Rozdział 25 - W Drodze (do wielu rzeczy)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Rozumiesz? - pytam jeszcze raz.

- Tak - przytakuje chłopak.

- Jeszce jedno - zaczynam. - Jeśli nie chcę zostać namierzona co powinnam wyjąć z telefonu; baterię czy kartę SIM?

- Kartę - odpowiada Elliot. - Powinienem pojechać z tobą.

- Nie - zaprzeczam stanowczo. - To jest coś, co muszę zrobić sama.

Przytulam Elliota, a zaraz wsiadam do pociągu. Chwilę później z niego wyskakuję i wręczam Elliotowi mikroskopijny przedmiot.

- Pilnuj - mówię. - Nie chcę zmieniać numeru po tym wszystkim.

- Jasne - śmieje się smutno chłopak. - Zanim odjedziesz...

Elliot przytula mnie mocno i mówi cicho:

- Nie zapominaj o mnie.

Mam ochotę zapytać o co mu chodzi, ale potem słychać, że pociąg zaczyna powoli odjeżdżać, więc wracam do środka i idę zająć sobie miejsce.

Jest szósta rano, sobota. Jak można się domyślić w pociągu nie ma wielu osób. Zwłaszcza w pociągu jadącym do takiej dziury jak Tenby. 

Po czterech godzinach razem z Elliotem udało nam się odnaleźć lokalizację Sherrinford. Eurus nadal tam jest. W dodatku odkryliśmy jak mogę się tam dostać. 

Powiecie, że Eurus jest niebezpieczna. Wiem o tym.

Ale tylko ona może odpowiedzieć na moje pytania.

Trasa ma trwać ponad cztery godziny, więc korzystam z okazji i czytam lekturę szkolną. W Drodze Jacka Kerouaca. Staram się jak mogę, ale ciężko mi się skupić. Jestem tak zestresowana. Wiem, że zanim strażnicy zorientują się, że jestem w jej celi minie 5 minut i 16 sekund (wczoraj z Elliotem naprawdę dokładnie wszystko planowaliśmy), więc mogę zadać jej tylko jedno pytanie i przekonać ją, że musi na nie odpowiedzieć.

Podobno jestem genialna. 

Powinnam ją zapytać kiedy zginę? Jeśli rzeczywiście chodzi o mnie - jej plan przewidział tą okoliczność i odpowiedź na to pytanie jest jasna.

Tylko... czy rzeczywiście chcę to wiedzieć?

Czy powinnam zadać jej jakąś skomplikowaną zagadkę? 

Siedzę i myślę. Zapisuję pytania na kartce, ale żadne mi się nie podoba.

Droga do Tenby mija zdecydowanie zbyt szybko. Teraz czas na kolejną część planu. Melduję się w hotelu i zostawiam swoją torbę i część zawartości plecaka.

Jest już wpół do dwunastej, statek płynący do Sherrinford odpływa za pięć minut. 

Statek przewozi żywność dla więźniów i pracowników. Chowam się pomiędzy kartonami z czymś co na szczęście nie pachnie, bo nie chciałabym schować się np. między kontenerami z rybami. Wybieram najlepsze z najgorszych pytań i staram się doprowadzić swoje bicie serca do normalnego rytmu.

Wychodzę. Nikt mnie nie widzi. Dostaję się do środka twierdzy.

Boże, naprawdę tu jestem. Już trzy minuty i nikt mnie nie zauważył. Idę przez tajny korytarz w kuchni i docieram do części, w której mieści się jej cela. Głośno przełykam ślinę i wchodzę do środka.

Słyszę, jak gra na skrzypcach, co z jakiegoś powodu sprawia, że mam ochotę ją uderzyć. Jednak zachowuję kamienną twarz, żeby nie mogła odczytać moich emocji.

- Spodziewałam się ciebie. Jesteś tylko dzieciakiem. A dzieciaki są przewidywalne - mówi i odkłada skrzypce.

- Tak mówisz... - zaczynam. - Nie wiem. Przyszłam tu tylko po jedno.

- Wiem. Jestem jak wyrocznia delficka. Wiem też, że do końca nie wiesz dlaczego tu jesteś, ale coś ci mówiło, żeby przyjść właśnie do mnie. Czuję się zaszczycona.

- Kiedy zginę? - pytam, ale tylko dlatego, że mam pustkę w głowie, a nie przebyłam takiej drogi na darmo.

- Nie wiem - mówi. - Kiedyś na pewno.

Zamieram. 

- Kłamiesz - rzucam wściekła.

- Nic podobnego. Gdybym chciała się nad tobą znęcać to bym ci powiedziała, bo nic nie wykańcza człowieka tak, jak znajomość daty własnej śmierci.

Zamieram. To znaczy... to znaczy, że...

Że to nie ja jestem jej celem.

Eurus uśmiecha się podle. 

- Prawda boli, co? Co cię boli najbardziej? To, że nie ty jesteś tym mądrzejszym ode mnie geniuszem czy to, że teraz jesteś bezradna, bo nie wiesz o kogo chodzi - widzę satysfakcję na jej twarzy. 

- Wiem. Wiem co cię boli - kontynuuje. - Fakt, że straż już tu idzie. Uciekaj. 

- Co? Czemu próbujesz mi pomóc? - pytam, ale zbieram się do wyjścia.

- Uwierz mi... wcale nie próbuję - mówi, a ja wybiegam. Biegnę przez wszystkie sekretne korytarze, aż dochodzę do wyjścia. Statek z żywnością już odpływa od brzegu. Czuję, jak adrenalina buzuje w moich żyłach kiedy rozpędzam się próbując wskoczyć.

Moje stopy odrywają się od ziemi. Kilka sekund kiedy nie czuję gruntu pod nogami są najbardziej stresującymi chwilami mojego życia. Na szczęście doskakuję do burty statku i chociaż kołyszę się przez chwilę, szybko łapię równowagę. Chowam się tak, żeby nie zobaczyła mnie, ani załoga, ani strażnicy Sherrinford. Moje serce bije tak głośno, że nie zdziwiłabym się gdyby słyszeli je na stałym lądzie.

Gdy na niego docieram, przebiegam całą drogę do hotelu.

- Wszystko w porządku - pyta kobieta w recepcji.

- Tak - kłamię. - Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledził.

- Też tak czasami mam - uśmiecha się. Przyglądam się jej bliżej.

Jest młoda, na oko pięć lat starsza ode mnie. Ma długie, ciemnobrązowe fale, niebieskie oczy i pełne usta. Jest zadbana i jej na oko perfekcyjny makijaż ukrywa wiele, ale nie jest w stanie zamaskować jednego...

Spojrzenia.

Jej oczy są pełne lęku, zmęczone, jakby od czegoś uciekała. Kołnierzyk jej pracowniczej koszulki jest wygnieciony, jakby nie mogła spać w nocy i potem niewyspana, niedokładnie wyprasowała bluzkę.

Odwzajemniam jej uśmiech i idę do pokoju, bardzo ciekawa z czym walczy ta dziewczyna.

Siedzę w pokoju i gapię się tępo w swoje odbicie. Ręce mi się trzęsą. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam pojęcia kogo Eurus i Moriarty planują zabić. 

Uwierz mi... wcale nie próbuję. 

Co cię boli najbardziej?

...nie ty jesteś tym mądrzejszym ode mnie geniuszem...

...teraz jesteś bezradna...

...bezradna...

...bez...

...radna...

Po chwili czuję ból w dłoni i zdaję sobie sprawę z tego, że przez cały czas uderzałam pięścią w lustro na ścianie. Nic poważnego sobie nie zrobiłam, ale pewnie będę mieć siniaka.

Staram się odświeżyć w głowie plan działania. 

Teraz powinnam coś zjeść. Tak. Jedzenie dobrze mi zrobi. 

Jem sałatkę w hotelowej restauracji i jednocześnie piszę do Elliota na Snapchacie (okazuje się, że Wifi działa nawet bez karty SIM). 

To nie mnie Moriarty chce zabić.

A kogo? 

Nie, wiem. Eurus jest przeciwko nam. Po co miałaby nam mówić.

Bez kitu. W takim razie, musisz wracać do domu dziś, żebyśmy mogli razem to rozwiązać.

Nie taki był plan.

Plany można modyfikować kiedy jest taka potrzeba.

Niech ci będzie. Resztę opowiem ci jak wrócę.


Kiedy idę do recepcji wymeldować się, ta dziewczyna, która wcześniej się do mnie uśmiechnęła pyta czy w ogóle w nim byłam. Mówię, że tak. Zostawia mnie na chwilę i idzie tam, żeby sprawdzić stan zużycia pomieszczenia.

- Wiesz co? - zaczyna. - Na koszt firmy.

- Poważnie? - dziwię się.

- Raczej. Ty nawet nie dotknęłaś pościeli. Użyłaś pokoju tylko po, by mieć gdzie schować torbę sportową - stwierdza, a ja jestem pod wrażeniem. Nie zapomnę tej laski.

Po raz pierwszy patrzę na plakietkę z jej imieniem. 

Cher.

- Jak się nazywasz na Instagramie? - pytam. Muszę dowiedzieć się o niej więcej, a nie mam czasu na rozmowę. - Albo na czymkolwiek co pomogłoby mi się z tobą skontaktować.

- Przykro mi, jestem hetero - odpowiada z niezręcznym uśmiechem. 

- Ja też - przyznaję, ale i tak czuję się niezręcznie. -  Po prostu... kogoś mi przypominasz. Cher to twoje pełne imię? - dopytuję.

- Cheryl - mówi. - Ale wszyscy mnie tak nazywają. Poza moim byłym. On mówił na mnie Cherry.

Zamieram.

- Na mnie wszyscy mówię Sher - odpowiadam. Posyła mi kolejny uśmiech.

- Miło było cię poznać. Ale... - ścisza głos do szeptu. - ...Wsiadaj w pierwszy pociąg i uciekaj stąd. Moriarty już wie, że ty wiesz o jego planach.

Nie. 

Nie, nie, nie. To jakiś kiepski żart. Prawda?

- Czy ty... - zaczynam, a ona nagle odchyla się i przytula mnie przez ladę. Słyszę jak szepcze mi do ucha:

- Zaufaj mi, jestem z tobą. Ale tu nie jest bezpiecznie. Moriarty planował to od siedemnastu lat. Moje pełne imię to mój numer. Napisz do mnie z tego telefonu, a powiem ci więcej.Szpiedzy są wszędzie. - Wsuwa mi w dłoń jeden z tych jednorazowych telefonów, których na filmach zawsze używają dilerzy. - Cieszę się, że mnie odwiedziłaś kochana! - woła na całą recepcję, żeby odwrócić od nas jakiekolwiek podejrzenia.

- Do zobaczenia wkrótce! - kontynuuję grę i szybko wychodzę. Jadę taksówką na dworzec. Okazuje się, że kolejny pociąg do Londynu jest za czterdzieści minut, więc po zakupie biletu, słucham muzyki i udaję, że czytam, a tak naprawdę za książką mam jednorazowy telefon.

Bez problemu odszyfrowuję numer i wysyłam SMS'a. Po chwili otrzymuję wiadomość. 

Załóż czapkę i nie pozwól by dwóch wysokich mężczyzn w granatowych kurtkach z Armaniego zobaczyli twoją twarz. To wszystko co jak na razie mogę ci powiedzieć.

Na szczęście mam w torbie różową czapkę z daszkiem, który nasuwam tak, by nikt nie uznał tego za podejrzane. Pociąg w końcu przyjeżdża na stację, a ja wsiadam do niego jak tylko ostatnia osoba stojąca przy wejściu z niego wysiada. Zajmuję miejsce przy oknie w ostatnim przedziale środkowego wagonu. Ustawiłam się w odpowiednim miejscu, jeszcze zanim pociąg nadjechał, więc wyglądało to w miarę naturalnie. 

Pierwsze dwie godziny jazdy pociągiem mijają spokojnie. Siedzę i czytam książkę. W uszach mam słuchawki, izoluję się od moich problemów za pomocą smutnej muzyki.

Problem pojawia kiedy pociąg zaczął zbliżać się do stacji w Reading. Na korytarzu robi się tak głośno, że pomimo słuchawek słyszę wszystko. I wtedy, choć zobowiązałam się nie rozglądać się po pociągu by nie natknąć się na śledzących mnie facetów wpadam na zajebisty pomysł.

Wychodzę z przedziału.

Na korytarzu jest tłumek czekając na to by móc wysiąść. A przez tych wszystkich ludzi przepychają się dwie osoby. Kiedy dostrzegam kto to, jest za późno.

Widzę tylko logo projektanta na sportowej kurtce i wiem, że muszę uciekać. 

Przerzucam swoją torbę przez ramię i zaczynam się przepychać. Odpuszczam sobie kulturalne "przepraszam" i po prostu rozpycham ludzi łokciami. Biegnę przez kolejne przedziały i wagony,  a w pewnym momencie moją uwagę przykuwa drobny szczegół. 

Czarna, przyprószona siwizną czupryna. Poznałabym ją wszędzie.

Otwieram okno i rzucam w okno jadącego obok pociągu paczką IceBreakers znalezioną w kieszeni mojej bluzy. Tata się odwraca.

Okazuje się, że obok niego siedzi Richie. Macham do nich z prośbą o pomoc w oczach, a oni zrywają się z siedzeń. Nie mam więcej czasu, więc uciekam. Biegnę, aż do przedostatniego przedziału. Tam nie ma już tłumu. 

Nie mogę otworzyć drzwi i wyskoczyć z pociągu, więc posuwam się do kroku rodem z filmu akcji.

Wspinam się na dach. 

Faceci w kurtkach już tam są. 

Jak na zawołanie do moich uszu docierają pierwsze dźwięki piosenki Unstoppable The Score.

- Dwóch na jedną, panowie? - pytam. - Nie sądzicie, że to trochę niesprawiedliwe? Razem ważycie tak z cztery razy więcej ode mnie - krzyczę. Jeden z nich wyjmuje pistolet. Jestem przerażona, ale gram na zwłokę. W końcu jestem ponoć świetną aktorką.

- Przecież wasz szef kazał wam utrzymać mnie przy życiu. Jestem pewna, że chciałby zabić mnie osobiście - uśmiecham się. Powoli podchodzę do dwóch barczystych mężczyzn, którzy na oko mają jakieś trzydzieści pięć lat.

- Młoda, ale jak cięta - mówi ten z bronią. 

Po chwili już jej nie ma. Wyrywam mu ją z ręki i celuję w niego. 

- Wiecie co? Pierdolę to - rzucam pistolet między tory. 

Na twarzach obu mężczyzn maluje się zaskoczenie, które szybko przeradza się we wściekłość. Próbują mnie uderzyć, ale robię unik jak ten gość w Matrixie

Udaje mi się kopnąć jednego z nich w czułe miejsce, co daje mi trzy sekundy na ucieczkę. Biegnę po dachu pociągu. Widzę, że na dachu pociągu obok pojawiają się dwie sylwetki. Richie i mój ojciec. 

Biegną w kierunku stacji tak samo jak ja.

- Tato, łap! - wołam i rzucam w niego torba i plecakiem. On zręcznie je łapie i nakłada torbę na ramię, a plecak daje Richie'mu. Teraz jest mi lżej. 

Piosenka zmienia się na HandClap Fitz and The Tantrums.

Zaczynam się bić z facetem, który mnie dogania. 

Wiem, że jest zawodowcem, ale kilka zajęć z boksu a siłowni, może na coś się tu zdają. 

Jak na razie wykręcam mu rękę. Po chwili on wyrywa się, co sprawia, że obraca mną. Jestem tuż na krawędzi dachu, ale łapię równowagę i kopię go w brzuch. Zgina się z bólu, ale oddaje mi ciosem pięścią w policzek. Czuję pulsujący ból, ale się nie poddaję. Próbuję uderzyć kopnąć go w twarz. On jednak wystarczająco szybko łapie mnie za stopę i rzuca na powierzchnię dachu. Czuję jak moje żebro uderza o metal, a zaraz potem czuję ból w klatce piersiowej.Za każdym razem gdy robię wdech boli jeszcze bardziej. 

Podnoszę wzrok widzę, że pociąg zaczyna hamować. Łapię palcami dach, żeby nie spaść i czekam, aż się zatrzymamy. Kiedy to się dzieje, zbieram w sobie resztki sił, żeby pobiec w kierunku peronu. Pracownik Moriarty'ego goni mnie i już prawie udaje mu się mnie złapać, ale wtedy świadoma tego, że nic już mnie nie uratuję, po prostu skaczę w dół.


Hej, kochani! Dawno mnie tu nie było. Ostatnio wkręciłam się w kanał na YouTubie, a teraz miałam strasznie zabiegany tydzień, w związku z wystawieniem ocen. Ale już jestem z powrotem i jak zwykle jestem bardzo ciekawa waszej opinii o rozdziale w związku z tym, że jest on inny od pozostałych. Teraz tempo akcji przyspieszy, ponieważ chce zakończyć ją w maksymalnie 35 rozdziałach. Napiszcie mi w komentarzu, czy wolicie rozdziały, w których dużo się dziej czy takie, w których akcja rozwija się powoli.

Do zobaczenia następnym razem!

>>> miejsce na wasze opinie o rozdziale <<<





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro