Czwórka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rodzice Petera, Cene i Domena mieszkali na drugim końcu miasta, więc czekał na nas kawał drogi, ale planowaliśmy wrócić do mieszkania i pojechać samochodem. Zastanawiałam się tylko co kupić moim przyszłym teściom. Nie mogłam wpaść z pustymi rękami.

- I nie, nic nie kupuj. - zmarszczyłam brwi. Skąd on do licha wiedział o czym ja myślę? - Znam tę minę. Moja rodzina już cię kocha. Zwłaszcza mama. Kiedyś mi powiedziała, że jesteś jej najbardziej ulubioną dziewczyną, którąkolwiek widziała i którą jej syn przyprowadził pod jej dach, więc wyluzuj.

- Teraz mi to mówisz, żebym się nie denerwowała. - mruknęłam z rumieńcami na twarzy. - Tak poza tym to jest odrobinę creepy, że potrafisz czytać mi w myślach.

- Raczej jest to przewidywalne, ale nie narzekam. Przynajmniej wiem co zrobisz lub planujesz zrobić. - kącik ust Petera uniósł się do góry.

- Nie jest to jednak nudne? Nie chciałbyś przeżyć czegoś ekscytującego? - spytałam, idąc obok niego, trzymając za rękę, ciesząc się przepiękną słoweńską jesienią. Na koronach drzew złociły się liście, które również ścieliły chodniki i trawniki. O dziwo świeciło jeszcze Słońce, ale obstawiałam, że były to ostatnie słoneczne dni. Trzeba było to wykorzystać. Tak jak teraz, gdy przechadzaliśmy się ulicami Kranju.

- Ty zapominasz jaki sport uprawiam. Wystarczająco dużo wrażeń mam na co dzień. - Peter zerknął na mnie rozbawiony, ściskając moją dłoń. Wydęłam wargę.

- Nie zapomniałam. Twoja nieobecność mi o tym przypomina. Ale nie o to chodzi. Chodzi mi o to, czy nie nudzi cię to, że wiemy o sobie wszystko? - stanęliśmy. Chłopak wpatrywał się we mnie z dziwnym błyskiem w oku.

- Nudzę cię? Nasze życie cię nudzi? - skoczek wyraźnie stracił dobry humor. - Nie jestem wystarczająco dobry dla ciebie? Brak ci wrażeń?

- O mój Boże! Peter, to nie tak. Jesteś więcej niż dobry dla mnie. Kocham cię. I to cholernie bardzo. - zmarszczył brwi, gdy ja usiłowałam się wytłumaczyć.

- Więc co ta uwaga miała znaczyć? - dopytywał, spinając się jeszcze bardziej.

- Chodziło mi o to, czy nie wolałbyś jakbym cię zaskakiwała albo gdybyśmy zaskakiwali siebie nawzajem. Taki element dreszczyku. Nie chcę byś po pewnym czasie się mną, nami znudził. Straty ciebie bym nie przeżyła. - wyznałam, a do oczy nabiegły mi łzy. Wzrok Petera złagodniał.

- Nigdy ciebie nie rzucę. Za bardzo za tobą szaleję. - przejechał kciukiem po moim policzku, ścierając łzę, która zdążyła spłynąć. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Poza tym, gdy wracam z zawodów, to lubię wiedzieć, że ktoś na mnie czeka. Bez tej naszej rutyny to chyba bym zwariował. Chociaż jedna rzecz jest pewna w moim życiu i za to jestem bardzo, bardzo wdzięczny. Kariera jest, a potem nie ma. A ty i rodzina zostanie. - zrobiło mi się miło, słysząc jego słowa. Cieszyłam się, że widzi mnie jako część przyszłości. I to na tak długo.

- Czyli nic ci nie brakuje? Nie nudzisz się?

- Nie, ale miałem wrażenie, że ty się nudzisz.

- Skarbie, chciałabym cię czymś zaskoczyć. - objęłam go w pasie, unosząc wzrok.

- A czym? Wiesz, że za bardzo nie lubię niespodzianek. No chyba, że chcesz zaliczyć wielokąt ze mną i moimi braćmi. To może bym się zastanowił. - natychmiast spiorunowałam go wzrokiem.

- Nie wierzę, że to powiedziałeś. Mam nadzieję, że się przesłyszałam. - zrobiłam zdegustowaną minę. Chłopak zarechotał.

- Gdybyś tylko widziała swoją minę. - śmiech Petera był specyficzny: głęboki, lekko ochrypnięty, głośny. A przede wszystkim szczery i z głębi serca. Jego oczy lśniły wtedy łobuzersko. Po tym można było poznać, że jest naprawdę szczęśliwy. Mogłabym roztopić się pod wpływem tego dźwięku, ale nie teraz. Na wspomnienie wielokąta z jego braćmi moje serce dziwnie drgnęło.

- Nigdy nie dałabym się dotknąć Domenowi. - prychnęłam, kręcąc głową. Mogłabym być świetną aktorką.

- A Cene? O nim nie wspomniałaś. - dalej dopytywał, zaintrygowany.

- Ta rozmowa przybiera niepokojący obrót, Peter. Nie wiem czy powinniśmy to kontynuować.

- Ale jestem ciekawy. - Peter dogonił mnie, gdy ja szłam przyspieszonym krokiem, ignorując gorąc na moich policzkach i ucisk w żołądku.

- Nie powinniśmy nawet o tym rozmawiać. A najlepiej nie myśleć! To są twoi bracia, do ciężkiej cholery. Kazirodztwo jest nielegalne i niemoralne. Jestem zaskoczona, że ta myśl wogóle pojawiła ci się w głowie. Rozumiem, że Domen mógł wpaść na ten pomysł, ale ty? Nie wiedziałam, że masz takie fantazje.

- Chciałaś trochę wrażeń w swoim życiu. To nie narzekaj. - bronił swojego stanowiska, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie.

- Ale nie takie coś. Serio widzisz mnie z Domenem i Cene? Nie byłbyś zazdrosny?

- Jestem zawsze o ciebie zazdrosny. A moich braci...no...jakoś bym zniósł. - rzuciłam mu znaczące spojrzenie.

- Już to widzę: ciebie niewzruszonego, patrzącego jak bracia dobierają się do twojej dziewczyny. Serio? Zresztą Cene by się nie zgodził. O czym my mówimy?! Koniec z tym, P. - uniosłam ręce do góry, pragnąc zakończyć temat.

- Ale Nat...

- Nie ma mowy. Wybij to sobie z głowy. W życiu się na to nie zgodzę. - pokręciłam gwałtownie głową, nieco zwalniając ze względu na bolące stopy. Cholerne szpilki.

- No dobra. Tylko się nie gniewaj, Natuś. - chwycił mnie ponownie za rękę.

- Nie gniewam, tylko jestem niemile zaskoczona. Nie spodziewałam się tego. Nie po tobie. Rozumiem, że Domen, ale ty?

- Może to nasza cecha rodzinna? Jeszcze nie zdążyłaś nas dogłębnie poznać.

- Teraz to się zastanawiam, czy powinnam dać ci w łeb, czy nie.

- Przemoc w związku? No jak tak można? - Peter udał oburzonego, lecz w oczach tliły mu się łobuzerskie ogniki.

- Żebyś zaraz tej przemocy nie odczuł na własnej skórze.

- Nie odważyłabyś się. Za bardzo mnie kochasz. - odparł z pewnością w głosie.

- Powoli zaczynam się nad tym zastanawiać. - odgryzłam się z szerokim uśmiechem na twarzy.

- No piękną sobie dziewczynę wybrałem. - skwitował, lecz nie odsunął się ode mnie. Wręcz przeciwnie. Ponownie się zatrzymaliśmy, patrząc sobie w oczy. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Pragnęłam się z nim zestarzeć.

- Znowu masz tę minę. O czym myślisz? - pacnął mnie delikatnie w nos.

- Jaką minę? - spytałam, marszcząc nos.

- No taką...intensywną. Jakbyś myślała o czymś przyjemnym.

- Zastanawiałam się, czy byłoby ci dobrze z siwymi włosami. - dłonią sięgnęłam do jego wspaniałych kruczoczarnych włosów. Przejechałam po nich ręką, ciesząc się ich miękkością.

- I co wymyśliłaś? - mruknął z przymkniętymi oczami. Na ustach igrał mu łagodny uśmiech.

- Że i tak będziesz najprzystojniejszy dla mnie. - Peter otworzył oczy i mogłam w nich dostrzec bezgraniczną miłość i oddanie. Miałam cichą nadzieję, że Peter również to widzi w moich oczach.

- Kocham cię. - pochylił się ku mnie, łącząc nasze wargi w czułym i delikatnym pocałunku. Zadrżałam z nadmiaru uczuć wypełniających moje ciało. Przylgnęłam do niego, zatracając się w powolnym tańcu naszych warg i języków. Czas jakby stanął w miejscu. Jednak rzeczywistość szybko o sobie przypomniała w postaci dzwoniącego uporczywie telefonu Petera. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie, by mógł swobodnie odebrać.

- To mama. Halo? - milczenie. - Tak, przyjeżdżamy. Przecież obiecaliśmy. - wywrócił oczami. - Tak, tak.... A Domen dotarł w jednym kawałku? ....No to się cieszę...Już będziemy wsiadać do samochodu i jedziemy...Będę ostrożny....

- Czemu Domen miałby nie dotrzeć w jednym kawałku? - spytałam ostrożnie, bojąc się odpowiedzi, którą mogłam usłyszeć.

- Pytasz jakbyś go nie znała. Pewnego dnia wróci z obitą mordą bo poderwie jakąś mężatkę. Musimy wracać, bo się spóźnimy. Trochę tu się zasiedzieliśmy.

- Nie no co ty...Ahh! - niespodziewanie brunet przerzucił mnie przez ramię, kierując się tą samą drogą co wcześnie zaszliśmy. - Puść mnie!

- Nigdy w życiu! Poza tym chyba cię stopy bolą. Mylę się? - nie widziałam jego miny, lecz domyślałam się, że gości ten wszechwiedzący uśmieszek.

- Jeśli przyznam ci rację to mnie puścisz? - Peter udał, że się zastanawia.

- Hmm...nie. Lubię cię nosić i zależy mi na twoim komforcie. Mógłbym skoczyć po inne buty dla ciebie.

- Nie musisz. W samochodzie ściągnę te cholerne szpilki. - odpowiedziałam, z bliska podziwiając jego tyłek.

- No jak chcesz. Ja tylko proponowałem. - wyczułam ślad rozbawienia w jego głosie.

- Dziękuję, skarbie za twoją troskę. Ja i moje stopy jesteśmy wdzięczni.

- No ja myślę. O, już jesteśmy. - mężczyzna wyciągnął kluczyk i otworzył automatyczne drzwi prowadzące do garażu. Nie zanosiło się na to bym stanęła o własnych nogach.

- Możesz mnie już puścić? Wystarczy już tego pokazu samczości. - uderzyłam go w pośladek.

- Pokaz samczości? - wybuchnął śmiechem, a jego dłoń wylądowała na moim tyłku. - Nie przestajesz mnie zadziwiać doborem słownictwa.

- No cóż. Czymś trzeba. - odparłam pogodnie, patrząc się na popękane podłoże parkingu. Doszliśmy od miejsca, gdzie normalnie parkował swoje srebrne BMW.

- Niestety muszę cię puścić. - po tych słowach puścił mnie jakbym była workiem ziemniaków.

- Trochę delikatnie, Prevc. Nie jestem twoim sprzętem sportowym. - upomniałam go.

- No mógłbym się spierać, ale nie ma czasu na kłótnie. Wsiadaj. - otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka, zapinając pasy. Peter uruchomił samochód i z cichym pomrukiem wyjechaliśmy z podziemnego garażu, udając się w kierunku domu rodzinnego Prevców. Przygładziłam włosy.

- Wyglądam jak czupiradło teraz. - mruknęłam, przeczesując palcami rude kosmyki.

- Dla mnie wyglądasz przepięknie. - mężczyzna położył dłoń na moim kolanie. Wywróciłam oczami, lecz uśmiechnęłam się.

- Nie podlizuj się. - wymamrotałam z rumieńcami na twarzy.

- Ja się nie podlizuję. Stwierdzam fakt. - puścił moje kolano, by zmienić bieg. Jechaliśmy płynnie ulicami Kranju. O dziwo nie było żadnych korków.

- Mhm, jasne. - wyjrzałam przez okno na szybko zmieniający się krajobraz. - Domen i Cene są już na miejscu?

- Tak, mamie udało się przekonać Domena, by wcisnął się w garnitur. A tam garnitur, bardziej eleganckie ubranie. Zobaczysz jak się wystroił. - parsknął śmiechem na samą myśl. - Jak stróż w Boże Ciało.

Dalszą drogę spędził na chichotaniu, myśląc o swoim młodszym bracie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro