2+1=4? Czyli trudy rodzicielstwa.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Johncroft, mpreg i Sherstrade, więcej grzechów nie pamiętam.

Przestanę pisać, kto sprawdzał bo każdy już wie, że alivepolishfan

Mycroft poprawił marynarkę i dyskretnie spojrzał na swoje odbicie w szybie auta, jego brzuch był zdecydowanie większy niż zwykle, na szczęście spod idealnie skrojonych garniturów nie było tego aż tak widać. Przyglądał się sobie jeszcze przez chwilę, po czym wsiadł do swojego czarnego samochodu. Spojrzał w bok, pewien, że znajdzie tam swoją asystentkę, Antheę, jak zwykle wpatrzoną w telefon, lecz zamiast niej znajdowało się tam dziecko. Polityk przyglądał mu się przez chwilę i zauważył iż jest to około dwumiesięczny chłopiec. Ucieszyło go to, ponieważ nabrał pewności, że nie jest to młodsza wersja Anthei, jednak to rodziło kolejną zagadkę. Co to za chłopiec i skąd się wziął w jego aucie? O to drugie postanowił zapytać swojego kierowcę. Obniżył więc zasłonę między siedzeniami. Już otwierał usta, gdy zauważył, że z siedzenia Kevina spogląda na niego drugie dziecko.

Przez chwilę podejrzewał swojego brata o kolejny głupi żart, lecz przypomniał sobie, że Sherlock wraz z Gregiem właśnie spędzają swój miesiąc miodowy na jednej z azjatyckich wysp. Z jego informacji wynika też iż od samego przyjazdu, tj. trzech dni, żaden z mężczyzn nie opuszczał pokoju hotelowego na dłużej niż kilka minut. Mycroft jako mądry człowiek był sobie w stanie wyobrazić jak nowożeńcy spędzają razem czas, jednak wolał tego nie robić, w końcu Sherlock to jego młodszy braciszek.

Polityk wyjął telefon, by zadzwonić do asystentki, lecz omal nie wyrzucił go z rąk, gdy zobaczył, że na tapecie jest zdjęcie kolejnego dziecka. Mężczyzna nie miał czasu zastanawiać się kto to zrobił, ponieważ niemowlę siedzące w foteliku obok niego właśnie własnoręcznie odpięło pasy i wyciągnęło dłoń w jego stronę. Obserwował to oszołomiony aż nagle malutka rączka drugiego dziecka sięgnęła do niego przez niezamkniętą zasłonę między nim a przednimi siedzeniami. Z trudem powstrzymując krzyk rzucił się do tyłu. Gdy udało mu się jej uniknąć, otworzył drzwi i pośpiesznie wyszedł z auta. Kiedy już wydawało mu się, że odszedł na bezpieczną odległość odwrócił się, by spojrzeć czy dzieci nie chcą go gonić. Już w trakcie tego ruchu zganił się za takie zachowanie, w końcu to niegroźne malutkie bachorki i prawdopodobnie ktoś za moment przyjdzie do niego i płacząc ze śmiechu powie, że to żart.

Okazało się jednak, że spojrzenie w tył było bardzo dobrą decyzją. Zobaczył nie tylko tamtą dwójkę, z niezwykłą zwinnością wychodzącą z samochodu, ale także prawdopodobnie kilkaset, biegnących w jego stronę maluszków.

Bez zastanowienia zaczął biec, starając się uciec tej pędzącej w jego stronę zgrai. Gnał ile sił w nogach i skręcał w losowe uliczki, starając się je zgubić, lecz za każdym razem gdy spoglądał za siebie były coraz bliżej. W końcu, gdy odwrócił się po raz kolejny, krzywo postawił nogę i upadając poczuł straszliwy ból w kostce. Próbował wstać, by kontynuować ucieczkę, lecz bezskutecznie. Zamknął oczy i przygotowywał się na nieuniknione, kiedy nagle wszystko ucichło. Powoli otworzył oczy i spostrzegł, że jest środek nocy, a on leży w swojej sypialni. Stało się dla niego jasne, że to tylko kolejny koszmar. Chciał się uspokoić, lecz poczuł, że prześcieradło jest mokre. Faktem jest, że ten sen był straszny, ale nie aż tak, by nie zapanował nad swoim pęcherzem. Po chwili poczuł silny skurcz i zrozumiał iż to tylko jego wody płodowe, postanowił więc obudzić męża.

– John, kochanie – powiedział delikatnie, na co lekarz w ogóle nie zareagował. – Obudź się proszę, mój słodki misiaczku. – Zadrżał wewnętrzne na tą pieszczotliwą formę, jednak wiedział, że John budzony w środku nocy w inny sposób albo zachowa się jak żołnierz i w dwie minuty w pełni ubrany będzie stał przy wyjściu lub, co po latach bez służby bardziej prawdopodobne, zakryje uszy poduszką i zabierając mu całą kołdrę zwinie się w kokon, odgradzając tym samym od świata.

– Hmmm... – wymamrotał zaspany blondyn.

– Kochanie, chyba odeszły mi wody.

– Żaden problem, przyprowadzę ci je spowrotem, ale jutro dobrze? – odpowiedział półprzytomny John, nie otwierając oczu.

Mycroft zaśmiał się cicho, a następnie przeklął, gdy poczuł kolejny skurcz.

– Wstawaj John, mój drogi mężu, czas jechać do szpitala – powiedział przez zaciśnięte zęby.

I stało się, blondyn wpadł w tryb żołnierza na kilka chwil. Był już w trakcie zakładania swojego ulubionego swetra, gdy uświadomił sobie, że to Mycroft potrzebuje jego pomocy.

– Co się stało, kochanie? – zapytał badawczo mu się przyglądając. – Znów nie możesz spać?

– Rodzę – odpowiedział rzeczowo polityk.

***

Mycroft stanowczo odmówił obecności Johna przy porodzie. Mężczyźni walczyli o to przez bardzo długi czas, jednak polityk w końcu postawił na swoim. A więc teraz były wojskowy nerwowo chodził po korytarzu, czekając na informacje o stanie swojego męża i ich dziecka. Już dawno zdecydowali, że nie chcą znać płci, miała to być niespodzianka. Najpiękniejsza niespodzianka w ich życiu, przynajmniej do czasu kolejnej ciąży.

W końcu, po tym, co wydawało się wiecznością, z sali porodowej wyszedł lekarz.

– Pan Holmes?

– Tak, to ja. Mycroft już urodził? Jak się czują on i dziecko?

– Wszyscy troje są w porządku.

– Troje? – zapytał zaskoczony blondyn.

– Tak, pański mąż, syn i córka.

Jego pierwszą myślą było, że znów będą się spierać o imię, tym razem dla drugiego dziecka. Jak można zapomnieć wspomnieć, że to bliźniaki? Przecież jest lekarzem, powinien się zorientować już dawno... o nie. Mycroft wiedział już wcześniej i nic mu nie powiedział, drań.

Jednak teraz są ważniejsze rzeczy, niż wściekanie się na kłamliwego męża.

– Kiedy będę mógł ich zobaczyć?

– Za kilka minut przewieziemy pana Holmesa do sali i od razu będzie mógł pan mu towarzyszyć. Dzieci dołączą do państwa dopiero po badaniach.

***

Mycroft wyglądał niemal tak doskonale jak zwykle, nawet w szpitalnym stroju. Już teraz pracował na telefonie. Niestety świat nawet w tak ważnym dla nich momencie nie poradzi sobie bez niego.

– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że będziemy mieć dwójkę dzieci? A może spodziewałeś się, że nie zauważę iż jest jedno więcej?

– Chciałeś niespodziankę, więc oto i jest, dla ciebie wszystko – odpowiedział mężczyzna zadowolony z siebie.

– Tak, ale chodziło o płeć i doskonale o tym wiedziałeś!

– Nie wyjawiłem jej przecież – powiedział Mycroft nie do końca rozumiejąc oburzenie męża.

Mężczyźni prawdopodobnie sprzeczaliby się dalej, jednak do sali weszły pielęgniarki trzymające ich pociechy. Nagle nie mieli się ochoty kłócić, nic nie było ważniejsze od ich dzieci. Były takie malutkie i kruche. Nie mogli uwierzyć, że tak piękne istoty mogą należeć do nich. Dwóch nie pierwszej młodości, niezbyt urodziwych facetów.

***

Już od kilku dni byli z dziećmi w domu. Przez pierwsze parę tygodni Mycroft, tak jak w czasie ciąży, postanowił zajmować się tylko najważniejszymi sprawami w domu. John oczywiście wziął urlop tacierzyński. Jednak cały czas jedna ważna kwestia, prawdopodobnie najważniejsza, nie pozwalała mężczyznom spać spokojnie. Nie, żeby to było możliwe z dwójką płaczących noworodków.

– Nie możemy ich cały czas nazywać "syn" i "córka". Dzieci muszą mieć imiona – powiedział John, gdy mężczyźni w końcu mieli czas dla siebie, bo dzieci spały.

– Odrzucasz każdą moją propozycję.

– A tobie nie podoba się Rose.

– Jest tak zwyczajne, że nie pasuje do nazwiska. Już John ledwo znoszę. – Mycroft był naprawdę zmęczony, niemal każdą chwilę w której powinien odpocząć poświęcał pracy. Nawet teraz musiał odpowiedzieć na maile i wysłać polecenia pracownikom. Nie miał sił na kolejną kłótnię, a ostatnio stały się one codziennością.

– Chciałem zostać przy Watsonie. Możesz chociaż na moment odkleić się od laptopa i na mnie spojrzeć? Może nie zauważyłeś, ale próbuję z tobą porozmawiać.

John z kolei miał wrażenie, że jego mąż, mimo że cały czas obecny w domu, to niemal zawsze myślami jest w pracy. To sprawiało, że cała opieka pozostawała na jego głowie, a przez kretyński pomysł Mycrofta o zatajeniu ilości dzieci nie był na to wszystko przygotowany.

– Przepraszam, ale niektórzy w tym domu pracują, by zapewnić godne warunki mężowi i dzieciom – odparł zimno.

– Nie wszystko da się kupić – odpowiedział lekarz, wychodząc do kuchni.

Po jakimś czasie wrócił z dwoma kubkami herbaty i bez słowa postawił jeden obok męża.

– A może Aiglentina? – zapytał polityk po chwili ciężkiego milczenia. – To imię pochodzi z francuskiego i oznacza wiecznie pachnącą różę.

– W sumie... – zastanowił się lekarz. Nie chciał, by jego dzieci miały pierwsze lepsze imiona, jednak już od od dawna się o to spierają, a dziś Mycroft po raz pierwszy wyszedł z propozycją kompromisu. – Aiglentina nie brzmi tak źle jak twoje poprzednie propozycje.

– Naprawdę? – Mycroft nawet nie próbował ukryć swojego zadowolenia. Miał nadzieję, że gdy uda im się wybrać imiona, w końcu wszystko między nimi wróci do normy.

– Będę nazywał ją Tina – zdecydował.

– A co z naszym synkiem? – Drugi mężczyzna w końcu odłożył laptopa i skupił swoją uwagę wyłącznie na mężu.

– Myślałem o tym i może faktycznie Olivier to nie najlepszy wybór.

– Wybrałeś inne? – zapytał delikatnie. Wiedział, że John w ten sposób chciał uczcić pamięć swojego dziadka.

– Może Nico?

– Nicolas Holmes... Brzmi piękne. Wiedziałem, że nam się uda. W końcu stanowimy bardzo zgodne i kochające się małżeństwo.

Mężczyźni przesunęli się do siebie, tym samym zakopując topór wojenny. Od czasu powrotu do domu, nawet w nocy nie udało im się być tak blisko siebie.

– Kocham cię – powiedział John, czule całując męża.

Jak bardzo im tego brakowało. Zaczęli się całować bardziej namiętnie. Gdy John powoli zaczął rozpinać koszulę męża, usłyszeli płacz dziecka.

– Nasza droga Aiglentina już się chyba wyspała – powiedział Mycroft, odsuwając się z żalem.

– Pójdę do niej, a ty skończ pracę zanim Nico postanowi dołączyć do siostry.

John nie zdążył dojść nawet do drzwi, gdy usłyszał, że chłopiec też już wstał.

– Zrobię im mleko. – Z westchnieniem polityk po raz kolejny przerwał pisanie wiadomości do Anthei.

***

Był piękny, letni dzień, w końcu nie było ani zbyt gorąco ani nie padał deszcz. Mogli wyjść na wspólny spacer z dziećmi. Co więcej, Mycroft, który już wrócił do pracy, obiecał do nich dołączyć. Gdy John przygotował siebie i dzieci, zajrzał do gabinetu męża.

– Kochanie, czekamy tylko na ciebie.

– Przykro mi, John, jednak muszę iść do pracy – powiedział polityk, naprawdę było mu przykro. Chciał spędzać jak najwięcej czasu z dziećmi, lecz cały okres jego siedzenia w domu sprawił, że miał wiele spraw do nadrobienia. I, czego nie potrafił przyznać nawet przed sobą, nie umiał zajmować się dziećmi tak jak jego mąż.

– Oczywiście, jak zwykle tylko praca. Tina i Nico mają już prawie 3 miesiące, a ty jeszcze ani razu nie byłeś z nami na spacerze.

– Przepraszam, ale premier...

– Premier to, premier tamto... Może chociaż raz postaw swoja rodzinę ponad nią? To naprawdę nie boli.  

– Naprawdę mi przykro, kochanie...

– Nieważne – odparł wściekły lekarz zatrzaskując drzwi. – Przykro mi kochani, tatuś znów nie ma dla nas czasu – powiedział pochylając się nad wózkiem.

***

John czekał w kuchni aż ugotuje się ryż. Dziś Mycroft obiecał być wcześniej w domu, więc blondyn postanowił, że zrobi pyszną kolację i uśpi dzieci tak, by mieli chociaż kilka godzin dla siebie. Widział, że ich małżeństwo powoli się rozpada. Polityk coraz więcej czasu spędza w pracy, a on jest z dnia na dzień bardziej sfrustrowany. Za dobrze znał to z opowiadań Grega i nie chciał powielać jego błędów. Chociaż to dzięki nim teraz inspektor jest mężem jedynego na świecie detektywa-konsultanta, co im obu wyszło na zdrowie.

Z zadowoleniem zauważył, że wszystko powinno być gotowe za około 15-20 minut, więc idealnie na czas, gdy Mycroft ma być w domu. Najwyższa pora uśpić dzieci.

Kiedy w końcu mu się to udało, zanim ryż kompletnie się rozgotował, usłyszał dźwięk telefonu. Doskonale wiedział kto i po co dzwoni, ale i tak odebrał.

– Tak?

– Przepraszam kochanie... – zaczął Mycroft.

– ... ale niestety muszę dłużej zostać w pracy. Nie czekaj na mnie – skończyli razem.

John bez słowa się rozłączył i z wściekłości omal nie zaczął rzucać talerzami. Nie usłyszał, jak Mycroft powiedział, że kocha i jego i dzieci.

***

Powoli John zaczynał mieć dość swojego małżeństwa i naprawdę coraz częściej myślał o rozwodzie. Nie chciał zostawiać Mycrofta, cały czas go kochał, ale on albo był poza domem, albo się kłócili, że ciągle siedzi w pracy. Tak się nie da żyć. Gdyby nie Sherlock, który wpadał czasami gdy Greg był zbyt zajęty nudną, według bruneta, sprawą, lekarz już dawno by oszalał. Odwiedziny młodszego Holmesa zawsze oznaczały, że John miał się komu wyżalić, bez względu na to, że detektyw nie miał dla niego żadnej dobrej rady. O dziwo, Sherlock również doskonale radził sobie z dziećmi.

Właśnie teraz Tina i Nico głośno śmiali się z jego min.

– Zacząłem się nawet zastanawiać czy nie powinienem zasugerować mu terapii, nie chcę skończyć jak pierwsza żona Grega. – Sherlock natychmiast zesztywniał. Lekarz pomyślał, że niepotrzebnie wspominał o byłej żonie inspektora.

Detektywem wstrząsnęło tak jednak widmo nagłego zakończenia małżeństwa jego brata z przyjacielem. A do tego jego biedni siostrzeńcy. Nie mógł na to pozwolić.

– Muszę już iść, John – powiedział, zakładając swój płaszcz.

– W tej chwili?

– Tak, mam sprawę.

Z tymi słowami detektyw wyszedł z domu.

To tyle z uspołeczniania, pomyślał John, zamykając za nim drzwi.

***

– Gavin, mamy sprawę – powiedział radośnie, wchodząc do gabinetu męża.

Inspektor jedynie przewrócił oczami. Teraz, gdy wiedział, iż Sherlock zna jego imię nie denerwowało go aż tak bardzo, gdy go nie używał.

– Coś z twojej strony? – Jak bardzo go kochał tak bardzo był zmęczony ciągłym bieganiem za nim. Zanim John nie zaczął bawić się w perfekcyjnego pana domu było dużo łatwiej.

– Nie, tym razem to od mojego brata.

– Znów jakieś zaginione dokumenty?

– Nie. Musimy odnaleźć zaginione uczucie!

***

– Nie, Sherlocku, nie pozwolę ci zabrać dzieci na Baker Street – powiedział Mycroft starając się nie roześmiać z absurdalności tego pomysłu.

– Na twoim miejscu bym się nad tym poważnie zastanowił – odparł niezrażony odpowiedzią brata detektyw, posyłając mu spojrzenie mówiące, że wie coś, czego nie wie polityk. – Będzie tam pani Hudson i Greg.

Obaj mężczyźni przez jakiś czas mierzyli się wzrokiem, aż w końcu starszy z braci się poddał:

– Dobrze, ale musisz się pozbyć wszystkich eksperymentów – powiedział i nie czekając na reakcję brata wrócił do pracy.

Nie musiał dodawać, że jeśli cokolwiek się stanie, zemsta Mycrofta będzie długa i bolesna. Oczywiście nie skrzywdziłby swojego brata, ale zna dużo bardziej skutecznie metody.

***

Podczas, gdy dzieci były na Baker Street, John niechętnie dołączył do Mycrofta na romantycznej kolacji.

Początkowo atmosfera była napięta, a mężczyźni milczeli, jednak po niezgrabnej wymianie zdań, rybie i winie, rozmowa zaczęła być coraz łatwiejsza. Teraz wrócili do domu. Po raz pierwszy od kilku miesięcy cichego i spokojnego.

– Cudowny wieczór, dziękuję kochanie – powiedział Mycroft składając czuły pocałunek na ustach męża.

– Tak, ale jutro znów wrócimy do rzeczywistości, a ty znowu zaszyjesz się w pracy i będziemy się widywać jedynie w większe święta, gdy nie będziesz miał innego wyjścia, bo wszyscy wrócą do domów spędzić czas z rodziną o której posiadaniu ty zapomniałeś!

John powstrzymywał się przez cały wieczór, ale nie potrafił już dłużej, ponieważ Mycroft wciąż zachowywał się tak jak kiedyś, a przecież te czasy dawno minęły.

– Doskonale zdawałeś sobie sprawę z charakteru mojej pracy, a mimo wszystko zgodziłeś się zostać moim mężem i ojcem moich dzieci.

– Obiecałeś mi pomagać, a jedyne co robisz to każesz mi robić zakupy. Zamknąłeś mnie tu jak pieprzoną księżniczkę w wieży!

– Masz dzieci! – Żaden z mężczyzn już nie starał się powstrzymać krzyków.

– Tak jak ty, ale to ja przez ostatnie pół roku jedynie się nimi zajmuję, więc mogłem zapomnieć!

– Przecież sam chciałeś dzieci, a teraz doskonale sobie z nimi radzisz.

– Ty też byś to potrafił, gdyby nie jedyną twoją odmianą od ich przewijania było robienie im mleka!

– Ale... nie potrafię, John. – Nagle Mycroft już nie krzyczał. Teraz wydawał się taki niepewny i wystraszony. – Z nimi nie da się negocjować, podpisywać umów, za to ty jesteś świetnym tatą.

– Przecież zajmowałeś się Sherlockiem w młodości – przypomniał John.

– A teraz on mnie nienawidzi.

– Obaj wiemy, że to nieprawda, tak jak nazywanie się socjopatą.

– Tak się boję, że przeze mnie nasze dzieci zejdą na złą drogę, że was stracę.

– Teraz sam to wszystko oddajesz, za darmo i bez walki. Za parę miesięcy Tina i Nico nie będą cię w ogóle pamiętać... One cię potrzebują, Mycroft... Tak jak ja – dodał po chwili.

– A może tak będzie lepiej?

– Gdzie jest mój Mycroft, który nie pieprzył takich głupot?

– Ja nawet nie potrafię ich nakarmić, raz gdy próbowałem nakarmić Aiglentine omal się nie zakrztusiła, a jak przebierałem Nicolasa i zaczął płakać, uspokoił się dopiero na twoich rękach.

– Dzieci tak mają, zostań na dłużej w domu, bez laptopa na kolanach, a się przekonasz.

– Może lepiej nie, naprawdę mogę zrobić im krzywdę.

John roześmiał się, przez co polityk wyglądał na urażonego.

– Jesteś strasznie głupi jak na geniusza. Ze wszystkim sobie poradzimy, ale musimy być razem. Obiecaj mi, że od teraz będziesz mi mówił o wszystkich swoich wątpliwościach zamiast od nas uciekać, proszę.

– Dobrze. Przepraszam, kochanie – szczerze powiedział polityk zanim pocałował męża.

***

Następnego dnia, gdy Sherlock wraz z Gregiem odwieźli dzieci do domu zastali Mycrofta czytającego grubą książkę o zajmowaniu się dziećmi i wciąż śpiącego Johna.

Polityk po rozmowie z mężem wziął wolny dzień, by pokazać, że jego rodzina naprawdę jest dla niego ważna.

Po przyjeździe brata starszy Holmes chciał obudzić Johna, lecz postanowił, że po tak męczącej nocy powinien jeszcze odpocząć. Sam zajął się dziećmi, wiedząc, że w razie problemów jego mąż cały czas jest obok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro