Rozdział 6: Melissa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wzięłam głębszy wdech, przyglądając się budynkowi z jasnych cegieł. Przełknęłam ślinę. To szkoła, w której zaczynałam pierwszy dzień mojej edukacji w ostatniej klasie liceum. Przepadło mi coś koło niecałych dwóch tygodni. Jednak z tego, co udało mi się wyciągnąć od rodziców, usprawiedliwili to rozpakowywaniem rzeczy po przeprowadzce i zaaklimatyzowaniem się w całkiem nieznanym miejscu. Jakby na to nie spojrzeć, przeprowadziliśmy się poza rodzinną granice Kanady do Ameryki.

Prawdę mówiąc, przerażała mnie wizja mieszkania w Stanach. Wszelkie plotki o ignorancji innych państw przez ludność Ameryki jedynie sprawiała, że podskórnie niemiłosiernie się trzęsłam. Pochodziłam z innego kraju, wchodziłam na całkiem nieznane sobie terytorium, nie znałam nikogo, kto mógłby mnie jakoś wprowadzić.

A co jeśli zrobię coś, co uznają za nienormalne w tych stronach?! – krzyknęła moja paranoja.

Skuliłam się na fotelu pasażera. Zakryłam głowę kapturem i złapałam za podzielone na dwa pasma rozpuszczonych włosów. Pociągnęłam za nie, spoglądając na tatę, który pokręcił głową, co miało być prawdopodobnie odpowiedzią na moją niemą prośbę o powrót do domu, żeby móc się schować do szafy. Podciągnęłam nogi, spojrzałam ponownie na budynek.

— Czy opcja z nauczaniem indywidualnym jest nadal aktualna? — spytałam z nadzieją.

Tata jedynie cicho się roześmiał.

— Załatwienie tego zajęłoby jakiś czas, a przypominam ci, że jesteś w ostatniej klasie i masz egzamin SAT-a* do zaliczenia. Nawet gdybyśmy załatwiali ci nauczanie indywidualne, do czasu rozpoczęcia go musiałbyś chodzić na zwykłe lekcje. — Uśmiechnął się znacząco.

Jęknęłam niezadowolona pod nosem.

— Ja się za moment popłaczę... — przyznałam, zjeżdżając bardziej w fotelu.

Tata sięgnął do przedniego lusterka i zdjął z niego wisiorek z krzyżykiem oraz czerwonym koralikiem. Złapał moją dłoń, by włożyć w nią owy przedmiot. Zamrugałam, nie rozumiejąc, dlaczego mi go dawał. Podniosłam wzrok na tatę.

— Jak będziesz się denerwować, po prostu ściśnij krzyżyk w ręce — wytłumaczył.

Dawał mi coś na uspokojenie, ale sama także miałam już kilka takich rzeczy, które zawsze nosiłam przy sobie. Między innymi była to masa pierścionków na palcach, a już szczególnie ten specjalnie przystosowany na różne nerwice na palcu wskazującym. Pokazałam właśnie go tacie.

— Jeżeli to ma działać jak ten pierścionek, to z góry powiem, że to guzik daje... — wymamrotałam, na co pokręcił głową.

— To w trakcie tego pomyśl o czymś, co cię uspokaja. Albo o swoich książkach, ostatnio zaczętej historii. — Wzruszył ramionami. — Może znowu rozwiążesz zagadkę przed bohaterką opowieści, Pani Nancy Drew*.

Uniosłam kąciki ust, kiedy mnie w ten sposób nazwał. Ponownie zerknęłam na budynek, przy którym kłębiły się tłumy nastolatków.

Bałam się, to oczywiste. Byłam sama w budynku większym od mojej poprzedniej szkoły, gdzie znajdowało się wiele nowych twarzy. Paranoja zaczynała działać na pełnych obrotach, kiedy wyobrażałam sobie swój upadek na korytarzu i każdy zaczynał się śmiać. Musiałam to wszystko przetrwać sama, ale nie ja jedyna miałam dzisiaj przeżyć coś nowego. Tata zaczynał nową pracę, która, niestety, w przeciwieństwie z poprzednią, równała się z siedzeniem w biurze. Mama nadal zajmowała się blogiem i na tym głównie zarabiała, więc jej się nie powiększyły horyzonty.

Założyłam łańcuszek na szyję. Od razu usłyszałam, jak uderzył o medalik, z którym nigdy się nie rozstawałam. Kątem oka zauważyła, jak tata szerzej się uśmiechnął. Podniosłam na niego wzrok, zagryzając wargę.

— Wierzę w ciebie, Mel — powiedział, na co przytaknęłam i odpięłam pas.

Wierzył we mnie. Zawsze to mówił, kiedy przed czymś się denerwowałam. Pierwsze dni w szkołach, kiedy przychodził moment na pójście dalej, konkursy, początki wizyt u lekarzy, badania. Za każdym razem powtarzał to jedno zdanie, aby tylko podbudować moją odwagę.

Złapałam za torbę, otworzyłam drzwi i wysiadłam z pojazdu. Grube podeszwy glanów uderzyły o kamienne podłoże, kiedy to zeskoczyłam ze schodka w pick-upie.

— Kocham cię — powiedział, kiedy to chciałam zamknąć drzwi.

Uniosłam na niego zaskoczony wzrok, by następnie posłać mu uśmiech.

— Ja ciebie też, tato.

Zatrzasnęłam drzwi, po czym niepewnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Minęłam drzewa z ustawionymi pod nimi ławkami. Każdą zajmowała jakaś grupka. Strzelałam, że ci z kurtkami z napisami Lions należeli do jakiejś drużyny szkolnej, a dziewczyny siedzące na ich kolanach to albo ich panny, albo cheerleaderki. Przynajmniej miałam takie przeczucie, gdy spoglądałam na nich kątem oka.

Odwróciłam głowę.

Kolejna grupka wydawała się stricte damska. Jedna drugiej patrzyła na telefon i głośno się śmiały. Szkolne szpanerki? To chyba adekwatne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, jak każda wyglądała. Wymalowane jak lalki, z długimi paznokciami, odkryte brzuchy, wyczesane jak na rewię mody i nie wiadomo jak drogie ubrania.

Dalej mnożyli się ci, którzy najlepiej czuli się w internecie, czyli prawdopodobnie wyrzutki, u których znajdę się najprędzej. Każdy posiadał przy sobie laptopa lub telefon. Nie rozmawiali ze sobą, ale widać, że porozumiewali się poprzez różnego rodzaju urządzenia.

Może jednak tam nie trafię...

Przełknęłam ślinę, kiedy minęła mnie jakaś śliczna brunetka z widocznymi kośćmi jarzmowymi. Po kręgosłupie przebiegł dziwnego rodzaju dreszcz, kiedy to delikatnie trąciła moje ramię. Okręciła głowę na mnie, przez co lekko się spięłam. Przy zderzeniu upuściła zeszyt, dlatego czym prędzej postanowiłam zareagować i jej go podać. Szybko schyliłam się po notatnik z wyraźnie pobazgraną brązową okładką. Otrzepałam go z kurzu i podałam dziewczynie.

— Przepraszam, zagapiłam się — wymamrotałam niepewnie, nie patrząc jej nawet w oczy.

Parsknęła cicho.

— Żartujesz sobie? — spytała, na co lekko się skuliłam.

Cholera, już zrobiłam coś nie tak?!

Może krzywo na nią spojrzałam? A może nie powinnam podnosić jej zeszytu? Tu się tak nie robi?

— Weź przestań, nic się nie stało!

Podniosłam na nią zaskoczony wzrok. Przyglądała mi się z miłym uśmiechem. Jasne oczy wydawały się wesołe, a charakteru dodawały im ciemne, mocno zaznaczone rzęsy. Ramą do całości były niemal czarne brwi. Policzki uniosły się nieco wyżej, gdy szerzej wygięła duże usta w uśmiechu, odbierając swój zeszyt. Przy tym dostrzegłam wyraźnie zaznaczoną linię żuchwy.

— Poza tym — przerwała, marszcząc się lekko w zażenowaniu, co dokładnie dało się zauważyć po wyraźnie zaznaczonej zmarszczce na małym nosie — to ja na ciebie wpadłam. To ja powinnam przepraszać.

Uniosłam brwi. Pokręciłam głową, nie wiedząc, jak zareagować. Spodziewałam się wszystkiego po tak ładnej dziewczynie. Myślałam, że każe mi uważać, jak chodziłam i odejdzie bez większego wysiłku, aby coś mi powiedzieć, tymczasem ona po prostu przyznała się do winy.

— Nie jesteś stąd, prawda? — spytała wesoło.

Wzdrygnęłam się lekko, kiedy usłyszałam całkiem inny akcent, aniżeli ten, do którego się przyzwyczaiłam przez tyle lat. Do tego jej głos posiadał jeszcze dość specyficzny wydźwięk. Brzmiał nieco, jakby trzymała odrobinę wody w ustach i próbowała dotknąć językiem podniebienia. Należał także do niskich jak na dziewczynę, ale z drugiej strony jej pasował. Delikatnie dodawał powagi.

Co ja mam zrobić?! Nic nie zrozumiałam przez jej akcent, a jeśli poproszę ją o powtórzenie, może pomyśleć, że jestem jakaś niedorozwinięta!

— Nie rozumiesz, co mówię? Jesteś z innego kraju? Wydawało mi się, że mówiłaś po angielsku. — Przytuliła do siebie zeszyt. Wyraźnie się zmieszała.

Wzięłam głębszy wdech, zaczynając kręcić pierścionkiem na palcu wskazującym, aby nieco się uspokoić.

— Ja...

Uśmiechnęła się zachęcająco.

— Mówię po angielsku, tylko...

Uniosła brwi, słysząc mój akcent.

— Nasze akcenty nieco się różnią i nie jestem pewna, czy wszystko zrozumiałam dobrze, dlatego się nie odzywam. Nie chcę, żebyś źle to odebrała ani nic takiego, po prostu... — zacięłam się, kiedy w końcu na nią spojrzałam. Wydawała się zaskoczona. — Ja się może zamknę. To moja wina. Już się gubię w tym, co mówię, przepraszam.

Zamrugała kilkakrotnie.

— Twój akcent... On...

Widziałam na jej twarzy coś w rodzaju zmieszania, a tym samym poczułam się okropnie. Niczym wariatka obracałam pierścionek na palcu. Może niepotrzebnie się odzywałam? Powinnam siedzieć cicho i poczekać, aż ta odejdzie? Tak zapewne byłoby lepiej i oszczędziłoby mi to wstydu pierwszego dnia!

— On jest uroczy! — uniosła nieco głos.

Zamrugałam, będąc już kompletnie zbitą z tropu.

— Jest nieco cięższy, niż spotyka się na co dzień — zauważyła. — Skąd jesteś?

Już uchylałam wargi, żeby odpowiedzieć, kiedy to przerwał nam dzwonek. Dziewczyna się odwróciła w stronę budynku. Spory tłum zebrał się przy wejściu.

— Cholercia, muszę się przez nich przebić, jeśli chcę zdążyć na lekcje. — Spojrzała na komórkę. — Za dziesięć minut zaczyna się pierwsza.

Przełknęłam ślinę, widząc ilość osób. Niemal czułam, jak zaczyna mi się kręcić w głowie.

Ja się tam nie dostanę za żadne skarby!

— Muszę lecieć. — Machnęła jedynie ręką.

Chciałam ją jeszcze zatrzymać, jednak nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wbiła się w tłum i zaczęła wpychać do budynku. Nie znałam nawet jej imienia. Tak się przeraziłam, że zapomniałam jej o nie zapytać. Była pierwszą osobą, która w ogóle się do mnie odezwała i już zaliczyłam wtopę.

Sięgnęłam pod kaptur, poprawiłam denerwujące włosy za ucho. Już miałam ruszać do budynku, kiedy poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Wyjęłam go. Miałam kilka powiadomień z Facebooka, jednak te chwilowo nie zwróciły mojej uwagi. Dostałam wiadomość od taty.

Idź do sekretariatu

Powinni cię we wszystko wprowadzić

Westchnęłam cicho, unosząc kąciki ust. Spojrzałam na budynek, gdzie przy wejściu zrobił się znacznie mniejszy ruch. Może miałam szczęście? Przed chwilą roiło się tu od ludzi, jednak teraz mogłam spokojnie wejść do placówki.

Już chciałam się cieszyć, kiedy uświadomiłam sobie inny problem.

Gdzie, u diabła, jest sekretariat?!

Ponownie odetchnęłam załamana, by ruszyć w końcu do szkoły. Poprawiłam lekko rękawy bluzy, skręcając od razu w lewo. Nie miałam pojęcia, gdzie tak właściwie szłam. Musiałam znaleźć odpowiednią salę, żeby w ogóle móc pójść na lekcje. Na stronie nie mogłam nigdzie wyszukać planów zajęć, a to już rodziło problem. Z tego, co wiedziałam o tym budynku, to tylko tyle, że drużyna nazywała się Lions, klub futbolowy był jednym z najlepszych i to w sumie tyle. A, i jeszcze to, że na sto procent się tu zgubię tak jak obecnie.

Słyszałam, że kilka osób próbowało mnie zawołać, jednak starałam się nie reagować. Moja paranoja i tak działała na pełnych obrotach, więc wystarczająco się denerwowałam.

Za jakie grzechy mnie to wszystko spotyka?

Dziwne wyobrażenia, co mogło się stać, przelatywały przez głowę jedno za drugim, a głośno bijące serce nie pomagało w uspokojeniu. Do tego powoli miałam wrażenie, jakby cały korytarz zaczynał wirować i lekko się zamazywać.

Czułam narastający atak paniki, kiedy ponownie uwagę odwrócił telefon. Przełknęłam ślinę, by kolejno spojrzeć na urządzenie. Tym razem znalazła się tu wiadomość od mamy.

Powodzonka!

Wierzę w ciebie!

Pokręciłam lekko głową, kiedy kolejno przesłała mi gifa z Dumbledorem z Harrego Pottera, który mówi: "powodzenia". Uśmiech samoistnie wpłynął mi na twarz, przez co już po chwili wzięłam się w garść. Nie mogłam dać sobie powodów do strachu, bo inaczej ten dzień stanie się kolejnym z tych najgorszych, a tego nie chciałam. Udało mi się w jakimś stopniu pogadać z jakąś dziewczyną, a to znaczyło, że jednak potrafiłam się porozumiewać z innymi, choć nadal się bałam, że ktoś nic nie zrozumie przez kanadyjski akcent. Jakby na to nie patrzeć, był dość charakterystyczny.

Ponownie ruszyłam przed siebie, rozglądając się za miło wyglądającą osobą, która może powiedziałaby, gdzie znajdował się sekretariat. Mimo wszystko kończył mi się czas. Za kilka minut miały zaczynać się lekcje...

W tym momencie ktoś na mnie wpadł. Cofnęłam się dwa kroki, a chłopak, który się ze mną zderzył, odwrócił wkurzony. Widziałam, jak przesunął językiem po zębach, jednak nie odważyłam się bardziej zadrzeć głowy, aby na niego zerknąć.

— Patrz, jak łazisz, do cholery! — uniósł się lekko, przez co niemal natychmiast w oczach poczułam napływające łzy.

— P-przepraszam... — wymamrotałam, a chłopak prychnął i gdzieś odszedł.

— A ty gdzie?! — zawołał za nim jakiś chłopak z naszyjnikiem o niebieskim kamieniu.

— Za pięć minut lekcja! — rzucił drugi, który wyglądał identycznie, jednak jego wisiorek był z białym kamykiem.

— Poza tym, to ty na nią wpadłeś, Duncan! — dodała dziewczyna o śnieżnobiałych włosach.

— Widzę, że masz tendencję do wpadania na innych ludzi — zaśmiała się, a ja szerzej uchyliłam powieki.

Uniosłam gwałtownie głowę, słysząc znajomy głos. Grupka spojrzała na dziewczynę siedzącą na parapecie. Opierała się o kolana łokciami i uśmiechała szeroko, przyglądając mi się uważnie.

— Znasz ją? — dopytał jeden z bliźniaków. A przynajmniej podejrzewałam, że nimi byli, bo praktycznie nie widziałam między tą dwójką różnicy.

— Wpadłam na nią przed szkołą, jak poszłam po zeszyt do auta — wytłumaczyła i spojrzała na mnie. — Wcześniej też wydawałaś się dość zagubiona. Coś się stało?

Przełknęłam ślinę, uciekła wzrokiem. Kompletnie nie wiedziałam, jak w ogóle się odezwać. Wcześniej gadałam z nią bez publiczności, a teraz znalazła się tu trójka chłopaków i jeszcze inna dziewczyna. Tego jednego markotnego wolałam pominąć. Niepostrzeżenie rozejrzałam się po korytarzu.

— Duncana tu nie ma, więc możesz spokojnie mówić. — Zeskoczyła z parapetu. — Ma tendencję do tego, żeby każdego wysmarować z błotem, ale przy bliższym poznaniu nie jest taki zły.

— On się tylko urodził zrzędą — odezwali się jednocześnie bliźniacy.

— I uderzył się w głowę, jak był mały, więc mu się pogorszyło — dodał jeszcze ten z białym wisiorkiem.

Parsknęłam cicho na ostatnie zdanie, dlatego czym prędzej zakryłam usta.

— Śmiej się z niego do woli — skomentowała brunetka. — On się śmiesznie denerwuje.

Przytaknęłam, dając do zrozumienia, że załapałam. Uniosłam wzrok, dzięki czemu spotkałam się nagle ze spojrzeniem chłopaka, który nie odezwał się jeszcze ani razu. Przyglądał mi się jedynie ze znudzeniem, a przy tym poczułam dziwne uczucie deja vu.

Jego oczy są w kolorze srebra... 



 * SAT - Ustandaryzowany test dla uczniów szkół średnich w USA. Bada kompetencje i wiedzę przedmiotową. Podobnie jak test ACT(American College Testing) jest nieobowiązkowym elementem rekrutacji do instytucji edukacji wyższej w USA.

*  Nancy Drew - Dziewczyna detektyw z cyklu amerykańskich powieści kryminalnych.


********************

No, Mel trafiła do nowego środowiska. Jak myślicie, poradzi sobie? 

Co myślicie o tej grupce przyjaciół? 

Dajcie znać koniecznie, jak wam się podobało!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro