Chapter 5.
Gwiazdki i komentarze mile widziane! 😊🖤
I znów poniedziałek. Jak to działało, że weekend mijał niczym kilka sekund, a reszta tygodnia dłużyła się niczym tortury...
Zniechęcona ponownie przekroczyłam próg szkoły, rozglądając się wokół. W piątek po zajęciach, w końcu, dostałam kluczyk do szafki. Pozostało jedynie znaleźć odpowiednią.
Ruszyłam wzdłuż rzędu żółtych, metalowych szafek, ale nie mogłam znaleźć swojej.
-Cholera. - zaklęłam, uderzając dłonią w metalowe drzwiczki.
-Pomóc? - usłyszałam za plecami kobiecy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazała się wysoka blondynka, z włosami związanymi w kucyk.
-Będę wdzięczna. - odparłam - Nie ogarniam numeracji tych szafek. - jęknęłam. Machnęła dłonią.
-Nic w tym dziwnego. Dwa lata temu było więcej osób niż szafek, więc konieczne było domówienie kilkunastu. Niestety numeracja się nie zgadzała i wszystkie numery powtarzają się po dwa razy. - wzruszyła ramionami - Wiesz może czy masz szafkę w sekcji A czy B? - spytała.
-Dyrektor wspomniał chyba coś o A... - mruknęłam niepewnie - Ale pewności nie mam. - wyznałam.
-A numer? - pokazałam jej kluczyk, na którym wydziałach liczba sto dwadzieścia pięć. Twarz blondynki rozjaśnił uśmiech. - To obok mnie. - wyjaśniła - Jestem Lily. - wyciągnęła dłoń w moją stronę.
-Evie. - przedstawiłam się, ściskając jej dłoń.
-Skąd jesteś? - zapytała, prowadząc mnie przez korytarz.
-Z Dover z New Jersey. - odparłam.
-Woow. - zaśmiała się - Co cię przywiało aż do Kanady?
-Awans ojca. - westchnęłam.
-Jak rozumiem, nie cieszy cię to?
-A ty byłabyś szczęśliwa opuszczając rodzinne miasto podczas ostatniego roku liceum? - prychnęłam. Pokręciła głową.
-Pewnie nie. - przyznała - Więc ostatni rok liceum? - upewniła się.
-Raczej, nie inaczej. - parsknęłam.
-W takim razie jesteśmy ten sam rocznik. - dodała - To mój ostatni rok tutaj. - westchnęła.
-Jakim cudem wcześniej cię nie widziałam? - zdziwiłam się - Nie mamy razem żadnych lekcji? - zmarszczyłam brwi.
-Pewnie mamy. Nie było mnie w tamtym tygodniu w szkole. - wyjaśniła.
-Jasne. - przytaknęłam - Rozumiem. - zatrzymała się, wskazując dłonią na szafkę z numer sto dwadzieścia pięć.
- Ta dam! - uśmiechnęła się.
-Dziękuję. - spojrzałam na dziewczynę z wdzięcznością - Pewnie, gdyby nie ty, cały dziejszy dzień spędziłabym na szukaniu tej przeklętej szafki. - przewróciłam oczami.
-Kilka dni i będziesz wszystko ogarniała. To tylko kwestia przyzwyczajenia. - stwierdziła.
-Mam nadzieję.
-Co masz pierwsze? - wyciągnęłam kartkę z rozpisanym placem lekcji i pokazałam dziewczynie, wywołując grymas na jej twarzy - Ja zaczynam od francuskiego. - burknęła - Ale widzę, że mamy razem geografię. - uśmiechnęła się - Usiądziemy razem?
- Chętnie. - przystałam na jej propozycję - Jedynie na chemii nie siedzę sama. - dodałam.
-A z kim... - przerwał jej dzwonek. Uczniowie szybko zaczęli się rozchodzić do swoich klas. - Pogadamy na długiej przerwie? - zaproponowała.
-Jasne. - skinęłam głową
- Spotkamy się na stołówce?
-Pewnie. - dodałam, ruszając w swoją stronę. Najgorsze było wciąż przede mną... Dwie matematyki pod rząd i to w poniedziałek rano. Dlaczego los tak bardzo ze mnie drwił?
Niechętnie szłam w stronę odpowiedniej sali, gdy nagle ktoś na mnie wpadł, wytrącając mi telefon z dłoni.
-Mógłbyś... - zaczęłam, ale uniosłam wzrok i zobaczyłam znajomą twarz - Chris? - zdziwiłam się. Wyglądał jak po kolejnej nieprzespanej nocy. Miał lekko opuchnięte oczy i był strasznie blady. Sprawiał wrażenie strasznie zmęczonego. - Wszystko w porządku? - zmarszczyłam brwi.
-Jasne. - odchrząknął. Schylił się i podniósł mój telefon, podając mi go. - Wybacz. - mruknął lekko zażenowany - Zaspałem i spieszyłem się na lekcje, nie zauważyłem cię...
-Czy ty w ogóle spałeś w nocy? - przerwałam mu, odbierając telefon i wrzucając go do torebki - Wyglądasz na zmęczonego. - wyjaśniłam.
-Zasiedziałem się na oglądaniu serialu. - odparł zmieszany - Często mi się to zdarza. - podrapał się po głowie, starając się zamaskować swoje zażenowanie.
Przymrużyłam oczy, wpatrując się w niego. Miałam nieodparte wrażenie, że ściemniał. Niby nie miałam powodów, żeby mu nie ufać, ale coś mi mówiło, że to nie była prawda. Z drugiej strony, znaliśmy się zaledwie tydzień i może po prostu nie chciał rozmawiać o swoim życiu prywatnym.
-Na pewno wszystko w porządku? - wolałam się upewnić.
-Tak. - potrząsnął głową. Wzruszyłam ramionami.
-Skoro tak mówisz. - mruknęłam - Chcesz się spotkać w tym tygodniu? - spytałam, gdy ruszyliśmy korytarzem prosto.
-S-słucham? - zdziwił się. Roześmiałam się, widząc jego zmieszanie.
-O korepetycje pytam. Czy chciałbyś się spotkać w tym tygodniu, żebym Ci pomogła z nauką? - wyjaśniłam, gdyż faktycznie mógł źle zinterpretować moje pytanie.
-Ooo. - przytaknął - Jasne. - odparł od razu - Jeśli, znajdziesz czas, to byłbym wdzięczny. - spuścił wzrok, wpatrując się w swoje buty.
-W piątek po lekcjach? - zapytałam - Moi rodzice wychodzą na kolację do ciotki, więc będę miała wolny dom. - wyznałam - Nikt by nam nie przeszkadzał. - wzruszyłam ramionami.
-Ymm... Pewnie. - odchrząknął - Jeśli tobie pasuje taka opcja.
-Super. Adres podam ci dziś na chemi. - dodałam, gdy zatrzymaliśmy się przed drzwiami sali od matematyki - Teraz i tak jestem spóźniona na lekcję. - mruknęłam, zerkając za szybę w drzwiach.
-Okej. Do zobaczenia na chemi. - uśmiechnął się lekko.
-Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się ukazując zęby. Szybko otworzyłam drzwi, mamrocząc przeprosiny za spóźnienie. Nauczyciele w tej szkole naprawdę nie tolerowali spóźnienień.
Emilia Mikaelson
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro