Rozdział 16 - Nieznośna Lekkość Bytu (o wielu niewyjaśnionych sprawach)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez  resztę przyjęcia nie odzywam się do Richie'go, ale nie puszczam jego dłoni. Rozmawiam z Irene i z Noah, ale gdy zaczynają się do siebie obierać siadamy na kanapie naprzeciwko moich rodziców.

- "Czemu to robisz"? - pyta mnie swoim spojrzeniem brunet. - "Wysyłasz mnie do paszczy lwa"

- "Jeśli ci na mnie zależy, to wyjdziesz z niej żywy" - odpowiadam wzrokiem i uśmiecha się do rodziców.

- Więc Richie, opowiedz nam coś jeszcze o sobie - prosi mama, swoim ciepłym głosem.

- Chłopak u boku naszej córki, to dla nas coś nowego - mówi oschle mój tata, sugerując, że wcześniej przyprowadzałam dziewczyny. 

- Czym się interesujesz? - kontynuuje mama, posyłając swemu mężowi mordercze spojrzenie. 

- Lubię czytać książki, pani córka jest najlepszą osobą do dyskusji w tej dziedzinie. Tak samo jak w kwestii filmów. Gram na gitarze, miksuję trochę utwory. Hm, co jeszcze. Lubię gotować - opowiada Richie. - I robić zdjęcia. Mogę pani pokazać.

Richie wyjmuje komórkę i pokazuje swojego Instagrama. Ostatnie zdjęcia są czarno-białe i utrzymane w mrocznym klimacie. Poprzednia seria jest nieco nostalgiczna, a jeszcze inna wesoła. 

- Świetne, powinieneś związać z tym swoją przyszłość - mówi mama.

- Jest jeszcze wiele rzeczy, nad którymi powinienem popracować - stwierdza Richie.

- A czym chcesz się zajmować, Richie? - pyta ojciec.

- Myślałem o aktorstwie, ale to ciężki kawałek chleba - wyznaje chłopak.

- Zdecydowanie - mówi mój ojciec swoim spokojnym acz doprowadzającym do szału głosem.

- Albo o psychologii - dodaje cicho.

- A co ty możesz wiedzieć o innych ludziach? - prycha Sherlock. - Jakbyś co najmniej był jednym z nich.

- Tato! - wołam, podrywając się z kanapy. Ciągnę ze sobą Richie'go.

- Całkiem sporo. Pana żona ma wadę wzroku plus 0,75,wiec nie nosi okularów, ale widać to, bo zmrużyła oczy, gdy patrzyła na pańskiego brata. Ten z kolei ma obsesję na punkcie swojej wagi, bo za każdym razem gdy brał cokolwiek do jedzenia do ręki, przyglądał się chwilę, jakby liczył kalorie. Elliot zdecydowanie coś ukrywa przed swoim chłopakiem, bo odwraca wzrok, odpowiadając na jego pytania. Ludzie są przewidywalni - wyrzuca Brook.

Mój ojciec stoi osłupiały.

- A ja? - pyta cicho.

- Rzucił pan narkotyki, ale widać, że robi się pan niespokojny czując jakikolwiek zapach lub widząc dym. Jakby nie był pan pewien tego, czy gdy nadejdzie pokusa, będzie pan w stanie się jej oprzeć - odpowiada mój chłopak enigmatycznym tonem i wychodzi z pokoju, ciągnąc mnie za sobą.

 W kuchni, upewnia się dwukrotnie czy nikt nie patrzy, a potem szepcze:

- Co ty zrobiłaś? Wpakowałaś mnie do paszczy lwa.

- Byłeś w niej cyrkowcem, a nie ofiarą - kpię. Gdyby moje życie było sitcomem, w tym momencie pojawiłyby się podkładane śmiechy. To co powiedziałam było żałosne. - Przepraszam. Po prostu, najpierw mówisz, że nie chcesz... no wiesz, a potem próbujesz mnie rozebrać. Mógłbyś się zdecydować.

- Ja? To ty najpierw... no wiesz... a potem zmieniasz zdanie.

- Nie ciśnij na mnie, okej. Ja nigdy nie byłam w związku, nigdy się z nikim nie całowałam, zanim nie pojawiłeś się ty. A ty uprawiałeś seks, więc nie możesz się ze mną porównywać. Zresztą, twoje doświadczenie w tej dziedzinie widać gołym okiem. Mój ojciec nie był mi do tego potrzebny.

- Przepraszam. A tak z ciekawości... po czym to widać? - pyta.

- Boże, jesteś tak przystojny, że nie da się uwierzyć, że jeszcze tego nie robiłeś.

Chłopak całuje mnie, a ja odwzajemniam. Potem obejmuje mnie ramieniem i wracamy do salonu.




Ostatni goście wychodzą z mieszkania, w salonie są Rosie, John, rodzice i Ire. Tata zamyka drzwi i siada na fotelu. Nikt nie spodziewa się wybuchu. Ale on i tak następuje.

- Jak mogłaś, do jasnej cholery? - wrzeszczy tata. - Przyprowadziłaś do domu tego... tego... syna... tego...

- Zaraz - Rosie wstaje. - Richie jest synem Moriarty'ego?

- A co myślałaś? - krzyczy mężczyzna. - Ta dedukcja, ten bijący geniusz, ta... ta nieznośna lekkość bytu... wszędzie bym je rozpoznał.

- I co z tego, że jest jego synem? - pytam.

- On nie umawia się z tobą, bo cię kocha, ani nic w ten deseń. Umawia się z tobą, bo chce cię wykorzystać. Tacy jak on nie są w stanie kogokolwiek k o c h a ć. Może siebie, ale to co innego.

- Wcale, że nie - odpowiadam. - Nikt nie rozumie mnie tak jak on, a już na pewno nie ty!

- On jest aktorem! Jesteś pieprzonym pionkiem w jego pieprzonej grze! - klnie, a żyłka na jego czole robi się bardziej widoczna.

- Jesteś zazdrosny! Liczyłeś na to, że będę taka jak ty, że się zestarzeje samotna, z moimi myślami kotłującymi się w mojej własnej głowie, że doprowadzę się do szaleństwa i nie możesz znieść tego, że w przeciwieństwie do ciebie widzę dalej niż do końca swojego nosa! 

- Wiesz co? Nigdy nie chciałem, żebyś była taka jak ja, a już na pewno nie taka jak Eurus - mówi cicho. - A jak jeszcze raz usłyszę o tym fałszywym przystojniaczku...

Nie słyszę reszty zdania, bo wybiegam do swojego pokoju. Siadam na łóżku i pozwalam łzom popłynąć. Jestem wściekła. Jednocześnie coś nie daje mi spokoju.

Eurus.

W naszym domu jej imię jest równie zakazane, co Voldemort.

Jeśli tata wypowiedział jej imię na głos, coś musi być na rzeczy. 

"Nie chcę, żebyś była taka jak Eurus. Nie chcę, żebyś była taka jak Eurus. Nie chcę, żebyś była taka jak Eurus."

Czy to możliwe, żebym była z nią jakoś powiązana? Żeby coś mnie z nią łączyło. Żebym... no nie wiem, mogła być do niej z jakiegoś powodu podobna. Żebym była geniuszem, którego starają się odizolować, bo mogę być niebezpieczna?

Po wypłakaniu całego tuszu do rzęs, jestem tak zmęczona, że zasypiam.




Budzi mnie melodyjka z "Friends", którą ustawiłam sobie na dzwonek. Jeszcze nie całkiem rozbudzona zerkam na ekran komórki.

Richie.

Uśmiecham się i odbieram telefon. 

- Hej - dzwoni przez FaceTime, więc widzę jego twarz. Jest równie zmęczony co ja. - Co się stało?

Patrzę w lustro. Mam rozmazany tusz po całej twarzy i wyglądam strasznie. 

- Tata zabronił mi się z tobą spotykać - żalę się. - Mówi, że chcesz mnie wykorzystać.

Przez chwilę zastanawia się co powiedzieć, aż patrzy na mnie:

- Chrzanić to. Ale muszę kończyć. Pa!

Rozłącza się, a ja znów zostaję sama. 




Nie odbieram telefonów od Richie'go, nie odpisuję na jego SMS'y. Zachowuję się jakby nie istniał. Czytam książki, które dostałam w prezencie. Oglądam dużo Netflixa. Słucham dużo soft rocka. I dużo gotuję. Czasem się śmieję, ale zazwyczaj milczę. Potrafię pokazać każdemu, że się myli. Mój ojciec nie jest wyjątkiem. 

Dzień przed Sylwestrem, ojciec puka do mojego pokoju. Akurat kiedy planuję włączyć kolejny odcinek "Sposobu na Morderstwo". Zamykam laptopa i patrzę na niego.

- Słuchaj uważnie, bo nie powiem tego drugi raz. I podziękuj swojej matce, bo miała spory wpływ na moją decyzję. I Johnowi. I Rosie. I Irene. I Elliotowi - mówi, a ja śmieję się cicho. - Pop...pop...popełniłem błąd. Ten cały Richie nie ma na ciebie złego wpływu. Pamiętasz jaka byłaś zanim go poznałaś? Taka jak teraz. Byłaś smutna. Jakby ci czegoś brakowało. A muszę przyznać, że polubiłem patrzeć na twoją szczęśliwą twarz. Więc, jeśli to on sprawia, że twoja twarz tak wygląda... no cóż, muszę to jakoś znieść.

Przytulam tatę, a on pyta:

- Oglądałaś "Sposób na Morderstwo"?

Przytakuję. Daje mi niewerbalny znak by włączyła. Siada obok mnie i oglądamy razem. Co jest beznadziejne, bo tata zna zakończenie odcinka po trzech minutach. 

- A ty go nie znasz? - dziwi się. 

- Oglądam to, żeby podszkolić się w dedukcji - oznajmiam. 

Po dwóch odcinkach tata zostawia mnie samą, a ja wręcz nieprzyzwoicie rzucam się na moją komórkę. Mam zamiar zadzwonić do Richie'go, ale widzę jego wczorajszy SMS.

"Wyjeżdżam na Sylwestra do Włoch z Sebastianem. Będę tęsknić."




Sylwestra spędzam niecierpliwie odliczając do północy z Rosie, Elliotem, Danielem, Ire i Noah, którzy jeszcze przed północą opuszczają nowe mieszkanie Watsonów i idą do Irene. 

Całą czwórką gramy w wersję Monopoly z Przyjaciółmi, przyniesioną przez Daniela. 

- Nie wiedziałam, że jesteś fanem - mówię.

- Żebyś wiedziała - śmieje się. - Mam w pokoju wielki plakat z chłopakami.

Te zdanie utwierdza mnie w przekonaniu, że jeśli nie wyszłoby mi z Richie'm nie miałabym u tego ciacha żadnych szans. Żartuję, oczywiście.

Dyskutujemy o tym, że Joey i Chandler żyją w bromansie, a po chwili słyszę, że Rosie wychodzi z salonu. Idę za nią do jej sypialni.

Nowe mieszkanie Watsonów jest mniejsze niż nasze i jednopoziomowe. 

Wchodzi się przez niewielki korytarz, po prawej jest garderoba i pralnia. Dalej jest kuchnia z wyspą, która jest połączona z salonem, w którym właśnie siedzimy. Stoi tam trzyosobowa kanapa, stolik kawowy i telewizor. Jest też stół gdyby przyszli goście, ale John i Rosie siedzą zazwyczaj przy barze - wyspie kuchennej. Przy ścianie do części Rosie stoi biurko Johna. 

Po lewej stronie sypialni Rosie znajdują się drzwi na balkon, po prawej zaś, wejście do jej własnej łazienki, z której wchodzi się do garderoby. Część Johna, po drugiej stronie salonu, wygląda podobnie jednak on ma coś w rodzaju maleńkiego korytarza (mniej więcej półtora na półtora metra) gdzie po lewej ma drzwi do łazienki, a po prawej do sypialni połączonej z garderobą.

Rosie stoi na balkonie i patrzy na ulicę. W uszach ma AirPodsy, gdy się do niej przysuwam słyszę "Far Away" - Nickelback. Fakt, że chodzi Elliota jest oczywisty.

- Hej - mówię. - Wszystko okej?

Wyjmuje słuchawki z uszu.

- Poza tym co nigdy nie jest okej - szepcze.

- Ale wiesz, że on nie zrobił tego specjalnie? - pytam.

- Oczywiście, że wiem, ale ta wiedza nie pomaga! A ja go kocham, Sherlock. Nie mogę chodzić na randki, nie mogę robić tego co zazwyczaj robią dziewczyny z chłopakami, nie mogę. Bo za każdym razem gdy myślę, że jestem szczęśliwa widzę Elliota i wiem, że nigdy nie będę. Nie mów mi, że wiesz co czuję, bo nie masz pojęcia. Nikt nie ma pojęcia, jak ja się do cholery, czuję. To boli - mówi i płacze mi w ramię. - Spójrz na tamtych.

Widzę parę idącą ulicą, mniej więcej w wieku Rosie. Ona ma blond włosy i beżowy płaszcz, a on kurtkę a la lata dziewięćdziesiąte. Siadają na ławce i szepczą coś między sobą, a po chwili chłopak ją całuje. 

- Rosie - słyszę głos Elliego, wchodzącego na balkon. Wycofuję się, ale tak, żeby widzieć obojga. Nie będę ukrywać, jestem cholernie ciekawa co się wydarzy. 

- Czego chcesz? - mruczy blondynka.

- Coś ci powiedzieć - mówi.

- Zajebiście - drwi dziewczyna.

- Rosie, przepraszam, że cię rozczarowałem. Nie zrobiłem tego specjalnie. Chodzi o to, że... - zaczyna się jąkać. 

- O co znowu chodzi? - denerwuje się moja przyjaciółka.

- Podobałaś mi się. Od zawsze - szepcze. - I kiedy zdałem sobie sprawę, że to nie kocham cię w sposób w jaki ty kochasz mnie, zrozumiałem, że jestem gejem, okej? Uwierz mi, plułem sobie o to w brodę, ale nie można zmusić się do uczuć. Poszedłem naprzód. I ty też musisz. 

- Czekaj... - widzę łzy w  oczach Rose. - Kochałeś mnie?

- Nadal to robię. Nie w TEN sposób, ale Rose, jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Kocham cię - poprawia okulary ze zdenerwowania. Jest minuta przed północą. Godzinę temu, Richie wysłał mi życzenia noworoczne.

Rosie stoi blisko Elliota, a gdy wybuchają pierwsze fajerwerki ten szybko całuje ją w usta. 




Dwa dni później idę do szkoły po raz pierwszy w nowy roku i po raz pierwszy idę  do szkoły jako dziewczyna Richie'go. Wchodzimy razem do sali, na wykład o mowie ciała. Zajmuje miejsce obok Julie, a Richie siada po mojej prawej. Równo o ósmej do sali wchodzi wykładowca. Wszyscy wydają okrzyk zdumienia, bo jest ostatnią osobą jakiej bym się spodziewała.

Wykładowcą jest mój ojciec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro