Wujek Myc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mycroft opiekuje się dzieckiem Johna.
Im więcej ff piszę, tym bardziej przekonuję się do tego, że fakt iż zaplanowałam koniec to nie znaczy, że on taki będzie. Ten tekst też miał się skończyć inaczej, ale teraz chyba nie jest źle.
Sprawdziła alivepolishfan, wszystkie ewentualne błędy to jej wina.

Zaskoczona Anthea obserwowała jak jej szef wchodzi do jej gabinetu z nosidełkiem i torbą przewieszoną przez ramię. Nazwać ten widok niecodziennym to ogromne niedopowiedzenie. To było tak wyjątkowe jak żyrafy zjadające mięso żubra na Antarktydzie.

– Dzień dobry, szefie – powitała go starając się nie gapić.

– Witaj, odwołaj moje wszystkie spotkania, które nie są wyjątkowo pilne. Dziś muszę opiekować się Rosamundą, więc nie mogę opuszczać biura.

– Czyli dziś będziesz miał tylko spotkanie z panem Parkerem – odpowiedziała nie podnosząc głowy znad monitora. – Mam się nią zająć? – zapytała po chwili wskazując na dziecko.

– Nie, skoro Sherlock sobie z nią radzi to ja też nie powinienem mieć problemów.

– Czyli o to chodzi, chcesz być lepszy niż twój brat?

– Nonsens, John jest chory i powinien mieć czas, by zregenerować siły. Ważne też, by nie zaraził córki.

– I ty postanowiłeś dziś zostać nianią?

– Muszę umieć zajmować się dzieckiem partnera, tym bardziej jeśli chcę go poprosić, by ze mną zamieszkał.

Rozmawiali o tym już wcześniej, gdy Mycroft kazał jej dorobić klucze do domu i upewnić się, że John bez problemu będzie mógł swobodnie się tam dostać. Jego ochrona potrafi być czasem nadgorliwa i nie chciał by jego ukochany się o tym przekonał na własnej skórze.

Gdy Mycroft miał już wchodzić do swojego biura Rosie obudziła się i zaczęła płakać. Polityk stanął nie do końca wiedząc co zrobił nie tak. Zajęło mu to kilka sekund, lecz zdołał sobie przypomnieć, że tak małe dzieci płaczą z wielu powodów. Odstawił torbę i nosidełko w róg gabinetu i wyjął z niego dziecko.

– Co jest nie tak? Chcesz jeść? – zapytał ją, na co stojąca w drzwiach Anthea parsknęła.

– Obawiam się, że ci nie odpowie.

– Tak, ale mimo to powinno się mówić do dzieci. A teraz przygotuj jej mleko. Wszystko jest w torbie.

W czasie gdy kobieta przygotowywała jedzenie Mycroft starał się uspokoić dziecko. Trochę się zagrzał, ale dość szybko mu się to udało. Zdjął marynarkę starając się nie upuścić trzymanego w rękach zawiniątka. Co prawda zajmował się młodszym rodzeństwem, lecz to było tak dawno, że nie był już do końca pewien swoich zdolności. Zazwyczaj gdy spotykali się z Johnem jego córka była pod opieką pani Hudson lub panny Hooper, dziś jednak żadna z nich nie miała czasu się nią zająć i gdy blondyn wspomniał coś o Sherlocku, Mycroft sam zaproponował, że zajmie się Rosie.

Gdy jedzenie było już gotowe, polityk osobiście sprawdził czy nie jest zbyt gorące i zaczął ją karmić.

Początkowo wszystko szło dobrze, aż w pewnej chwili mała wypluła smoczek i przy okazji część jedzenia na koszulę polityka.

Mężczyzna powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś nieodpowiedniego do ucha dziecka. Nie chciał być odpowiedzialny za demoralizację nieletniej, ponadto obawiał się, że jego brat już jej to zapewnił.

Anthea znów stała w drzwiach z szerokim uśmiechem. Posłał jej groźne spojrzenie na co  nieznacznie się skuliła.

– Zabierz ją ode mnie bym mógł... – nie dokończył, ponieważ dziecko zaczęło płakać, wyraźnie znów domagając się jedzenia.

Mycroft wziął jeden głęboki wdech, uspokoił się, odepchnął wstręt do swojej koszuli i kontynuował karmienie. Chciał by to dziecko w końcu zamilkło. To jednak okazało się nie być takie proste, ponieważ zaraz po tym jak skończyła jeść, znów zaczęła płakać. Z lekkim wstydem polityk zauważył, że nie działa na nią ani groźne spojrzenie, ani nawet polecenie bycia cicho. Po kolejnym kwadransie okazało się, że tego małego potwora uspokaja jego śpiew. I tak przez kolejną godzinę wyśpiewywał swojej asystentce treść listu do pani premier i oficjalny komunikat w którym Wielka Brytanii potępiała zachowanie czeczeńskich władz. To było upokarzające jednak Rosie była cicho, a praca posuwała się naprzód. Później okazało się, że nawet to nie pomaga a na domiar złego, ku swojemu przerażeniu, Mycroft poczuł nieprzyjemny zapach z dolnej części dziecka. Spojrzał znacząco na Antheę.

– O nie, nie! Płacisz mi zdecydowanie zbyt mało bym to zrobiła.

– To kobieta, a raczej w przyszłości nią będzie, nie mogę oglądać jej narządów płciowych.

– To dziecko, Mycroft i co więcej, sam chciałeś się nim opiekować.

Zrezygnowany polityk sięgnął po przedmioty niezbędne do jej przebrania.

– Przypomnij mi jeszcze raz czemu ja się na to zgodziłem – poprosił Mycroft starając się zmienić pampersa ciągle odpełzającej od niego Rosie.

– Bo chciałeś udowodnić Johnowi, że potrafisz zająć się małą lepiej niż Sherlock, a przy okazji pozwolić mu zdrowieć w spokoju. – Anthea starała się nie uśmiechać zbyt szeroko widząc swojego szefa, niemal pokonanego przez kilkumiesięczne dziecko.

– Nie mogłabyś ty tego zrobić? – zapytał ponownie polityk.

– Oczywiście, że mogłabym, ale to ty masz być jej ulubionym wujkiem Mycem – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Jego spojrzenie było warte nawet możliwej utraty pracy.

– Wracaj do pracy, nie płacę ci za patrzenie na mnie – warknął.

– Zrobię to zaraz po tym jak zdejmiesz ją z mojego biurka, szefie.

– Pracuj na telefonie.

Anthea bez słowa sprzeciwu wykonała polecenie, jednak korzystając z okazji ukradkiem zrobiła zdjęcie i wysłała je Johnowi. Przedstawiało ono Mycrofta bez marynarki z podwiniętymi rękawami koszuli i rozluźnionym krawatem. Mężczyzna pochylał się nad Rosie z widocznym na twarzy zamyśleniem, starając się zdecydować gdzie jest przód pieluszki.

Watson odpisał niemalże od razu.

Jak uroczo, za każde kolejne zdjęcie płacę w złocie ;)

Byłem przekonany, że Mycroft wynajmie jakąś nianię do Rosie.

Nie, podszedł do tego bardzo poważnie, chce być ulubionym wujkiem małej.  Anthea.

Będzie go uwielbiała jak ja.

Kobieta uśmiechała się czytając tę wiadomość. Początkowo bardzo nie chciała, by jej szef wiązał się z najlepszym przyjacielem swojego brata, ale okazało się, że to jedna z najlepszych jego decyzji. Nie dość, że John sprawiał, że był widocznie szczęśliwszy to jeszcze pogodził obu braci.

– Mam nadzieję, że to nie raport na temat nieprzestrzegania praw człowieka w Czeczeni tak cię rozbawił. – Mycroft patrzył na nią z już przebraną dziewczynką na rękach.

– Nie, sir. To John chciał wiedzieć jak sobie radzisz – skłamała płynnie kobieta. Mężczyzna nie potrafił być zły na swojego partnera, a Anthea czasami to wykorzystywała. W końcu odkąd zaczęli się spotykać miała o wiele więcej pracy, mogła mieć też jakieś korzyści.

– Przekaż mu, że nie musi się martwić bo znakomicie sobie radzimy, prawda? – zwrócił się do Rosie. – A teraz zabieram małą Rosamundę do swojego gabinetu, mam dla niej bardzo rozwijającą grę, a ty zajmij się pracą – powiedział znikając za drzwiami.

Po półtorej godziny Anthea zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do gabinetu szefa. Zastała go na czworakach ganiającego głośno śmiejąca się Rosie. Pamiętając o Johnie, zrobiła dla niego zdjęcie, a potem odchrząknęła i dopiero wtedy Holmes zwrócił na nią uwagę.

– Tak? – zapytał wstając i podnosząc dziewczynkę. Ta zaczęła się jeszcze głośniej śmiać, a gdy już się uspokoiła wtuliła się w swojego opiekuna walcząc z zamykającymi się oczami.

– Za kwadrans masz spotkanie z panem Parkerem, mogę w tym czasie zająć się Rosie – zaproponowała obserwując jak jej szef przybiera swoją maskę i znów staje się zimnym politykiem. Nawet mimo swojego stroju i potarganych włosów.

– Oczywiście, zdaje się, że panna Watson ma ochotę na sen. Uśpij ją, a w tym czasie ja się przygotuję. – Mężczyzna niechętnie oddał córkę swojego partnera w jej ręce, tym bardziej, że dziewczynka skrzywiła się, gdy ją od siebie odsunął.

– Jeśli będzie mnie potrzebowała, nie wahaj się przerwać mojego spotkania.

Anthea jedynie skinęła głową i wyszła. Mycroft poczuł lekki strach tracąc z oczu Rosie, ale zignorował go, ponieważ kobieta wielokrotnie udowodniła swoją lojalność.

Dopiero gdy Parker był w jego gabinecie zauważył, że zostało tam nosidełko Rosie. Oczywiście jego rozmówca również je zauważył. Przez chwilę ze zdziwieniem patrzył to na nie to na Holmesa.

– Każesz sobie przynosić niewinne istoty na pożarcie? – starał się zażartować.

Mycroft spojrzał na niego z dezaprobatą, dając mu do zrozumienia co myśli o jego poczuciu humoru i przelotnie zastanawiał się, która cela w Sherrinford byłaby dla niego najlepsza.

– Nie, to własność córki mojego partnera.

– Partnera? – zapytał Parker szczerze zdumiony.

"2 piętro, sekcja C" – zdecydował Mycroft.

– Tak, aczkolwiek jestem pewien, że nie spotkaliśmy się tutaj by rozmawiać na temat mojego życia prywatnego – powiedział chcąc by ten ignorant po prostu wyszedł i przysłał kogoś mądrzejszego. A do tego czasu on mógłby dalej bawić się z Rosie.

– Oczywiście, przepraszam.

Mężczyźni rozmawiali jeszcze jakiś czas, Mycroft cały czas był rozproszony Rosie, lecz był także pewien, że pan Parker tego nie zauważył. Kretyn. Gdy w końcu wyszedł, polityk odetchnął z ulgą i po upewnieniu się, że jego mała dziewczynka dalej śpi zaczął wypełniać dokumenty. Gdy obudziła się Rosie, odłożył je i postanowił, że najwyższy czas wracać do Johna.

Ta myśl spowodowała, że poczuł przyjemne ciepło w sercu. Chciał, by mogło być tak codziennie. Nagle poczuł ogromną potrzebę co wieczornego całowania Rosie w czoło na dobranoc, a Johna w usta, a także zasypiania w jego ramionach.

Zapragnął by John nie tylko z nim zamieszkał, ale by został jego mężem i by wspólnie mogli wychowywać Rosie

Chciał słyszeć jak mała mówi pierwsze słowo, robi pierwszy krok i chciał dzielić się radością z Johnem.

Zabawne, że zaledwie kilka godzin temu to dziecko irytowało go tak bardzo, że gdyby nie była to córka Johna, pozbyłby się go bez żalu, a teraz z trudem przyjmuje, że jutro będzie musiał ją zostawić i iść do pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro