Chapter 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania! 💋

Oraz udanego weekendu! 🖤









-Lily, mówię poważnie. - powtórzyłam po raz kolejny.

-Ja też. - prychnęła - Dylan, to naprawdę fajny koleś i mogę umówić was na randkę. - poruszała sugestywnie brwiami. Pokazałam jej środkowy palec.

-Nie jestem zainteresowana. - mruknęłam dobitnie.

-Nawet go nie znasz. - stała przy swoim.

-I nie chce poznawać. - przewróciłam oczami.

-Nie wiesz jak wygląda...

-I mnie to nie interesuje. - przerwałam jej, po czym wzięłam łyka pepsi zero - Nie szukam chłopaka, mam wystarczająco dużo problemów na głowie. - parsknęłam.

-Skąd pewność, że chłopak byłby problemem? - zdziwiła się. Spojrzałam na nią spode łba. - Okej. - przytaknęła - Może trochę racji masz. - dodała - Jakieś plany na weekend?

-Siedzę w domu z Netflixem. - odparłam.

-Chcesz posiedzieć we dwie? - zaproponowała.

-Jasne. - zgodziłam się - Ulubiony serial? - spytałam.

-Nie mam jednego! - oburzyła się - Jak miałabym wybrać? Widziałaś Sama i Deana z Supernatural? Albo Damona i Stefana z Pamiętników Wampirów? Wybrałabyś tylko jednego z nich? Przecież to niemożliwe...

-Dean. - przerwałam jej. Spojrzała na mnie zaskoczona.

-Słucham? - wyjąkała.

-Z tej czwórki wybrałabym Deana. - wzruszyłam ramionami - Przystojny, fajny z charakteru, ma poczucie humoru. - wymieniłam kilka cech - Dlatego, wybrałabym Deana. - powtórzyłam.

-Pieprz się. - prychnęła, wracając do swojej sałatki z kurczakiem. Zaśmiałam się pod nosem. - Wróćmi do tematu, Dylan...

-Nie. - nie dałam jej szansy, aby dokończyć.

-Evie! - jęknęła - To naprawdę fajny facet i...

-Kim jest ten Dylan, że aż tak bardzo ci na tym zależy? - spytałam. Zmarszczyła brwi. - Gdyby był to jakiś pierwszy, lepszy chłopak to nie zależałoby ci na tym aż tak bardzo. - wyjaśniłam - Kim jest dla ciebie Dylan? - powtórzyłam pytanie. Przewróciła oczami.

-No dobra, masz mnie. - przyznała - Dylan, to mój przyjaciel. - wyjaśniła - Nie przez przypadek spotkałyśmy się na tym korytarzu. Wpadłaś mu w oko już pierwszego dnia, ale jest zbyt nieśmiały, żeby zagadać, więc pomyślałam, że mu pomogę. - objaśniła swój plan.

Rozumiałam, że chciała pomóc przyjacielowi. Jednak z drugiej strony, poczułam się oszukana. Była dla mnie miła, żebym umówiła się z jej przyjacielem na randkę. To niezbyt fair wobec mnie.

-Poczekaj. - mruknęłam - Jesteś dla mnie miła i rozmawiasz ze mną, tylko dlatego, żebym umówiła się z twoim kolegą? - nie kryłam zawodu. Nie ma co, miałam talent do dobierania sobie znajomych.

-Nie. - zaprzeczyła od razu - Znaczy... na początku tak. - szybko się poprawiła - Ale teraz, jak trochę porozmawiałyśmy, dotarło do mnie, że mamy wiele wspólnych tematów i naprawdę mogłybyśmy się zakumplować. - dodała.

-I mam ci w uwierzyć? - prychnęłam.

-Cóż, raczej nie zrobiłam zbyt dobrego pierwszego wrażenia, ale mówię serio. Myślę, że dogadałybyśmy się. - z jakiegoś powodu jej wierzyłam. Nie miałam pewności, czy to przez te jej niebieskie oczy, które przewieracały mnie na wskroś czy po prostu moją naiwność i wiarę w dobro ludzkie.

-Załóżmy, że ci wierzę, hipotetycznie. - dodałam szybko ostatnie słowo - Czy przestaniesz mnie namawiać na randkę z twoim przyjacielem? - spojrzałam na nią błagalnie. Westchnęła lekko zrezygnowana, ale przytaknęła.

-Tak. - to był szept, cholernie cichy szept - Nie rozumiem, tylko dlaczego nawet nie chcesz spróbować. - wyznała.

-Tak jak mówiłam, nie szukam nikogo. - wzruszyłam ramionami - Jakiś czas temu przeżyłam rozstanie i narazie nie zamierzam się pakować w kolejny związek. - przedstawiłam sytuację z mojego punktu widzenia.

-Rozumiem. - przytaknęła - Ale weekend z serialami aktualny? - upewniła się.

-Tak. - odparłam bez zastanowienia - Potrzebuję kogoś kto kocha fikcyjne postacie tak bardzo jak ja. - zaśmiałyśmy się.

-Ahh, gdyby dało się wyjść za bohatera serialu... - rozmarzyła się - Byłabym Panią Salvatore. - parsknęłam śmiechem.

-Od braci Salvatore chyba wolę Mikaelsonów. - stwierdziłam.

-Kol jest najlepszy. - wtrąciła swoje trzy grosze.

-Kręcą cię psychopaci, używający kija bejsbolowego jako broni? - podpuściłam ją.

-Jak się teraz zastanawiam, to chyba ogólnie kręcą mnie psychpaci. - oznajmiła, zaskakując samą siebie - Powinnam iść do psychologa.

-Na to już chyba za późno.

-Lubię Cię coraz bardziej. - stwierdziła, uśmiechając się pod nosem.

~~~~~

Rzuciłam torbę na ławkę i usiadłam obok Chrisa.

-Witam ponownie. - uśmiechnęłam się do szatyna.

- Cześć. - odparł. Jak zwykle jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Miał nieobecny wzrok i starał się wymusić uśmiech.

-Rzadko się uśmiechasz, co? - przygryzłam wargę, lekko szturchając go w ramię.

-W sensie?

-Za każdym razem kiedy cię widzę, wyglądasz na strasznie zmęczonego. Masz nieobecny wzrok, mam wrażenie jakbyś był w innym świecie. - wyjaśniłam - Od zawsze tak masz? - nie mogłam pohamować ciekawości.

-Ymm... Nie wiem. - wzruszył ramionami - Jakoś tak wyszło i... - wyraźnie poruszyłam niewygodny dla niego temat.

-Nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. - przerwałam mu - Jestem piekielnie ciekawska i wtrącam się tam, gdzie mnie nie chcą. Jeśli poruszam temat dla ciebie niewygodny, po prostu mu powiedz. - poprosiłam.

-Nie jesteś wścibska. - mruknął - Raczej chciałabyś mnie lepiej poznać. - stwierdził - Choć nie rozumiem dlaczego. - dodał. Przewróciłam oczami.

-Nie doszukuj się tutaj większego sensu, najzwyczajniej w świecie cię polubiłam. - wyznałam - I tyle.

-Też cię lubię. - szczery uśmiech zagościł na jego twarzy, a ja poczułam jak oblał mnie rumieniec. Ten chłopak był zbyt uroczy, to było wręcz niemożliwe. Wydawał się być kochany, troskliwy i bardzo miły. Rzadkością było znalezienie takiego faceta w XXI wieku. On był jakimś wyjątkiem...








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro