#25 [3 dni, a kilka lat?!]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Raahi Maharaj*

Przymknąłem oczy czując przyjemność z tego drobnego gestu, którym obdarzył mnie chłopak. Delikatne, przyjemne mrowienie na policzku, spowodowane jego dotykiem, trzymało się jeszcze przez chwilę, a ja w zamyśleniu gładziłem go po włosach, dopóki nie usłyszałem jak jego oddech się normuje. Nie miałem pewności, ale wydawało mi się że zmiennokształtny zasnął. Zsunąłem rękę niżej, nie mając siły, żeby dalej przeczesywać jasne kosmyki i po prostu objąłem chłopaka, samemu powoli czując znużenie. Ziewnąłem, aż poczułem pieczenie pod powiekami i wiedziałem, że na mnie także czas. Erekcja nadal mi doskwierała, ale nawet gdybym chciał wstać i pójść się z nią ogarnąć, to nie miałem takiej możliwości, bo zapewne obudziłbym Shiro, no i chyba nie miałem na to nawet sił. Ziewnąłem po raz kolejny, podciągnąłem okrycie tak, żeby nas szczelnie zakryło i odpłynąłem w pustkę.


Musiałem się wiercić przez sen, to pewne, bo czując chłód na plecach, zmusiłem się do podniesienia powiek i zorientowania w sytuacji. Zaśmiałem się w duchu, widząc, że pozycja w której zasnąłem całkowicie różni się od tej, w której się obudziłem. Teraz to ja leżałem na Shiro, a nie on na mnie, i dokładnie go sobą przykrywałem, albo jak kto woli, dusiłem swoim ciałem.
Zaśmiałem się cicho i sięgnąłem po kołdrę, która zsunęła mi się gdzieś na poziom pośladków. Podciągnąłem ją i westchnąłem, przestając czuć przewiew na gołych plecach.
Wtuliłem się bardziej policzkiem w ramię zmiennokształtnego, myśląc o ponownym odpłynięciu w sen, ale średnio mi to wychodziło, a za to moje myśli zalała fala wspomnień dnia poprzedniego. Przyjemnych wspomnień. Przez zasłony wkradały się pojedyncze smugi światła, więc musiał nastać ranek, a ja nie spałem, ale za to przespałem bezproblemowo całą noc. Po raz kolejny nie dręczyły mnie żadne senne koszmary, co było dla mnie czymś nowym, a jednocześnie błogim. Zastanawiało mnie, jakie jeszcze plusy odkryję w życiu z tym chłopakiem.
Ziewnąłem głęboko. Chyba nadszedł czas, żeby jednak wstać, chociaż było mi tak wygodnie, że nie miałem pojęcia, jak się do tego zmusić, więc po prostu nadal leżałem.
Nie wiedziałem ile minęło, kiedy usłyszałem pierwsze odgłosy burczenia wydobywające się z mojego żołądka i parsknąłem śmiechem.
- Shirooo - wyjęczałem jak dziecko, nadal rozbawiony. - Shiro, wstawaj. - Olśniło mnie nagle i przypomniałem sobie rozmowę z wczoraj, gdzie chłopak mówił, że jak będę chciał, to mam go obudzić, żeby mi zrobił śniadanie i kawę. Odwróciłem głowę tak, że mój nos wylądował zaraz pod uchem chłopaka, delikatnie dotykając jego skóry i wymruczałem gardłowo - Shiro... Wstawaj... - Dmuchnąłem mu w szyję i przejechałem po niej nosem, zmuszając się do tego minimalnego wysiłku. - Pamiętasz? Obiecałeś mi śniadanie i kawę - powiedziałem, utrzymując nadal ten sam ton. Mój głos był lekko zachrypnięty przez sen, co sprawiało, że drżał jeszcze bardziej niż zwykle.

*Shiro Yuki*

Usłyszałem głos Raahiego, ale nie chciało mi się wstawać, mimo, że było mi ciężko, więc po prostu go zignorowałem. Do czasu, aż nie poczułem podmuch na szyi jego wymruczane wręcz słowa, przypominające mi moją ,,obietnice" westchnąłem i otworzyłem oczy.

- Już z rana takim tonem? Aż tak ci szkoda, że jednak wczoraj cię zostawiłem w takim stanie i zasnąłem, że chcesz zemsty? - zapytałem z lekkim rozbawieniem, zaspany. - A jak chcesz śniadanie, to może mnie nie przygniataj do łóżka, bo muszę wstać. - zaśmiałem się z lekką chrypką.

Korzystając z moich cudownych genów i nadprzyrodzonej siły, za którą mogłem jedynie dziękować bogom, wygramoliłem się z pod maga i przeciągnąłem, ale coś się nie zgadzało. Po pierwsze w czas się zorientowałem, że jestem nagi, więc w ekspresowym tempie, gdzieś w rogu pokoju udało mi się dorwać moją bieliznę i koszulkę partnera, która wydawała się... Mniejsza, niż wczoraj kiedy ją założyłem, ale uznałem, że musi mi się wydawać.

- Idę zrobić śniadanie, możesz iść się ogarnąć do łazienki, pierwszy ja to zrobię po śniadaniu. - poinformowałem go, ziewając i zszedłem na dół.

Jako, że nie chciało mi się specjalnie kombinować z jedzeniem, zrobiłem zwykłą jajecznice z boczkiem, do tego kilka kromek z szynką i dla nas obu kawa. I znów coś się nie zgadzało. Półki do których ledwo sięgałem stojąc na palcach, bez problemu dosięgałem, oczywiście też stojąc na palcach, no ale i tak. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego nagle miałem wrażenie jakbym urósł, co było niemożliwe, skoro dwa lata temu przestałem całkowicie rosnąć, no ale nie mogłem nic na to poradzić. Usiadłem przy stole czekając na Raahiego. Przy okazji przypominając sobie, że kładłem się spać z ogonem i wilczymi uszami, a teraz był ich brak, co było dla mnie ciekawym doświadczeniem, bo zazwyczaj działało to w drugą stronę i albo budziłem się z puszystymi dodatkami, albo jako zwierze, a tutaj się odmieniłem. Znudziło mi się czekanie, więc powoli zacząłem jeść.

*Raahi Maharaj*

Ziewnąłem, otwierając usta tak szeroko, że aż w kącikach oczu zebrały mi się łzy i odprowadziłem roześmianym wzrokiem wychodzącego z pomieszczenia zmiennego. Nie miałem nawet siły odpowiedzieć mu z rana na te drobne zaczepki. Przewróciłem się na plecy i odkryłem całkowicie, żeby poczuć odrobinę chłodu i otrzeźwieć. Podrapałem się po brzuchu i po raz kolejny ziewając, zacząłem się zbierać do wstania.

Ranki były straszne. Wstawanie było straszne. Tu chyba nie chodziło nawet o godzinę, bo w sumie czy był to ranek, czy popołudnie, to zawsze miałem problemy ze wstawaniem, kiedy już udało mi się skorzystać z nocy bez koszmarów, które dzisiaj niespodziewanie mnie nie nawiedziły, co było bardzo pozytywne.
Naciągnąłem na tyłek jakieś luźne spodnie i przecierając oczy, wciąż nieprzytomny, skierowałem się do łazienki, zgodnie z poleceniem jakie otrzymałem. Obmyłem twarz i załatwiłem wszystkie pozostałe potrzeby, chociaż szło mi to tak opieszale, że byłem pewien bury od Shiro za takie opóźnienie w dotarciu do kuchni. Spojrzałem na woje odbicie i uśmiechnąłem się do siebie szelmowsko, ustanawiając tym rozpoczęcie dnia. Z wesołym humorem ruszyłem w stronę zapachu jedzenia, które uszykował zmiennokształtny, chociaż jeszcze wcale go nie czułem, ale to nie ważne.

Dotarłem do kuchni, gdzie chłopak już pałaszował swoją porcję, w ogóle nie myśląc chyba o tym, żeby na mnie poczekać. Opadłem na siedzenie z głośnym westchnięciem i sięgnąłem po kawę, upijając pierwszy łyk tego życiodajnego płynu.

- No wiesz co, tak beze mnie zacząłeś jeść? - żąchnąłem się z wyrazem twarzy, mającym przypominać wielką obrazę, chociaż wiedziałem, że moje oczy się cieszą. Przyjść na przygotowane śniadanie, ciepłe, dobre. Jeść je z kimś. To uczucie już dawno przeze mnie zapomniane, a teraz było realną codziennością.

- Dzisiaj wyruszę, niedługo po śniadaniu i postaram się załatwić wszystko tak szybko, jak tylko dam radę i wracam do ciebie. - Sięgnąłem ręką przez stół i poczochrałem go po włosach, po czym w końcu zabrałem się za jedzenie, pomrukując co jakiś czas z zadowolenia. Nie powiedziałem, że wracam do domu, a że wracam do niego, z czego zdałem sobie sprawę chwilę później, w duchu klnąc na siebie, że tak szybko przyswoiłem sobie jego obecność, która została wpleciona pomiędzy moje ścieżki.  

*Shiro Yuuki*

Spojrzałem kątem oka na Raahiego kiedy wszedł do kuchni nie przerywając posiłku.

- Czekałem, ale tak się wlekłeś, że zdążyłbym to już zjeść dwa razy, więc sobie darowałem i zacząłem wcześniej. - odpowiedziałem z pretensją, przerywając na chwilę posiłek.

Oczywiście jak zawsze przy nim, moja złość nie trwała długo, bo starczyła chwila i poczochranie mnie po głowie, a już wrócił dobry humor. Westchnąłem kończąc posiłek i uśmiechnąłem się.

- Jak z tym powrotem będziesz się tak śpieszył jak z zejściem na śniadanie, to się ciebie nigdy nie doczekam. - zaśmiałem się i zebrałem po sobie talerze od razu je myjąc.

Wiedząc, że mam chwilę zanim partner skończy posiłek, postanowiłem tak jak wspomniałem przy wstawaniu iść się ogarnąć po śniadaniu. Po dotarciu do łazienki wykonałem standardową rutynę, ubierając moje krótkie spodenki, ale miałem wrażenie, że odkrywały więcej niż ostatnio, a do tego były zdecydowanie mniej luźne, choć nadal nigdzie mnie nie cisnęły. Zastanawiałem się chwilę, czy może nie wyprałem ich w zbyt ciepłej wodzie przez co mogłyby się skurczyć, ale nic takiego nie mogłem sobie przypomnieć. Jedyne co mi przychodziło do głowy to zmiany związane z zaakceptowaniem tygrysa i dobiciem teoretycznie trzydziestki wedle prawa zmiennych. Niby byłem świadomy, że po osiągnięciu tego mogłem się zmienić fizycznie, ale myślałem, że na zawsze pozostanę tego wzrostu skoro już w ogóle nie rosłem, choć na dodatkowe parę centymetrów nie miałem zamiaru narzekać w końcu nie robiły one zbytniej różnicy. Gotowy zszedłem na dół pożegnać się z ukochanym, w końcu miałem się z nim nie widzieć przynajmniej trzy dni i coś czułem, że nie będą one dla mnie łatwe.




DOBRA! Publikuje to przed osiągnięciem standardu ilości słów, gdyż możliwe, że nigdy nie będzie to kontynuowane ;-;
Otóż jak wiecie jest to RP czyli tępo pisania nie zależy tylko ode mnie, gdyż ja piszę tylko wersję Shiro (i epizodycznie Kuro), natomiast nasz kochany Raahi, aktualnie nie może pisać, więc RP umarło ;^;
Przykro mi jeśli ktoś naprawdę lubił tą historię (jak ja), ale nic nie możemy na to poradzić 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro