Cóż za piękny zapach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

John
*wchodzi do domu*
Mmm... Co tak pięknie pachnie?

Sherlock:
To tymianek i rozmaryn.

John:
Zrobiłeś obiad dla swojego męża, zmęczonego nocną zmianą w szpitalu? Pieczeń marynowana w ziołach.

Sherlock:
Nie, to Rose.

John:
Zamarynowałeś naszą córkę? Wiedziałem, że nie powinienem cię na tak długo zostawiać z nią samego.

Sherlock:
*podchodząc do zdejmującego kurtkę Johna i dokładnie mu się przyglądając*
John, skup się. Oczywiście, że nie. Ja ją myję. Tymianek uspokaja, a rozmaryn wzmacnia i poprawia samopoczucie.


John:
*zmęczonym tonem*
Okej, dobrze, tak, to oczywiste... Nie marynowałbyś Rose.

Sherlock:
Lepiej przywitaj się z Rose zanim twoje kilka szarych komórek przestanie działać.

John:

*podnosząc dziecko na ręce*
Witaj księżniczko, smakowicie pachniesz.

Sherlock:

Zachowujesz się jak mój brat. On też cały czas tylko o jedzeniu.

John:

*podając dziecko mężowi i szybko go całując*

Nieważne, teraz idę zjeść i spać. Potem możemy iść na spacer, rzadko razem wychodzimy.

Sherlock:

*z udawanym przerażeniem*

Ratunku! Wziąłem ślub z Mycroftem!


***


John

*zaspany wychodząc z sypialni*

Znów marynujesz... umm... myjesz małą?

Sherlock?

Nie, czemu?

John:

Znów czuję ten przyjemny zapach.

Sherlock:

Bo gotuję mojemu zapracowanemu mężowi jego wymarzony obiad.

John:

Naprawdę?

Sherlock:

Nie przyzwyczajaj się to eksperyment, łasuchu. Sprawdzam czy będziesz miał po tym więcej energii. Mamusia chciała zabrać Rose do siebie na weekend, nie ma żadnej ciekawej sprawy... moglibyśmy razem ćwiczyć wytrzymałość.

John:

Ty też myślisz tylko o jednym.

Sherlock:

Od tego się nie tyje, wręcz przeciwnie.

John:

Chyba, że znów na 9 miesięcy zostanę przechowalnią twojego potomstwa.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro