Chapter 8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania! 🖤











- Cześć, mamo! Cześć, tato! - szybko wsunęłam czarne adidasy na stopy i chwyciłam za klamkę. Po piątkowym spotkaniu z Chrisem, zrozumiałam, że lekko się zauroczyłam. Ale tylko odrobinkę...

Chłopak był tak uroczy, że nie mogłam się mu oprzeć. Miałam wrażenie, że był jedyny w swoim rodzaju.

-Evie, czekaj. - zatrzymałam się w pół kroku. Spieszyłam się, ponieważ dziś Chris zamierzał po mnie przyjechać i razem mieliśmy jechać do szkoły. Wciaż jednak nie zamierzałam go przedstawiać rodzicom.

-Co tam? - zerknęłam na tatę, który wpatrywał się we mnie z lekko uniesioną brwią.

-Nie potrzebujesz podwózki? - zdziwił się. Pokręciłam głową.

-Nie, dzięki. - znów odwróciłam się w stronę drzwi z zamiarem opuszczenia domu.

-Stój. - mruknął. Cholera no! - Przecież nie zdążysz dojść do szkoły w piętnaście minut. - stwierdził. Jakbym tego nie wiedziała...

-Wiem. - wzruszyłam ramionami.

-Więc?

-Więc, co? - prychnęłam.

-Jak zamierzasz dotrzeć do szkoły na czas? - wyraźnie tracił cierpliwość przez tę rozmowę.

-Jadę z kolegą. - wyznałam - A teraz wybacz. - zerknęłam przez wizjer i zobaczyłam Chrisa w czarnym BMW - Nie chcę, żeby na mnie czekał.

-Powinnaś go nam przedstawić. - warknął.

-Nie zamierzam. - prychnęłam - Lubię go i nie chcę stracić przez wasze głupie gadanie. - wyjaśniłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Zbiegłam po trzech schodach i okrążyłam auto, aby usiąść na miejscu pasażera.

-Cześć. - uśmiechnął się lekko. No proszę, był postęp. Zaczynał się uśmiechać z własnej woli i bez konkretnego powodu.

-Hejka. - uśmiechnęłam się, ukazując zęby - Dzięki za podwózkę, powoli mam dość moich rodziców. - wyznałam.

-Co tym razem? - zapytał, nie kryjąc ciekawości.

-Bardzo chcą cie poznać. - wzruszyłam ramionami, zapinając pas. Szatyn spojrzał w lusterka i gdy zobaczył, że droga była pusta, odpalił samochód i ruszył.

-To źle? - zdziwił się.

-Tak. - przytaknęłam - Lubię Cię. Kiedy ich poznasz to zrozumiesz, że nie jestem warta takiego poświęcenia, jak siedzenie z moimi rodzicami podczas kolacji. - wyjaśniłam swoje obawy, a szatyn parsknął śmiechem.

-Nie przesadzaj.

-Mówię poważnie. Są... trudni. Wiem, że mnie kochają i chcą dla mnie jak najlepiej, ale jakoś im to ostatnio nie wychodzi. - burknęłam - Straciłam już przez nich kilkoro przyjaciół i chłopaka. Nie potrzebuję powtórki z rozrywki.

-Było aż tak źle? - przytaknęłam.

-Zachowują się jak nastolatki. Oceniają po pozorach i tym w jakich sklepach ubierają się ludzie. Przyznaję to niechętnie, ale mam wrażenie, że wygląd jest dla nich najważniejszy. Obawiam się, że gdyby mogli znaleźliby mi chłopaka w wyższych sfer, nie biorąc pod uwagę, że byłabym z nim nieszczęśliwa... - wyznałam z bólem.

-Jednak sama widzisz, że chcą dla ciebie dobrze.

-W głupi sposób to okazują. - podsumowałam.

-Sluchaj, ja... Mam do ciebie prośbę. - zerknęłam na niego i zobaczyłam, że zaczął się denerwować. Łatwo było to zauważyć, gdyż robiła mu się wtedy urocza zmarszczka na czole.

-Słucham. - zachęciłam go - Przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć.

-Ja... - zawahał się - Yhh, też mam mały problem z mamą. - wspominał wcześniej, że mieszkał tylko z mamą, ale nie mówił, dlaczego. Ja nie lubiłam naciskać na ludzi, wiedziałam, że gdy będzie gotowy, sam opowie mi o swoim tacie. - Ona jest nadopiekuńcza i... - zagryzł dolną wargę na tyle mocno, że miałam wrażenie, że ją przegryzie.

-No mów. - ponagliłam go - Przecież cię nie zabiję. - puściłam mu oczko.

-Zauważyła, że ostatnio częściej wychodzę z domu. Powiedziałem jej, że to przez korepetycje. Zapytała się, kto mi ich udziela, więc powiedziałem, że jesteś nowa w szkole i mi pomagasz. Cóż... Uznała, że bardzo chce cię poznać. - wytłumaczył. Zauważyłam, że na jego twarz wkradł się lekki rumieniec. Chris Stewart zarumienił się i wyglądał jeszcze lepiej niż normalnie, a ja byłam pewna, że to niemożliwe.

-Jeśli chcesz to dla mnie nie problem. - wzruszyłam ramionami - Znaczy, nie chcę ci się narzucać, ale gdybyś chciał, żebym ją poznała to zrobię to. - wyjaśniłam.

-Poważnie? - zdziwił się.

-A czemu nie? Jestem pewna, że nie jest nawet w połowie tak przerażająca jak moi rodzice. - mruknęłam, odsuwając włosy z twarzy.

Zerknęłam w lusterko i zauważyłam, że włosy sterczały mi w różne strony. Jęknęłam i wyciągnęłam gumkę do włosów w torebki, szybko związując włosy w wysokiego kucyka.

-Czyli, przyszłabyś do mnie na kolację? - od razu skinęłam głową.

-Jasne. - odparłam bez zastanowienia.

-Świetnie. - ucieszył się - Powinienem cie jednak uprzedzić. Moja mama jest... ummm. Jakby to powiedzieć?

-Wyduś to z siebie.

-Bardzo nadopiekuńcza. - wypalił - Może cię zasypiać milionem krępujących i nieodpowiednich pytań. Lepiej żebyś o tym wiedziała i była przygotowana. - zaśmiał się.

-Kiedy ta kolacja? - zapytałam.

-A kiedy masz czas?

-Jestem w mieście od dwóch tygodni, Chris. Znam tutaj tylko ciebie i Lily. Uwierz mi, że wolnego czasu mam aż za dużo. - jęknęłam - Dostosuję się do was.

-Ymm, to może jutro? - słysząc niepewność w jego głosie miałam wrażenie, że się rozpłynę. Był doprawdy rozczulający.

-Pewnie. - zgodziłam się.

-A wracając, co u Lily? - zapytał.

-Widziałam się z nią w sobotę, ale nie działo się nic wartego uwagi. Cały dzień spędziłyśmy na oglądaniu seriali. - prychnęłam.

-Supernatural? - zapytał.

-I Pamiętniki Wampirów. - dodałam.

-Rozumiem. - uśmiechnął się lekko.

-O której ta kolacja? - wróciłam do poprzedniego tematu.

-O dziewiętnastej? - zaproponował - Jeśli chcesz, to mogę po ciebie przyjechać.

-Nie ma takiej potrzeby, nie będę ci sprawiać kłopotów.

-Przecież to żaden kłopot. Nie masz prawa jazdy, a jak sama mówisz, wolisz, żeby twoi rodzice mnie narazie nie poznawali, więc...

-Mam nadzieję, że wiesz, że tu nie chodzi o ciebie? - spojrzałam na niego zmartwiona - Jeśli ci ich przedstawię, to nie będziesz chciał się ze mną zadawać.

-Nie może być aż tak źle...

-Uwierz mi. - przerwałam mu - Jest. Jest nawet gorzej niż myślisz. - westchnęłam.









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro