Rozdział 11 - Gra O Tron (czyli o skomplikowanych uczuciach)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To może przebierzesz się za Batgirl, a ja będę Batmanem? - proponuje Richie podczas przerwy obiadowej. 

- Nie ma takiej opcji - kategorycznie odmawiam.

- Czemu? Batgirl jest sexy - uśmiecha się. - Połowa chłopaków chciałaby...

- I właśnie dlatego nie będę żadną Batgirl - oznajmiam.

-  To bądź Czarną Wdową - mówi. Przez chwilę się nad tym zastanawiam. Ale...

- A kim ty byłbyś w takim wypadku? Nie przypominam sobie, żeby Natasha Romanoff miała faceta.

- Byłbym...  może... Iron Manem - rzuca Brook.

- Jesteś żałosny, Tony Starku - śmieję się.

- Mówiłaś, że Iron Man to twoja ulubiona postać Marvela - przypomina brunet.

- Chyba ci się tak wydaje. najbardziej lubię Spider-Mana - stwierdzam.

- Bo Tom Holland jest według niej najładniejszy - wtrąca Irene, która przysłuchuje się naszej rozmowie znad kanapki.

- Przecież on wygląda jak gej - stwierdza Richie.

- Widzę, że masz duże doświadczenie w tej kwestii - mówi Peter, czytając mi w myślach. Wszyscy przy stoliku wybuchamy w myślach.

- Ja wiem! Bądźcie Hanem i Leią - krzyczy Julie. - Bylibyście przesłodcy.

Richie i ja jednocześnie oblewamy się rumieńcem, ale po chwili dochodzimy do wniosku, że nie jest to najgorszy pomysł. Mam wprawdzie za krótkie włosy, żeby zrobić dwa koki, ale mogę je przefarbować jednym z tych jednodniowych spray'ów i coś się wymyśli.

- Ja mam patent jak zrobić koka na krótkich włosach, pomogę ci - oferuje moja siostra. Przyjmuję propozycję. 

Choć w tym roku Halloween wypada w środę większość osób świętuje je w piątek (prawdopodobnie dlatego, że będą mogli się upić i nie iść do szkoły z kacem następnego dnia). 



Tegoż to dnia, ubrana w biały strój księżniczki Lei czekam na mojego Hana. Z brązowymi włosami od mojej siostry odróżnia mnie tylko brak piegów. I to, że ona przebrała się za Hermionę. 

Gdy moje koki są gotowe, więc schodzę do salonu. W oczekiwaniu na Richie'go przeglądam media społecznościowe. Kilka osób rozpoczęło już imprezowanie. Na ich relacjach widać stoły zastawione przekąskami i roześmiane, tańczące osoby. Zastanawiam się nad tym jak wygląda życie przeciętnej nastolatki z mojej szkoły.

Rano wstaje, myje twarz. Sprawdza social media jedząc śniadanie. Jej rodzice mówią, żeby odłożyła telefon. Robi to. Ale kiedy tylko znika im z pola widzenia, sprawdza co porabia Noah Centineo. Potem nakłada makijaż jakimiś drogimi kosmetykami. Patrzy jak wygląda w dużym lustrze. Nakłada buty i wychodzi. Jedzie autobusem albo własnym autem do szkoły. Gdy wraca do domu, robi sobie coś do jedzenia i ogląda serial na Netfliksie, a potem zabiera się do pracy domowej. Po kolacji znowu patrzy co robi ciacho z romansu dla nastolatków. Potem może czytać jakąś książkę, wziąć prysznic albo poćwiczyć. A potem wrzuca na snapa swoje selfie w piżamie od Calvina Kleina i w ten sposób mówi światu: "Dobranoc".

Czy tak bardzo się od nich różnię? Przede wszystkim prawie nie korzystam z portali społecznościowych. Może z komunikatorów. No i nie oglądam codziennie seriali.  Zazwyczaj piszę fanfiction o Harry'm i Hermionie. Albo Draco i Hermionie. 

- A ty znowu przed telefonem? - pyta tata. Od razu chowam komórkę do torebki. 

- Patrzę jak bawią się inni - mówię. 

- A jakie to ma znaczenie? - jest zaskoczony. - Wiedząc jak bawią się inni, będziesz się z nimi porównywać, a to sprawi, że to co robisz nigdy nie uszczęśliwi cie tak mocno jak by mogło.

Myślę o tym. Po raz pierwszy od nie wiem jak dawna słyszę w ustach ojca słowa, które nadawałyby się na tapetę. 

- Więc... - chcę, żeby tata przeszedł do jakiejś konkluzji.

- Nie porównuj się z innymi, Sher - szepcze z fotela naprzeciwko mnie. - Zawsze znajdą się ci, którzy mają więcej kasy od ciebie, bardziej ekstrawaganckie imprezy, droższe ciuchy, ale to tylko rzeczy. 

- Zarabiasz na przyglądaniu się ludzkim rzeczom - mówię, bo poniekąd to prawda.

- Zarabiam na wnioskach, obserwacjach - prostuje tata. - Ale nigdy nie porównuję ludzi. Nie oceniam ich po majątku. Sher... chcę ci powiedzieć, że jeśli nie zaakceptujesz tego jaka jesteś, nigdy nie będziesz szczęśliwa. Nigdy nie zbudujesz dobrych relacji, nigdy się nie zakochasz... Zaraz... ty już to zrobiłaś.

- Jesteś mną rozczarowany? - pytam. Zbiera mi się na płacz.

- Nie. Nie jestem - mówi cicho. - I nigdy nie będę. No chodź, przytul się.

Tata mnie obejmuje, a ja odwzajemniam uścisk. Po chwili słyszę dzwonek do drzwi. Odrywam się od taty i biegnę do drzwi. 

To Richie.

Jest tak podobny do Hana Solo, że go nie poznaję. Rozjaśnił sobie włosy, ma na sobie dopasowane spodnie i kurtkę w kolorze czarnym. Do tego biała koszulka. 

- Świetnie wyglądasz - mówi, uśmiechając się. Te słowa wzbudzają podejrzenia u mojego taty, który zazwyczaj ignoruję gości. Staje w drzwiach obok mnie i robi podejrzliwą minę. 

- To ja może zaczekam w aucie - oznajmia Richie.

- Nie... wejdź, proszę - proponuję, ale Richie'go już nie ma.

- Widzisz co zrobiłeś? - pytam tatę. 

- Nie podoba mi się ten chłopak - odpowiada Sherlock Holmes. - Te obcisłe spodnie. Wygląda jak gej.

- Przebrał się za Hana Solo! - krzyczę. 

- A on... - zaczyna tata.

- Nie, nie był gejem! Miał Leię! - złoszczę się. - To tylko element kostiumu. Zresztą... babcia mi pokazywała, twoje zdjęcie z lat dziewięćdziesiątych...

- Te Święta spędzamy na Baker Street! - przerywa mi. - A teraz idź i się baw ze swoim złodziejem z odległej galaktyki. Powodzenia!

- Dzię...ki - mówię zdziwiona. - Irene, złaź na dół.

Biegnę do samochodu, nie czekając na siostrę i zajmuję miejsce obok kierowcy. Widzę, że Richie trzyma telefon i wystukuje coś na klawiaturze.

- Z kim piszesz? - ciekawię się.

- Vivian prosiła bym napisał Julie, że jednak przyjdzie - wyjaśnia, a mi od razu rzednie mina. Na szczęście nie zdążam nic powiedzieć, bo zaraz na tylne siedzenie pakuje się moja siostra. Jej strój Hermiony jest naprawdę fajny. Wygląda genialnie, więc jej o tym mówię.

- Zahaczamy o Preta? - pyta. Kupujemy, więc kanapki i zjadamy je w aucie. Potem jedziemy do dzielnicy Hampstead i zatrzymujemy się przed domem z czerwonej cegły z wielkimi przeszklonymi oknami. 

Większość osób już jest, łącznie z moją ukochaną Vivian. Julie pokazuje mi, Irene i Richie'mu parter, na którym mieści się ogromny salon - miejsce imprezy, kuchnia, jadalnia i gabinet ojca Julie, którego nam wprawdzie nie pokazywała, ale wiemy, że tam jest. Dom został urządzony w eleganckim stylu z domieszką skandynawskiej prostoty. Dominują biały, szary i beżowy, ale jest też trochę brązów i błękitów. W kuchni znajduje się duże okno, za którym mieści się stolik barowy na zewnątrz. 

- Macie ochotę na coś do jedzenia? - pyta Julie. - Wiecie, francuskie tosty, makaron, mogę wam zrobić co chcecie.

- Jedliśmy w Precie, ale chętnie spróbuję czegoś co mi zrobisz, tego co lubisz najbardziej. Wiem, że sprawia ci to przyjemność - mówię. 

- Dzięki - uśmiecha się Julie. - A teraz idźcie się bawić.

Richie i Ire wychodzą, ale ja robię to powoli licząc na to, że Julie mnie zatrzyma.

- Zostań proszę - ...i tak się dzieje.

Zajmuję miejsce przy barze, podczas gdy Julie przyrządza mi chlebki zapiekane w serze, doprawione bekonem i masłem. Jemy je wspólnie, dyskutując o różnych tematach. Ta "impreza" podoba mi się znacznie bardziej. 

- Te twoje chlebki są genialne - mówię. 

- Dzięki. Lubię gotować - oznajmia Julie. 

- Wiążesz z tym przyszłość? - zdaję sobie sprawę, że odkąd się znamy, ani razu o to nie zapytałam.

- Raczej nie. Chciałabym zostać grafikiem komputerowym. Mam Photoshopa w małym palcu - uśmiecha się blondynka. - W ogóle to bardzo mi się podoba twój strój księżniczki Lei.

- Dziękuję. Ty też bardzo dobrze wyglądasz jako... Daenerys Targayen? - nie ma  pojęcia za kogo przebrała się moja przyjaciółka, ale wyczuwam w tym Grę o Tron. 

- O, rozpoznałaś. Myślałam, że nigdy nie czytałaś tej serii - już mam odpowiedzieć, ale do pokoju wbiega Tash:

- Julie, Sher, chodźcie gramy w piwną butelkę - woła. Jest nieźle wstawiona, ale mimo to idziemy za nią.

- Co to jest piwna butelka? - ciekawię się.

- To jak zwykła butelka, tylko, że każdy na kogo wypadnie musi wypić piwo. Porcja w zależności od poziomu trudności wyzwania - tłumaczy starsza koleżanka.

- Aha. I wszyscy pijecie z jednego? - dopytuję.

- Tak - odpowiada Marcus, który usłyszał moje pytanie.

- To ja podziękuję - odmawiam i idę do tych, którzy nie chcą dzielić swoją florą bakteryjną. Ze znanych mi twarzy jest tam tylko Richie i moja siostra, która flirtuje z Noah. 

- Jest tu coś do picia? - pytam.

- Piwo - Richie podaje mi kubek. Trzymam go w dłoni intensywnie myśląc.

"Jesteś za sztywna." "Trzeba mieć zasady." "Zabaw się." "To się źle skończy." "Chrzanić powagę. Dziś jesteśmy młodzi." 

Biorę łyk do ust. Jest gorzkie. Nie wiem co ludzie w tym widzą, jeśli mam być szczera to ten smak mnie rozczarował. Czy to dla niego ludzie chlają przez całe noce i mają kaca przez kolejny dzień. Piłam smaczniejsze rzeczy.

Aczkolwiek gorsze też.

Piję do dna i proszę o więcej. Nie wiem czemu. To będzie ostatni. Przysięgam. A potem Fanta do końca wieczoru. Wypijam jeszcze jeden kubek i zaczyna mi smakować. Dotąd piłam tylko piwo bezalkoholowe i to jedno z tych słodszych. 

- Sher, widzę, że łamiemy zasady - mówi moja siostra, siedząc obok Noah na jednej z kanap.

- Sama ciągle to robisz - odcinam się i biorę kolejny łyk piwa. Robi się trochę dziwnie, ale nadal staram się zachować trzeźwość umysłu. Może rzeczywiście przejdę na słodkie napoje gazowane.

- Który to już, czwarty kubek? - pyta Richie. Ma nieco zmartwioną minę.

- Co... nie to łyczek z trze... - zaczynam, ale nie jestem pewna tego czy mam rację. Ups. Chyba straciłam rachubę. - No może masz rację.

- Oddaj mi to - nakazuje brunet, patrząc na mój kubek.

- Nigdy - mrużę oczy i podrywam się z siedzenia. Uciekam przed chłopakiem i ganiamy się przez cały dom. W końcu dopada mnie i siłą wyrywa czerwony kubeczek z dłoni. Wrzuca go do kosza i prowadzi do stołu z przekąskami. Biorę do usta garść chipsów, które popijam truskawkową Fantą.

- To był zły pomysł - mruczy brunet.

- Czemu? - uśmiecham się.

- Bo masz zęby jak wampir, który właśnie pożarł małe dziecko - śmieje się tamten.

- Wielu, takich w swoim życiu widziałeś? - pytam.

- Hm, powiedzmy - Richie udaje, że liczy w myślach. Siada w fotelu obok mnie, a ja mówię:

- Nie musisz być tu ze mną. Wytrzeźwieję.

- Wolę zobaczyć to na własne oczy. Może...zatańczysz? 

DJ (która tak naprawdę jest młodszą o dwa lata siostrą Julie) puszcza "I like me better". Na początku tylko trochę się kołyszemy, ale potem Richie zaczyna mną obracać. W dodatku za każdym razem gdy padają słowa z refrenu patrzy na mnie i śpiewa na głos. Po chwili dołączam do niego. Odchyla mnie do tyłu i przez kilka sekund tonę w jego oczach. 

Podoba mi się to uczucie. Czuję się trochę obnażona, jakbym nie miała przed nim sekretów, ale w takim pozytywnym sensie. Wiem, że mogę mu zaufać. Wiem, że się mną zaopiekuje i odwiezie do domu gdy się upiję. Wiem też, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Dlatego staram się nie czuć zazdrości gdy kolejne dwie piosenki tańczy z Vivian. Śliczną, seksowną, czarnowłosą, przebraną za Wonder Woman, która na pewno mu się podoba, bo od dłuższego czasu dosyć często ze sobą gadają. 

Wcale nie jestem zazdrosna. Zwłaszcza, że tańczyłam z Peterem, Thomasem i paroma innymi chłopakami.

- Przeszłabyś się ze mną do pokoju muzycznego? - pyta Richie godzinę później. 

- Okej - uśmiecham się, wyobrażając sobie co mógłby mi tam powiedzieć. Biorę jednego żelka i i kieruję się do niewielkiego pomieszczenia, do którego mnie jestem prowadzona.

Pokój ma nie więcej niż piętnaście metrów kwadratowych, czyli jest zbliżony rozmiarem do mojej sypialni. Wewnątrz znajduje się keyboard, gitara elektryczna, akustyczna i basy oraz perkusja. Na ścianach wiszą okładki znanych płyt zarówno popowych jak i rockowych artystów. Od razu wyszukuję wzrokiem "Slippery When Wet" Bon Jovi. Zaraz album mojego ulubionego zespołu schodzi na drugi plan, gdy widzę wypasione głośniki Marshalla i komputer podłączony do mikrofonu. 

- Patrz - Richie odchyla największy głośnik, który okazuje się być lodówką. - Chcesz wody?

Przytakuję. Rzuca mi butelkę, którą łapię. Zaraz jednak mu ją odrzucam z prośbą o otworzenie. Biorę łyka i  stawiam źródło zimna między kolanami. Nie sądziłam, że taniec w zatłoczonym pomieszczeniu, aż tak wzmaga apetyt.

- Więc, chodzi o to - zaczyna brunet, biorąc do ręki gitarę akustyczną. - Jest dziewczyna, która mi się podoba. Ale tak naprawdę mocno. I postanowiłem napisać dla niej piosenkę. I jako, że jesteśmy w dobrych relacjach, może powiedziałabyś mi co o niej sądzisz.

Czyli to dla Vivian. Okej. W ogóle nie jestem zazdrosna.

- Nazywa się "Gra O Tron" - mówi, strojąc gitarę. Zaraz po chwili zaczyna, a ja słyszę jego świetny głos.

- I'm coming home,

I see her walking on the street

City lights, making her face looking so beautiful

She smiles too me - po tych słowach piosenka nieco się rozkręca, ale wciąż jest delikatna i przyjemna dla ucha. 

- Does she know, what I feel?

I don't know what is in her head

But I know - tu przechodzi do refrenu.

- That if she break my heart

I would rather die

Like in Game Of Thrones

Than live the life

Where's no shape of her

- Gdy idzie do następnej zwrotki, żywię cichą nadzieję, że to dla mnie.

- I'd never love someone before

Until I saw her on the floor

Her blue eyes

Her curly dark hair 

Her laugh on backstage

Her kisses on stage

She drives me crazy

- Znowu śpiewa refren. Może jestem nietrzeźwa, ale wiem, że to dla Vivian. Piosenka jest świetna, zwłaszcza, że sprawiła, że chłopak spodobał mi się jeszcze bardziej. Gdy utwór się kończy, a Richie pyta mnie o zdanie, mam łzy w oczach.

- Zazdroszczę adresatce - mówię po czym wybiegam z pokoju. 

Dzwonię po mamę, żeby mnie odebrała i mówię o tym siostrze. W domu zaszywam się w pokoju i przy gorącej czekoladzie oglądam "Przyjaciół" na Netfliksie. A potem użalam się nad sobą, aż zasnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro