Rozdział 43: Melissa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To jutro. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny Kościróg miał dotrzeć do Cleveland. Bałam się, choć za wszelką cenę starałam się tego po sobie nie pokazywać. Przy „rodzicach" udawałam, że nic się nie działo, że każdy dzień mijał mi spokojnie, a problemy ze snem znikały, choć przez ostatnie doby nie potrafiłam spokojnie spać. Reszta zdawała sobie z tego sprawę najlepiej. Przy nich nie ukrywałam niczego, co mnie gryzło. Choć kazali mi się wycofać ze względu na wysoki poziom zagrożenia, nie chciałam tego robić. Gdybym to uczyniła, zyskaliby problem w postaci braku planu B, C, D i tak do Z. Kościróg zagrażał nie tylko mnie. Zginęło wiele kobiet i dziewczyn będących Bramami, bo wypuściłam tego stwora do tego wymiaru.

Westchnęłam, próbując się skupić na książce. Starałam się, jak mogłam, żeby uciec myślami od tego wszystkiego, ale nic nie dawało rady. Powieści – nic. Muzyka – nic. Próby rysowania – nic. Śpiewanie – nic. Ćwiczenia – nic. Poprosiłam nawet „tatę", żeby pomógł mi poszukać mojej starej gitary i nut, ale nawet to nie podziałało. Cokolwiek robiłam, myśli uciekały do akcji.

Pokręciłam głową, ponownie przyłapując się na uciekaniu do tej sprawy. Wzięłam głębszy wdech. Przeczytałam jeden akapit. Podkreśliłam ważne według mnie zdanie w książce. Czytając dalej, zapisałam ołówkiem na marginesie rzecz, która mi nie pasowała w słowach głównego bohatera. Już chciałam sobie gratulować, że udało mi się przeczytać więcej, niż jedno zdanie, kiedy to usłyszałam pukanie do drzwi. Uniosłam wzrok znad literek, dzięki czemu zauważyłam „mamę".

Od kiedy wyszło, że byłam adoptowana, nie potrafiłam patrzeć na nią i na „tatę", jak na osoby spokrewnione w stu procentach. Mocno nadłamali moje zaufanie tym wszystkim, ale starałam się tego nie rozpamiętywać. Widziałam, że próbowali to wszystko zrekompensować, robili dla mnie wszystko, bylebym im wybaczyła i chciałam to zrobić, naprawdę, tylko że nie czułam się jeszcze na to gotowa. Dałam im to wytłumaczyć, jak radził mi Jeremy, ale rana, jaką mi zadali, wciąż pozostawała świeża.

Kobieta się uśmiechnęła.

— Masz gościa — poinformowała, dlatego zamknęłam książkę, wrzucając do środka ołówek.

Odłożyłam wolumin na bok. Już chciałam wstawać, kiedy to mama przepuściła w wejściu Jeremiego. Zacięłam się momentalnie, widząc chłopaka. Nie spodziewałam się, że go dziś jeszcze zobaczę. Po szkole się rozdzieliliśmy. Przez nadchodzącą akcję reszta nie miała zbyt dużo czasu, aby coś porobić po zajęciach. Mówili, że posiadali dużo rzeczy do przygotowania. Aria tłumaczyła, że musiała się wzmocnieniem ogromnej ilości amuletów. Duncan ćwiczył celność. Bliźniacy postanowili stworzyć kontrakty z kolejnymi chowańcami. Maddy wzmacniała swoją broń. Sam Jeremy także nie miewał ostatnio czasu, bo pracował nad kilkoma zaklęciami, które ojciec mu kazał udoskonalić.

Tylko ja nie miałam nic do roboty i myślałam o wszystkim...

Przyjrzałam się dokładnie chłopakowi, dzięki czemu zauważyłam, jak w ręce niósł pożyczoną przed świętami książkę. Zamrugałam szybciej, nie spodziewając się, że podczas poszukiwań Kościroga w ogóle znalazł czas na czytanie – choć po ostatnim, gdy czytał podczas rozmowy telefonicznej, powinnam się domyśleć, że wodził wzrokiem po tekście po nocach, jeżeli miał problem ze snem.

Zauważyłam, jak oblizał wargi. Przy tym złapał głębszy wdech.

— Co ty tu...?

Przerwał mi.

— Skończyłem czytać — zaczął i pokazał książkę. — I czuję niedosyt.

Zaśmiałam się i splotłam nogi, wygodniej się usadawiając. Mama się uśmiechnęła, po czym zamknęła za sobą drzwi. Ufała, że nic się tu nikomu nie stanie i nie musiała nas pilnować. Plus wiedziała, że Jeremy nigdy by mi nie zrobił krzywdy. Przy ich wizycie, po tym, jak się dowiedziałam o istnieniu ich rasy, widząc, że udało im się do mnie przemówić, domyśliła się, że mogła zawierzyć moje bezpieczeństwo tej grupce. Cóż...

Dobrze, że ona nie wie o istnieniu demonów...

Jeremy, widząc, że mama już nie przysłuchiwała się naszej rozmowie, podszedł bliżej i zajął miejsce obok. Oddał mi książkę. Od razu wstałam, by kolejno poszukać miejsca, gdzie wcześniej się ona znajdowała. Odłożyłam ją na odpowiednią półkę.

— Chciałem porozmawiać o tej całej...

— Nie chcę rozmawiać o tej akcji, Jeremy — weszłam mu w zdanie.

Zerknął na mnie zaskoczony. Widocznie go zaniepokoiłam, że odezwałam się tak niespokojnie. Małe wspomnienie o nadchodzącym Kościrogu sprawiało, że przyspieszał mi oddech. Zauważył, że przełknęłam ślinę.

— Już wystarczająco się tym wszystkim denerwuję...

— To po jakie licho zgadzałaś się zostać przynętą? — dopytał, samemu się podnosząc.

Podszedł bliżej, oparł się dłonią o szafkę. Stanęłam pod półką, zakładając na piersi ramiona.

— Nie musiałaś tego robić — zauważył. — Wymyślilibyśmy coś...

— Co? — Spojrzałam mu w oczy.

Zaciął się.

— To ja wypuściłam tego stwora. Z mojej winy zginęły dziesiątki Bram...

— Nie z twojej, tylko z Kościroga — poprawił mnie. — Poza tym mogła go wypuścić każda inna Brama. Nie obwiniaj się za coś, na co nie miałaś wpływu, Mel.

Westchnęłam głęboko.

— Nie zmienia to faktu, że teraz szuka mnie, bo chce dokończyć porachunki.

Jeremy opuścił wzrok, wiedząc, że na ten argument nie posiadał już odpowiedzi. Przytaknął, a między nami powstała momentalnie niezręczna cisza. Może mogłam tego nie mówić? Jeremy też się martwił, miał na głowie dużo rzeczy, a jednak znalazł chwilę, by tu przyjechać pod pretekstem oddania książki.

Westchnęłam.

— Przepraszam...

Uniósł brwi. Moje słowa go widocznie zaskoczyły. Pokręcił głową, nie rozumiejąc.

— Za co ty mnie...?

— Cała ta akcja mnie stresuje — przyznałam. — Martwię się, że coś się nie uda. Że coś się przydarzy, a przez to...

— Ej, ej, ej, nie nakręcaj się — zatrzymał mnie. — Mel... — Złapał głębszy wdech. — Każda akcja stresuje. Nie jesteś jedyną osobą, która się martwi. Wszyscy z tyłu głowy mamy takie przemyślenia. Nie zrobiłaś nic złego, zauważając, że Kościróg na nas idzie, nie masz powodu, żeby mnie przepraszać. Jasne?

Oblizałam wargi, przytakując, ale dalej się denerwowałam, co nie uszło uwadze Jeremiego. Zbliżył się nieco, opierając się ramieniem o półkę. Sięgnął do mojej lewej ręki, za którą złapał. Myśli o nadchodzącej akcji natychmiast zniknęły, a zastąpiło je uczucie ciepła. Podniosłam na niego zaskoczony wzrok. Nie spodziewałam się, że złapie mnie za rękę. Starałam się stać niewzruszona, gdy delikatnie pogładził kciukiem skórę na zewnętrznej części śródręcza.

Przełknęłam ślinę.

Nie mogłam się pozbyć natrętnych scenariuszy napływających do głowy, od kiedy powiedziałam, że zamierzałam wziąć udział w akcji. Jeremiemu udało się tego dokonać w zaledwie dwie sekundy. Nie odwracałam wzroku od chłopaka, który skupiał się chwilowo na naszych dłoniach, splecionych ze sobą palcami. Bałam się jakkolwiek ruszyć, żeby go nijak nie speszyć. Nie chciałam, żeby przerywał. Każde jego muśnięcie sprawiało, że serce chciało wyskoczyć z piersi.

Może to ta jedna chwila? Gdybym się odważyła i powiedziała Jeremiemu, co do niego czułam, jak by zareagował? Posiadał stoicką postawę, jednak przy bliższym poznaniu się dowiedziałam, jaki był on naprawdę. Miły, troskliwy i kochany z odrobiną upartości i determinacji – mieszanka idealna. Często się uśmiechał, a przez to często miałam wrażenie, jakby miękły mi kolana. Nie potrafiłam od niego odwrócić wzroku, gdy tylko ta ekspresja występowała na jego twarzy.

Zrobić pierwszy krok?

Serce nie dawało się uspokoić, a myśli o wyznaniu tylko sprawiały, że denerwowałam się bardziej. Momentalnie zaschło mi w gardle, a oddech stał się nierównomierny. Zamrugałam szybciej, próbując przełknąć ślinę.

Nigdy wcześniej nie myślałam, że myślałabym o powiedzeniu chłopakowi, jakimi uczuciami go darzyłam, ale patrząc na to przez pryzmat tego, że Jeremiego uważałam także za przyjaciela, mogło to też zniszczyć całą naszą relację. Nie chciałam go stracić i najbardziej w świecie go pragnęłam.

Zacisnęłam palce przy drugiej dłoni, wbijając sobie paznokcie w skórę. Próbowałam dodać sobie zarówno odwagi, jak i się uspokoić. Już miałam uchylić wargi, aby się odezwać, jednak Jeremy w tym samym momencie uniósł na mnie wzrok. W ciągu kilku sekund poczułam wielką gulę w gardle. Miałam wrażenie, jakbym połknęła własny język.

— Podczas akcji nie masz się czym martwić, Mel — zapewnił. — Ochronię cię.

Uniosłam brwi w zaskoczeniu.

— Ja-jak to? — wydusiłam.

— Będę zaraz obok — powiedział. — Nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało. Jeśli nastąpi taka konieczność, zasłonię cię własnym ciałem.

— A-ale... Ja... Nie chcę, żeby coś ci się stało. — Wyprostowałam się.

Jeremy uniósł kąciki ust w smutnym uśmiechu.

— Takie jest przeznaczenie Cieni — zauważył. — Giniemy, żeby inni mogli żyć w spokoju...

— W nosie mam takie przeznaczenie. — Zabrałam dłoń i podeszłam bliżej, żeby złapać za jego ramiona. — Masz mi obiecać...

— Co takiego?

— Obiecaj mi, że nic ci się nie stanie.

Zmarszczył brwi.

— Nie zniosłabym po raz kolejny utraty kogokolwiek — przyznałam. — A ciebie zwłaszcza.

Uchylił szerzej powieki, a ja sobie uświadomiłam, co powiedziałam.

— Dlaczego? — dopytał.

Przełknęłam ślinę. Co ja, do diabła, powiedziałam? Przecież to zabrzmiało tak, jakbym mu wyznała, że mi na nim zależało. Prawda, darzyłam go uczuciami, ale nie sądziłam, że przyznam się do tego w taki sposób. Chciałam mu to przekazać, jak należało, a tymczasem popełniłam gafę. Dałam sobie mentalnie w czoło.

Brawo, Melissa, zjebałaś...

Kilka razy uchyliłam wargi, zastanawiając się, co w ogóle mogłam teraz wyrzec. Czułam, jak robiło mi się gorąco. Nie umiałam znaleźć odpowiednich słów, by jakkolwiek wyjaśnić, co miałam na myśli. Problem tylko był taki, że sama nie wiedziałam. Powiedziałam tamto pod wpływem chwili, chcąc mu uświadomić...

W tym momencie się zacięłam. Usta Jeremiego wylądowały na moich. Szerzej uchyliłam powieki. Odsunął się na moment, spoglądając mi w oczy, jednak w ciągu kilku sekund objął dłońmi policzki i ponownie docisnął wargi do moich.

Straciłam możliwość oddychania. Nie wiedziałam, co się w sumie stało. Jeremy zrobił pierwszy krok, a ja stałam jak słup na ulicy. Powinnam odpowiedzieć, ale co miałam robić? Serce w piersi momentalnie zwolniło, ale już czułam, że z powrotem przyspieszało. Robiło mi się coraz cieplej, gdy powolnymi ruchami skubał moje usta. Powieki samowolnie zaczęły opadać. Umysł nie miał pojęcia, co czynić, dlatego na ten moment zaufałam odruchom.

Przekrzywiłam delikatnie głowę, dając chłopakowi więcej miejsca, z czego skorzystał. Bardziej docisnął wargi, powoli nimi poruszając. Powoli uniosłam dłonie, które ułożyłam na jego. Opuścił je delikatnie, opierając ich brzeg na obojczykach. Kciukami delikatnie gładził część policzków i żuchwę. Przejechałam paznokciami po jego skórze i w końcu zamknęłam całkowicie powieki. Poruszyłam ustami, co musiało go zaskoczyć, czego dowodziło jego lekkie wzdrygnięcie. Zaskoczyłam go, że oddałam pocałunek.

Ręce powędrowały do jego ubrań. Pociągnęłam za jego bluzę, czym sprawiłam, że stanął bliżej. Chwyciłam za materiał. Palce lewej dłoni Jeremiego wplątały się w moje włosy. Odsunął się delikatnie, dzięki czemu złapałam oddech, jednak ponownie się przysunął. Delikatnie ugryzł moją dolną wargę. Słyszałam, że miał przyspieszony oddech, ale o sobie mogłam powiedzieć to samo.

Odsunął się na kilka centymetrów, by oprzeć czoło o moje i zerknąć mi w oczy. Miałam wrażenie, jakby się w nich czegoś doszukiwał. Jego dłonie wylądowały na talii. Ponownie mnie do siebie przyciągał, jednak tym razem tylko i wyłącznie po to, bym się od niego nie oddalała. Nasze oddechy się mieszały. Czekaliśmy na kolejny krok, jednak on nie nadchodził.

Czułam na twarzy ciepło, co znaczyło, że musiałam aktualnie być czerwona jak pomidor. Jako pierwsza opuściłam wzrok i go odwróciłam. Uniosłam dłoń, chcąc odsunąć włosy, ale Jeremy mnie uprzedził. Zerknęłam na niego zaskoczona, dzięki czemu zauważyłam na jego ustach szeroki uśmiech i czyste szczęście wylewające się z oczu. Sama nie potrafiłam się opanować, przez co już w kolejnej sekundzie uniosłam kąciki ust.

Bardziej się zbliżył, a przez ten ruch niemal zderzyłam się z jego klatką piersiową. Przytulił mnie, a przy tym wplątał prawą dłoń we włosy. Słyszałam, jak biło jego serce. Szybko, niespokojnie, jakby jednocześnie czegoś obawiał i się z tego cieszył. Wypuściłam powietrze w napływie śmiechu, a przy tym doszło do mnie, że zrobił to samo. Uniosłam ręce, objęłam jego klatkę piersiową.

Chciałam mu wszystko powiedzieć, ale wcześniej nie wiedziałam, jak by to brzmiało. Teraz jednak znalazłam odpowiedź. Nadal się obawiałam, co by mi odpowiedział. Nie znałam jego uczuć i nie wiedziałam, czy odpowiedziałby identycznie, ale moje słowa brzmiałyby: Kocham cię, Jeremy


********************************** 

I tak oto DŁUGO WYCZEKIWANY POCAŁUNEK XD

A tak serio...

Witam was w nowym roku! Mam nadzieję, że Sylwester minął wam w miłej i fajnej atmosferze! 

Wracając do tematu, jeśli ktoś czekał, aż ta dwójka się pocałuje, to się w końcu doczekał. Czy to znaczy, że ta dwójka jest w końcu razem? Tego... Się jeszcze dowiecie XD. 

Do końca historii nam wiele nie zostało, bo w sumie 8 rozdziałów. Nie wiem, czy powinnam się z tego powodu cieszyć czy spieprzać na Antarktydę XD

Czemu? Dowiecie się wkrótce. W nowym roku mam wrażenie, że jestem nieco tajemnicza XD

Mam nadzieję, że rozdział wam sie podobał!

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro