Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomyślałam: Jakże w Soul Society jest cudownie... Tyle dobrego, a tak mało złego. Siedzę na dachu Spirit Academy i zastanawiam się do czyjego oddziału trafię. Mam skrytą nadzieję, że wybierze mnie Ukitake - taichou, albo Aizen - taichou... Boję się, że trafię do składu Zarakiego - taichou, albo kapitana Gin'a...

Tak skrycie i szczerze mówiąc, to jego boję się najbardziej... Te jego oczy... Przyszli kapitanowie, więc zawołali nas do szeregu...

Cała drżę, ze strachu, jak i również z podniecenia...

Stoimy już wszyscy w auli... Ja oczywiście koło mojego Ananaska!

Renji się wkurza kiedy wołam na niego "Ananas". Wielbię wtedy jego minę....

Nasze szepty uciszyło nadejście 13 kapitanów... Wszyscy stanęliśmy na baczność i przywitaliśmy się... Renji trafił do Aizena. Moja dobra znajoma Yukino trafiła do składu Gina Ichimaru... I tak po kolei. Wszyscy, oprócz mnie....Jak zwykle. Tylko jeden kapitan od kilku lat nie wybrał nikogo do składu, a jest nim Kenpachi Zaraki. Dziś też nikogo nie wybrał.

Wróciłam do siebie na górę... i zaczęłam płakać. Czy jestem aż tak beznadziejnym shinigamim, że nikt mnie nie wybiera od trzech lat? Wtem do mojego pokoju wszedł nauczyciel i powiedział, że mam się spakować, bo zostałam wybrana...

Yatta! Tylko pozostaje pytanie przez kogo... Chwilę później z nauczycielem staliśmy przed siedzibą 11 Dywizji... Nie proszę! Kilkakrotnie błagałam go o możliwość powrotu, ale się nie zgodził... Stałam bezbronna przed budynkiem... Ciekawie czy ktoś tam w ogóle jest normalny... Wiem, że przede wszystkim jest to skład pełen szaleńców kochających walkę... Pchnęłam lekko wrota i weszłam do środka. Wszyscy, łącznie z wysokim na dwa metry kapitanem Zarakim satli dokoła placu. Podeszłam do niego... Wszędzie słyszałam szepty typu: "Co ona tu robi?", "Przecież to baba!" i wiele więcej. Każdy początek w nowym miejscu nie jest łatwy, jak to powiadają.

- Przedstaw się. - usłyszałam rozkaz kapitana.

- Kaguya Tsukomi. - odparłam.

- A więc, Kaguya zajmiesz się treningiem siłowym i szermierką. - powiedział.

- Oczywiście kapitanie Zaraki. - odpowiedziałam.

- Chodź, pokaże ci miejsce do spania.

- Nie będę spać tam gdzie reszta składu? - spytałam zdziwiona.

- Wolisz sypiać i kąpać się z mężczyznami? - Tym razem on był zdziwiony.

Pokiwałam głową w przeczącym geście. Podążałam za moim nowym kapitanem. On odprowadził mnie do pokoju i natychmiastowo zniknął... nawet nie zdążyłam mu podziękować. No nic... Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że jest piękny... Meble bambusowe, łóżko miękkie, wygodne z czarną pościelą. Pokój jest głównie utrzymywany w kolorach bieli i czerni, jak zauważyłam. Otworzyłam okiennicę... z okna miałam piękny widok na ogród.

Był już wieczór więc uchyliłam boczne drzwi i zajrzałam do łazienki. Także jest ogromna utrzymana w czerni i bieli. Wykąpałam się i poszłam na spacer po ogrodzie... Idąc rozczesywałam moje długie czarno - czerwone włosy.

Przechodząc koło drzewa kwitnącej wiśni zauważyłam, że ktoś koło niej siedzi.

Podeszłam do tego mężczyzny cicho jak kot, więc kiedy spytałam go o imię, po prostu się wystraszył.

- Łał, mała... cicha jesteś. - stwierdził.

- Czy to komplement? - spytałam.

- Jak najbardziej. I jeszcze powiem Ci, że jako jedna z nielicznych w tym składzie emanujesz pięknem. - powiedział.

Cholercia... Znając siebie, spiekłam raka.

- Dzięki... Jesteś? - spytałam.

- Yumichika Ayasegawa. Miło mi cię poznać Kaguyo.

- Mi także Yumichika.

Usiadłam koło niego i dużo rozmawialiśmy... O wszystkim i o niczym...

Może to miejsce wcale nie jest takie złe... Później Yumichika odprowadził mnie do mojej kwatery. Pożegnałam się i weszłam do środka. Na moim łóżku leżała mała różowowłosa dziewczynka. Podeszłam do niej i obudziłam ją. Ona skoczyła na mnie i obie wylądowałyśmy pod szafą, a dokładnie to plecami na niej.

- Kim jesteś? - spytałam się jej.

- Yachiru Kusajishi. Jestem wicekapitanem 11 oddziału. - przedstawiła się.

Taki farfocel wicekapitanem 11 oddziału? Niemożliwe...

- Fajnie, że tu jesteś. Będę miała z kim porozmawiać, pobawić się, pograć... Jeszcze muszę Ci wymyślić przezwisko... Hm... będziesz Tsuki - chan!

- A co z twoim opiekunem? Nie bawi się z tobą? - spytałam.

Yachiru posmutniała.

- Ken - chan nie ma czasu...

Kenpachi jest jej opiekunem?!

- Wiesz, jest też kapitanem, ma swoje obowiązki. - stwierdziłam.

- Brakuje mi kogoś takiego, jak mamusia. Inne dzieci ją mają, a ja nie... - powiedziała. W jej oczach zebrały się łzy.

Pomyślałam chwilę...

- Jak chcesz to mogę być, twoją mamą, albo czymś w tym stylu...

- NAPRAWDĘ!? - wykrzyknęła wesoło.

W sumie, co mi szkodzi?

- Tak. - opowiedziałam z uśmiechem na ustach.

- Yay! Tsuki - chan będzie moją mamą.

Yachiru wskoczyła na mnie i przytuliła się do mnie.

- Tsuki - chan jutro będziesz trenować z Łysolem. Odpocznij. Dobranoc! - wykrzyknęła i poszła do pokoju obok.

Tak też zrobiłam. Walnęłam się spać.

Nazajutrz...

Wygramoliłam się z łóżka... Zeszłam na dół na śniadanie. Usadowiłam się koło Yumichiki. Podbiegła do mnie Yachiru i wskoczyła mi na plecy. Powiedziała do mnie "mamo", więc Yumichika i Ikkaku zrobili dziwne miny. Spytali czy coś kręcę z kapitanem... zapewniłam ich, że nie. I wtem wezwał mnie do siebie Kenpachi. Poszłam prosto do jego biura. Siedział przede mną. Uśmiechnięty... Nie mam pojęcia o co chodzi. Wstał z cienia... swoje zwykle szpiczaste włosy miał teraz rozpuszczone, no i nie miał przepaski na oku.

- Zakumplowałaś się z Yachiru? - spytał.

- Tak, czy to źle? - spytałam przerażona.

Nachylił się w moją stronę i szepnął mi na ucho:

- Przestań się spinać, nie bój się, bo strach jest największym wrogiem człowieka... Zamiast tego uśmiechnij się. - po tych słowach odsunął się...

Dziwne...

- Więc po co mnie wezwałeś Zaraki - taichou? - spytałam.

- Chodź za mną... to niebawem się dowiesz. - stwierdził.

Skręcił w stronę boisk treningowych. Ja poszłam za nim.

Zaczęły się pytania typu: Co potrafisz? Jak walczysz? i tym podobne.

Zaczęłam trening z Ikkaku Madarame alias "ŁYSOL". Jak to go woła Yachiru.

W szermierce byłam bardzo dobra gorzej z umiejętnościami Zanpaktou. Mój zanpaktou ma zaokrąglone ostrze. Niestety nie znam jeszcze jego imienia, ale... ponoć w tym składzie to niepotrzebne. Walczyliśmy z Ikkaku twarzą w twarz.

Na koniec...zauważyłam lukę w jego gardzie i powaliłam go na twardą ziemię, a moje ostrze znalazło się przy jego gardle. Wszyscy zaczęli klaskać łącznie z kapitanem. Podałam Madarame rękę i pomogłam mu wstać.

- To była wspaniała walka Ikkaku - san. Dziękuję. - powiedziałam.

- Też tak uważam Tsuki - chan. - powiedział i mnie objął.

Zaraki znowu mnie zabrał do siebie. Podszedł do mnie i spytał:

- Chcesz sake?

- Nie piję... jestem na to za młoda i nie mam głowy do tego.

Nalał do dwóch szklanek i jedną podał mi.

- Powinnaś wypić za twój sukces. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak szybko położył Ikkaku na łopatki... 4 miejsce jest wolne... chciałabyś je zająć? - spytał.

- Tak. - odparłam i wzięłam łyka sake. Hmm dobre...

- Więc jest twoje, ale... musisz ze mną walczyć.

CO?!

- Zaraki - taichou, nie dam rady z tobą walczyć.

- Dasz radę i dziś się szykuj, bo jest bankiet z rekrutami, musimy iść.

- H-hai taichou. - odparłam i poszłam się ubrać.

W moim pokoju było wystawne kimono w kolorze pudrowego różu z ciemniejszymi różowymi i złotymi ornamentami. Założyłam je. Chwilę później w moim pokoju pojawił się Yumichika z kolorowymi spinkami. Upiął moje długie włosy w kok i powiedział mi jak się zachowywać na takim bankiecie, że tylko shinigami do rangi piątej idą z kapitanem oraz rekruci. Oraz, że mój ubiór przysłał kapitan!

Kiedy wyszłam z Yumichiką, Zaraki, Yachiru, Ikkaku już na mnie czekali.

Zaraki szeroko otworzył oczy... włosy miał długie rozpuszczone, tak jak reszta ubrany był w kimono i uroczyste kapitańskie haori. Podszedł do mnie i podał mi ramię. Przyjęłam je, a Yachiru złapała mnie za rękę. Gdyby ktoś nas zobaczył, pomyślałby, że jesteśmy rodziną. Tak też weszliśmy do środka 1 oddziału. Tyle shinigamich ubranych tak samo jak my. Trochę się boję... wtem zauważyłam Ananaska! Podeszłam do mojego przyjaciela i pchnęłam go lekko w ramię.

- Oi! Kaguya! - Renji mnie objął.

- Też zostałaś wybrana? - spytał.

- Tak! - wykrzyknęłam podekscytowana

- Przez kogo? - spytał.

- Zarakiego. - odparłam.

- Nie boisz się? - spytał.

- Nie. - pewnie odpowiedziałam.

- Nie rozumiem. - stwierdził.

Wszystko mu wytłumaczyłam, a on nie krył podziwu. Zaczęły się tańce. Jaka szkoda, że ja nie potrafię tańczyć. Wtem podszedł do mnie kapitan, ja akurat spoglądałam na Renjiego tańczącego z Momo Hinamori.

- Czemu się tak przyglądasz? - spytał.

- Chciałabym zatańczyć, ale nie potrafię. - odparłam.

- Możemy spróbować. - stwierdził.

- Potrafisz tańczyć? - spytałam.

- Tak. - odpowiedział. - To jak, mogę prosić? - spytał.

- Trochę się stresuję. - przyznałam

- Uśmiechnij się... i przestań być taka nerwowa. - stwierdził.

Uśmiechnęłam się, a on złapał mnie za rękę i pociągnął pośród tańczących. Renji był zdziwiony. Tak, jak reszta moich znajomych, pierwszy powód zdziwienia: tańczę z Kenpachim Zarakim, drugi powód: Nie umiem tańczyć... A mam wrażenie, jakbym tańczyła od dziecka. Prawa ręka kapitana spoczywa na moim biodrze... czuję w tym miejscu dziwne mrowienie, natomiast lewą ma splątaną palcami z moją prawą ręką. Moja lewa ręka spoczywa na jego prawym ramieniu... Czułam się taka... lekka podczas tego tańca. Kiedy skończyliśmy uniósł moją dłoń do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek... pewnie znowu spiekłam raka. Wymamrotał tylko: "Dziękuję" i odszedł.

- Ken - chan i Tsuki - chan tworzą ładną parę. - usłyszałam Yachiru mówiącą do Ikkaku.

- Masz rację Yachiru... - odparł Yumichika.

Nie macie racji... To niemożliwe, żeby Kenpachi był zdolny do uczucia...

Chwilę później podszedł do mnie inny shinigami z tatuażem "69" na lewym policzku.

- Mogę prosić? - spytał.

- Godność pana? - spytałam tym razem ja.

- Shuhei Hisagi. - przedstawił się.

- Kaguya Tsukomi. - także się przedstawiłam.

Zatańczyłam jeszcze z Hisagim, Ananskiem, Aizenem, Ukitake oraz Kurotsuchim i Tosenem. Z ani jednym z nich nie tańczyło mi się tak dobrze, jak z Kenpachim.

Po tym wszystkim wróciliśmy do domu i położyliśmy się spać.

Soł jest chapter... troszkę dłuższy :D

No i żeby wytłumaczyć pewne niejasności:

Taichou - kapitan

Fukutaichou - wicekapitan

Hai - tak

- chan - czuły przedrostek do imienia.

Jeżeli o czymś zapomniałam piszcie w komentarzach. :)Jeśli pojawią się jakieś literówki lub inne błędy proszę o wyrozumienie upomnienie mnie, gdzie takowe się znajdują.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro