Lepiej zostać w cieniu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słowem wstępu powiem iż znów zagościił tu Johncroft ( w pewnym sensie) i tym razem jest smutno.
Jak się domyślacie tekst sprawdziła alivepolishfan, która też wymyśliła tytuł, jakby mój był zły "Tu powinienem być tytuł, ale go nie wymyśliłam"

Ludzie niemal zawsze rozpaczają po stracie ukochanej osoby, płaczą, wpadają w depresję, niektórzy nawet całkowicie się staczają. Jednak Mycroft nigdy nie dostał tej szansy, ponieważ stracił osobę, która nigdy nie była jego. Tak więc bez względu na to jak bardzo chciałby płakać, czy zignorować pracę na rzecz szkockiej, ciepłego koca i zimnych lodów, nie mógł tego zrobić. Musiał się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, chociaż wcale nie było.
Właśnie w tej chwili serce Mycrofta rozpadało się na coraz mniejsze kawałki, ponieważ jego największa i jedyna życiowa miłość brała ślub. Lecz nie z nim, a z jego bratem.
Ceremonia już niemal dobiegła końca, za chwilę młodzi panowie po raz pierwszy pocałują się jako małżeństwo, a on razem ze wszystkimi będzie ich głośno oklaskiwał, a następnie jako jeden z pierwszych, jak przystało na drużbę, złoży im gratulacje.
Kto by pomyślał, że lodowiec może się rozpaść za sprawą zwykłego mężczyzny noszącego ciepłe swetry. Oczywiście John Watson nie jest zwykłym mężczyzną. Mycroft zrobiłby wszystko, o co tylko były wojskowy poprosi, a to sprawiało, że na wyciągnięcie ręki miał niemalże nieskończoną potęgę, jednak blondyn nie chciał tego zauważyć.

Ślub się skończył i Mycroft pogratulował najpierw bratu, a następnie Johnowi, teraz już Holmesowi, który przyciągnął go do uścisku przypominając mu ich pierwszy taki gest.

Dzień po pogrzebie brata Mycroft udał się na Baker Street, by zapewnić panią Hudson i doktora, że będzie opłacał część czynszu co najmniej tak długo, jak będzie mieszkał tam Watson.
Rozmowa ze starszą panią była szybka i prosta.
Następnie polityk udał się na górę. Po otwarciu drzwi na 221b zamarł. Watson leżał na kanapie wtulony w płaszcz współlokatora. Mycroft od dawna był zauroczony Johnem, podziwiał to, jaki miał wpływ na jego brata i to, jak świetnie sobie radził po tym, jak z nim zamieszkał. Uważał również, że były wojskowy był niezwykle przystojny. Idealne połączenie męskości i ciepła.
Polityk musiał jednak przerwać swoje rozważania, ponieważ John rzucił się na niego. Mycroft z łatwością złapał nietrzeźwego i zmęczonego cierpieniem i powstrzymywaniem łez mężczyznę za nadgarstki. Wtedy ten zaskoczył go przysuwając się do niego.
– Powiedz, że on wróci, powiedz, że to tylko jakiś okrutny żart – powiedział przez łzy. Wyglądał tak słabo i krucho.
– Niestety on nie wróci – odparł polityk starając się być delikatnym i jednocześnie nie dając mu złudnej nadziei.
– Sam mówiłeś, że może oszukać nawet ciebie. Znajdź go, proszę. – Niemal błagał blondyn.
– Przykro mi John, on nie żyje.
Po tych słowach zapadła cisza przerywana jedynie przytłumionym szlochem lekarza.
Po jakimś czasie, może to była godzina, a może pięć minut, Watson uspokoił się i odsunął od wyższego mężczyzny.
Ten, nie wiedząc, co powinien zrobić, poszedł do kuchni zaparzyć herbatę. W końcu to Anglia. Tutaj herbata zawsze jest dobrym pomysłem.
– Opowiedz mi o nim – poprosił cicho John sięgając po swój kubek.
Mycroft usiadł w fotelu, niegdyś należącym do brata i zaczął swą opowieść od tego jak szczęśliwy był, gdy rodzice powiedzieli mu, że będzie miał rodzeństwo. Gdy doszedł do tego jak Sherlock uczył się chodzić, blondyn już spał, więc uważając, by go nie obudzić, przykrył go kocem i wyszedł.
Od tamtego dnia Mycroft niemal przez pół roku codziennie starał się znaleźć chociaż godzinę, by udać się na Baker Street i pomóc Johnowi uporać się ze stratą.
Czasami, gdy miał wolny wieczór jechał do jego mieszkania z kolacją, wiedząc, że prawdopodobnie jest to jedyny posiłek, jaki lekarz zje w ciągu dnia.
Kilka razy zdarzyło się tak, że przez dwa - trzy dni nie miał czasu i gdy wracał do domu, zawsze najpierw jechał na Baker Street, by sprawdzić stan biednego Watsona.

Do młodych podeszła pani Hudson. W dłoni ściskała chusteczkę, a jej oczy wciąż lśniły od łez.

– Jaka ja jestem szczęśliwa z waszego powodu. Świetnie wybrałeś, John – powiedziała posyłając znaczące spojrzenie w stronę Mycrofta. Chciała być dyskretna, ale wszyscy trzej mężczyźni zauważyli jej wzrok.

– Dziękuje, ale z Mycroftem cały czas jesteśmy tylko przyjaciółmi. Był dla mnie wsparciem w trudnych chwilach.

Polityk jedynie spojrzał na starszą panią z politowaniem. Mógł podejrzewać, że kobieta wie coś o jego uczuciach do Johna, jednak te już nie miały znaczenia. Dziś był dzień celebrowania wzajemnej miłości Johna i Sherlocka. On powinien pozostać w cieniu. Następna w kolejce była panna Hooper, lecz on nie zwracał na nią uwagi.

Gdy po pewnym czasie Mycroft dowiedział się, że jego brat żyje, a cały swój plan początkowo opierał jedynie na pomocy panny Hooper, był zły. Był wściekły, że Sherlock wolał powierzyć swoje życie w ręce młodej patolog, zamiast to jego poprosić o pomoc. Przecież razem wymyśliliby jeszcze lepszy plan, w końcu był mądrzejszy od swojego brata.

Jednak Sherlock postanowił zrobić inaczej. Pojawił się w jego domu kilka miesięcy po swojej “śmierci” prosząc o pomoc, ponieważ nie był przygotowany na to jak trudna będzie walka z siatką Moriarty'ego. Mycroft oczywiście zrobił co mógł, w duszy przeklinając swoją głupotę i to, jak dał się nabrać na kolejną sztuczkę brata.

Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł tego powiedzieć Johnowi. Wiedział, że po powrocie Sherlocka mężczyzna będzie wściekły. Lecz do tego czasu wszystko musi wyglądać normalnie. Niestety, nawet on nie może się cały czas kontrolować, a w obecności Watsona było to jeszcze trudniejsze. Musiał nie tylko udawać, że nie darzy go tak silnym uczuciem, ale też maskować poczucie winy przy każdym kłamstwie i przemilczanej prawdzie, gdy mówił o Sherlocku. To było niemożliwe i tak pewnego dnia, gdy John po raz kolejny zasnął z głową na jego ramieniu, Mycroft pochylił się i najdelikatniej jak potrafił, by go nie obudzić, pocałował go w czoło i wyszeptał: “Kocham cię”, zanim delektując się bliskością ukochanego zasnął.

Stało się tak jeszcze kilka razy. Mycroft zawsze upewniał się, że John śpi i składał mu subtelny pocałunek na czole. Jednak za każdym razem, gdy chciał chociażby zasugerować, by ich relacje stały się bliższe John, jakby miał szósty zmysł, mówił iż nie jest gejem. Zawsze wtedy polityk tłumaczył mu, że wcale nie musi być gejem, by kochać mężczyznę, powtarzał, że nie ma w tym nic złego, a jako przykład pokazywał siebie lub sławnych homoseksualistów. Chciał, by blondyn oswajał się z tym by, gdy nabierze odwagi i siły aby zaprosić go na randkę, miał szansę na zgodę.

Ku uciesze Sherlocka, w końcu ostatnia osoba złożył im życzenia i mogli udać się do stołu. Wbrew pozorom Sherlock chciał w końcu dobrać się do ślubnego tortu.
– Kocham cię, John.
Mycroft odszedł, nie czekając na reakcję drugiego mężczyzny. To było zbyt wiele, nawet dla takiego lodowca jak on.

John bez uprzedzenia zapukał do jego drzwi. Na szczęście tego dnia wcześniej wrócił z pracy. Postanowił w domu przygotować się na jutrzejsze spotkania.
– Wiedziałeś. Jak mogłeś nic mi nie powiedzieć! – krzyknął i bez ostrzeżenia uderzył go pięścią.
Starszy Holmes zachwiał się, lecz od razu wciągnął doktora do domu zamykając drzwi. Potem zadzwonił do ludzi z ochrony. Wiedział, że jeśli ktoś nadgorliwy uzna, że John stanowi dla niego niebezpieczeństwo, może mieć kłopoty.

– O czym mówisz, John?

– Sherlock wrócił. Wszedł do mieszkania, jak gdyby właśnie wrócił ze spaceru i ogłosił iż nie jest martwy.

– Och...
– Wiedziałem, wiedziałem, że mnie okłamałeś. Bawiło cię patrzenie jak cierpię? Przyznaj się! Przyjeżdżałeś do mnie codziennie i podziwiałeś, jak małpę w cyrku. Czy ty w ogóle nie masz uczuć? Nie mogłeś zrobić dla mnie jednej rzeczy, tylko jednej i powiedzieć mi, że Sherlock żyje? A ja miałem cię za przyjaciela...

Mycroft zrobił kilka kroków w tył, aż w końcu oparł się o ścianę. Od tak dawna robił wszystko dla tego człowieka, a on teraz mówi takie straszne rzeczy. Czym sobie na to zasłużył?

– Dowiedziałem się zaledwie parę tygodni temu, mój brat bardziej zaufał pannie Hooper, niż mi. A potem… Potem z każdą spędzoną chwilą w twoim towarzystwie chciałem ci powiedzieć, ale nie mogłem – powiedział z takim bólem w głosie, że John zamilkł w pół słowa, a jego złość natychmiast zniknęła. Ze współczuciem wymalowanym na twarzy podszedł do niego i szepcząc ciche przeprosiny, zaprowadził do salonu.

Niemal całą noc siedzieli rozmawiając o Sherlocku i pijąc nieprzyzwoite ilości szkockiej. To właśnie wtedy Mycroft przyznał, że czuje się zdradzony przez Sherlocka i po raz pierwszy pozwolił sobie być słaby. Mógł to zrobić tylko w ramionach niższego mężczyzny, bo wiedział, że w odróżnieniu od wszystkich innych, zamiast to wykorzystać, John będzie go pocieszać.

Wszyscy byli zdziwieni, że starszy Holmes był drużbą Johna, nie Sherlocka. On wolał inspektora Lestrade. Po raz kolejny wolał innych od swojego brata, który tak wiele oddał dla jego szczęścia. Idąc do swojego miejsca przy głównym stole, zauważył jak Mike Stamford i Angelo sprzeczają się o to, czyją zasługą jest, że ci dwaj są razem. Przez bardzo krótką chwilę miał ochotę przyłączyć się do nich i powiedzieć "ja", ale powstrzymał się i bez słowa minął ich i usiadł po lewej stronie Johna.

Siedzieli na kanapie w domu Mycrofta oglądając Eurowizję i zastanawiając się kto w tym roku wygra. W czasie przerwy między występami, podczas której prowadzący rozmawiali z kolejnymi uczestnikami, John spojrzał na polityka tak, jak zwykle wtedy, gdy miał mu do przekazania jakąś ważną informację. Starszy Holmes dokładnie wiedział co to, od tygodnia z żalem wiedział, że go to czeka.
– Ummm... Mycroft, chciałbym ci powiedzieć, że od tygodnia jesteśmy razem z Sherlockiem. Pewnie już wiesz, na pewno wiesz, w końcu jesteś geniuszem. Ale teraz wiesz już tak oficjalnie.
To dziwne, starszy Holmes doskonale zdawał sobie z tego sprawę, co więcej, wiedział, że obaj mężczyźni w końcu będą razem od dnia, gdy jego brat nagle cudownie wrócił z martwych, jednak gdy usłyszał to od Johna, to zabolało tak bardzo, że przez moment był pewien, że zaraz umrze w swoimi własnym salonie.
– Gratuluję – wydusił w końcu.
– Dzięki. Wydajesz się zdziwiony.
– W końcu zawsze powtarzałeś, że nie jesteś gejem i w ogóle – opowiedział głupio. Już wolał wyjść na idiotę, niż spowodować, że blondyn będzie chociażby przez moment żałował swojej decyzji.
– To dzięki tobie zrozumiałem, że wcale nie muszę być gejem, żeby kochać innego mężczyznę. Wiesz... Gdyby nie ty, nigdy nie udałoby mi się z Sherlockiem. Mówił, że z nim rozmawiałeś na ten temat. To ty nas połączyłeś. Jesteś świetnym przyjacielem i bratem.
– Och. Jestem zaszczycony, że mogłem nauczyć cię czegoś o związkach, pewnie nikt by mnie o to nigdy nie podejrzewał.
– Przesadzasz, jestem pewien, że ty też kogoś znajdziesz, musisz tylko chcieć. W końcu jesteś świetnym wsparciem, zawsze masz w zanadrzu dobrą radę i troszczysz się o bliskich. Patrząc na to z tej strony, może wybrałem złego Holmesa. – Po ostatnich słowach John zaśmiał się cicho.
Po raz pierwszy w swoim dorosłym życiu, Mycroft miał ochotę płakać i krzyczeć, ale zamiast tego powiedział:
– Sherlock będzie dla ciebie dużo lepszy niż ja kiedykolwiek mógłbym być.
John chciał przytulić swojego przyjaciela, lecz Mycroft odsunął się, bojąc się, że nie uda mu się zachować swojej maski.
– Tylko tydzień jesteście razem, a już chcesz innych? Nieładnie John, oj nieładnie. – Nie udało mu się całkowicie ukryć bólu w głosie, lecz Watson albo tego nie zauważył, albo wspaniałomyślnie postanowił zignorować.

– Teraz będzie zawodniczka z Wielkiej Brytanii. – Mycroft wskazał telewizor i wszystko pozornie wróciło do normy.

Wszyscy zajęli swoje miejsca i przyszedł czas na przemówienia. Mycroft wolał być pierwszy, jego tekst był krótki i chciał mieć to już za sobą, więc wstał i zaczął mówić o swej niespełnionej miłości i najdroższym braciszku.
– John Watson, chociaż już teraz Holmes, jest najlepszym, co spotkało zarówno mojego braciszka, jak i mnie. Jest spokojny i sympatyczny, ale to nikogo nie powinno zmylić. Potrafi też być stanowczy i niebezpieczny, zwłaszcza, gdy chodzi o bliskich.
Natomiast Sherlock mimo swoich wielu wad ma jedną, bezsprzeczną zaletę. Zrobi dla ciebie wszystko, John.
Odkąd się pojawiłeś, stał się o wiele lepszym człowiekiem. Dokładnie tak, jak ty. Obaj idealnie się dopełniacie, jesteście dla siebie stworzeni. Dlatego właśnie z tego miejsca składam wam obu przysięgę, że cokolwiek się stanie, zawsze postaram wam się pomóc i sprawić, by już nikt nigdy nie mógł was rozdzielić – skończył i wzniósł toast za zdrowie młodej pary.
Jego serce mogło już na zawsze pozostać w gruzach, jednak najważniejsze było to, że i John i Sherlock, czyli dwie najważniejsze osoby w jego życiu, są szczęśliwe. On jak zwyke pozostanie w cieniu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro