Rozdział 3 - Morderstwo w Orient Expressie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy autobus szkolny zatrzymuje się przed Baker Street 221B, ja nie wchodzę do domu tylko kieruję się do najbliższego sklepu. 

Zazwyczaj gdy tu jestem poluję na limitowane edycje M&M'sów albo kupuję sobie amerykańską mrożoną herbatę (Mycroft pewnie uznałby to za zdradę narodu, ale ja naprawdę uważam, że słodycze z Usa są najlepsze). Dzisiaj jednak od razu idę do kasy i proszę o paczkę Cameli. Moje zdziwienie sięga zenitu kiedy sprzedawca wręcza mi takową i jeszcze się uśmiecha.

- Tacie nudzą się plastry nikotynowe? - pyta. - Bo to jemu je kupujesz, prawda?

- Można tak powiedzieć. Zresztą, skąd pan wie kto jest moim ojcem skoro nigdy mnie pan z nim nie widział! - żalę się.

- Ach, widzę. Gorycz spowodowana tym, że nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Chcesz się zbuntować by otrzymać minutę zainteresowania, nawet jeżeli będzie nią opieprz - patrzę na mężczyznę osłupiała.

-Nie tylko twój stary wie coś o dedukcji - dodaje. 

To prawda. Nie tylko on. Dlatego przyglądam się mężczyźnie uważniej.

Ma na stopach klapki - mieszka w tym mieszkanku nad sklepem. Żonaty. Markowa koszulka i drogie okulary, a w dodatku najnowszy model iPhone'a. Z całym szacunkiem, ale nikogo nie byłoby na to stać pracując w zwykłym sklepie.

Więc sprzedaje tu coś jeszcze.

- W czym się pan specjalizuje? Coś w miarę łatwo dostępnego jak marihuana, czy coś mocnego? Kokaina? - pytam z ironicznym uśmieszkiem.

- Dobra jesteś - facet posyła mi uśmiech odsłaniający wszystkie jego zęby, łącznie z tym złotym.

- No jasne pan się specjalizuje w heroinie! - krzyczę rozradowana. Sprzedawał ją pan mojemu ojcu, dlatego wie pan, że był uzależniony od plastrów nikotynowych!

- Ciszej, chciałbym poprowadzić trochę biznes - ucisza mnie, ale widzę podziw w jego oczach. - Jesteś genialna.

- Dobre geny i trochę ćwiczeń - mówię.

- Ale nikomu nie powiesz? - pyta zmartwiony.

- Nie idzie ci tak dobrze - trochę pojechałam po facecie.

- Twój ojciec był moim najlepszym klientem! - żali się. -Do diabła! Weź sobie te papierosy za darmo tylko obiecaj, że już nie wrócisz.

Zdecydowanie tu nie wrócę. Przecznicę dalej jest taki sam sklep. A trochę ruchu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Przytakuję i zmierzając do wyjścia rzucam tylko:

- Jakby co, to zaplecze jest słabą kryjówką.

Przyznam szczerze - nie wiem gdzie trzyma swój interes, ale wyglądał na na tyle nierozgarniętego, żeby trzymać go w kanciapie za kasą.

Wracam do pustego mieszkania i siadam przy stole w kuchni. Wyjmuję papierosa z paczki i zapalam go. Paskudztwo. Nie wiem co mojego tatę tak w tym kręci. I kogokolwiek innego. To najohydniejsza rzecz jaką kiedykolwiek miałam w ustach. A zjadłam kiedyś ciastko z bitą śmietaną i kokosem zagryzając chipasmi zielona cebulka. Co prawda wtedy mi smakowało, ale teraz mdli mnie na samo wspomnienie.

Zaciągam się dymem, którego pełno już w całym pomieszczeniu. O b r z y d l i s t w o. Do sześcianu. Tato, przyjdź już, skrzycz mnie i miejmy tą przeklętą zabawę za sobą. Nie chcę umrzeć na raka krtani. 

No nareszcie. Sherlock Holmes wchodzi do salonu, po czym obraca się wokół własnej osi w celu ustalenia skąd pochodzi smród dymu papierosowego. Zmierza do kuchni i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Jakby był zaskoczony, że mogę zapalić. Widzicie jaka ze mnie bad girl?

Wyjmuję papierosa i wrzucam go do kosza. Uśmiecham się pewnie (jestem GENIALNĄ aktorką), a mój ojciec stawia przede mną kubek zielonej herbaty.

- Pij - mówi zrezygnowanym głosem. Wiem, że zna motywy towarzyszące mi przy tej cudownej czynności jaką jest palenie papierosa, które Z PEWNOŚCIĄ powtórzę.

Piję, a on patrzy na mnie, przy czym niczym Imperator zagląda do mojej duszy próbując określić dlaczego wybrałam Ciemną Stronę Mocy.

- Ile wypaliłaś? - patrzy mi w oczy. Oczy ma tak młode jak lata przed moimi narodzinami (tak twierdzą dziadkowie), a ja cieszę się, że je po nim odziedziczyłam. Są naprawdę ładne. Z powodu heterochromii jedno jest jasnobłękitne, a drugie jasnozielone. Tak jak u mnie z daleka nie widać różnicy, trzeba patrzeć mi w nie głęboko. Swoją drogą to dosyć dziwne przyglądać się komuś innemu i widzieć u niego coś identycznego jak u ciebie. Jakbyś patrzył w lustro.

- Jednego - powtórzenie pytania wyrywa mnie z zamyślenia. - Przyszedłeś po pierwszym, więc to paskudztwo nie było mi zbyt potrzebne. 

Nie będę owijać w bawełnę. Wiem, że wie.

- Mówisz jakbym nie miał nic lepszego do roboty tylko cię ignorować!  - krzyczy. - Czy ty naprawdę myślisz, że cię olewam?

- Nie myślę, bo to widać jak na dłoni! - zbiera mi się na płacz. Pozwalam sobie na chwilę słabości i wylewam z siebie wodospad Niagara. Mój ojciec niemal przeskakuje przez stół i staje przy mnie. 

- Dlaczego zawsze mówisz coś okropnego? Zawsze - płaczę. Genialny Sherlock Holmes robi dosyć zakłopotaną minę po czym kładzie mi dłoń na policzku i mówi:

- Przepraszam. Wybacz mi. Wesołych Świąt, Molly Hooper.

- Eeee, co... mamy wrzesień. I jestem twoją córką nie żoną - mówię ukrywając rozbawienie.

- Przepraszam Sherlock. Twoja mama też kiedyś tak do mnie powiedziała i... - znowu robi tą zakłopotaną minę, ale zaraz uśmiecha się i głaszcze mój policzek.

- Jesteś taka podobna do mnie - mówi po czym przytula mnie w ten ojcowski sposób. Swoją dłonią delikatnie przysuwa moją głowę do swojej piersi, a raczej do obojczyka. Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, więc jeśli chce się poczuć spełniony to muszę lekko przekrzywić głowę.

Moje łzy ściekają na jego droga koszulę (ups), ale jemu to najwyraźniej nie przeszkadza. W pewnym momencie drzwi otwierają się gwałtownie, a do środka wchodzi John i patrzy na nas.

- Sherlock, co znowu spaprałeś? - krzyczy. Wybucham śmiechem i odsuwam się od taty.

- Co? - pyta John.

- No bo dzięki temu wiem, że to nie było do mnie - śmieję się niczym Julia Roberts, a obaj panowie patrzą na mnie zdziwieni. Wydaje się, że żaden nie rozumie o co mi chodzi, ale po chwili słyszę cichy chichot wydobywający się z mojego ojca. 

- Bo co, bo to ja jestem tym co zawsze wszystko rozwali? Nie wiedziałem, że mam taką perfekcyjną córkę - żartuje, ale po chwili oboje poważniejemy.

- Sherlock twierdzi, że ją ignoruję - wyznaje mój ojciec swojemu najlepszemu przyjacielowi.

- I ma rację - mówi uprzejmym, acz zirytowanym głosem doktor Watson. - Olewasz ją totalnie, masz ją gdzieś i wszyscy to widzimy! Ja to widzę, Rosamund też, Irene i Molly to widzą, pani Hudson to widzi, ba - nawet Elliot i Mycroft to widzą! Jakiś czas temu Lestrade o to pytał! - teraz John jest ostro wkurzony. - Widzą to absolutnie wszyscy, oprócz ciebie IDIOTO!

Powoli wychodzę z kuchni i uciekam przed zdenerwowanym Johnem i zakłopotanym Sherlockiem. Szukam na półce w salonie jakiejś książki Agaty Christie, której jeszcze nie czytałam, a gdy taką znajduję (Noc w Bibliotece) uciekam do swojej sypialni.

Chyba nie wyjaśniłam wam wszystkiego. Żona Johna już od siedemnastu lat wącha kwiatki od spodu (podobno mój ojciec w sposób pośredni jej w tym pomógł, ale nikt mi nigdy nie opowiadał o tym jak to było), a kiedy on już się uspokoił, znów zamieszkał z moim ojcem na Baker Street. Kilka miesięcy po tym Sherlock oświadczył się mojej mamie i dziewięć miesięcy później przyszłam na świat. Razem z Ire, oczywiście. Nasze mieszkanie przeszło gruntowny remont by pomieścić sześć osób. Ja i Irene mamy pokoje obok siebie - na piętrze. Naprzeciwko mojego jest sypialnia Rosamund, a obok niej - jej ojca. Rosamund jest teraz w ostatniej klasie liceum. Tego samego co moje zresztą. Moi rodzice mieszkają w dawnej sypialni mojego ojca - tej przy kuchni. 

Elliot. Kim jest Elliot? Jeśli przez chwilę pomyśleliście, że jest synem Mycrofta to macie rację. Ale też jesteście w błędzie, ponieważ jest jego adoptowanym synem. Nikt nigdy nie pytał Mycrofta o motywy dotyczące podarowania Elliemu domu, ale ja myślę, że był zazdrosny, że jesteśmy w miarę szczęśliwą rodziną, a jako że on raczej nie ma zbytniego powodzenia u kobiet pomyślał, że zaadoptuje dziecko.

Elliot jest o dwa lata starszy ode mnie i obecnie studiuje w London School Of Economics, ale uczył się w jakiejś jeszcze lepszej, jeszcze droższej szkole niż nasza i trafił do mojego wujka gdy miał sześć lat. Od razu zaskarbił sobie sympatię wszystkich. Pamiętam, że mój ojciec powiedział Mycroftowi, że jest uroczy (jego syn, nie on). Na pierwszy rzut oka widać, że nie są spokrewnieni, bo Eliot owszem jest pracowity, kulturalny i bardzo dobrze wychowany, ale ma cechę, której brak mojemu wujowi - jest miły. Poza tym jest blondynem ze słodką grzywką, noszącym lenonki. Tak dla stylu - nie ma wady wzroku, nosi zerówki. Gdyby nie fakt, że jest gejem na pewno byłabym w nim na zabój zakochana.

Ellie zrobił swój coming out trzy lata temu i reakcje ludzi wyglądały tak:

- Cudownie, znalazłeś już sobie kogoś? - to była  pani Hudson.

- Tak podejrzewałem - mój tata.

- Mogło być gorzej - Mycroft.

- Oooooch - to moja mama.

- Już od pewnego czasu tak przypuszczałam - stwierdziłam.

- Ale super! Wyślę ci linka do takiego świetnego fanfiku o gejach! - to była Irene.

Irene ma świra na punkcie gejów. Wydaje mi się, że pochłonęła już wszystkie Drarry, Tomarry i inne homoseksualne shipy ze wszystkich uniwersów od Marvela po Więźnia Labiryntu. Jakiś czas temu stwierdziła, że John i mój ojciec powinni być razem.

- Ale wiesz, że byś się wtedy nie urodziła - powiedziałam.

- No i co z tego, ale John i Sherlock powinni BYĆ RAZEM! - w takich momentach zawsze dawałam sobie spokój i wychodziłam z pokoju.

Gdy nadchodzi pora kolacji schodzę do kuchni i słyszę głos mojego taty:

- Co to za badziewie wala się po moim domu?!

Ups. Chyba nie posprzątałam powieści, które porozrzucałam po salonie gdy szukałam takiej, której jeszcze nie przeczytałam.

- To kryminały Agathy Christie, tato. Świetne ćwiczenie dla umysłu - mówię. Zawsze przed rozdziałem, w którym Hekules Poirot lub panna Marple mają wyjawić rozwiązanie, ja na chwilę przerywam i próbuję wytypować mordercę na podstawie wcześniejszych rozdziałów.

- Po co ci kryminały, gdy masz ojca detektywa? - oburza się.- Zwłaszcza, że ten Poirot jest jakiś słabo inteligentny.

- Naprawdę? Wiesz, Morderstwo w Orient Expressie jest uznawane za najlepszy kryminał świata - mówię, a tata przekartkowuje rzeczoną książkę.

- Chyba muszę wprowadzić cenzurę na to co czytasz.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro