Chapter 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 🖤












-Masz wszystko, kochanie? - usłyszałam krzyk rodzicielki. Przewróciłam oczami, zarzucając torbę na ramię. Zadała to pytanie po raz siódmy i miałam już dosyć.

-Tak! - odparłam, na tyle głośno, aby usłyszała mnie w kuchni na dole.

-To schodź na dół! Twój ojciec spóźni się przez ciebie do pracy! - słyszałam zirytowanie w jej głosie.

Westchnęłam i chwyciłam ostatni zeszyt, pakując go do torebki. Wzięłam telefon z biurka i szybko zbiegłam po schodach. Wpadłam do kuchni i w biegu złapałam za jabłko, pakując je na śniadanie.

-Cieszysz się? - zerknęła na mnie, przestając smarować sobie kromkę chleba.

-Raczej denerwuję. - odparłam - Zmiana szkoły, w ostatnim roku to słaba sprawa. - prychnęłam - Zamiast myśleć na jaki uniwersytet się wybrać, ja mam na głowie nowe środowisko. Muszę zaczynać od zera. - uśmiechnęłam się sztucznie w jej stronę.

Mój ojciec pracował w korporacji. Przez długi czas starał się o awans, po trzech latach żmudnej pracy w końcu się udało. Niestety niosło, to za sobą konsekwencje. Dostaliśmy miesiąc, aby się przenieść.

W ten sposób, zamiast siedzieć teraz w Dover w Stanie New Jersey, gdzie się urodziłam i mieszkałam przez ponad osiemnaście lat, wylądowałam Kelowenie w Kanadzie...

- Będzie dobrze. - starała się mnie pocieszyć. Przewróciłam oczami i ruszyłam do wyjścia.

-Jasne. - prychnęłam, zakładając czarne trampki na stopy - Miłego dnia. - dodałam, zatrzaskując za sobą drzwi.

Westchnęłam i powoli pomaszerowałam w stronę czarnego porsche mojego taty. Niechętnie otworzyłam drzwi, ze strony pasażera i wsiadłam do środka. Mężczyzna bez słowa od razu ruszył.

-Nie mogłaś się pośpieszyć? - zganił mnie na samym wstępie.

-Dzień dobry, tato. - sarknęłam - Spałam dobrze, dzięki, że pytasz.

-Już się nie gniewaj. - westchnął - Wiem, że to dla ciebie trudne. Wiedz, że jestem ci wdzięczny za to, co dla mnie robisz. - dodał.

Skinęłam głową.

-Chyba nie miałam większego wyboru. - odparłam - Sama raczej mieszkać nie mogłam. - dodałam.

-Nowa szkoła, to nie koniec świata. - starał się mnie pocieszyć.

-Utrata znajomych, przeprowadzka w zupełnie nieznane mi miejsce i zmiana otoczenie rok przed pójściem na uniwersytet, to nie spełnienie marzeń. - syknęłam zirytowana. Dla niego wszystko było prostsze, gdyż dostał stanowisko swoich marzeń.

Moja mama również miała na siebie plan. W Kelowenie mieszkała jej przyjaciółka z młodości, miała własną restaurację i obiecała zatrudnić mamę na szefa kuchni. Dodatkowo pracowała tam moja ciotka, siostra mojej matki.

Ja natomiast nie miałam tutaj zupełnie nic, straciłam wszystko, co miałam i musiałam nauczyć się z tym żyć. Musiałam zacząć od zera.

-Przepraszam. - usłyszałam szept z jego strony.

-Nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem. - skwitowałam - Poradzę sobie. - dodałam, gdy zatrzymał się na parkingu przed szkołą.

-Potrzebujesz pomocy? - zapytał z nadzieją w głosie. Pokręciłam głową.

-Nie kłopocz się. - mruknęłam - Znajdę kogoś, kto zna szkołę i mi pomoże. - zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę wejścia głównego budynku.

Szkoła wyglądała na dużo większą niż moja poprzednia. Już na parkingu widziałam jak ludzie wpatrywali się we mnie z zainteresowaniem. Chciałam schować głowę w piasek i się nie wychylać. Nie lubiłam być w centrum uwagi i miałam nadzieję, że nie zwrócą na mnie szczególnej uwagi.

Przekroczyłam próg i rozejrzałam się wokół w nadziei, że zobaczę sekretariat. Nadzieja matką głupich.

Westchnęłam cicho i niepewnie ruszyłam przed siebie. Starałam się znaleźć jakiekolwiek pomieszczenie, w którym mógłby być dyrektor, nauczyciele czy nawet sekretarka. Ktokowiek...

Po kilku minutach chodzenia wokół, w końcu odpuściłam. Musiałam poprosić o pomoc. Rozejrzałam się raz jeszcze, aby namierzyć kogoś, kto mógłby mi pomóc.

Wokół było mnóstwo osób, ale nie wyglądały na chętne do pomocy.

Przy jednej ze ścian stały trzy blondynki, których wygląd mówił głośno i wyraźnie "plastik jest fantastyczny". Obok kilka osób emo, a na koniec kilku mięśniaków, którzy nie wyglądali na zbyt inteligentnych.

Moją wadą było ocenianie po pozorach. Chcąc, nie chcąc, dla mnie ubiór mówił wiele o człowieku. Nie skreślałam nikogo ze względu na styl ani nic w tym stylu, ale wygląd zewnętrzny to taka nasza wizytówka. Jeśli ktoś mówi, że wygląd nie ma żadnego znaczenia, to moim zdaniem kłamie. Pierwsze, co widzimy u obcych to właśnie wygląd zewnętrzny, dopiero później poznajemy człowieka i jego charakter. Taka była prawda.

Co nie zmieniało faktu, że nie wypadało nikogo skreślać ze względu na styl.

Odwróciłam się z zamiarem poszukania kogoś innego. Jednak, gdy tylko wykonałam obrót uderzyłam w kogoś, wytrącając mu książki z rąk.

-Cholera. - zaklęłam cicho - Wybacz. - uniosłam wzork z podłogi, patrząc na ofiarę mojego braku koordynacji.

Moim oczom ukazał się przystojny, jasnowłosy chłopak. Był ode mnie o głowę wyższy i wyglądał jakby miał za sobą kilka nieprzespanych nocy, gdyż miał wory pod oczami. Pięknymi zielonymi oczami.

-Przepraszam. - mruknęłam zażenowana i pochyliłam się, aby pozbierać jego książki. Nie minęła sekunda, a chłopak klęczał razem ze mną i zbierał podręczniki. - Nie chciałam. - wyszeptałam, czując rumieńce na twarzy.

-Nic nie szkodzi. - odchrząknął po chwili. Chwycił w dłonie ostanią książkę i oboje wstaliśmy. Szybko wręczyłam mu podręczniki, patrząc na niego przepraszajaco.

- Naprawdę nie chciałam. - podrapałam się po głowie. Przytaknął, wzruszając ramionami.

-Nic się nie stało. - mimika jego twarzy nie zdradzała nic. Nawet przez sekundę nie ujrzałam żadnych emocji. Wpatrywał się we mnie nieobecnym wzrokiem.

-Słuchaj, mógłbyś mi pomóc? - spojrzałam na niego błagalnie. Skinął głową, dając mi znak, abym kontynuowała. - Jestem tu nowa i nie mam pojęcia, gdzie jest sekretariat. Nie znam planu lekcji, ani nie wiem w jakiej klasie jestem. - to brzmiało gorzej niż początkowo myślałam - Gdzie w tej szkole, na litość boską, jest sekretariat? - zapytałam.

-Korytarzem prosto, później w lewo, przy automacie z kawą w prawo, później prosto i jeszcze raz w lewo. - odparł bez zająknięcia.

-Czyli... lewo, prosto, prawo i lewo? - powtórzyłam niepewnie. Pokręcił głową.

-Nie. Musisz iść... - zawahał się - Myślę, że będzie łatwiej jeśli, cię po prostu zaprowadzę. - mruknął - O ile, to dla ciebie nie problem. - natychmiastowo pokręciłam głową.

-Nie. Oczywiście, że nie. Będę bardzo wdzięczna, bo naprawdę nie miałam pojęcia, co robić. - zaśmiałam się. Widziałam jak wymusił lekki uśmiech na twarzy.

Pokazał dłonią, abym ruszyłam za nim, więc tak też zrobiłam. Szłam z nim ramię w ramię przez korytarz, a ludzie dziwnie się na nas patrzyli. O co chodziło?

-Jestem Evie. - mruknęłam, przerywając niezręczną ciszę. Spojrzał na mnie, jakby lekko zaskoczony.

-A ja Chris. - odparł. Uśmiechnęłam się pod nosem szczęśliwa, że mnie nie zignorował.

-Miło cię poznać. - stwierdziłam. Nie najgorszy początek.

Pierwszy dzień i już zdążyłam poznać przystojniaka. Mogło być gorzej...








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro