Rozdział 23: Melissa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tik, tak, tik, tak...

Ponownie jak kiedyś odliczałam sekundy. Tym jednak razem nie do momentu załączenia się alarmu, który miałby mnie wybudzić. Teraz czekałam, aż w końcu nadejdzie sen. Miałam dość ciągłego tykania, choć dzięki niemu się dowiedziałam, że całe dwadzieścia cztery godziny mierzyły ponad osiemdziesiąt sześć tysięcy trzysta dziewięćdziesiąt sekund – o ile, oczywiście, się gdzieś w międzyczasie nie pomyliłam. Powoli się gubiłam we własnych myślach. Tydzień bez snu robił swoje, jeśli chodziło o najprostsze rozmyślania. Samo ruszenie się wymagało do tego chęci, a obecnie, będąc tak zmęczoną, że nie robiłam nic innego, niż leżenie na łóżku i słuchanie głośnej muzyki, nie miałam ochoty na nic innego. Zapętlona piosenka zespołu Starset wyryła mi się wystarczająco w pamięci, przez co teraz podśpiewywałam ją non stop:

Can you tell me what is real? Cause I've lost my way again. Can you tell me how to feel? Cause I don't feel anything...

Nie miałam żadnego pojęcia, co w ogóle ze sobą zrobić. Całymi dniami albo leżałam w łóżku, albo oglądałam rysunek, który stworzył dla mnie Jeremy.

Ewentualnie robiłam obie rzeczy jednocześnie.

— Melissa!

Odwróciłam głowę do drzwi. Aktualnie znajdowałam się w poprzek posłania, temu też zobaczyłam, jak przez drzwi wchodziła mama. Westchnęła, widząc, że ponownie znajdowałam się na łóżku, a na brzuchu znajdował się kawałek papieru. Założyła ręce na biodrach, pokręciła głową, po czym podeszła do otwartego laptopa i go zamknęła, tym samym zatrzymując ciągły repertuar zespołu rockowego.

— Przyjdź na dół — powiedziała, by ruszyć z powrotem za drzwi.

Westchnęłam.

Nie chciałam się podnosić. To oznaczało wysiłek, a jego chciałam jak najbardziej ograniczyć. Robiąc to, miałam większe szanse, że nie zasnę zbyt szybko. Podniosłam się z cichym jęknięciem. Rysunek zsunął się na pościel. Złapałam za krawędź kartki. Wszelkie widoczne linie były delikatne, cienie i odbłyski dokładnie przemyślane oraz ulokowane tak, aby nie wyglądały na przerysowane.

Do głowy od razu powróciło wspomnienie, jak złapałam Jeremiego za rękę, gdy spytałam o jego matkę. Miał ciepłe i duże ręce. Prawda, widziałam na nich nieco wystających żył, które oznaczały przepracowanie, ale nigdy bym nie pomyślała, że to przez wybijanie demonów...

Zacisnęłam powieki.

Przypomniałam sobie, jak mnie wtedy złapał. Potem, pomógł mi zdjąć buty i założył włosy za ucho. I jeszcze tamto, gdy prawie... Zacisnęłam wargi. Wszystko robił tak delikatnie... Jak osoba zabijająca obce mi stworzenia mogła robić to wszystko z taką... Czułością? Nie wiedziałam nawet, jak to nazwać. Pierwszy raz spotkałam się z czymś, czego kompletnie nie potrafiłam zrozumieć. Wypisałam wszystkie za i przeciw, dlaczego mogliby się ukrywać i w końcu doszłam do wniosku, że ludzie by tego po prostu nie rozumieli... Ja sama nie miałam pojęcia, co w ogóle o tym myśleć. To powinien być powód, aby wreszcie wrócić do szkoły, jednak co robiłam? Dalej ich unikałam i czemu?

Nie wiem...

Wcześniej się ich bałam, jednak teraz, po praktycznie tygodniu bez żadnego odzewu z mojej strony, było mi wstyd. Dziewczyny uważałam za dobre koleżanki, chłopaków za dobrych kolegów, a teraz ich zbywałam, jakbym próbowała całkowicie zakończyć relację. Jeszcze wtedy tamten telefon, gdy włączyłam urządzenie, bo mama miała do mnie dzwonić, czy niczego nie chciałam ze sklepu. Ponownie wpadłam wtedy w panikę, a słysząc głos Maddy, po prostu pękłam. Powiedziałam im coś, czego nie chciałam, ale instynkt samozachowawczy wziął górę. Pomimo tamtych słów, które wypowiedziałam, nadal się próbowali skontaktować. Wszyscy wysyłali notatki, żebym nie miała tyłów, a ja jak się zachowywałam?

Tak, jak za czasów pierwszej paczki znajomych, która sprawnie się mnie pozbyła ze swojego grona. Nie postępowałam lepiej, a niemal identycznie. Różnica jednak istniała. Ja się odcięłam ze strachu, nie z powodu tego, że ktoś sobie coś ubzdurał.

Powoli się podniosłam. Złapałam za niechlujną kitkę i rozpuściłam strąki. Zaczęłam je rozczesywać palcami.

Jestem żałosna...

Nie potrafiłam spojrzeć w oczy osobom, które bez niczego przyjęły mnie do grupki. Prawda, byli inni, ale ja też. Miałam trzy różne zaburzenia, specyficzny styl ubioru, określony już cel na przyszłość i sekrety, o których nie wiedział nikt. Oni należeli do jakiejś ukrytej rasy, a ja...

Jestem tylko zwykłym człowiekiem...

Wychowaliśmy się w innych światach, z całkiem odrębnymi zasadami panującymi wokół. To powinno mi dać do myślenia. Nie wiedziałam o niczym, co ich dotyczyło. Może gdybym to zrozumiała, z łatwością bym zaakceptowała, że moi znajomi to nie ludzie. To Cienie.

Złapałam za klamkę. Powolnym i nieco chwiejnym krokiem ruszyłam przez korytarz, dzieląc włosy na dwie części. Kolejno związałam je w dwie niskie kitki. Zwolniłam przy stopniach, po czym złapałam za poręcz. Obraz mi się rozmazywał. Nie wiedziałam, kiedy położyć stopę, bo przed oczami pojawiały mi się przebłyski kolejnych czterech. Cudem zeszłam na parter, po czym ruszyłam do kuchni, podtrzymując się ściany.

Ledwie przekroczyłam próg kuchni, gdy mama położyła na stole dwa kubki z jakimś gorącym napojem. Wskazała na krzesło. Niepewnie podeszłam do siedziska, by kolejno zająć miejsce naprzeciwko. W naczyniu przed sobą dostrzegłam gorącą czekoladę. Złapałam za uchwyt przy porcelanie, przysunęłam bardziej do siebie.

Znałam tę sztuczkę. Mama jej używała, gdy widziała, że coś mnie smuciło bądź gnębiło dłużej niż jeden dzień. Starałam się nie okazywać, iż dręczyło mnie wszystko, co wydarzyło się z resztą. Mama czy tata nawet ich nie znali. Nie zdawali sobie sprawy, jakimi osobami byli ani co takiego sprawiło, że nagle nie chciałam ich widzieć.

— Mel — zaczęła mama — chciałam z tobą porozmawiać o wizytach u lekarza i twoich nowych przyjaciołach...

— Nie są moimi przyjaciółmi — przerwałam jej. Mama uniosła brwi zaskoczona. — Znam ich trzy tygodnie, co najwyżej są kolegami i koleżankami z klasy.

— Mel, proszę cię. — Sięgnęła mojej dłoni.

Zdjęła ją z kubka i objęła swoimi rękami.

— Naprawdę myślisz, że gdyby to było tylko zwykłe koleżeństwo, płakałabyś praktycznie przez tydzień, czytając wiadomości od nich?

Odwróciłam wzrok.

— Już zostawiłaś piętno w ich życiu, a oni w twoim.

Zacisnęłam wargi. Mama wzięła głębszy wdech, gdy nagle ucichłam. Złapałam za kubek, by kolejno się napić.

— Wiesz, czasami jest się dobrze komuś wygadać — zauważyła. — Nie wiem, co was wtedy poróżniło. Może się wystraszyłaś, że cię spotkali, jak lunatykujesz czy coś jeszcze miało miejsce, ale spójrz. Mel, pierwszy raz w życiu widziałam, żebyś była taka szczęśliwa. Niby trzy tygodnie chodziłaś do szkoły, a jednak coś się zmieniło.

Podniosłam na nią wzrok.

— Ty się zmieniłaś. — Uniosła lekko kąciki ust. — Stałaś się bardziej otwarta, o wiele częściej się uśmiechałaś, zaczęłaś więcej mówić o szkole i co się tam dzieje. Wiesz, czasami, jak teraz na ciebie patrzę, to mam wrażenie, że widzę całkiem inną dziewczynę, ale teraz... — Pokręciła głową. — Teraz jej nie widzę.

Zmarszczyłam lekko brwi.

— Zniknęła z dnia na dzień, a ja chciałabym wiedzieć dlaczego. — Odcisnęła wargi, rozprowadzając resztki pomadki nawilżającej. — Co się wtedy stało, Mel?

Złapałam głębszy wdech. Do tej pory prześladowała mnie myśl, że tamten demon mógł się przedostać do jakiegoś domu i komuś zrobić krzywdę, gdyby reszta go nie powstrzymała. Przed oczami widziałam, jak wkradał się do mieszkania, kolejno do czyjejś sypialni, a tam...

Wzdrygnęłam się, gdy coś otarło mi się o nogę. Opuściłam tam szybko wzrok, dzięki czemu dostrzegłam Mistic. Odetchnęłam krótko, widząc kotkę, która wskoczyła mi na kolana, dostrzegając nadarzającą się okazję, by zająć wygodne miejsce na drzemkę i możliwe pieszczoty. Podrapałam zwierzę pod bródką, na co bardziej wyciągnęła szyję. Schyliłam się nieco, przytuliłam się do Mistic, chowając w jej futerku trzęsące się dłonie.

Nie mogłam powiedzieć mamie, co takiego się wtedy wydarzyło. Wystarczało, że mnie to wszytko dobiło i sprawiało, że nie chciałam wychylać nosa poza mury domu.

— Mel? — zwróciła mi uwagę, gdy zbyt długo się nie odzywałam.

Przełknęłam ślinę.

— Nie chcę o tym rozmawiać...

— No dobrze. A co do lekarza...

— O tym też nie chcę rozmawiać — weszłam w jej zdanie. — O żadnej z tych spraw nie chcę chwilowo nawet myśleć, więc proszę. Dajcie mi chwilę od tego odetchnąć...

— Melissa, ale ty potrzebujesz i jednego, i drugiego — zauważyła. — Nie widzisz, że ci się przez to pogarsza? Zrozum, chcę, żebyś wyzdrowiała, mogła się ze wszystkiego cieszyć, ale rezygnując i z leczenia, i ze znajomości, to się może nie udać. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała ponownie zobaczyć ten mały wulkan energii, którego nie mogłam okiełznać z twoim ojcem, ale...

— Obawiam się, że to już niemożliwe...

— Co? — odezwała się zaskoczona. — O czym ty mówisz?

Podniosłam na nią wzrok.

— Ten mały wulkan energii zniknął dawno temu...

— Melissa...

— A ja już jestem po prostu tym wszystkim zmęczona...

Podniosłam się, po czym ruszyłam do wyjścia z kuchni.

— Melissa! — zawołała za mną mama, jednak ja już skręciłam na schody.

Nie oglądałam się za siebie. Nie chciałam przypominać sobie tamtego wieczora, kiedy to nagle wszystko, w co kiedykolwiek wierzyłam lub nie, stało się prawdziwe. To nie miało sensu. Ponownie tylko zamknęłabym się w sobie i skuliła na łóżku pod kocem, przepłakując całe noce.

Zatrzymałam się na piętrze. Skręciłam w prawo, po czym w lewo. Weszłam do łazienki. Drzwi zostawiłam otwarte, bo zamierzałam jedynie opłukać twarz lodowatą wodą. Oparłam się o zlew. Po skórze spływały krople, a ja już nie wiedziałam, czy przypadkiem nie puściły mi ponownie nerwy. Ostatnio stały się naprawdę słabe...

Wzdrygałam się na każdy dźwięk, nawet na miauknięcie Mistic, która teraz wskoczyła na blat przy umywalce. Pochyliła się do umywalki i napiła. Czasami chciałabym być jak kot. Nie martwić się niczym, praktycznie spać całe dnie i co jakiś czas domagać się jedzenia oraz pieszczot. Ewentualnie wbijać w kogoś wzrok czystej nienawiści bez powodu.

— Dlaczego to musiało się wydarzyć? — wyszeptałam, po czym zakręciłam wodę.

Wytarłam się, po czym złapałam Mistic, która za moment zaczęłaby się kręcić pod nogami. Odwróciłam kotkę tak, jakbym niosła małe dziecko. Ruszyłam do siebie nieco żywsza, a przy tym drapałam Mistic pod bródką. Już miałam znikać za ścianą przy schodach, kiedy to uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Wróciłam się na moment, chcąc sprawdzić, kogo tu przywiało. Nie spodziewaliśmy się gości, bo znaliśmy jeszcze mało osób stąd. Tata miał klucz, więc nie mógł to być on. Poza tym, po pracy miał zrobić zakupy, co zajęłoby mu jeszcze nieco czasu.

Już chciałam ruszyć z piętra, by zobaczyć, kto zaszczycił nasze progi, kiedy to mama wyszła z salonu. Musiała przejść drugim przejściem z kuchni, by nieco sobie skrócić drogę. Nie widziałam sensu, by schodzić, dlatego też zostałam na piętrze, głaszcząc kotkę. Słyszałam kolejno dwa otwierające się zamki, nim zostały uchylone drzwi. Z tej pozycji nie widziałam, kto taki stał u progu.

Listonosz raczej nie przychodzi o takiej godzinie... No chyba że to kurier... Ale mama nic nie zamawiała, a przynajmniej się nie chwaliła.

Złapałam głębszy wdech.

— W czym mogę pomóc? — spytała od razu, jak zawsze, chętna do pomocy mama.

Cóż, w przypadku rodziców faktycznie można by uznać, że jakiekolwiek informacje o życzliwości i chęci pomocy u Kanadyjczyków to prawda. Nie każdy taki był, ale to też zależało, na kogo się trafiło. Bądź co bądź, nie zawsze stereotypy uznawało się za pewniaki.

Choć w przypadku mamy i taty można by...

Odwróciłam lekko wzrok na tę myśl. Pod tym względem ponownie uważałam, że rodzice nijak nie byli ze mną spokrewnieni. Cóż, myśl to jedno, a wszystko inne to drugie. Nie mogłam ich tak o to zapytać, bo co by się wydarzyło, to nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać.

— Zastaliśmy może Melissę?

Zamarłam momentalnie.

Jeremy...

Nagle straciłam wszelkie siły. Mistic wysmyknęła mi się z rąk, by kolejno wylądować czterema łapami na podłodze. Przyglądałam się z zapartym tchem, jak mama puściła klamkę, a drzwi samoistnie się uchyliły, potwierdzając, że za nimi stał nie kto inny, jak Jeremy. Dłonie zaczęły mi się trząść, wszystko w ciele, każdy najmniejszy nerw kazał uciekać, a jednak... Stałam. Przyglądałam się, jak chłopak unosi na mnie wzrok. Pokręciłam lekko głową. Po jego prawej zauważyłam Maddy. Na twarzy widziałam, że się zaniepokoiła. Za tą dwójką dostrzegłam jeszcze cztery pary butów, co znaczyło, że cała szóstka osobiście zawitała w progach mojego domu.

— Mel... — wypowiedziała Maddy.

Po policzkach spłynęły łzy. Niewiele myśląc, cofnęłam się o krok, a kolejno niemal biegiem uciekłam do pokoju.


********************************************

I Mel nam spanikowała.

Jak myślicie, co zrobi reszta?

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro