Chapter 28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤









Poczułam jak czyjaś dłoń odsuwa kosmyki włosów w mojej twarzy. Mimowolnie śmiechnęłam się na wspomnienie o wczorajszej nocy. Powoli otworzyłam oczy i pierwszym, co zobaczyłam był Chris wpatrujący się we mnie z uśmiechem.

-Dzień dobry, przystojniaku. - mruknęłam, przeciągając się na łóżku. Jego twarz od razu pokrył rumieniec, co sprawiło, że był jeszcze bardziej uroczy niż przed sekundą.

-Dzień dobry. - odparł i pochylił się, aby złożyć krótki pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się, gdy tylko jego gorące wargi zetknęły się z moimi. To naprawdę było uzależniające.

-Mam nadzieję, że zostaniesz na śniadaniu. - zatrzepotałam rzęsami, wysuwając dolną wargę, aby zrobić minę zbitego psiaka. Zaśmiał się krótko i skinął głową.

-Mam nadzieję, że twoi rodzice mnie nie zabiją. - wyznał, a ja wyczułam lekkie zdenerwowanie. Przysunęłam się bliżej niego, wtulając w jego tors. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie jego serca.

-Zjedzą cię na przystawkę. - odparowałam. Powoli przysunął rękę i objął mnie w pasie, przyciskając do swojego ciała. Cmoknął mnie w czubek głowy.

-Zaryzykuję. - wymruczał w moje włosy. Uniosłam lekko głowę, aby spojrzeć na mojego chłopaka. Leżał z zamkniętymi oczy i mocno trzymał mnie przy sobie. Wyglądał wyjątkowo spokojnie. Był odprężony i wyglądał na szczęśliwego. Przyjemnie się na niego patrzyło. - Dlaczego się gapisz? - zapytał, nie otwierając oczu.

-Bo nie mogę uwierzyć, że mam tak przystojnego chłopaka. - odparłam, a jego policzki znów stały się czerwone - Ooo ktoś się rumieni. - zaćwiergotałam radośnie.

-Nienawidzę cię. - burknął i odwrócił się w drugą stronę, aby ukryć twarz w poduszce. Zaśmiałam i przeturlałam po jego ciele, aby znaleźć się po jego drugiej stronie.

-Uwielbiasz mnie. - uśmiechnęłam się, składając buziaka na jego szczęcę. Westchnął i ponownie objął mnie w talii.

-Niestety masz rację. - odetchnęłam, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej. Zaczęłam rysować palcem bliżej nieokreślone wzory. - Nie żałujesz? - zdziwiona uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć - Mówię o wczoraj. - uściślił.

-Wyglądam jakbym żałowała? - spytałam. Spuścił wzrok, nie odpowiadając. - Nie żałuję. - odparłam, chwytając w palce jego podbródek - Było cudownie. - wyglądał jakby kamień spadł mu z serca. Uśmiechnął się. Miałam wrażenie, że jego ciało przestało być spięte. Ponownie oparłam głowę o jego klatkę piersiową. - To co, śniadanie? - zapytałam.

- Chętnie.

Szybko zebrałam swoje ubrania z podłogi. Minimalnie nas wczoraj poniosło. Chris zrobił to samo. Założył czarną koszulę, którą miał na sobie wczoraj i tego samego koloru jeansy.

W pełno gotowi, wyszliśmy z mojego pokoju i ruszyliśmy do kuchni. Przy stole ujrzałam moją mamę z gazetą w dłoniach.

-Cześć, mamo. - uśmiechnęłam się promiennie.

-Dzień dobry, Pani Lewis. - dopiero, gdy usłyszła głos Chrisa, uniosła głowę znad gazety.

-Dzień dobry, Chris. - uśmiechnęła się do szatyna - Cześć, córcia. Nie wiedziałam, że masz gościa. - przewróciłam oczami.

-Tak wyszło. - wzruszyłam ramionami. Chwytając dłoń szatyna i pociągnęłam go za sobą. - Na co masz ochotę? Naleśniki? Gofry? Tosty? - spojrzałam na niego.

-Dostosuję się. - widziałam, że obecność mojej mamy sprawiła, że stał się bardziej zdystansowany i lekko zakłopotany.

-Mogę wam zrobić omlet, jeśli macie ochotę. - usłyszałam głos rodzicielki. Zerknęłam na Chrisa, który jedynie wzruszył ramionami.

-Jasne. - odparłam za nas oboje - A gdzie tata? - zadałam, nurtujące mnie pytanie.

Kobieta minęła mnie i mojego chłopaka i podeszła do kuchenki, wyciągając potrzebne naczynia. W tym czasie, ja wraz z Chrisem usiedliśmy przy stole.

-Skarbie, muszę Ci coś posiedzieć. - szybko zauważyłam, że ton jej głosu był wyjątkowo poważny. Moje serce od razu zaczęło bić szybciej, zrozumiałam, że czekała na mnie jakaś negatywna wiadomości. Chris jakby wyczuł, co myślałam, chwycił mnie za dłoń, aby okazać wsparcie. Natomiast moja mama w końcu odwróciła się w naszą stronę z patelnią w prawej dłoni. - Powiedziałam twojemu ojcu, że chcę rozwodu. - wytrzeszczyłam oczy.

Ta była ostatnia rzecz, jakiej się dziś spodziewałam.

Nigdy nie byli małżeństwem idealnym. Jak w każdym związku zdarzały im się kłótnie czy różnice zdań, ale nigdy nie sądziłam, że będą chcieli się rozwieść.

-Coś się stało? - mocniej zacisnęłam palce na ręce szatyna, a ten kciukiem potarł wierzch mojej dłoni.

-Ja już tak dłużej nie mogę. - wyznała - Jego ciągle nie ma. Praca tu. Praca tam. Ciągle tylko ta jego praca... - pokręciła głową - Starałam się z nim rozmawiać. Miałam nadzieję, że jeśli się przeprowadzimy to sytuacja się zmieni, ale nic z tego. Ta jego cholerna robota wciąż jest na pierwszym miejscu, a ja nie zamierzam stać z boku i się temu przyglądać. - wyjaśniła.

Przełknęłam gulę w gardle. Co miałam jej powiedzieć? Oczywiście, że nie byłam zachwycona, ale jeśli miała się męczyć w nieszczęśliwym małżeństwie to lepiej, żeby faktycznie się rozeszli.

-Rozumiem. - wyszeptałam w końcu. Starałam się nie okazywać, jak bardzo poruszyła mną ta informacja. - Jak zareagował, gdy mu powiedziałaś?

-Uznał, że nie mówiłam poważnie i kazał mi się uspokoić. - prychnęła - Papiery rozwodowe powinny do niego przyjść w przeciągu tygodnia. - dodała. Zmarszczyłam brwi. Takiej sprawy chyba nie dało się załatwić w kilka dni...

-Od jak dawna planowałaś się rozwieść? - zdziwiłam się. Przecież to nie mogła być świeża sytuacja.

-Od ponad pół roku się nad tym zastanawiam. - wyznała. A ja nic nie zauważyłam. Od pół roku moja mama była nieszczęśliwa, a ja nie miałam o tym zielonego pojęcia. Co ze mnie była za córka?

-Przepraszam, że dowiadujesz się dopiero teraz. - spuściła wzrok na płytki w kuchni - Ciebie też przepraszam, Chris. Nie powinnam poruszać takiego tematu przy tobie. Pewnie czujesz się teraz niezręcznie. - machnął dłonią.

-Mną się proszę nie przejmować. - odparł lekko. Poczułam jak łzy cisnęły mi się do oczu. Nie chciałam, żeby się rozwodzili...

Szatyn automatycznie znalazł się bliżej mnie i mocno objął mnie ramieniem, przytulając do swojej klatki piersiowej.

-No już. - wyszeptał mi do ucha - Shhh... - patarł lekko moje plecy - Będzie dobrze. - pocałował mnie w czubek głowy.

A ten dzień zapowiadał się tak pięknie...









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro