Rozdział 11: Melissa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Zamknęłam się w kabinie. Wolałam uniknąć sytuacji, gdy reszta ponownie spróbowałaby się ze mną skontaktować. Czułam od wczoraj, że czekał mnie ciężki dzień, ale nie spodziewałam się, że będę uciekała przed całą grupą. Wiedziałam, że powinnam z nimi porozmawiać, ale nie potrafiłam im nawet spojrzeć w oczy. Powiedziałam im, że lepiej oszczędzić sobie wiedzy odnośnie przypadłości, z jaką się borykałam. Nie chciałam ich w to wciągać. Na pewno posiadali własne problemy.

Westchnęłam cicho. Wyszłam z kabiny. Podeszłam do zlewu, umyłam ręce. Patrząc na lecącą wodę, poczułam nagłe zawroty głowy. Oparłam się o umywalkę.

Dzisiaj było gorzej. Dwoiło mi się w oczach, nie potrafiłam się skupić, a do tego zasnęłam na lekcji. Może lepiej wrócić do domu? Nie czułam się najlepiej. Obawiałam się, że mogłam nawet zemdleć – zwłaszcza po porannej ucieczce do sali. Powinnam wysłuchać, co mieli mi do powiedzenia, ale ciało instynktownie się napinało, by kolejno się wycofać. Izolowałam się od czegoś, co uważałam za możliwe niebezpieczeństwo. To nie tak, że się ich bałam, ale zwyczajnie nie potrafiłam im spojrzeć w twarz. Zwłaszcza Maddy, która od wczoraj do mnie pisała, a ja całkowicie ignorowałam wiadomości. Nie sprawdzałam ich do dzisiejszego ranka. Każda wypowiedź zaczynała się od słowa: „Proszę". Chciała wyjaśnić sytuację, w jakiej nieświadomie zagrali. Nie pragnęłam, by poznali ten detal mojego życia tak szybko. Wolałam, by najpierw lepiej mnie poznali...

Nabrałam lodowatej wody w dłonie, opłukałam delikatnie twarz, by się rozbudzić. Wiedziałam, że swoim czynem gwarantowałam sobie rozmazany makijaż – jedynym wodoodpornym kosmetykiem była kredka do brwi. Twarz przykrywała naprawdę gruba warstwa korektora, by zakryć mocno widoczne cienie pod oczami. Wolałam uniknąć pytań odnośnie wysypiania się, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Wzięłam głębszy wdech, przecierając lodowatą dłonią po rozgrzanym karku. Miałam wrażenie, jakby parzył. Tak samo skóra na twarzy. Powoli zaczynałam podejrzewać, że dopadła mnie gorączka.

Zerknęłam na spływającą wodę. Nie wiedzieć czemu, przypomniałam sobie rozmowę z rodzicami, nim zaczęłam się zbierać rano do wyjścia:


— Mel, powiedziałaś komuś o swojej przypadłości? — odezwała się mama.

Uniosłam na nią wzrok znad miski z ledwo tkniętymi płatkami śniadaniowymi. Pokręciłam głową, nie chcą zbytnio się na ten temat wypowiadać. Powiedziałam im o podejściu nauczycieli, co przyjęli z aprobatą. Później dodali, że stwierdzili, iż nie chcieli, żebym nie narobiła sobie kłopotów.

— Nie chciałam, żeby od razu mnie wyalienowano — dodałam, mieszając łyżką.

— Tej grupce, z którą się wczoraj trzymałaś też? — dopytała.

— Co oni wczoraj robili pod kliniką? — wtrącił się tata.

Mama na niego zerknęła.

— Nie mam pojęcia... — odpowiedziałam cicho. — Ale chyba nieświadomie zakończyłam z nimi znajomość, bo, gdy pytali, co robiłam pod kliniką, odpowiedziałam, że woleli o tym nie wiedzieć... Chyba zawaliłam...

— Pogadaj dziś z nimi — zaproponowała mama.

Podeszła do mnie, usiadła na krześle obok i pogłaskała po plecach.

— Co jeżeli po prostu nie zasługuję na posiadanie przyjaciół...

— Nawet tak nie mów — złajał mnie tata. — Po prostu musisz spotkać odpowiednie osoby i wydaje mi się, że już spotkałaś. Widzieliśmy cię wczoraj, jaka szczęśliwa wsiadłaś do samochodu. Nikomu nie jest pisane, żeby był sam przez całe życie, Mel, a ty wczoraj spotkałaś osoby, z którymi, według mnie, powinnaś się zaprzyjaźnić. Weszłaś w ich życie, oni w twoje. Już zaklepane.

Sięgnął do mnie, założył włosy za ucho. Podniosłam wzrok.

— Ale co jeżeli...

— Powiedziałem coś.

— Musisz im po prostu wyjaśnić, że na razie nie chcesz zdradzać, iż coś ci dolega. Zrozumieją. Wyglądali na miłe i mądre dzieciaki.


— Mel?

Otworzyłam szerzej oczy. Szybko, niemal gwałtownie, obejrzałam się w lewą stronę. Zobaczyłam Arię i Maddy. Akcja serca od razu przyspieszyła, obijając boleśnie żebra. Samoistnie zaczęłam pobierać większe wdechy. Czułam narastającą panikę, co chyba zostało zauważone. Maddy mimochodem uniosła ręce, jakby chcąc mi pokazać, że nie zamierzała mi nic zrobić. Zmarszczyłam lekko brwi.

— Nic ci nie zrobimy, Mel — zaczęła Maddy. — Tylko... możemy na spokojnie porozmawiać?

Uniosłam brwi zaskoczona. Nie wydawało się, że zamierzały wypytywać. Mało tego, posiadłam wręcz wrażenie, że mogłam im po prostu powiedzieć, iż za krótko się znamy.

Przytaknęłam, starając się nie zrobić zbyt gwałtownych ruchów. Nie chciałam, by ponownie zaczęło mi się kręcić w głowie.

Dziewczyny się uśmiechnęły. Widocznie się ucieszyły, że zamierzałam z nimi jakkolwiek pogadać.

— Słuchaj. — Opuściła dłonie. — Nie wiemy, co wczoraj miało miejsce. Dlaczego znalazłaś się pod kliniką Bernona ani czy coś ci dolega, ale...

Opuściłam wzrok.

Zamierzały powiedzieć, że jednak nie chciały się zaznajomić? Pewnie tak. Kto pragnąłby mieć znajomą, która praktycznie nie sypia i częściej nie kontaktuje, aniżeli...

— Nie zamierzamy cię zmuszać do mówienia.

Moja myśl została przerwana. Uniosłam zaskoczony wzrok na Maddy. Uśmiechała się lekko, marszcząc delikatnie brwi. Wydawała się dość czuła. Wręcz współczuła, że coś mogło mi dolegać, a ona nie umiała pomóc. Nie spodziewałam się, że coś takiego ją trapiło. Myślałam, że zostanę odrzucona przez kolejne osoby, które uznają, że mogłam czymś zarażać.

— Rozumiemy, dlaczego wczoraj tak zareagowałaś — dodała Aria. — Nie spodziewałaś się, że nas tam spotkasz, ale w drugą stronę to też zadziałało. Też nie mogliśmy nawet sobie czegoś takiego wyobrazić, a co do tej reakcji... Później postawiliśmy się na twoim miejscu. Znasz nas jeden dzień, więc to jasne, że nie powiesz nam od razu wszystkiego. Przyjaźń buduje się z czasem. „Jeśli bowiem jeden upadnie, drugi podniesie swego towarzysza. Lecz biada samotnemu, gdy upadnie, bo nie ma drugiego, który by go podniósł"*.

Poczułam duszące uczucie w piersi. Bardziej zapiekły mnie oczy. Ciało zaczęło mi się trząść. Musiałam pociągnąć nosem. Po kilku sekundach po twarzy spływały mi łzy. Dziewczyny szerzej uchyliły powieki, widząc mnie w takim stanie. Spojrzały na siebie, a w kolejnej chwili podeszły i przytuliły. Objęłam obie, wypłakując wodospad.

Pierwszy raz popłakałam się przy kimś — poza rodzicami. Czułam się na tyle swobodnie, że nie musiałam się chyba niczego wstydzić. Możliwe, że niepotrzebnie odstawiałam tamte sceny z uciekaniem. Skąd mogłam wiedzieć, iż w końcu spotkałam osoby, które nijak nie zamierzały mnie odepchnąć?

— Może kiedyś nadejdzie taki moment, że się przed nami otworzysz — zaczęła Maddy — a do tego czasu mów tyle, ile uważasz. Połóż granicę, a my się postaramy zyskać twoje zaufanie.

Złapałam głębszy wdech.

— Już je macie... — wychrypiałam. — Po prostu... W poprzedniej szkole po wyjściu na jaw, co mi dolegało, każdy się ode mnie odwrócił. Przestraszyłam się, że...

— Mel — przerwała mi Aria — to nie jest twoja stara szkoła. Jesteś w innym miejscu, otaczają cię inni ludzie. Nie musisz się bać.

Pociągnęłam nosem, mocniej obejmując dziewczyny. Minęło kilkanaście sekund, zanim odsunęły mnie od siebie. Szerzej uchyliły powieki, widząc, jak zapewne rozpłynął mi się makijaż.

— Okej, potrzebna akcja ratunkowa — skomentowała Maddy, sięgając do torby.

Wyjęła z niej nieco większy piórnik, z którego wyjęła chusteczki do demakijażu. Pociągnęłam nosem, gdy zaczęła zmywać mi z twarzy rozmazany tusz. Nadal lekko płakałam, co zdecydowanie ułatwiało jej pozbywanie się kosmetyku. W czasie gdy Maddy zajmowała się „reanimacją" make-upu. Aria zniknęła w jednej z kabin.

— Chyba rozumiem, czemu miałaś dzisiaj taką szpachlę korektora pod oczami — powiedziała spokojnie, gdy starła wszystko pod powiekami.

Wzięłam głębszy wdech.

— Musiałaś niezbyt dobrze spać — stwierdziła, sięgając po jasny kosmetyk z kosmetyczki. — Wszystko dobrze? Nie wyglądasz za dobrze.

Przytaknęłam, opierając się o umywalkę. Użyła serdecznego palca – wcześniej myjąc ręce – by wszystko dokładnie rozłożyć, dlatego uniosłam oczy na sufit.

— Dobrze, że mamy podobny odcień karnacji — zmieniła temat.

Wzdrygnęłam się w śmiechu. Wyjęła puder w kompakcie, a następnie opakowanie jednorazowych gąbeczek do makijażu. Pokazała palcem w górę, żebym uniosła wzrok i naciągnęła skórę pod oczami. Wolała mieć pewność, że nic się nie zrolowało, dlatego dla pewności wklepała korektor ponownie. Utrwaliła go. Kolejno wyjęła tusz do rzęs z marki L'Oreal Paris. Z tego co zauważyłam, był w złotofioletowym opakowaniu.

Zbliżyła się, a ja zwróciłam wzrok w dół, by ułatwić jej malowanie.

— Ale ty masz długie rzęsy — zachwyciła się. — Zazdroszczę! Ja swoje muszę strasznie mocno wymalować, żeby dobrze wyglądały.

Zaśmiałam się lekko, jednak to nie przez nią, a przez Arię, która wyszła z kabiny z głośnym westchnieniem.

— Ulga... — skomentowała. — Nigdy więcej zielonej herbaty od rana...

— Mówisz tak codziennie — powiedziała Maddy, kończąc wyczesywanie mi rzęs. Odsunęła się, lekko zagryzając dolną wargę. Przy tym uważnie mi się przyjrzała. — Ideolo!

Uśmiechnęłam się lekko, jednak szybko mój entuzjazm opadł. Z dziewczynami już się dogadałam, ale wciąż pozostawała kwestia bliźniaków i pozostałem dwójki. Musiałam ich przeprosić za swoje zachowanie...

— Jeśli przejmujesz się chłopakami, to skończ — odezwała się Maddy, chowając kosmetyczkę do torby.

Kolejno poprawiła ją na ramieniu. Zamrugałam kilkakrotnie, nie wiedząc, jak zareagować. Domyśliła się, o czym myślałam, choć nie powiedziałam tego na głos.

— Leo, Felix i Jeremy się zastanawiali, dlaczego zareagowałaś w tamten sposób. Też się zmartwili, że dziś się do nas nie odezwałaś — wytłumaczyła.

Opuściłam wzrok.

— Przepraszam...

— Nie przepraszaj — wtrąciła się Aria, wycierając dłonie w papierowy ręcznik.

— Aria ma rację. Nie musisz przepraszać...

— Powinnam — weszłam jej w zdanie.

Uniosła zaskoczona brwi.

— Nie potrafiłabym tak po prostu podejść i zachowywać się jak gdyby nigdy nic, gdy wcześniej potraktowałam was wszystkich tak, jak to zrobiłam... — Podniosłam na nie wzrok. — Powinnam przeprosić.

Dziewczyny zerknęły po sobie, by kolejno się uśmiechnąć. Złapały mnie za dłonie, by kolejno pociągnąć do wyjścia. Nie zostało nam wiele czasu do kolejnych zajęć, a ja chciałam mieć to za sobą.

Starałam się dotrzymywać im kroku, choć zauważyłam, że to one dopasowały się do mnie. Uniosłam kąciki ust, czując narastające ciepło w środku. Pierwszy raz spotykało mnie coś takiego. Nie dość, że dzień wcześniej powiedziały, że chciały mnie wciągnąć do grupki, to dzisiaj starały się, by nasza relacja nie zakończyła się po ledwie jednej dobie. Samoistnie zacisnęłam dłonie nieco mocniej. Kątem oka zauważyłam, że się uśmiechnęły i powtórzyły ruch.

— Melissa...

Usłyszałam jednego z bliźniaków. Uniosłam wzrok, dzięki czemu zauważyłam, że Leo, Felix i Jeremy stali przy parapecie, wyraźnie na coś czekając. A może raczej na kogoś. Duncana nigdzie nie widziałam, co znaczyło, że już gdzieś sobie poszedł, co miał w zwyczaju. Dzień wcześniej znikał w ciągu każdej przerwy na przynajmniej pięć minut. Za każdym razem po jego powrocie czułam dym papierosowy.

Wzięłam głębszy wdech.

— Mel...

— Przepraszam za swoje wcześniejsze zachowanie — przerwałam Felixowi.

Cała trójka uniosła nieco brwi w zaskoczeniu.

— Przestraszyłam się, co mogliście sobie o mnie wczoraj pomyśleć, gdy zobaczyliście mnie pod kliniką. Powinnam była z wami normalnie porozmawiać i wyjaśnić sytuację, a nie uciekać. Naprawdę przepraszam.

Cała trójka na siebie spojrzała. Bliźniacy szybko się uśmiechnęli, by następnie mnie uściskać, unosząc przy tym ponad ziemię. Będąc ściśnięta jak piłka, dostrzegłam, że Jeremy także uniósł lekko kąciki ust. Szerzej rozchyliłam powieki. Maddy szturchnęła go łokciem, na co ten ją odepchnął, czym rozśmieszył dziewczynę.

Chłopacy odłożyli mnie na ziemię dopiero, gdy dostali taki wykaz od dziewczyn. Po tym ruszyliśmy w kierunku odpowiedniej klasy, będąc objętą ramionami Leo i Felixa, co, nie powiem, ciążyło mi i odbierało nieco siły, by dalej iść.

— Swoją drogą, Mel, dobrze się czujesz? — dopytał Leo, idący po prawej.

— Właśnie — dołączył Felix. — Zasnęłaś na lekcji. Wszystko dobrze?

Opuściłam nieco wzrok. Przytaknęłam głową. Nie chciałam, żeby się martwili, ale chwilowo wolałam jeszcze nie mówić, że nie spałam. A do tego od ilu dni to trwało. Ponownie czułam na sobie czyjś wzrok. Tym jednak razem nie parzył, nie wywiercał dziury w plecach. Wiedziałam, że to Jeremy. Tylko on mi się w ten sposób przyglądał... Do tego nadal się nie odezwał. Powoli naprawdę powinnam rozważać, czy nie powinnam się zacząć uczyć migowego, żeby się z nim jakoś porozumieć, ale z tego, co zauważyłam, żadne z „czworaczków" go nie używały, odzywając się do chłopaka.

Może po prostu jest małomówny?

Po tamtej rozmowie lekcje mijały mi o wiele szybciej – tym razem udawało mi się wytrwać do końca, bez zmrużenia przy tym oczu na choćby minutę. Jakimś sposobem odzyskałam nieco siły, gdy wyjaśniłam sobie co nieco z dziewczynami i resztą.

Może tata miał rację, że w końcu spotkałam odpowiednie osoby, z którymi mogłam się zaprzyjaźnić. Od momentu pogodzenia się z nimi czułam, że pierwsze lody pękły i stałam się nieco silniejsza. Nie wiedziałam nawet, jak powinnam opisać to uczucie, ale... Byłam szczęśliwa. Tak szczerze. Od dawna nie towarzyszyło mi to poczucie. Nie pamiętałam nawet, kiedy ostatnio je posiadłam. W momencie decyzji o przeprowadzce odczułam bardziej ulgę.

Weszłam na pewniejszy grunt. Oznaczał, że w końcu zyskałam kogoś, komu mogłam zaufać. Zdobyłam osoby, którym możliwie potrafiłam powiedzieć coś więcej o sobie i może zdradzić coś więcej odnośnie stanu zdrowia.

Zakryłam usta, ziewając.

— Nie wyglądasz za dobrze, Mel — stwierdził Leo.

— Na pewno wytrzymasz do końca zajęć? — dopytał Felix.

Przytaknęłam.

— Wytrzymam, nic mi nie będzie — stwierdziłam.

— Mamy godzinę przerwy — zauważyła Maddy. — Prześpij się.

Uśmiechnęłam się lekko. Pokręciłam głową.

— Nie mogę... — dopowiedziałam.

— Mel, spałaś ty w ogóle dzisiaj? — spytali jednocześnie bliźniacy.

— Mam wrażenie, jakbyś w ogóle nie zmrużyła oka — dodał Leo.

— Nie mogłam zasnąć... I jakoś tak wyszło... — Wzruszyłam ramieniem.

— Od ilu dni nie mogłaś zasnąć? — odezwał się nagle Jeremy.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

— Widać po oczach, że jesteś wykończona — dodał.

Pierwszy raz coś do mnie powiedział, wyraźnie zaskakując przy tym całą resztę. Nie spodziewali się, że Jeremy coś powie, ale nie oni jedyni. Ja sama także. Dlatego też siedziałam, wpatrzona w chłopaka, jednak nie skupiłam się na tym, że w ogóle otworzył do mnie usta, a na tym, o co zapytał.

Jakim cudem się domyślił, że nie spałam od kilku dni? 


******************************

*Kaznodziei 4:10


Jeremy w końcu odezwał się do Melissy. Ogółem sporo się tu chyba działo. Oceńcie sami. 

Mam nadzieję, że wam się podobało!

Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro