Rozdział 23 - Yesterday (wszytko było łatwiejsze, a problemy były daleko)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dawno cię tu nie widziałem - mówi Alex. 

- Byłam zajęta - odpowiadam beznamiętnie.

Alex jest całkiem przystojnym baristą w moim najbliższym Starbucksie, którego poznałam rok temu. Jest na pierwszym roku studiów i dorabia sobie na boku. I chyba strasznie mnie lubi.

- Co teraz pijasz? - pyta. 

- Latte na migdałowym - mruczę. - Na wynos.

Płacę, a on zabiera się do przyrządzania napoju.

- Chłopak cię rzucił? - pyta po chwili.

- Jeśli szukasz dla siebie szansy, to na próżno - prycham i biorę kubek z ciepłym napojem. 

- Miło było cię znów zobaczyć - rzuca na odchodnym.

Nie wiem po co tam przyszłam. Nie wiem na co liczyłam. Nie wiem czy chciałam spróbować pocieszyć samą siebie Alexem, czy po prostu przyjść do miejsca, w którym ostatnio byłam zanim zaczęłam umawiać się z Richie'm.

Nic już nie wiem. 

Poza tym, że potrzebuję lodów. Od kiedy wróciłam na siłownię, przestawiłam się na takie z wyższą zawartością białka, a jako, że nie mam ochoty próbować czegoś nowego, biorę właśnie takie. Jak się okazuje próbowanie nowych rzeczy nie kończy się dobrze w moim przypadku. 

W domu nie wysilam się nawet na zmycie czarnych smug z twarzy (najwyraźniej wszystkie mascary są wodoodporne tylko do pewnego stopnia). W pierwszych lepszych dresach zjadam całe opakowanie lodów naraz. Po jakimś czasie robią się słone od moich łez. 

Opieram głowę o ścianę w taki sposób, że widzę swoje odbicie w lustrze. 

Wypłakałam tyle, że wystarczy, że przesunę chusteczką po twarzy, żeby ślady tuszu zostały zmyte. Łzami. Moje włosy są rozczochrane, ale moja szczotka została w mojej torebce, która prawdopodobnie leży teraz na tylnym siedzeniu auta mojej matki, dzielnie zastępując mnie w tej czynności.

Moja koszula jest pognieciona, a dresy krzywo związane. Kokardka zwisa sobie swobodnie. 

Patrzę na siebie i wybucham płaczem jeszcze raz. 

Co jest ze mną nie tak? 

Wstaję i rozpinam koszulę. Włączam fuck, i'm lonely Lauva. Nakładam za dużą o dwa rozmiary białą bluzę z kapturem. Zaczynam tańczyć jak desperatka. 

Fuck, I'm lonely, I'm lonely, I'm lonely as
Fuck, come hold me, come hold me, come hold me
It's been me myself and why
Did you go? Did you go?

Krzyczę na całe mieszkanie, nie przejmując się rytmem ani melodią. Płaczę, bo tekst piosenki mnie dobija, ale melodia poprawia humor.

"Kiedy jesteś szczęśliwa słuchasz muzyki, kiedy jesteś smutna rozumiesz tekst."

Słyszę, że drzwi się otwierają, ale ignoruję tych którzy właśnie weszli do mieszkania. Zamykam drzwi mojego pokoju, żałując, że nie mam klucza. Zrywam z mojej ściany zdjęć z polaroida, fotki z Richie'm i drę je na kawałki. Ustawiam nową blokadę ekranu i usuwam jego numer. Czyszczę historię połączeń tak, żeby nie było widać dwudziestu nieodebranych telefonów od niego. Powstrzymuję się, żeby rzucić komórką o ścianę, bo za dużo w niej Richie'go, ale mama by mnie zabiła. Zresztą, nie jestem a ż  t a k  zdesperowana, żeby niszczyć drogie przedmioty tylko dlatego, że prawie dwadzieścia procent zdjęć na iCloud ma jakiś związek z chłopakiem, który właśnie spieprzył mi życie.

Zastanawiam się kiedy dotrzemy do końca skali. 

Richie kłamie. Tak naprawdę wcale cię nie chce. 

...Richie kłamał

Richie wypija dwa od razu...

    ...w tym budynku ukryta jest bomba...

 ...Czy ty czujesz coś do tej dziewczyny? 

- Oczywiście, że nie...

Pozwoliłeś mi uwierzyć w to, że komuś może na mnie zależeć. Że ktoś może mnie kochać.

Wykorzystałeś mnie.

Oszukiwałeś mnie przez cały ten cholerny czas.

...cały ten cholerny czas.

...cały... czas.

Wybucham płaczem jeszcze raz. Mam wrażenie, że czuję pustkę na przemian z morzem emocji. Myślę o tym wszystkim co mi powiedział, o wszystkich naszych rozmowach, pocałunkach, o tym wszystkim co okazało się być kłamstwem.

- Co się stało? - słyszę Rosie w drzwiach.

- To... wszystko... kłamstwo - tylko tyle jestem w stanie wydusić. 

Rosie jakby rozumiała o co chodzi, siada na łóżku obok mnie i mocno mnie przytula, a ja płaczę jej w ramię. Podaje mi chusteczkę, a potem jej wzrok wędruje do kartonu po Halo Topach na podłodze.

- Chłopcy... - zaczyna i po chwili namysłu kończy. - ...to zjeby. Nie możesz im pokazać, że się nimi przejmujesz. Dlatego ogarnij się laska! Oszust nie jest wart twoich łez. Wiem, że to boli, ale będzie lepiej. Chodź, wydamy trochę kasy w Covent Garden i od razu ci się humor poprawi - jedną ręką wciąż mnie obejmując pochyla się i wyrzuca lody do kosza na śmieci.

- Możesz też z nim porozmawiać i pozwolić mu to wyjaśnić - proponuje Elliot, opierając się o framugę.

- Po co? Rozmowa tu nie pomoże - stwierdzam.

- Właśnie, Elliot. R o z m o w a  nie jest rozwiązaniem każdego problemu - odcina się Rosie. Nie pamiętam kiedy ostatnio słyszałam tyle złości w jej głosie. - A jeśli jest, to jesteś strasznym hipokrytą.

- O co chodzi? - ciekawię się. 

- O nic - śmieje się Elliot, jednocześnie posyłając Rose groźne spojrzenie. Wygląda to tak jakby kiedyś się przespali i nie wiedzą co teraz zrobić z tym faktem.

Co na pewno nie miało miejsca.

- To dasz mi chwilę? Ogarnę się i możemy iść - oznajmiam.

- Może ci pomogę? Boję się, że jeśli cię teraz zostawię to się załamiesz - odpowiada blondynka. Zgadzam się.

- Elliot wyjdź stąd - nakazuje dziewczyna.

- Przecież jestem g e j e m. Może tu być w samej bieliźnie nawet jeśli stoję obok. Poza tym jest tak jakby moją kuzynką - dziwi się chłopak.

- Co nie zmienia faktu, że niektórzy z nas po prostu nie mają ochoty z  t o b ą przebywać - rzuca Rosamund. Robi się coraz dziwniej.

- W takim razie pójdę - odpowiada i rzuca jej pełne smutku spojrzenie. 

Zaraz, zaraz. Nie. To niemożliwe.

Zamykam drzwi za Elliotem i zaskoczona patrzę na Rosie, która szuka dla mnie ubrań w mojej szafie.

- Nie wierzę - uśmiecham się, choć nadal jestem smutna. - Spałaś z Elliotem!

- Ciszej - gani mnie. - Mieliśmy o tym zapomnieć. 

- Co czemu? On jest bi? - kiwa głową. - Nie... nie kumam.

- Wiesz co? Opowiem ci innym razem. Obie mamy złamane serca i dzisiaj robimy sobie dzień bez facetów. Czy to jasne? 

Kiwam głową. 


Wysiadamy z auta Rosie na parkingu przy Covent Garden.

- To jaki jest plan? - pytam.

- Wchodzimy do pierwszego lokalu jaki wpadnie nam w oko, a potem, do kolejnego i jeszcze następnego. 

Odwiedzamy więc lokal z przepysznymi makaronikami, bardzo luksusową czekoladą (nagle Lindt wydał mi się tani), ślicznymi artykułami papierniczymi, a potem salon Moleskine.

- Nie sądzisz, że są trochę za drogie? - pytam. - Przecież to zwykła okładka z plastiku.

- Mhm - stwierdza smutno. 

- Wszystko w porządku? - automatycznie smutnieję widząc jak moja mentorka w sprawie złamanego serca nie radzi sobie ze swoim.

- Elliot używa zeszytów tej firmy.

- Elliot to hipsterski snob - mówię odrobinę za głośno, a pracowniczka posyła mi mordercze spojrzenie.

Szybko opuszczamy lokal.

- To gdzie teraz? - pytam.

- Kate Spade - mówi cicho.

- Widzę, że jesteś  n a p r a w d ę  smutna - niemal się uśmiecham. 

Po odwiedzeniu jeszcze kilku (już nie tak drogich) sklepów, kończymy w przyjemnie urządzonej kawiarni, przeglądając nasze torby. 

- Wstaw coś na instastory - radzi mi Rosie pochylając się nad swoją filiżanką kawy.

- Po co? - dziwię się.

- Bo wtedy Richie zobaczy, że dobrze się bawisz bez niego. A gdyby ci przez myśl przeszło wysłać mu wiadomość prywatną... to wtedy on pomyśli, że jesteś zdesperowana - tłumaczy.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła. Jesteś jak Max, a ja jestem Eleven. Uczysz mnie podstawowych zasad funkcjonowania w społeczeństwie - drwię, ale wybieram kilka zdjęć, które zrobiłam w sklepach i udostępniam je moim obserwującym. 

- Och, oznaczyłaś mnie - uśmiecha się moja przyjaciółka. - Robię głupią minę. To dlatego. 

Kiwam głową i obie milczymy. Mam wrażenie, że w tym milczeniu obie słyszymy nasze myśli. 

A obie myślimy o tym samym.

- Chyba już czas wracać - mówię. Rosie przytakuje.

Droga do domu przebiega w milczeniu. Pozwalam swoim myślom płynąć razem z melodią w radiu. Na moje nieszczęście jest to Yesterday Beatlesów.

Yesterday, all my troubles seemed so far away

Boże, mam tak samo.

Yesterday, love was such an easy game to play
Now I need a place to hide away

Samochód stoi na parkingu przed naszą kamienicą, ale Rosie nie prosi mnie żebym wysiadła.

Nic nie wypełni dziury, w której do niedawna siedział Richie. Nic nie sprawi, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki o nim zapomnę.Nic nie urwie mi filmu.

Nic oprócz...

- Wiesz czy ktoś organizuje teraz imprezę? - pytam.

- Daniel i Peter - odpowiada cicho. - Zaczyna się o dwudziestej. Mamy cztery godziny.

- Wracamy do domu?

- Jeśli tam wejdziemy, możemy umrzeć z wycieńczenia od płaczu - ma rację.

- Niech zgadnę, to właśnie teraz będziemy robić?


Kończymy na łóżku Rosie, ubrane w dresy i długie skarpetki, z włosami związanymi w koczki.

Brzmi uroczo, ale taka fryzura ma jedynie zapobiec zasmarkaniu włosów.

- Chcesz wódki? - pyta blondynka.

- Jeśli masz.

Godzinę później obie mamy za sobą tak po cztery shoty każda, ale to nie pomaga. Czuję, że jest jeszcze gorzej.

- Gorzej być nie może - stwierdza Rose gdy dzielę się z nią moimi przemyśleniami. 

Przez chwilę leżymy obok siebie w milczeniu. Blondynka podnosi się i patrzy na mnie z góry.

- Wiesz co? - zaczyna.

- Nie - również się podnoszę. 

- Chłopcy nie są nam potrzebni. Mamy siebie.

Pochyla się i mnie całuje. Odwzajemniam choć Rosie smakuje jak truskawki z wódką. Po minucie dochodzę do wniosku, że nawet mi się to podoba. Przyciągam ją bliżej do siebie i całujemy się aż do utraty tchu.

- Przepraszam - odrywa się ode mnie, czerwona ze wstydu. - To było głupie.

- Podobało mi się - rumienię się. - Gdyby Elliota nie było, już dawno miałabyś jakiegoś chłopaka.

- Ale ja nie chcę  j a k i e g o ś  chłopaka - wzdycha. - Chcę Elliota.

Poprosiłabym ją, żeby opowiedziałaby mi całą historię z Elliotem, ale wiem, że to sprawi, że rozpłacze się jeszcze bardziej. Zresztą ona nie pyta mnie o Richie'go, więc powinnam to uszanować. Powie mi kiedy będzie chciała.

- Wiesz, że kiedyś trzeba będzie stąd wyjść? - pytam. - Ubrać się w bardziej wyjściowe ciuchy i żyć.

- Wiem - patrzy mi w oczy. - I będzie bolało.

- Jak cholera - odpowiadam. - Ale z każdym dniem będzie lepiej. Z każdym dniem nasz ból będzie mniejszy. Nawet jeśli teraz w to nie wierzę, to tak będzie. I powiem ci jeszcze jedno. Ten ból, który teraz czujesz czyni cię silniejszą. To taki ból jak podczas treningu. Jeśli nie boli to znaczy, że mięśnie się nie męczą. A skoro się nie męczą, to znaczy, że się nie wzmacniasz. A jeżeli się nie wzmacniasz to nigdy nie będziesz silniejsza niż jesteś teraz. A przecież chcesz się rozwijać.

- Kurde, Sherlock, powinnaś zostać mówcą motywacyjnym - podsumowuje Rosie, ale widzę, że mi uwierzyła. 

Mam nadzieję, że tak naprawdę jest, a nie, że przemówiła przeze mnie wódka.


a/n witajcie kochani! powróciłam po długiej przerwie (wakacje przyniosły mi trochę inspiracji). jak zauważyliście miał tu miejsce bardzo interesujący zwrot akcji. w tym rozdziale jest kilka spoilerów do another place, którego pierwszy rozdział postanowiłam opublikować jeszcze zanim skończę tą książkę, więc spodziewajcie się niedługo. mam nadzieję, że wam się podoba i do zobaczenia w następnym rozdziale! 

>>>miejsce na wasze opinie<<<

ach, i założyłam kanał na youtubie, więc gdybyście byli zainteresowani podaniem nazwy, napiszcie w komentarzu :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro