Wujek Myc 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli ktoś zastanawiał się dlaczego John jest takim capem w poprzednich częściach tutaj jest wyjaśnienie.

Cudowna bleha24 nie tylko dzielnie znosiła moje ciągłe " nie potrafię, zabierz to ode mnie, w sumie to można ich wszystkich pozabijać" przez cały czas powstawania to jeszcze z własnej woli poprawiła wszystkie błędy by ludziom czytało się lepiej.  Skąd u niej tyle cierpliwości, nie wiem. 


Przez całą noc Mycroft nie zmrużył oka, ciągle zastanawiał się nad tym jak nazwała go Rosie. W końcu, by nie marnować czasu, postanowił chwilę popracować czekając na powrót Watsona.
Gdy kilka godzin później skończył już wypełniać dokumenty i siedział w kuchni z filiżanką w dłoni, John wrócił z pracy. Jak zwykle, po nocnym dyżurze, najpierw skierował się do kuchni by wypić kawę.
– Dzień dobry kochanie – powiedział Mycroft, nalewając mu gorącego napoju do ulubionego kubka.
– Nie śpisz już? – spytał zdziwiony lekarz. Przecież było dopiero po 6 rano. W wolny dzień jego partner nigdy nie budzi się tak wcześnie.
– Rosie powiedziała coś o czym nie mogę przestać myśleć. Nic jej nie jest – dodał, widząc jak drugi mężczyzna staje się zaniepokojony.
– A więc o co chodzi? – dopytał blondyn ziewając.
– To może poczekać, aż wstaniesz. Teraz powinieneś odpocząć.
– Świetnie, bo jestem naprawdę padnięty.
– Rosie jest w naszym łóżku, pościelić ci w innym pokoju?
– Nie ma potrzeby, ale jak wstanę będziesz musiał mi to wytłumaczyć – odparł John i według polityka brzmiało to jak groźba. Nie wiedział co powiedzieć więc jedynie przytaknął.
Po chwili ciszy Watson poszedł do sypialni nie oferując partnerowi nawet uśmiechu, a
Mycroft zastanawiał się dlaczego wszystkie rozmowy, które związane są z córka Watsona tak na niego działają.
Po kilkunastu minutach usłyszał cichy szloch dochodzące z sypialni. Nie chcąc, by John się obudził, szybko poszedł uspokoić dziewczynkę.
– Co się stało, kochana? Kolejny koszmar? – zapytał uspokajającym tonem biorąc małą na ręce.
Rosie jedynie wtuliła się w niego mocząc jego koszulę.
– Spokojnie, już jestem i nic ci się nie może stać, obiecuję. A teraz pójdziemy do twojego pokoju, dobrze? Twój tata musi odpocząć, młoda damo. Jeśli to cię uspokoi więcej nie będziemy oglądać już Shreka albo pokażę ci centrum ochrony, tam... – mówił cicho wychodząc z sypialni.
Był, jak to często się zdarzało, w pełni skupiony na trzymanym w ramionach małym skarbie i nie zauważył, że John patrzy w ich stronę sennym wzrokiem.
Zazwyczaj Mycroft nie pokazywał się z tej strony, przynajmniej nie w jego obecności. Blondyn nigdy nie widział, by jego partner kiedykolwiek pocieszał Rosie, zazwyczaj czekał, aż podejdzie, ponieważ zawsze był w pobliżu, gdy polityk bawił się z jego córką. Jedynie przez kilka dni po tym jak się wprowadzili, lecz nawet wtedy nie szło mu tak dobrze. Watson nie mógł zrozumieć jak w jego obecności Holmes może zdobyć się jedynie na niezbyt udolne próby zabawienia dziewczynki, a gdy myśli, że go nie widzi być tak troskliwy.

– Jestem kretynem – jęknął, gdy zdał sobie sprawę dlaczego jego partner taki był.
Bez Mary, która nie miała oporów, by wytykać mu błędy sam przestał je zauważać. Nie zdawał sobie sprawy, że swoim zachowaniem krzywdzi i Mycrofta i Rosie. Jego ciągłe pretensje w związku z zachowaniem mężczyzny wobec małej spowodowały, że ten teraz obawiał się zrobić cokolwiek.
Nagle przeszła mu ochota na sen, musiał natychmiast przeprosić Mycrofta i mieć nadzieję, że ten mu wybaczy.

Gdy był już nieopodal pokoju córeczki usłyszał rozmowę polityka z Rosie i, mimo że nie powinien, zaczął się jej przysłuchiwać.


***

– Opowiedz mi bajkę – powiedziała, układając się wygodniej w łóżku.

– Znowu?

– Tej wczoraj nie skończyłeś – powiedziała oskarżycielsko.

– Skończyłem, tylko ty wcześniej zasnęłaś – odparł, decydując się na małe kłamstwo.

– To możesz powiedzieć ją jeszcze raz.

Mądra z niej dziewczynka, idealnie wpasowuje się do rodziny Holmesów.

– Dobrze, co pamiętasz?

– Konia z parasolką.

Mycroft uśmiechnął się do siebie i zaczął kontynuować opowieść. Gdy skończył Rosie jeszcze nie spała, lecz była tego bliska.

– Kolorowych snów – powiedział.

– Dobranoc tato – opowiedziała dziewczynka.
– Nie możesz tak do mnie mówić – powiedział Mycroft. To było straszne patrzeć jak jej oczy robią smutne. Naprawdę chciał być jej tatą, odkąd zaczął spędzać z nią więcej czasu pokochał małą tak, jak kocha jej ojca. Właśnie dlatego nie mógł jej na to pozwolić. - Przynajmniej nie na razie – dodał. – Nie wiem czy twojemu tacie by się spodobał ten pomysł. Zapytamy go jak odpocznie, dobrze? A teraz ty też powinnaś spać.

– Cały czas to mówisz, czemu?

– Bo zależy mi na jego zdaniu to twój tata i kocham go. Nie chcę by był na mnie zły – nikomu nie powiedziałby tak wiele jak jej, ale wiedział, że ona na pewno nigdy nie wykorzysta tego przeciwko niemu.
Mała najwyraźniej była zadowolona z tej odpowiedzi, ponieważ tylko pokiwała głową i zamknęła oczy.
– Dobranoc, młoda damo – powiedział Mycroft składając miękki pocałunek na jej czole. Przyglądał się jej chwilę znów wyobrażając sobie jak cudownie by było móc nazywać ją swoją córką. Widział jednak, że John raczej jeszcze przez długi czas się na to nie zgodzi.

Wychodząc omal nie wpadł na blondyna.

– Podsłuchiwałeś? – zapytał.

– Słuchałem, w końcu rozmawiałeś z moją córką. – John próbował się bronić, lecz od razu, gdy to powiedział, pożałował swoich słów. Miał przeprosić swojego chłopaka, a zamiast tego powiela swoje błędny.

– Bez względu na to jak bardzo mi nie ufasz, kocham ją i nie zrobiłbym jej nic złego, John – powiedział odchodząc, by mała ich nie usłyszała. Zabolał go ten rażący brak zaufania.

– Nie, przepraszam, ufam Ci – odparł blondyn podążając za politykiem. – Tylko, że Rosie straciła matkę...

– Myślisz, że tego nie wiem? – przerwał mu. – Od czasu, kiedy pozwoliłeś mi wejść, również do jej życia, staram się robić wszystko, by mała aż tak bardzo tego nie odczuła. Wiem, że nigdy nie będę bliski bycia chociażby jej substytutem, ale nie mogę znów zawieść. Sherlock też stracił bliską osobę, powinienem mu pomóc, a teraz mnie nienawidzi – Mycroft nie chciał się przystać do swoich słabości, ale nie mógł już dłużej się powstrzymywać, a teraz poczuł się lepiej.

– Myślałem, że nie chcesz, że opiekujesz się nią jedynie ze względu na mnie, tak mi przykro.

– Nie, jest tak samo cudowna jak jej ojciec, nie da się jej nie kochać. – Mówienie o uczuciach nigdy nie było dla niego proste, jednak w zaistniałej sytuacji to było jedyne właściwe wyjście.

– Słyszałem, jak nazywa cię tatą.

– Tak – odparł uśmiechając się na samo wspomnienie tej wspaniałej chwili. – Ale kazałem jej najpierw zapytać ciebie.

– Jeśli chcecie nie mogę wam tego zabronić.

– Naprawdę? – spytał polityk z niedowierzaniem.

– Oczywiście, przecież po ślubie będziesz jej ojcem.

– Ślubem? Starasz mi się oświadczyć? – Mycroft rzadko bywał aż tak często zaskakiwany, nawet przez Watsona.

– Jeśli tylko będziesz nas chciał – powiedział nagle niepewny blondyn.

– Nie wiem, nie ma pierścionka ukrytego w winnie, nie uklęknąłeś... – drażnił się z nim polityk. Lecz wyraz twarzy Johna skutecznie go zniechęcił. Mężczyzna wyglądał na zranionego jego słowami. – Tak. – powiedział całując ukochanego. – Chociaż powinniśmy zapytać Rosie co o tym myśli – dodał po chwili.

– Jak wstanie, na razie skorzystajmy z okazji, że śpi – odpowiedział John kierując ich do sypialni.

Mężczyźni odpoczywali w łóżku, gdy dziewczynka do nich przybiegła.

Jej pisk, gdy dowiedziała się, że nie tylko może nazywać Mycrofta tatą, a będzie nim naprawdę aż ogłuszył mężczyzn. Rosie od razu zaczęła planować ich ceremonię.

– I przyjedziecie na koniach – stwierdziła nagle.

Mężczyźni popatrzyli na siebie i bez słowa ustalili, że najwyższa pora jej przerwać.

– Może powinniśmy zapisać cię na zajęcia z jazdy konnej? – zasugerował Mycroft.

– Jeśli będziesz ją tam zabierał. Wiesz jaki mam stosunek do koni – odpowiedział lekarz.

– Boisz się koników? – zapytała zdziwiona Rosie.

Mężczyzna niechętnie skinął głową i jego córka zaczęła się śmiać. Gdy się uspokoiła spojrzała na Mycrofta błagalnym wzrokiem.

– Możemy iść już dzisiaj?

– Zaraz po śniadaniu – powiedział, spoglądając pytająco na Johna, lecz ten jedynie przytaknął.

– W takim razie muszę zadzwonić.

Watson zabrał córkę do kuchni, by polityk mógł bez problemu porozmawiać.

– Do zobaczenia jutro, szefie. Miłego dnia z rodziną – powiedziała Anthea rozłączając się.

Mycroft jeszcze przez chwilę stał z telefonem przy uchu uświadamiając sobie, że ma rację. W końcu miał rodzinę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro