Chapter 32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane, kochani! 💋








Odetchnęłam z ulgą, gdy ostatnia lekcja dobiegła końca. Koniec katorgi na dzień dzisiejszy. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Chrisa, gdyż miał mnie odwieźć do domu, a ostatnią lekcje mieliśmy w oddzielnych salach. On miał do zaliczenia ostatni egzamin z hiszpańskiego, a ja siedziałam na matmie.

Zirytowana odsunęłam komórkę od twarzy, gdy chłopak nie odebrał. To było do niego niepodobne. Westchnęłam i ponownie wybrałam numer, aby zadzwonić. Znów nie odebrał.

Wsunęłam telefon do kieszeni spodni i zbiegłam schodami na piętro niżej. Przemierzyłam cały korytarz, ale po moim chłopaku nie było nawet śladu. Czułam przyspieszający puls. Adrenalina dała o sobie znać. Chris nie znikał bez słowa, to nie było w jego stylu.

Drżąc z nerwów wybiegłam ze szkoły, z nadzieją że znajdę chłopaka przy jego samochodzie, ale i tym razem się pomyliłam. Chrisa nie było również tam. Szybko wróciłam do budynku, ponownie wybierając numer. Sytuacja okazała się gorsza niż przed chwilą, gdyż nie było nawet sygnału. To nie mógł być dobry znak.

-Cholera. - jęknęłam pod nosem i biegiem rzuciłam się w stronę schodów. Musiałam znaleźć Chrisa.

Ponownie ukryłam telefon w kieszeni i przemierzałam korytarz, rozglądając się wokół. Ciszę panującą wokół przerwał dzwonek, sygnalizujący początek kolejnej lekcji.

Zaglądałam przez okienko w każdych drzwiach z nadzieją, że w którejś z sal znajdę chłopaka. Przeszłam cały parter, ale po moim chłopaku nie było śladu. Pierwsze piętro i ta sama sytuacja. Musiał być na drugim piętrze, jeśli nie tam... To nie wiedziałam, gdzie.

Zajrzałam w kolejne drzwi i w końcu zauważyłam Chrisa. Odetchnęłam z ulgą i nie zastanawiając się dłużej nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.

Szybko zrozumiałam, że popełniłam błąd.

Dlaczego? Bo mój chłopak nie był w tej klasie sam. Był z Vanessą, która mierzyła do niego z pistoletu. Kurwa mać! Ale się wkopałam...

Poczułam łzy w kącikach oczu. Byłam świadoma, że ta dziewczyna była w stanie strzelić. To psychopatka.

Co mogło ją powstrzymać? Przecież była nieobliczalna. Co powinnam była zrobić?

-Vanesso, odłóż broń. - oparłam się plecami o drewnianą powłokę, biorąc głęboki wdech. Nie mogłam pozwolić, aby skrzywdziła Chrisa.

-Znowu ty! - pisnęła wściekła, odwracając się w moją stronę.

-Evie, uciekaj! - przeniosłam wzrok z Vanessy na Chrisa. Wymusiłam uśmiech i lekko pokręciłam głową.

-Nigdzie się nie wybieram. - odparłam niepewnie, robiąc mały krok w jego stronę. Dziewczyna była w stu procentach skupiona na moim chłopaku, więc powoli starałam się do niego zbliżyć.

-Cofnij się! - wrzasnęła nagle i dla odmiany wycelowała bronią w moją stronę - Cofnij się, ale już!

Uniosłam ręce w górę, aby ją uspokoić.

-Vanessa, nie mieszaj jej w to! - głos Chrisa się załamał - Jest niewinna. Nie krzywdź jej. - widziałam przerażenie w oczach i zrozumiałam, że martwił się tylko o mnie. Nie o siebie.

-Chris, uspokój się. - szatyn w końcu spojrzał mi w oczy - Wszystko będzie w porządku. - wyszeptałam i przeniosłam wzrok na dziewczynę - Odłóż broń i porozmawiajmy. - zaproponowałam.

Wybuchła tak histeryczny śmiechem, że omal nie zeszłam na zawał serca. Nie byłam w stanie powiedzieć, do czego była zdolna. Nie miała żadnych granic.

-Ty chcesz ze mną rozmawiać? - prychnęła - Kazałaś mi się nie zbliżać do chłopaka, którego kocham! - wybuchła - Gdyby nie ty, ja i Chris bylibyśmy teraz razem. - pistolet znów został wycelowany w moją stronę. Poczułam jak dłonie zaczęły mi się pocić. Nie mogłam przełknąć śliny, gdyż czułam jak palił mnie przełyk.

-Vanessa, to nie jej wina. - Chris starał się opanować sytuację, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Dlaczego zamiast działać, nie pomyślałam? Przecież gdybym się nie wpakowała do tej klasy, mogłabym go uratować. Ale nie... Jak zwykle, musiałam najpierw zrobić głupotę, aby później mierzyć się z konsekwencjami. - Vanessa spójrz na mnie! - wrzasnął, uderzając dłonią w biurko.

Szatynka spojrzała na niego kątem oka, wciąż mając mnie na celowniku. Wpatrywałam się w Chrisa z nadzieją, że wiedział, jak nas wydostać z tej sytuacji.

-To nie wina Evie. Nie kocham cię. Chciałaś mnie skrzywdzić i to zrobiłaś. Próbowałaś mnie zabić. - niepewnie zrobił krok w jej stronę - Wiem, że to nie twoja wina. Jesteś chora i nad tym nie panujesz. Potrzebujesz lekarza. Specjalistycznej opieki i...

-Nie kochasz mnie? - przerwała mu. Była jak w amoku. Wpatrywała się w niego, ale miała spojrzenie wyprane z jakichkolwiek emocji. Szatyn pokręcił głową, odpowiadając tym samym na jej pytanie. - Nie będziemy razem? - przerażał mnie ton jej głosu.

-Nie, Vanessa. - był taki spokojny. Nie zdradzał żadnych emocji.

Spiorunowała mnie wzorkiem. To chyba był mój koniec...

-To wszystko twoja wina! - akurat z tym ciężko było się nie zgodzić... - Zniszczyłaś mi życie. - pokręciłam głową.

-Wszystko może się ułożyć. - próbowałam grać na czas tak, jak Chris, ale nie wiedziałam czy byłam w stanie tak dobrze maskować uczucia - Pomożemy Ci i...

-Chris powiedział, że mnie nie kocha. - przerwała mi - Nie jesteś w stanie mi pomóc. - prychnęła.

Przełknęłam gulę w gardle. Strzeli do mnie? Zamierzała mnie tak po prostu zastrzelić? Nie chciałam umierać w szkole. Nie w szkole!

- Vanessa, proszę cię, odłóż broń. - zauważyłam, że Chris tracił cierpliwość i zaczęły się mu trząść ręce. Bardzo niedobrze. Potrzebowałam go.

-Nie. - pokręciła głową i spojrzała na niego. Mocniej zacisnęła obie dłonie na pistolecie i przesunęła go w stronę Chrisa. Nie. Nie mogłaby... - Nie odłożę broni. - odparła.

-To nie musi się tak skończyć. - wyciągnął dłonie przed siebie, jakby chciał ją uspokoić.

-Jeśli ja nie mogę cię mieć, to żadna inna też nie będzie miała. - zauważyłam jak mocniej zaciska dłoń na broni i spuście. Nie.

Nie wahałam się nawet sekundę. Rzuciłam się przed Chrisa, po raz kolejny nie zastanawiając się nad konsekwencjami mojego czynu. Chciałam go osłonić. Nie mogłam pozwolić go skrzywdzić.

Poczułam rozrywający ból przy klatce piersiowej. Nogi się pode mną ugięty i po prostu upadłam w tył. Starałam się zasłonić dłońmi miejsce postrzału, ale straciłam zdolność panowania nad własnym ciałem.

Nie rozumiałam, co się działo. Czyjeś dłonie znalazły się na mojej talii, trzymając mnie ciasno. Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, a później była tylko cisza i ciemność.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro