeba ci to uświadomić.

Odwrócił wzrok. Zauważyłam, że przejechał językiem po powierzchni zębów.

— Wiesz co? — odezwał się, wyraźnie rozjuszony. — Wszyscy zwariowaliście.

Po swoich słowach ruszył do wyjścia. W kilka sekund doszło do mnie trzaśnięcie drzwiami. Powoli zaczynałam podziwiać, że zawiasy w nich jeszcze nie poszły.

Wzięłam głębszy wdech.

— Okej, tego się nie spodziewałem — odrzekł nagle Leo.

Odwróciłam się do niego i pozostałej dwójki. Włożyłam ręce do kieszeni.

— Ktoś mu to musiał w końcu uświadomić. — Wzruszyłam ramionami.

— Myślicie, że Jeremy naprawdę coś zrobił? — spytał Felix, natychmiast zmieniając temat.

— Jest to dosyć możliwe — zauważyła Aria, podchodząc do lodówki.

— Po czym to stwierdzasz? — Odwróciłam się do niej.

— Nie widzieliście, jak się do siebie dziś uśmiechali? — Zerknęła na nas zaskoczona. — Nie zauważyliście?

— Ja zauważyłam.

Bliźniacy także przytaknęli.

— Ale co to ma do rzeczy? — Felix oparł się na łokciu.

— Szczerze, to poniekąd wyglądali mi dziś na parę, choć nią nie są. Zdecydowanie się do siebie zbliżyli, ale nie mam pojęcia kiedy, skoro ostatni tydzień Mel nie miała za nami kontaktu. — Aria nalała sobie soku.

— Może Jeremy faktycznie coś zrobił. — Leo usiadł na blacie. — Tylko że nic nie mówił.

— Jeżeli coś zrobił, to tłumaczyłoby to jego zachowanie przez cały weekend — zauważyłam. — Chodził z głową w chmurach, musiał zrobić coś takiego, co go ucieszyło, a nie chce mi się wierzyć, że sprawił to idealnie namalowany światłocień. To musiało mieć coś wspólnego z Mel.

Aria oparła się o blat na łokciach. Głowę ułożyła na dłoniach.

— Wiecie, Jeremy jest aktualnie zaspany, więc bardzo łatwo dałoby się coś z niego wyciągnąć — zwróciła uwagę, a ja uniosłam brwi.

Nie byłam jedyna. Bliźniacy także się zdziwili.

— Dopiero co się wyspowiadałaś, a już zaczynasz grzeszyć, tworząc intrygi?

Aria szerzej uchyliła powieki, uświadomiwszy sobie, że już miała jeden grzech na koncie, choć ledwo zaczął się miesiąc. Jęknęła niezadowolona, na co się lekko zaśmiałam. Chłopacy mi zawtórowali.

Po chwili się odsunęłam od blatu. Zostawiłam torbę, by kolejno ruszyć na korytarz. Wszyscy podążyli za mną, by zobaczyć, jak cicho, ledwo słyszalnie zastukałam do drzwi pokoju Jeremiego. Nie odpowiedział, co znaczyło, że musiał już głęboko spać. Kątem oka zauważyłam, jak na schodach stał niezadowolony Duncan i mi się przyglądał, jak wchodziłam do pokoju naszego Maga. Reszta wkroczyła cicho za mną, gdy podeszłam do śpiącego chłopaka i się nad nim pochyliłam. Miałam ochotę przeczesać mu komórkę, jednak się powstrzymałam.

— Jeremy? — odezwałam się cicho.

Chłopak tylko mruknął zaspany.

— Zrobiłeś coś, żeby Mel się do nas przekonała?

Potwierdził kolejnym pomrukiem.

Kątem oka zauważyłam, jak w progu stanął ojciec Jeremiego. Obok o ścianę opierał się Duncan, który nawet na nas nie patrzył.

Dzidzia się pogniewała...

Starszy mężczyzna widocznie się zaciekawił, gdy jego syn potwierdził, że miał coś za uszami.

— Co zrobiłeś? — podpytałam ostrożnie.

— Pokazałem... Las...

Zamrugałam kilkakrotnie. Reszta też się wyraźnie skonsternowała.

— Las?

— Las... Ale oczami Cieni...

Uchyliłam nieco szerzej powieki. Ukazał przed Mel energię płynącą przez świat. Uniosłam kąciki ust.

— Jeremy?

Mruknął pod nosem.

— Jest coś, czego chciałbyś najbardziej w świecie?

— Zajebać tamtego cholernego jelenia...

Opuściłam ręce. Ponownie zamrugałam zaskoczona, nie spodziewając się tego typu odpowiedzi. Zerknęłam na wszystkich. Także nie zrozumieli. Nawet obrażony Duncan uniósł wzrok, podnosząc brew w niedowierzaniu. Słowa Jeremiego potwierdziły, że naprawdę musiało się coś stać, ale czym zawinił biedny jeleń?

— Czemu jelenia? — wymruczałam pod nosem. — Co ci zrobił?

— Przerwał mój pocałunek z Melissą...

W ciągu kilku sekund miałam wrażenie, że oczy wyjdą mi z orbit. Aria, bliźniacy, Duncan i pan Bernon, prawdopodobnie, mieli dokładnie to samo odczucie.

— Co ty właśnie powiedziałeś? — Złapałam go za ramię.

Zerknął na mnie zaspanym wzrokiem.

— Co?

— Co ma znaczyć... — Przełknęłam ślinę. — Czy ty chcesz powiedzieć, że prawie pocałowałeś Mel?

Zamrugał kilkukrotnie, nie kojarząc jeszcze faktów. Po chwili zrozumiał, co się działo i czym się z nami wszystkimi podzielił. Szerzej uchylił powieki, uświadamiając sobie, co powiedział, po czym z powrotem się położył. Przy tym zakrył się kocem po sam czubek głowy.

Parsknęłam.

— O nie! — Złapałam za materiał i zerwałam z chłopaka. — W tej chwili zdradzasz mi szczegóły!

— Po moim trupie... — wymamrotał, przenosząc się na drugą stronę łózka, żeby wstać.

Przeszłam po materacu. Aria ruszyła za mną, aby także się czegoś dowiedzieć. Obie ruszyłyśmy za Jeremym do kuchni, gdzie podszedł do jednej z szafek. Wyjął szklankę, a gdy zamknął drzwiczki, natknął się na mnie i Arię.

— Co prawie zrobiłeś mojej przyjaciółce, Jeremy?! — dodałam.

— Gadaj! — naskoczyłyśmy obie.

Odwrócił się, podszedł do lodówki i wyjął sok.

— Nie ma o czym!

Przez próg pomieszczenia zaglądali chłopacy i pan Bernon. Widocznie wszystkich, poza wkurzonym Duncanem, śmieszył widok, jak wraz z Arią śledziłam Jeremiego, chodząc za nim niczym za mamą kaczką. Złapałam za prawe ramię chłopaka, Aria chwyciła za lewe. Obie go pociągnęłyśmy, gdy chciał się napić. Niemal się przez to oblał. Odłożył szkło na blat, chcąc jak najszybciej uciec.

— JE! RE! MY! No powiedz!— rzuciłyśmy głośno i płaczliwie, kiedy próbował znowu uciec.

Usiadłam na podłodze, złapałam go za nogę. Aria zrobiła to samo, żeby nie mógł uciec. Warknął pod nosem.

— Tato, możesz im coś powiedzieć?! — Wskazał na nas.

Pan Bernon, niestety, nie zamierzał nic robić. Aktualna sytuacja bawiła go na tyle, że musiał zakryć usta, aby nie zwijać się ze śmiechu. Bliźniacy niemal leżeli od głośnego rechotu. Nawet Duncan już zaczął się wzdrygać.

— Tato! — odezwał się nieco głośniej.

— Wybacz, Jeremy, ale wkopałeś się sam. — Przetarł oczy.

— No wiesz ty co?!

— Otóż wiem, mój syn prawie pocałował dziewczynę.

Jeremy warknął.

— Jeremy, jeśli tak bardzo chciałeś Mel, to mogłam jej szepnąć o tobie dobre słówko. — Bardziej przytuliłam jego nogę.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Ty... Co?!

— Przecież też mogłam! — oburzyła się Aria. — Ładna by z was była para!

— Już teraz wyglądają jak para, gdy idą obok siebie — zauważyłam.

Aria przytaknęła, przyznając mi rację.

— Plus do siebie pasują! — dodała dziewczyna. — Co prawda, Mel musiałaby stawać na palcach, żeby pocałować Jeremiego, ale to by wyglądało uroczo!

— Chyba że by ją podniósł!

W ciągu kilku sekund ja i Aria uniosłyśmy się lekko ponad ziemię. Kolejno zostałyśmy oderwane od nóg chłopaka, który użył magii, aby się nas pozbyć. Niezbyt delikatnie upuścił z powrotem na posadzkę, by następnie jak najszybciej uciec z pomieszczenia z opuszczoną głową.

— Czekaj! Jeremy! — Szybko się podniosłam, by zacząć go gonić.

— Nie! Ma! Opcji! — krzyknął, wchodząc do łazienki.

Chciałam chwycić za klamkę, jednak usłyszałam, jak zablokował drzwi. Zapukałam w powłokę.

— Odwal się, Maddy!

— No weź! Ja chcę znać szczegóły! — Pociągnęłam za klamkę.

— Trudno! Nie poznasz i koniec!

Warknęłam, po czym spojrzałam na Arię. Uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo, na co odpowiedziałam tym samym.

— Aria, wyciągaj telefon — rzuciłam, zdając sobie sprawę, że Jeremy podsłuchiwał pod drzwiami. — Trzeba przycisnąć Melissę.

W ciągu kilku sekund Jeremy wychylił się z łazienki.

— Was chyba Bóg opuścił!

— O, zadziałało! — odezwałyśmy się jednocześnie.

Jeremy się skrzywił, by kolejno złapać się za głowę.

***

Zarzuciłam na plecy grubszą bluzę. Zrobiło się o wiele chłodniej, niż było w ciągu dnia. Nie chciałam się zaziębić, dlatego od razu ją zapięłam. Zeszłam po schodach, spotykając po drodze, idącego korytarzem Jeremiego. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Od razu zauważyłam jego lekko drgającą brew.

Miał mnie dość.

Resztę dnia go męczyłam, aby cokolwiek zdradził. Jedynie opowiedział, co pokazał Melissie, gdy zabrał ją na nocną schadzkę po lesie. Cóż, ani ja, ani Aria nie widziałyśmy w tym początkowo nic romantycznego, aż Jeremy nie powiedział, że razem z Mel tańczył na polanie. Wtedy kupił nas obie.

Wskazał na mnie.

— Nie! — powiedział głośno.

Uniosłam ręce, jakby ktoś do mnie celował. W sumie to tak było, bo Jeremy mierzył we mnie palcem wskazującym.

— Przecież nic nie powiedziałam. — Wzruszyłam ramionami.

— Wiem, ale po prostu: Nie.

Ruszył do drzwi, w których stał jego ojciec. Jak za każdym razem nim odeszliśmy, rzuciliśmy chórem: Do zobaczenia później. Po tym od razu zaczęliśmy się kierować w stronę lasu. Nie mieliśmy żadnych informacji, co mogło się pojawić tym razem. Zwykle chociaż wiedzieliśmy, czy spodziewać się czegoś dużego, czy nie. Teraz tak nie było. Szliśmy, jak na ścięcie głowy.

— Jeremy, dalej myślisz o ustach Mel? — docięła się Aria.

Zachichotałam, widząc wyrastający rumieniec na twarzy chłopaka. Nic nie odpowiedział.

— Daj mu spokój, Aria — powiedziałam, uśmiechając się półgębkiem. — Jeszcze nam się zamknie w sobie i co zrobimy?

— Odczepicie wy się w końcu? — Zerknął na nas przez ramię. — Powoli mam was serio dość. — Pokazał rękę, ukazując odległość między palcem wskazującym a kciukiem. — Tyle brakuje, żebym was nie zamknął w waszych pokojach na amen.

Bliźniacy się cicho zaśmiali, jednak od razu przestali, gdy Jeremy zmroził ich wzrokiem. Uśmiechnęli się, gdy chłopak się odwrócił, by przeskoczyć powalone drzewo.

— Nie wiem, o co ci chodzi, Jeremy — odezwał się Leo.

— Właśnie, sam się do tego przyznałeś — dodał Felix.

— Was też mam zamknąć? — Pokazał dłoń otoczoną magią.

Obaj się uciszyli.

Chciałam coś jeszcze powiedzieć, jednak przerwał mi to czyjś krzyk. Każdy z nas momentalnie stał się poważny. Zatrzymaliśmy się, słysząc dźwięk chlipania. Ktoś płakał, a przy tym starał się pozostać jak najciszej. Nikomu się to nie podobało. Kiwnęliśmy do siebie głowami. I ja, i Duncan zaklęliśmy swoje bronie, by pojawiły się w naszych dłoniach. Felix i Leo przywołali chowańce.

Ruszyliśmy nieco ciszej, będąc pochylonymi w przód. Nie chcieliśmy dać się niczemu zauważyć. Dźwięki, jakie do nas dochodziły nie przypadły do gustu nikomu. Rozdzierający się materiał, krzyk, łamanie się czegoś, strzelanie ogniska, rozrywanie czegoś, czego nie potrafiłam scharakteryzować, chlupotanie, jakby ktoś skakał po kałużach, a temu wszystkiemu towarzyszyły skrzekliwe śmiechy. Złapałam głębszy wdech, gdy zatrzymaliśmy się przy krzewach. Powoli się nieco wychyliliśmy, jednak natychmiast każdy zamarł.

Przed nami rozgrywała się istna masakra. Obozowisko jakiejś rodziny zostało doszczętnie zniszczone przez zgraję Weskoków. Jeden właśnie próbował wytargać za nogę małą dziewczynkę z namiotu. Krzyczała wniebogłosy, jednak nikt z dorosłych nie miał jak pomóc. Ciała rodziców zostały rozczłonkowane. Kilka z tych stworów się siłowało, aby oderwać mięso od kości. Drugiemu dziecku Weskok rozorał twarz, po czym wbił łapę w klatkę piersiową. Kolejno uniósł – może trzyletniego – chłopca, by niemal wycisnąć jego krew do swojej paszczy.

Przełknęłam ślinę, by nie zwymiotować.

Weskoki znaliśmy z nieprzyjemnych zagrywek. Potrafiły zmieniać się w urocze zwierzątka, by kolejno pokazać swoje szpiczaste zębiska w wielkiej gębie. Przypominały małe gremliny. Ich prawdziwa skóra barwiła się szarością z odrobiną zgniłej zieleni. Oczodoły były całkowicie postrzępione, jakby ktoś im wyrwał gałki oczne. Zwykle poruszały się za pomocą echolokacji. Miały wzrost może czteroletniego dziecka. Ich nogi i ramiona były chude, przypominały grubością cienkie patyki odchodzące od gałęzi. Dłonie i stopy zaś osiągały duże rozmiary. Pod żadnym aspektem nie przypominały miłych stworzeń. Czarne i przerzedzone włosy wystawały spod kubraczków, które zdobywały od zabitych ludzi.

Zerknęłam na Jeremiego. Zaciskał wargi i krzywił się zniesmaczony.

— Rozproszyć się... — rozkazał, a jego dłonie okrążyła magia. 



***********************

Jak widzicie, zaczyna nam się akcja!

Mam nadzieję, że się nieco pośmialiście z zachowania Maddy i Arii!

Dajcie znać koniecznie, jak podobał wam się rozdział!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro