Pustka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Może nie jest to romans, ale pomyślalam, że dodam takiego krótkiego shota z okazji 1 listopada.
Za błędy przepraszam ♡
_______________________

Stał tam samotnie. Nie spuszczał wzroku z zachodzącego słońca. Jedyne co zostało mu w głowie to myśl, że nie ma już przy nim nikogo. Wszyscy zgineli.
Przed oczami pojawiły się obrazy.
To jak walczyli razem ramie w ramie.
To jak się nie poddawali.
To jak wygrywali. 
Ich wspólne rozmowy, czasami do później nocy. Potem narzekanie na zmęczenie, co kończyło się dodatkowymi ćwiczeniami od Sensei'a Wu.

Sensei Wu

On również poległ. Zginął zanim zgineli oni. Gdy to nastąpiło, cała piątka na chwile zgubiła się. Lecz dzięki temu, że byli razem, szybko się odnaleźli.

Zawsze tak było.
Gdy jeden z nich przestał się uśmiechać, a smutek pojawiał się w jego oczach, cała czwórka stawała na wysokości zadania, by poprawić humor i pokazać jaki świat jest piękny. 

Kto teraz mi pokaże piękno świata? Kto zetrze smutek z mej twarzy?

Te pytania pojawiły się w jego głowie. Nie znał na nie odpowiedzi. I raczej nie pozna. Bo kto mógłby mu na nie odpowiedź? Skoro jego bracia zgineli. 

Czuł się tak, jakby milion szpilek kuło go w serce. Chociaż to najlżejsze porównanie. Bo tak naprawdę miał ochotę krzyczeć. Tak głośno i tak długo by ochrypło go gardło. 
Pragnął przenieść się w czasie. Powstrzymać ich przed tym wszystkim. Tak by nadal wszyscy żyli.

Niestety to nie było możliwe. Nie miał takiej opcji. 
Przed oczami zobaczył bliźniaków Czasu. Nie. Oni znikneli w czasoprzestrzeni i nie wrócą. 

Tak samo jak nie wrócą jego przyjaciele.

Został sam. Nie mógł się z tym pogodzić. Stojąc w tym samym miejscu zaczął myśleś o śmierci. Co po niej jest? Czy to boli? Jednak najbardziej zastanawiał się czy oni gdzieś tu są. W formie duszy. Czy obserwują go w tej chwili i cicho szepczą? Próbują powiedzieć, że ma się nie poddawać? 

To niedorzeczne

Zacisnął dłonie w pięści i myślał. Stał tam i przypominał sobie wszystko. Od początku ich historii. Od momentu, kiedy pierwszy raz ich zobaczył. Mineło sporo czasu, a oni byli dla niego najbliższymi. Mógł przy nich być sobą. Nie udawać. Zawsze stali za nim murem. Zawsze gotowi, by nawzajem się obronić.

Zacisnął pięści jeszcze mocniej.
To znikneło i nigdy już nie powróci. 
Już koniec. 
Nie będzie Ninja.
Nie będzie bohaterów.
Nie będzie Ninjago.

Jednak on nadal czuł ból rozdzierający mu serce. Nie chciał być sam. Nigdy nie lubił być sam. Niestety los nie bywa sprawiedliwy. Niszczy to co szczęśliwe, zostawiaja za sobą rozpacz i pustke. 
W takiej sytuacji był on. 
Negatywne emocje były jedynymi jakie czuł. Nie chciał już nigdy się uśmiechnąć. Nie, kiedy jego bracia leżą w trumnie pod ziemią. Nie, kiedy nie mógł wyrzucić obrazu z głowy. Moment kiedy zobaczył ich krwawe ciała, a potem ich pogrzeb. Patrzył na ich blade twarze cały czas. Nigdy ich nie zapomni. 

A tyle jeszcze miałby do opowiedzenia. Teraz wszystko wydawało mu się inne.
Kiedyś nie miał czasu. Teraz miał go za dużo.
Kiedyś codziennie trenował. Nie ruszył się do ćwiczeń od pogrzebu.
Kiedyś jego twarz była bez skazów. Teraz czerwone, zapuchnięte oczy.

Mógłby tak wymieniać cały czas, bo wówczas powracał do wspomnień o braciach. Mógł przez chwile znów być tam, z nimi, w przeszłości, gdzie nie leciały co chwile łzy.
Jednak po chwili wracał do rzeczywistości. Tu gdzie ich nie ma. Gdzie jest sam.

Upadł na kolana. Rozpcz, którą czuł była za wielka. Nie mógł jej wytrzymać. Miał dość.
Nigdy już ich nie zobaczy.
Nigdy już nie pobiją się o ostatni kawałek pizzy.
Nigdy już nie pograją na konsoli.
Nigdy już nie staną ramie w ramie przeciwko wrogom.
Nigdy już nie spędzi czasu z żadnym z nich.
Nigdy już nie zje wspaniałych potraw Zane'a.
Nigdy już nie będzie śmiał się z żartów Jay'a.
Nigdy już nie potrenuje z Lloyd'em.
Nigdy już nie pogada szczerze z Cole'em.
Oni odeszli. Został sam.
On Kai Smith. Czerwony Ninja Ognia. Najprzystojnieszy z ich drużyny.
Zabawne, teraz oddałby wszystkie swoje lustra, żele do włosów i grzebienie, by posłuchać jak nazywają go Jeżem.

Łzy spłyneły mu po policzkach.
Jednym ruchem ręki zapalił znicze na ich grobach. Ogień. To jego żywioł. Od zawsze był w jego sercu.
A teraz?
Miał wrażenie, że ten ogien zgasł i już nigdy się nie zapali.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro