Rozdział 37: Jeremy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Całe pomieszczenie wypełniały śmiechy. Od kiedy z powrotem do zabawy dołączyli Mel z Duncanem, atmosfera się rozluźniła. Między tą dwójką powstała nić porozumienia, a przynajmniej tak wnioskowałem po usłyszeniu wcześniejszego stwierdzenia Cana, że Melissa była znośna. Możliwe, że w naszej znajomości zaczynał się całkowicie inny rozdział, podczas którego w końcu stalibyśmy się większą paczką przyjaciół, jaką od początku chciały stworzyć dziewczyny.

Felix ponownie coś pokazał gestykulacją. Dalej bawiliśmy się w kalambury, ale chłopak wymyślił tak trudne hasło, że nikt nie potrafił na to wpaść. Dlatego też mieliśmy tu głównie kabaret. Niektóre rzucane odpowiedzi uznawaliśmy za tak paradoksalne, że nie dało się ich przyjąć bez, chociażby, parsknięcia.

— Wiem! — wyskoczył Leo. — To chory Duncan!

Wszyscy ponownie się zaśmiali, gdy Felix zabił bratu brawo. Duncan za to spojrzał na nich, nie dowierzając.

— Wypraszam sobie — zanegował. — Nie latam po domu jak postrzelona w dupę kaczka, gdy jestem przeziębiony.

— Mam ci przypomnieć twoją ostatnią chorobę, gdy opróżniłeś całą szafkę z lekami? — rzuciła Aria, popijając kakao z kubka.

Maddy i Aria w pewnym momencie uznały, że tego typu napój będzie idealnie pasował do tej całej imprezy.

Duncan szerzej uchylił powieki, słysząc słowa dziewczyny. Niemal od razu się wygodniej usadowił, złapał za swój kubek i się napił. Przy tym odwrócił także wzrok. Jego postawa rozśmieszyła wszystkich. Zerknąłem na Melissę, która siedziała po prawej. Od jakiegoś czasu nie słyszałem jej głosu, ale teraz już rozumiałem dlaczego. Zasnęła, opierając się na łokciu. Sięgnąłem do niej, by odsunąć włosy, próbujące dostać się do jej ust. W tym momencie usłyszałem głośne „Cii", które wykonała Maddy, aby uciszyć resztę. Prawdopodobnie także zauważyła, że Melissa zasnęła.

Czułem, że wzrok pozostałych zatrzymał się na mnie i Mel, gdy akurat delikatnie przesunąłem opuszkami po brzegu jej ucha, wtykając za nie ciemne kosmyki, by się nie ruszały. Przy tym posiadłem wrażenie, jakby cała grupka dosłownie wypalała we mnie dziurę. Może to kwestia samego gestu, może witającego na twarzy uśmiechu lub lekkiego rumieńca, którego doskonale odczuwałem na szczycie kości jarzmowych.

— Kiedy zamierzasz jej powiedzieć, że ci się podoba? — wyskoczył nagle Duncan.

Odwróciłem się do niego zaskoczony. Reszta uczyniła to samo, nie mając zielonego pojęcia, skąd to wiedział. Każdy na pewno się tego domyślał, ale myśli pozostawały przemyśleniami, dopóki nie wypowiedziało się ich na głos. Wzrok każdego wrócił do mnie, jednak ja już spoglądałem na Melissę. W głowie odbijało się pytanie chłopaka, na które nie znałem odpowiedzi.

— Nie wiem... — odpowiedziałem ciszej.

Z dziewczyną znałem się niecałe dwa miesiące, a jednak stała się dla mnie kimś, komu chciałem opowiedzieć o wszystkim. Nawet o sprawię z mamą, choć o tym nie wiedzieli nawet pozostali. Tę historię znałem tylko ja i tata. Nikt inny.

Melissa sprawiała, że każdy dzień uważałem za dobry. Poprawiała mi humor samym swoim pojawieniem. Dopełniała mi codzienność, a już zwłaszcza nasze rozmowy przez telefon lub wymienianie wiadomości. Pomimo jej ubierania ciemnych ubrań, nadawała mojemu życiu nieco więcej barw. Przy niej znikały smutki, nie dało się przy niej nudzić i sprawiła, że zainteresowałem się czymś spoza spraw rasy. Pokazała mi nowe zainteresowania, o których istnieniu bym się nigdy nie dowiedział.

Podobała mi się? To mało powiedziane... Kochałem się w niej po uszy.

— Powinieneś z nią porozmawiać — rzuciła Aria.

— Ładna by z was była para — stwierdził Leo.

— Pasujecie do siebie — dodał Felix.

— Powiedz jej o tym, Jeremy. — Maddy pchnęła mnie w ramię.

Wziąłem głębszy wdech.

— Gdyby to tylko było takie proste — powiedziałem. Przy tym oparłem się o łokieć.

— Co masz na myśli? — dopytali bliźniacy.

— O to, że moje uczucia względem Melissy to jedno, a jej względem mnie, drugie. Nie wiem, co ona o mnie myśli. Czy w ogóle patrzy na mnie w inny sposób, niż na przyjaciela...

— Ślepy jesteś? — przerwały mi równo dziewczyny.

Zerknąłem na nie zaskoczony.

— Nie dam sobie ręki uciąć, ale wydaje mi się, że Mel też do ciebie czuje miętę — dodała Maddy.

— Nie zaryzykuje wyznania jej uczuć przez zwykłe domysły...

Przerwałem nagle. Melissa wystraszyła wszystkich, gdy jej oczy się nagle otworzyły. Niemal każdy w pomieszczeniu zerknął na mnie, słysząc, jak momentalnie mi brakło powietrza.

— M-Mel... T-to nie tak, jak myślisz...

Dostałem po głowie poduszką. Odwróciłem się zaskoczony do Maddy. Stała nade mną z założonymi rękami na biodrach.

— Nie wciskaj jej kitu, do cholery! — uniosła się nieco.

Wszystkie wzdychania w stronę Melissy mogły momentalnie legnąć w gruzach. Na pewno istniał jakiś procent szans, że cała moja sympatia względem dziewczyny zostałaby odrzucona, jednak Mel tylko siedziała i patrzyła w przestrzeń. To raczej nie było u niej normą, dlatego od razu spoważniałem.

Coś jest nie tak...

— Mel? — próbował zwrócić jej uwagę Leo.

— Ej, Mel, wszystko dobrze? — Położyłem jej dłoń na ramieniu.

Każdy chciał sprawdzić, co się działo, jednak ten moment przerwał tata, który wszedł nagle do pomieszczenia.

— Tato? — Spojrzałem na niego zaskoczony, gdy rozglądał się po każdym kącie.

— Czujecie tę dziwną energię? — spytał, nie tłumacząc nic więcej.

Opuściłem wzrok, jednak nim przymknąłem powieki, trafiła we mnie nagła fala mocy. Odwróciłem się do Melissy, gdy owe nasilenie opadło. Szło od niej... W tym momencie zrozumiałem, co miało miejsce.

Tata podszedł bliżej, jednak momentalnie zamarł, gdy Mel się wyprostowała, chcąc się podnieść. Wraz z Maddy ją zatrzymałem w miejscu. Przez nasz ruch uniosła się lekko jej głowa. Dzięki temu ujrzeliśmy jej oczy, które nie były jak zawsze w odcieniu czystego złota. Uchyliłem szerzej powieki, widząc całkowicie odrębny ton. Barwiły się ciemnym granatem, niemal czernią, a po tym odcieniu przemieszczały się różowe poświaty.

— Moc Bramy się przebudziła... — powiedział tata, na którego spojrzeliśmy.

— Moment... — Uniósł ręce Duncan. — Teraz?!

— Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane, aby zobaczyć, w jaki sposób Brama wypuszcza demony do tego świata...

— Tato, skup się! — zwróciłem jego uwagę.

— Czy Mel za moment wypuści tu demona? — wyskoczyła Maddy.

W jej głosie dało się wyczuć doskonale tę nutkę strachu.

— Nie mamy broni! — dodała Aria.

Podobnie do Maddy wpadała w panikę, jednak tata podniósł ręce, by nas uspokoić.

— Nie wypuści go tutaj... — uspokoił nas. — Z tego, co udało mi się znaleźć, Bramy zawsze się „otwierają" w poszczególnych miejscach. Zazwyczaj w lesie...

— Czemu akurat w lesie? — dopytał Felix.

— Przez naszych przodków, którzy umierali w lasach podczas bitew z demonami. Masakra sprzed pięciuset lat poniosła za sobą daleko idące skutki...

Od razu przypomniałem sobie, co te stwory uwielbiały jeszcze bardziej od ludzkiej krwi.

— Demony...

— Polowały na młodą krew Cieni, która się rozproszyła w różnych kierunkach, by się ukryć. W tych miejscach Brama się „otwiera". W miejscach, gdzie...

— Zostało rozlane najwięcej krwi naszej rasy... — dokończyłem, nim on to zrobił.

— Dokładnie...

Dalsze tłumaczenie przerwała Melissa, która ponownie próbowała wstać. Tym jednak razem powstrzymał ją sam tata, przytrzymując przy tym jej ramię.

— Szybko coś na siebie załóżcie — rozkazał. — Melissa jest pod naszą ochroną, więc nie możemy jej puścić samej do lasu. Idziemy razem z nią.

— Ty...

— Tak, Jeremy, ja też. — Zerknął na mnie. — Pospieszcie się.

W ciągu kilku minut każdy z nas założył, chociażby, bluzę na plecy. Wziąłem jedną dodatkową, by po powrocie do pokoju zarzucić ją Melissie. Nie chciałem, żeby zmarzła. Dziewczyny w tym czasie założyły jej buty, w których wcześniej przyszła. Tata kiwnął głową, gdy ponownie pojawił się w pomieszczeniu – sam także musiał coś więcej założyć. Ruch głową miał oznaczać, aby puścić Mel. Trzymałem ją wraz z Duncanem. Dziewczyna bardzo próbowała się wyrwać, jednak jej na to nie pozwoliliśmy. Gdy popuściliśmy uścisk, Mel natychmiast zrobiła pierwszy krok w stronę wyjścia. Szła wyprostowana, nie dając niemal po sobie poznać, że chodziła jakby we śnie. Uważnie przyglądaliśmy się jej ruchom, gdy lekko machnęła prawą dłonią. Drzwi na zewnątrz samoistnie się uchyliły, co zdziwiło każdego, jednak nikt nic nie powiedział. Po prostu kroczyliśmy dalej.

Co się, u diabła, dzieje? Co dokładnie potrafi Brama, gdy jest w transie? 


********************************* 

*Konkretne zacieranie rączek*

Tak, jak widzicie, robi się ciekawie, a ja, jak zawsze, bawię się w Polsat XD. 

Możecie spekulować, co się wydarzy, bo, UWAGA UWAGA, kolejny rozdział będzie ostatnim z drugiej księgi!

Patrząc na to, może się tu wiele rzeczy odwalić. 

Mam jednak nadzieję, że za ten Polsat się nie gniewacie. A, i mała informacja. Jeżeli ktoś znalazł gdzieś jakiś błąd, to będę po stokroć wdzięczna za wskazanie, bo ten rozdział sprawdzałam sama, a nie jak zwykle ktoś inny mi to przeglądał, więc własnych błędów mogłam się nie dopatrzyć. Mam jednak nadzieję, że udało mi się wypatrzeć wszystko i nie gryzło was to w oczy, jeżeli coś zauważyliście. 

Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział się podobał! Dajcie znać koniecznie, bo każdy komentarz sprawia mi naprawdę dużą radochę. 

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro