Wujek Myc 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już ostatnia część tej serii. Szkoda już się żegnać z tą Rosie i jej rodzicami, ale może następny ff będzie lepszy? Kto wie...
Również ta część została sprawdzona przez bleha24 za co dziękuję.

Mycroft dopiero wysiadał z auta, gdy Rosie była już w połowie drogi do padoku, gdzie biegało kilka kucyków.
Nagle odwróciła się zaskoczona, że nikt za nią nie idzie.
– Szybciej tato – zawołała. – Chcę już do koników.
Rosie nazwała go tatą już po raz ósmy, lecz wciąż wywoływało to przyjemne ciepło na jego sercu i wątpił, by kiedykolwiek mogło się to zmienić.

– Już idę, niestety nie jestem aż tak szybki jak ty, moja droga.

Naprawdę ciężko było za nią nadążyć, gdy tak jak teraz, przepełniała ją energia.

Gdy Holmes dołączył do podziwiającej konie dziewczynki, podeszła do nich instruktorka.

– Chce pan zapisać do nas córkę? – zapytała.

– Właściwie to już to zrobiłem, Mycroft Holmes.

Kobieta wyprostowała się i wyraźnie zestresowała. Polityk pomyślał, że najwyraźniej będzie musiał znów porozmawiać z Antheą na temat zastraszania rozmówców jego osobą. Teraz był tatą, nie mógł już aż tak jawnie budzić strachu, przynajmniej przy Rosie.

– Przepraszam, że musiał pan czekać, panie Holmes. Jeśli pan pozwoli zabiorę teraz pana córkę do środka, by mogła się przygotować. Musi założyć odpowiedni strój i kask.

– Oczywiście, bezpieczeństwo przede wszystkim.

Mycroft zwalczył chęć pójścia razem z nimi, powinien okazać obsłudze chociaż minimum zaufania. Cały ośrodek jak i jego pracownicy już i tak zostali dokładnie sprawdzeni przez jego ludzi.

Kiedy Rosie, cała i zdrowa, wróciła w kupionym w drodze do ośrodka stroju, instruktorka zaproponowała, że będzie prowadziła konia na którym mała usiądzie. O dziwio, Rosie była przerażona tą perspektywą.

– Przecież sama chciałaś, tak bardzo się cieszyłaś z tego, że tu będziemy – próbował przekonać ją Mycroft.

– Już nie chcę – odpowiedziała niemal płacząc.

– Może spróbuj chociaż przez chwilkę, a jeśli ci się nie spodoba to wrócimy do domu, dobrze?

Dziewczynka nie wyglądała na przekonaną, jednak powoli i z namysłem przytaknęła.

Niestety jazda na koniu małej Watson się nie spodobała. Być może jednak była bardziej podobna do taty niż Mycroft podejrzewał.

– A teraz możemy już wrócić do domu? – zapytała, gdy bezpiecznie stała na ziemi.

– Jak tylko pani sobie życzy – odrzekł polityk z uśmiechem.

Jednak w głębi nie był aż tak zadowolony. Podejrzewał, że nawet mimo porannej rozmowy, John będzie na niego zły za to, że jego córce nie spodobała się wizyta w stajni. To nie była jego wina, jednak Watson prawdopodobnie w ogóle nie weźmie tego pod uwagę.

– Chociaż mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie – dodał, gdy byli już w aucie.

***

Wrócili do domu akurat, gdy John skończył gotować obiad.

– Idźcie umyć ręce, a ja wam nałożę, jak typowa kura domowa – powiedział zamiast przywitania.

– Nam również miło cię znowu widzieć, kochanie – odparł polityk całując partnera. – I nie miałbym nic przeciwko mieć taki widok po powrocie do domu częściej.

– Mnie przy garach? – zdziwił się blondyn.

– Ciebie w domu, cokolwiek byś robił, nie ważne czy gotującego czy zajmującego się dziećmi. Po prostu bezpiecznego i zmieniającego te puste pokoje w dom – wyjaśnił Mycroft przyciągnąć ukochanego bliżej, by móc go namiętnie pocałować.

– Tak reagujesz na konie? – John uniósł brwi wyczuwając erekcję drugiego mężczyzny.

– To ty, tylko ty – odparł polityk odpinając guzik przy spodniach Watsona.

Ten wpił się w usta partnera jakby był to jedyny sposób na uratowanie ludzkości, jedyna istotna rzecz na całym świecie.

Jego dłonie powędrowały pod koszulę Mycrofta, łapczywie dotykając każdy dostępny stawek jego gorącej skóry.

– To co dziś na obiad? – przerwała im niczego nieświadoma córeczka.

Kochankowie pospiesznie się od siebie odsunęli i dziękowali wszelkim bogom za wyspę kuchenną zasłaniającą to, czego Rosie nigdy nie powinna zobaczyć.

– Tak, tak, już nakładamy, poczekaj na nas w jadalni, kochanie – powiedział Mycroft starając się opanować oddech.

Dziewczynka zmierzyła ich badawczym wzrokiem.

– Nie wolno tego robić – zawyrokowała w końcu zadowolona, że chociaż raz to ona może upomnieć rodziców.

Para spojrzała na siebie zastanawiając się co takiego mogła zauważyć.

– Czego? – zapytał w końcu John.

– Eksperymentów.

Gdy wciąż nie rozumieli wytłumaczyła im, że gdy kiedyś była u wujka Sherlocka i ten też stał w kuchni cały czerwony i z potarganymi włosami obiecała mu, że nie powie nikomu o tym, że robił przy niej eksperymenty.

John był zły, lecz ostatecznie zgodził się nie wszczynać kłótni z młodszym Holmesem.

Podczas posiłku Rosie z przejęciem opowiadała tacie poranną wizytę. Gdy doszła do tego co jej się nie podobało, Holmes bacznie obserwował reakcję drugiego mężczyzny, lecz nie zauważył nic niepokojącego.

– Może jednak spróbujesz jeszcze raz? – zapytał John po wysłuchaniu całej historii.

– Nie, ale chciałabym zwierzątko.

– Hmm… Myślałaś już nad jakimś?

– Tak, chcę indyka!

Obaj mężczyźni musieli powstrzymywać śmiech. Blondynowi wychodziło to dużo gorzej więc zebrał talerze i uciekł do kuchni.

Kiedy po chwili Watson wciąż nie wracał, a Rosie zajęła się rysowaniem indyków, Mycroft zdecydował, że jest to odpowiedni moment na rozmowę z partnerem.

– Nie jesteś na mnie zły – na wpół zapytał na wpół stwierdził stając w progu kuchni tak, aby z łatwością obserwować dziecko.

– Nie mam powodu. Chyba, że masz na myśli wciąż zepsutą zmywarkę – odpowiedział John zmywając naczynia.

– Nie, ale zaraz to załatwię. – Holmes wyciągnął telefon i wysłał wiadomość do asystentki. – Miałem na myśli sytuację z Rosie.

– Nie, skąd mogłeś wiedzieć, że tego nie polubi?

– Nie byłeś taki wyrozumiały wcześniej.

– Nie, za co jeszcze raz przepraszam.

Mycroft już nic nie powiedział. Były wojskowy w ciszy skończył zmywać i wytarł ręce, po czym podszedł do partnera.

– Naprawdę mi przykro, że tak się zachowywałem.

– Masz ochotę na spacer? – zapytał nagle polityk.

Watson, mimo, że nieco zdezorientowany zgodził się bez wahania.

– W takim razie pójdę przygotować Rosie – odparł Holmes wychodząc.

– Wszystko jest tak jak planowaliśmy, za chwilę wychodzimy – wyszeptał do córki

Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko i pobiegła do swojego pokoju.

***

Po kilkunastu minutach chodzili już po pobliskim lasku. Rosie uwielbiała zbierać w nim kwiaty, a czasami nawet szyszki. Teraz jednak nie zostawiała rodziców na krok. Widać było, że na coś czeka.

– Już? – zapytała zniecierpliwiona.

– Nie, musisz wytrzymać jeszcze chwilę – odpowiedział Mycroft. On też chciał mieć to już za sobą, jednak wciąż zdawało mu się, że to jeszcze nie ten moment.
– Co takiego? – dopytywał zaciekawiony blondyn. Już od ich powrotu ze stajni podejrzewał, że ta dwójka coś przed nim ukrywa.

– Pewnie chce już wracać do domu – szybko odpowiedział polityk.

– Nie – zaczęła dziewczynka głosem, który wskazywał, że w tej chwili uważa go za bardzo głupiego. – Przecież miałeś się oświadczyć, chcę zobaczyć czy tacie spodoba się pierścionek, który wybrałam.

Mycroft miał ochotę uderzać głową w najbliższe drzewo, okazało się, że źle ocenił zdolność dziewczynki do utrzymania tajemnicy i jego misterny plan wziął w łeb. Jednak przedstawienie musi trwać. Polityk szybko się opanował, wyjął pudełeczko z kieszeni i uklęknął przed Johnem, który spoglądał na niego w ogromnym szoku.

– Czy ty, Johnie Watsonie, zechcesz zrobić mi tę przyjemność i zostać moim mężem? – zapytał.

– Tak, tak, tak – odpowiedział lekarz. – Nie musiałeś w ogóle pytać.

Rosie znów krzyknęła skutecznie zagłuszając odpowiedź Mycrofta i płosząc ptaki.

– Czy skoro już będzie ślub to będę miała rodzeństwo? – zapytała, gdy zdołała się już uspokoić.

Holmes już od dawna o tym myślał i, mimo iż nigdy nie rozmawiał o tym z partnerem, doskonale znał jego zdanie.

– Oczywiście – odparł, co ich córeczka uczciła jedynym w swoim rodzaju tańcem radości.

– Ja chciałabym dwóch braci i siostrę.

Nikt nie zdążył zareagować, gdyż nagle z nieba zaczął lać rzęsisty deszcz.

– Twój taniec chyba wywołał deszcz – zażartował blondyn w stronę dziecka.

Spowodowało to, że dziewczynka była jeszcze bardziej nim zachwycona.

Mycroft zrozumiał, że w momencie gdy jest ona najbardziej potrzebna zapomniał swojej parasolki.

Jednak, jak się okazało wcale nie była potrzebna, bo jego narzeczony zadecydował, że ścigają się do domu. Co oczywiste, mężczyźni pozwolili wygrać córce, lecz jej radość okupiona była tym, że wszyscy przemokli do suchej nitki.

– Zasłużyliśmy na gorąca czekoladę, i to z piankami – zadecydował John, gdy byli wysuszeni i przebrani.

Już po chwili siedzieli przytuleni na kanapie popijając rozgrzewający napój i oglądając bajkę.

I, mimo że nie była to sytuacja jaką Mycroft kiedykolwiek sobie wyobrażał, nie zamieniłby jej na żadną inną… Może poza ilością dzieci, lecz to zupełnie inna historia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro