#16 [Boli]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Raahi Maharaj*

Parsknąłem śmiechem na ten wybuch złości, jednak co ja miałem poradzić, kiedy nie chciałem go krzywdzić, a seks bez miłości nie kończy się niczym dobrym. To po prostu sposób zaspokojenia się i nic więcej. Nie ma w tym oszołamiającego piękna czy subtelności. Wkładasz, pieprzysz, odchodzisz. Na tej zasadzie to działało, mniej więcej, a tu, mając na uwadze uczucia Shiro i więź, wiem, że to nie będzie takie łatwe, bo między nami było sporo napięcia.

- Boję się że wszystko zniszczę zwykłym bezuczuciowym seksem, więc chcę to przeciągnąć i cię nie skrzywdzić Shiro. - Wyszeptałem bezwiednie, nadal stojąc w miejscu i nie ruszając się o krok. Ocknąłem się z tego letargu, gdy w tym samym prawie że momencie, gdy z moich ust uciekły nieplanowane słowa, zmiennokształtny powiedział coś w stylu: "To nie miało miejsca.". Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Siedział na ziemi i obciągał koszulkę w dół, jakby wstydził się czegoś, jednak zaraz skojarzyłem, że prawdopodobnie znów nie ma na sobie bielizny i westchnąłem lekko podłamany, z delikatnym jednak uśmiechem na ustach.
Shiro wydawał się taki drobny i delikatny, kiedy tak siedział z zażenowaną mina i wesoło zamiatającym ziemie ogonem. Idealnie pasował do tego miejsca. Delikatny i piękny, jak otaczająca nas dookoła roślinność.
Podszedłem bliżej niego i klęknąłem, by po chwili usiąść na tyłkiem na piętach. Wyciągnąłem rękę i poczochrałem go po włosach, kładąc ją idealnie między uszami chłopaka. Uśmiechnąłem się zadziornie i spojrzałem w dół, perfidnie na jego krocze. Moje brwi, teatralnie uniosły się w górę, a w oczach aż świeciły się znaki zapytania.
- Czyżbyś znów zapomniał o czymś tak ważnym jak głupie gacie? - Ze śmiechem, rosnącym w gardle, starałem się opanować również chęć zrobienia czegokolwiek innego i powróciłem spojrzeniem na twarz zmiennokształtnego. Zagryzłem wargę, przyglądając mu się. To sprawiało mi wielką frajdę, chociaż nie rozumiałem, co ciekawego było w studiowaniu każdego skrawka jego oblicza. Ręka automatycznie zjechała z głowy na jego policzek, który potarłem delikatnie kciukiem. Nieznana mi siła przyciągała mnie do drugiego ciała, chociaż obiecałem sobie przecież, że zachowam cholerny dystans we wszystkich możliwych aspektach. Miałem oprzeć się wszelakim kontaktom fizycznym, a tu co? Moja twarz znajdowała się już tylko kilkanaście centymetrów od jego.
W głowie zapaliła się czerwona, ostrzegawcza lampka, ale stwierdziłem, że mam to gdzieś. Nie tym razem. To męczące trzymać się z daleka, kiedy tak bardzo chce się kogoś wziąć w ramiona i nie wypuszczać. Nie posunę się dalej, ale też nie zatrzymam w tym momencie.
Druga ręka też, nawet nie wiem kiedy, znalazła się na twarzy chłopaka, przyciągając go delikatnie do mnie. Nadal mając otwarte oczy, złączyłem w końcu nasze usta. Znieruchomiałem w takiej pozycji, a przez moje ciało przebiegł drobny deszcz podniecenia. Westchnąłem wprost w jego usta i przymknąłem oczy, zaczynając delikatnie poruszać wargami, ocierając się w ten sposób o jego wargi. Delikatny pocałunek, który zainicjowałem, był niesamowicie przyjemnym doświadczeniem, porównując do wszystkich poprzednich, szalonych, agresywnych i namiętnych pocałunków, więc nie zamierzałem tym razem go pogłębiać.
- Mam nadzieję, że taka nagroda cię satysfakcjonuje chociaż częściowo? - Zapytałem odsuwając się odrobinę i uśmiechając się półgębkiem jak idiota. Szybko jednak stwierdziłem, że poprzednia czynność była o wiele ciekawsza niż rozmowa i moje usta znów przylgnęły do ust Shiro, pieszcząc je delikatnym i powolnie leniwym pocałunkiem.

*Shiro Yuki*

W sumie to Raahi miał racje, niby wiedziałem, że to nie będzie nic znaczyć, no ale skoro to byłby mój pierwszy raz, którego do tej pory tak agresy... znaczy dzielnie, broniłem, to szkoda go zmarnować jakimś seksem, tylko dla zwierzęcego zaspokojenia. Miło z jego strony, że mimo wszystko o mnie myśli. Spojrzałem na niego, kiedy uklęknął obok mnie i perfidnie gapił się na moje krocze, na które oczywiście mocniej naciągnąłem bluzkę. Ta, ja mu o tym, że łatwiej się podniecam, on że mi nie pomoże, bo mnie skrzywdzi, a teraz sam się patrzy gdzie nie trzeba, nie ułatwiając mi, uspokojenia się w jego otoczeniu. Słysząc jego słowa nie mogłem się nie odezwać.

- W jednym się z tobą zgodzę. One. Są. Głupie! Ale nie są niczym ważnym! Tylko zawadzają! - odpowiedziałem zadymając policzki jak dziecko, ale przestałem czując rękę we włosach i zamruczałem, jak to mój tygrys miał w zwyczaju, a gdy zjechał dłonią na policzek, sam nie wiem czemu docisnąłem go do niego z zamkniętymi oczami.

Zachowywałem się jak kot domagający się pieszczot, ale co ja mogłem poradzić, skoro teoretycznie byłem częściowo kotem i właśnie pieszczot chciałem? Nie reagowałem jakoś szczególnie na jego późniejsze działania, do momentu kiedy poczułem jego usta na moich, bo wtedy, gwałtownie otworzyłem oczy w niemałym szoku. Przecież przed chwilą sam mi mówił, że woli uniknąć jakiegokolwiek zbliżenia fizycznego, a teraz bez najmniejszego powodu mnie pocałował! I on niby jest tym odpowiedzialnym dorosłym!?! Z której niby strony!? Mimo wszystko sam zacząłem powoli oddawać pocałunek, zamykając przy tym oczy i otwierając dopiero kiedy przestał.

- Mam nadzieję, że taka nagroda cię satysfakcjonuje chociaż częściowo? - zapytał uśmiechając się jak idiota.

Oczywiście nie dał mi odpowiedzieć, bo znów mnie pocałował, ale tym razem, wilk sam zadbał, abym nie czuł się za dobrze i zaczął mi się wyrywać na wierzch, co zdarzyło mi się pierwszy raz... No właśnie pierwszy raz nie potrafiłem zapanować nad moim wilkiem, to prawda, zdarzało mi się nad sobą nie panować, ale nigdy nie było aż tak źle. Odepchnąłem Raahiego izagryzłem wargę natyle mocno, żeby zaczęła lecieć z niej krew i pierwszy raz w życiu, to nie pomogło, zawsze krew sprawiała, że zamykałem emocje w sobie całkowicie i wracały dopiero kiedy się uspokoiłem, a teraz ledwo panowałem nad sobą, widziałem jak krople krwi zaczynają skapywać na trawę, a ja byłem naprawdę bliski przemiany, na granicy. Nie mogłem się teraz przemienić, wiedziałem, że to będzie oznaczało koniec. Musiałem z tym walczyć, ale nie potrafiłem. Wbiłem pazury w udo , i dopiero czując ciepło i ból, który się nasilał udało mi się uspokoić. Moje pazury, na powrót zmieniły się w paznokcie i bez większych problemów wyciągnąłem je z mojego uda, stwierdzając, że wbiłem się zdecydowanie za głęboko. Zlizałem z ust własną krew i spojrzałem, ciężko dysząc na Raahiego, uśmiechając się gorzko.

- Miałem rację... Igranie z wilkiem, to najgorszy możliwy pomysł... - wysapałem i utykając podniosłem się do pionu, krzywiąc się na widok, dość paskudnej rany i wypływającej z niej sporej ilości krwi. - Po prostu, kurwa cudnie! - zakląłem, przez zaciśnięte żeby.

W takich momentach na wierz wychodziła, ta moja zdecydowanie gorsza strona... Ta zwierzęca, teraz nie stałem tam ja tylko mój tygrys w moim ciele.

*Raahi Maharaj*

Zachwiałem się po silnym odepchnięciu, ale jednak, podpierając się jedną ręką, udało mi się nie wylądować na ziemi. Przełknąłem głośno ślinę. Na moment sparaliżowało mnie przerażenie, kiedy Shiro zaczął się tak dziwnie i agresywnie zachowywać, ale kiedy wbił zwierzęce już pazury w swoje ciało, a krew trysnęłam gęstym strumieniem, nie wytrzymałem. W momencie kiedy zmiennokształtny podniósł się do pionu, ja odzyskałem władzę nad własnym ciałem i dźwignąłem się w górę. W moich oczach nadal czaił się strach, ale w tym momencie bardziej przejmowałem się tym, że chłopak się okaleczył. Był cholernie mocno ranny. Nie do końca byłem w stanie zrozumieć znaczenie jego słów, ale to że przeklął i był taki wściekły nie wróżyło niczego dobrego.
Co znów zrobiłem nie tak? Dlaczego potoczyło się to w tak katastrofalnym kierunku? Czy to przeze mnie? Przez mój dotyk? Pocałunek? Przytłoczony świadomością bycia wręcz życiową porażką, cofnąłem się chwiejnie dwa kroki w tył.
- O Bogini... Shiro... Ttt-to... - Wziąłem głęboki oddech, patrząc na ranę, z której sączyła się szkarłatna ciecz i spływała ciurkiem na ziemie, barwiąc trawę na czerwony odcień. Gula w gardle rosła i coraz trudniej było mi cokolwiek powiedzieć, ale musiałem zadać to pytanie. - To przeze mnie, prawda? Boże... Przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam. Nie powinienem był. Wiedziałem, że nie powinienem był się zbliżać, ale to tak kurewsko trudne. - Pokręciłem głową w niedowierzaniu, ponieważ zaczynałem wpadać w jakaś chorą histerię. Zacisnąłem zęby i zamknąłem się w końcu. Zakryłem twarz dłońmi i starałem się uspokoić. Przecież musiałem teraz pomóc Shiro, jakkolwiek potrafiłem.
Odetchnąłem głęboko i nałożyłem na twarz maskę spokoju. Powolnym krokiem zbliżyłem się do chłopaka, który zachowywał się niemalże, jak skrzywdzone zwierzę, rozjuszony, agresywny, nieobliczalnym, jednak nie bałem się go. Martwił mnie jego stan, bardziej niż wszystko inne.
Wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć jego policzka i zetrzeć kciukiem krew, której pozostałości miał rozmazane na podbródku, ale zatrzymałem się gwałtownie, przypominając sobie, że chwilę temu, to mógł być jeden z czynników, które doprowadziły zmiennokształtnego do takiego stanu. Opadłem więc przed nim na kolana i z bliska obejrzałem ranę. Była okropna. Podniosłem dłoń na do jej wysokości, jednak nie dotknąłem ciała chłopaka.
Magia lecznicza nie była moją mocną stroną, ale jako mag wojenny, potrafiłem magią zamknąć ranę i zapobiec wykrwawieniu się, a także uśmierzyć ból, więc wykorzystałem tą wiedzę i umiejętności. Moja dłoń zadrżała, a po chwili rozjarzyła się delikatną błękitną poświatą. Rany powoli się zamykały, a w tym samym czasie po moim policzku spłynęła pojedyncza łza rozgoryczenia, którą szybko starłem drugą, wolną ręką. Byłem na siebie tak cholernie wściekły.

*Shiro Yuki*

Miałem ochotę przywalić Raahiemu i to bardzo, ale przecież kilka lat uczyłem Kuro, nad takimi odruchami panować, więc ja tym bardziej potrafiłem. Miałem szczerą ochotę zacząć się śmiać jak widziałem jego panikę, bo mimo wszystko nic mi nie było. Rana sama się zasklepi do rana, a krwawienie powinno ustąpić za mniej niż pięć minut. Jedyne co to mi przeszkadzało to niemiłosierny ból, ale dzięki niemu potrafiłem nad sobą panować. Udało mi się nie warknąć kiedy dotknął mojej twarzy, ale poirytowanego spojrzenia już nie. Byłem zły i to nie za samo jego zachowanie, tylko byłem zły na siebie. Odczuwałem w sobie też gniew wilka, który nadal próbował się wydostać na zewnątrz. Dopiero po chwili zakodowałem, że Raahi leczy moją nogę i chciałem go powstrzymać, ale widząc tą jedną jedyną łzę, coś we mnie pękło. Westchnąłem i kucnąłem łapiąc dłoń Raahiego.

- Po pierwsze uspokój się idioto, nic mi nie jest i nie byłoby nawet bez magii. Mówiłem już, że mam przyśpieszone, leczenie, ale najwyraźniej nie dość dokładnie. Po ranie nie będzie śladu do jutra, a krwawienie i tak by ustąpiło do pięciu minut... - nie sądziłem, aby moje słowa miały do niego dotrzeć, biorąc pod uwagę jaki był roztrzęsiony, więc wywróciłem oczami przytuliłem go i kontynuowałem, starając się ignorować wilka, który walczył jeszcze bardziej zawzięcie, zapewne z powodu kontaktu fizycznego z Raahim. - Nie mam zielonego pojęcia, czemu mój wilk nagle chce cię zabić, ale to nie twoja wina. Ta rana jest dowodem mojej słabości, nie byłem w stanie zapanować nad samym sobą i bym się przemienił, gdybym tego nie zrobił. Jestem przyzwyczajony do bólu, który tak samo jak krew mnie ,,uspokaja", więc zostaw moją ranę w spokoju... I zacznij się bać o siebie, a nie o mnie...

Puściłem go i powoli wstałem, przeciągając się jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło.

- Aha i gratuluję ci Raahi. Jesteś pierwszym, który przeżył kiedy wypuściłem tygrysa. - powiedziałem wręcz z kpiną. - Puki wilk się nie uspokoi, raczej nie wrócę do dawnego zachowania... Tylko czemu zaatakował?...

Stałem przez chwilę tyłem do Raahiego i myślałem intensywnie ignorując całkowicie obecność maga, o momentu aż mnie olśniło.

- Rozumiem... - mruknąłem - Jestem tylko częściowo wilkołakiem, więc wilk może myśleś logicznie mimo więzi, nie jest zobowiązany chronić ciebie tylko mnie. Sprawiłeś mi ból, który sam zamaskowałem przed sobą, nie czując go. Sam siebie krzywdziłem pozwalając sobie na milusią sielankę, kiedy wiedziałem, że to nie wypali. Wilk stwierdził, że łatwiej będzie się ciebie pozbyć, niż przekonać do więzi i chce cię zabić, aby uniknąć cierpienia... Czyli nie zaatakowałem tylko dzięki ludzkiej sile woli, która jak zapewne przekonałeś się przy naszym pierwszym spotkaniu jest dość słaba, więc nie zazdroszczę ci, bo to stanowczo skraca twoją żywotność... Szczególnie, że tym masz opory przed skrzywdzeniem mnie, a ja nie, plus jedyną postacią jaka nie chce twojej śmierci jest ludzka... Tiaa... Ale porozmawiajmy na inne tematy. Naprawdę się nie boisz tej wersji Shiro? Kuro tak się bał, że nie był w stanie uciekać. - powiedziałem uśmiechając się, ale nie w swój normalny sposób tylko jakiś taki bardziej... demoniczny. p Widzisz biedny Shiruś ma zleksza zepsutą psychikę, z resztą się sobie nie dziwię, biorąc pod uwagę co przeszedłem... Ale pewnie nie wiesz o czym teraz mówię prawda? Partnerze wilka? Widzisz, twój kochany Shiruś, którego znasz na co dzień, to miły i uczynny chłopak, który używa swojej siły wilka, która zawsze był oazą spokoju. Ja jestem jego tygrysem, tą wredną i agresywną wersją... Takie jin i yang... Shiro nigdy nie chce mi oddać swojego swojego ciała, bo boi się, że kogoś skrzywdzę, jak wtedy tamtą trójkę i Jack'a, albo jak rozszarpałem na strzępy tamtego demona bawiąc się jego flakami zanim zdechł... albo jak tamtego dzieciaka - uśmiech nie schodził z mojej twarzy, a wręcz przeciwnie stawał się coraz szerszy. - A tu proszę... Nagle z własnej woli mnie wypuścił i to jeszcze kiedy zależy mu, aby cię nie skrzywdzić... Dziwne prawda? Chcesz odzyskać tamtego Shiro? To spraw, aby jego wilk ci zaufał, bo ja nie wytrzymam z tym zakazem skrzywdzenia cię. Jestem tą częścią stworzoną do zabijania, a nie do chronienia bliskich mu osób... Jedna rada. Oddam teraz Shiro kontrolę i posłusznie wrócę na swoje miejsce w jego wnętrzu, ale jak Shiro odda mi jeszcze raz kontrolę, to młody oficjalnie zostanie mordercą. Kapujesz? Mam nadzieję.

Usiadłem na ziemi i po chwili czułem, że staje się na powrót sobą. Sam nie wierzyłem w to, że oddałem tygrysowi kontrolę, ale miałem poważniejszy problem... Bałem się, cholernie się bałem. Cały strach do magów wrócił i to, że to był Raahi, a nie pierwszy lepszy mag prawie w ogóle nie pomagało... Skoro jeden mały pocałunek wszystko zniszczył... To co mogłoby się stać, wtedy rano?

- R-raahi j-ja... J-ja prze-przepraszam... Nie chciałem... Ale t-to samo. - zacisnąłem dłonie na własnej skórze.

W głowie miałem tylko jedną myśl ,,wszystko zepsułem"

*Raahi Maharaj*

Do momentu kiedy wrócił normalny Shiro, gdzieś w głowie przeleciało mi "mój Shiro", milczałem jak zaklęty, przyjmując na siebie cały ból, złość i żal wszystkich postaci chłopaka. Bolały mnie jego słowa, jego chęć mordu w zwierzęcych oczach, jednak nadal się go nie bałem. Tego, że będę w stanie ujść z takiej potyczki z życiem, byłem pewien, ale wiedziałem, że nie użyję magi wojennej przeciwko zmiennokształtnemu, bo mógłbym go przecież skrzywdzić.

Odetchnąłem, wyciszając umysł i spokojnie podszedłem do Shiro. Widząc jego strach i to, że prawie że się trzęsie, jak galareta i jąka niemiłosiernie, trochę mnie przeraziło i jednocześnie zraniło mnie dogłębnie. Usiadłem po turecku na przeciwko niego i wyciągnąłem przed siebie dłoń, pozostawiając ją otwartą, zapraszającą. Chciałem, żeby chłopak się jej złapał, ale z własnej i nieprzymuszonej woli, kiedy stwierdzi, że jest gotowy i jego inne części również.
- Złap moją dłoń, gdy uznasz, że to jest ten moment... Chyba czas, żebym w końcu pogodził się ze świadomością posiadania partnera więzi tak? - Zapytałem jakby sam siebie, chociaż częściowo chciałem, żeby to pytanie dotarło do pozostałych, zwierzęcych świadomości mojego skrzata. - To mi chcecie uświadomić? Nie sprawiaj że płacze. Nie rań go. Nie odrzucaj z błahych powodów? Coś w tym stylu? - Mówiłem powoli, delikatnym tonem, by w żaden sposób nie spłoszyć chłopaka. - Nie boję się żadnego z was. Widziałem bardziej przerażające rzeczy w swoim marnym życiu. - Przymknąłem oczy, starając się odrzucić skrawki wspomnień tego co przeżyłem, częściowo na własne życzenie. Postanowiłem skończyć tą bezcelową rozmowę z pozostałymi wcieleniami Shiro i zwrócić się w końcu bezpośrednio do niego.
- Shiro... - Wyszeptałem miękko. - Spójrz na mnie. - Uśmiechałem się delikatnie, jednak z lekką rezerwą, żeby nie zaburzyć tej powagi, moją głupotą. - Zacznijmy od nowa. Jestem Raahi, mag wojenny, obdarzony również umiejętnością władania magią ognia. Jestem najemnikiem, aktualnie na urlopie, chociaż planuję zabrać się za kolejne zlecenia w najbliższym czasie. Jestem sierotą od czwartego roku życia. Teraz mam 26 lat. Jestem splamiony wieloma przeżyciami i nie potrafię kochać, bo nikt nigdy mnie tego nie nauczył. Moim marzeniem jest świat bez demonów. Największym pragnieniem osiągnięcie wewnętrznej nirvany. Jestem przerażony świadomością posiadania partnera więzi i boję się, że nie udźwignę tej odpowiedzialności i cię skrzywdzę. Mam trochę spaczoną psychikę przez traumę z dzieciństwa... - Zacznijmy od nowa... To może głupie, ale terapeutyczne. Zawsze gdy się załamywałem, recytowałem jak mantrę takie formułki "kim jestem, po co żyję, jakie mam cele, co jest moją słabością", potem się z tym mierzyłem, wstawałem i kroczyłem dalej. - A ty? Przedstawisz mi się? - Dałem mu czas. Milczałem i czekałem. To powinno mu pomóc również się uspokoić, oprócz samej kwestii dotarcia do własnej osobowości.
- A teraz popatrz na mnie i powiedz mi co widzisz. Powiedz mi jak mnie widzisz i kim dla ciebie jestem i kim chciałbyś, tak szczerze, żebym dla ciebie był? - Po dłuższym czasie poruszyłem najważniejszą kwestię, której zapewne oboje się obawialiśmy. Ustalmy co będzie dalej i do czego powinniśmy kroczyć, bo powoli godziłem się z myślą, że nie będę kroczył już swoją wąską ścieżką sam.

*Shiro Yuki*

Spojrzałem na wystawioną przede mną dłoń i pokręciłem przecząco głową. Zrozumiałem, co chciał mi przekazać, ale tutaj nie chodziło tylko o mnie. Ja się nie bałem O siebie, tylko SIEBIE.

- Nie Raahi... Nie mogę otrzymać teraz twojej pomocy... J-ja dałbym radę... Prz-przemógłbym się, ale b-b-boje się nie o-o t-to, że mnie skrzywdzisz... T-to prawda, boje się ciebie jako m-maga... Ale o wiele bardziej boje się siebie... N-nie chcę znów stracić kontroli. - Skuliłem się i objąłem nogi, głowę kładąc na kolanach, kiedy wręcz szeptałem te słowa, które z takim trudem przechodziły przez zaciśnięte gardło.

Słuchałem go cały czas, w strachu i bliski płaczu, ale słuchałem i nie dałem wygrać dawnym strachom, choć było naprawdę ciężko.

- Nie widziałeś jeszcze tej strasznej cz-części mnie... N-nie wiesz do czego tygrys jest zdolny a-aby zadać przeciwnikowi cierpienie... T-tym razem b-był mi-miły... - powiedziałem trzęsąc się, ale mocniej objąłem się rękoma i przestałem, dalej walcząc ze sobą, aby nie uciec.

Z niemałym ociąganiem wykonałem jego prośbę i powoli nadal z lekko opuszczoną głową, spojrzałem na niego.

- Jesteś idiotą. - mruknąłem, ale zacząłem mówić. Cicho i nieśmiało, ale mówiłem. - Miło cię po-poznać... Je-jestem Shiro Yuki, mieszaniec wilkołaka i zmiennego o uzdolnieniach w kierunku magii wody, można powiedzieć, że mam rozdwojenie, lub nawet roztrojenie jaźni, ze względu na zwierzęce geny, gdy miałem osiem lat spotkałem partnera więzi mojego wilka, rok później zginął mój jedyny przyjaciel, w wieku jedenastu lat obudziłem w sobie drugie zwierze, kiedy prawie zostałem zgwałcony, mam poważny uraz do magów i demonów, obok których się wychowywałem. Przez pewien czas robiłem wręcz za ochroniarze łowcy głów, którym przez pół roku stał się mój brat, mam szesnaście lat, choć według prawa mam trzydzieści, moim marzeniem jest koniec wiecznych pieprzonych problemów w moim życiu, moim celem jest możliwość przemiany w smoka, czego nie uda mi się dokonać, póki nie zwyciężę całkowicie strachu... Boję się naprawdę wielu rzeczy, ale przeraża mnie... To... że mnie nie nigdy nie zaakceptujesz, ale przede wszystkim przeraża mnie ja sam... A może raczej ta mordercza część mnie.

Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem, choć sam się dziwiłem, że tak łatwo mi poszło.

- Którymi oczami? - zapytałem patrząc na niego, tak jakby coś we mnie umarło, a przynajmniej takie miałem wrażenie. - W oczach wilka jestem przeszkodą do szczęścia, w oczach tygrysa potencjalną ofiarą, a w tej słabej nie przebudzonej części mnie jesteś zagrożeniem... Ale... To nie jest to co widzę ja... To widzą moje zwierzęce wersje... Ja widzę w tobie partnera... Osobę z którą chciałbym spędzić resztę życia, ale wiem, że to niemożliwe. - przestałem mówić, bo wiedziałem, że głos zacząłby mi się łamać, a oczy już powoli zachodziły mi łzami, ale nie miałem zamiary pozwolić sobie na płacz. Ten jeden raz nie miałem do tego prawa. - Chciałbym, abyś był dla każdej części mnie tym jedynym, partnerem, moją miłością, do końca moich dni... A teraz powiedz kim ja mam dla ciebie być? Nie kim jestem i nie kim chciałbyś abym był. Tylko kim mam być? - powiedziałem unosząc głowę z nad kolan patrząc mu prosto w oczy.

Nie wyzbyłem się strachu, ani smutku. Zaakceptowałem je i przyjąłem, ale nie dałem sobie nimi rządzić... Nie póki nie poznam odpowiedzi.

Ohayo dattebayo! =^-^=

Ostatnio było, że opisujemy mało uczuć, a jako, że mnie wzięło na coś takiego, to macie uczuciowe tornado dattebayo X'D
Jak widać, Shiro nie zawsze jest taki uroczy, a Raahi nareszcie zaczyna akceptować więź <3

Rozdział nie poprawiany jeszcze!... Chyba

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro