#19 [Tygrys]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Raahi*

To mruczenie, w wykonaniu zmiennokształtnego, było urocze, więc nie przestawałem delikatnie głaskać go po plecach. Zaczął opowiadać historię, która okazała się na tyle drastyczna, że w którymś momencie przymknąłem oczy i prawie do samego końca słuchałem jej z zaciśniętymi zębami. Byłem wdzięczny tej dziewczynce, chłopcu, że tak wiele razy uchronił Shiro i, że ten mógł być tu teraz ze mną, a z drugiej strony, było mi żal, że ktoś z rodu czarodziei odważył się na tak haniebny wyczyn. Czarna magia była domenom demonów, szanujący się czarodziej nigdy nie zaczerpnąłby jej mocy. Demony przekształcały ją na magie o dowolnym przeznaczeniu, ludzie używając jej, wpadali w pułapkę. Rodzice MF musieli siedzieć w tym po uszy, skoro czarna magia aż tak przesiąkła ich umysły, że zapieczętowali demona w dziecku. Popaprane umysły szaleńców, zmanipulowane przez zło, doprowadziły do katastrofy.
- Znam tą historię z niedokładnych plotek i okolicznych opowieści, - westchnąłem, podciągając chłopaka odrobinę górę, tak, że jego twarz znalazła się na poziomie mojej szyi. Otoczyłem go ramionami, jedną dłoń wplotłem we jego włosy, a drugą oplotłem go w pasie. Przytulając go w ten sposób, czułem drżenie jego mięśni i słyszałem jak szlocha w moje ramię. - jednak tylko osobnik mający głęboko w poważaniu tradycje magiczne, jest na tyle odważny, albo raczej głupi, żeby sięgnąć do czarnej magii. Zapewniam i obiecuję ci, że nigdy dotąd nie używałem i nigdy nie użyję tej przeklętej mocy. Pragnę siły, owszem, nie mogę temu zaprzeczyć, ale nie w taki sposób. Moi rodzice przewracaliby się w grobie, gdybym chociaż pomyślał o tym, żeby nauczyć się rzucać klątwy. - Uśmiechnąłem się delikatnie na ich wspomnienie. Byli to pełni ciepła ludzie, szanujący prawo magiczne jak święte relikwie, co trochę mnie bawiło, bo reguły są przecież od tego, żeby je naginać.
- I to prawda, że demonów zabić nie można, bo się odrodzą... ale są specjalne zaklęcia i metody, żeby się ich pozbyć na dobre, żeby nie wróciły z piekła. Święte pieczęcie i inne badziewne bzdety, chociaż nie wszystko to działa. Jednak każdy kolejny demon mniej na tym świecie, to mniejsze zagrożenie. Dlatego to robię. Dlatego trenuję i zyskuję moc. By chronić ten świat i swoje wspomnienie o rodzinie. - To był ten ładniejszy sposób przedstawienia mojego życiowego celu i brzmiał o wiele bardziej humanitarnie niż "zemsta", czy "walka zrodzona z nienawiści".
- No już, jestem przy tobie. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie płacz, bo ja też się rozpłaczę, a to będzie wyglądać raczej komicznie w moim wykonaniu. Nie chcesz mnie widzieć zasmarkanego. - Chciałem trochę rozweselić Shiro i miałem nadzieję, że w jego wyobraźni pojawi się możliwa zajawka takiego widoku mnie i go chociaż w niewielkim stopniu rozbawi i pozwoli przestać płakać. Bolało mnie serce, gdy widziałem jego łzy, chociaż w tym wypadku, bardziej je czułem, na moim ramieniu. Delikatnie masowałem skórę jego głowy i nadal przytulałem, mając nadzieję, że trochę się uspokoi w moich ramionach.

*Shiro*

Powoli uspokoiłem się w jego ramionach, czując to uspokajające ciepło, powoli uniosłem głowę wycierając łzy, a właściwie ślady po nich dłonią.

- Wolę abyś nie płakał, nawet jeśli byłby to komiczny widok. - odezwałem się zachrypniętym głosem i lekko uśmiechnąłem. - Wiesz co w tym wszystkim mnie dobija? Kuro mnie okłamał. Kłamał mnie przez kilka lat utwierdzając w przekonaniu, że MałaFala nie żyje... Wyobrażasz sobie mój szok kiedy ją zobaczyłem podczas pół rocznego ,,zawodu" Kuro? Chociaż w sumie jego, bo dziewczyny już nie przypominał. Myślałem, że jestem wystarczająco silny, a nie byłem w stanie nawet za nim ruszyć, kiedy zagroził, że mnie zabije, jeśli za nim pójdę... Zapomniał jednej ważnej rzeczy, to czy chowa uczucia za uśmiechem, czy za swoją maską obojętności nie zmienia faktu, że dzięki jego oczom czytam z niego jak z otwartej księgi. Mógł być oschły i mi grozić, ale nie skrzywdziłby mnie. Swoją drogą... Bo na społeczeństwie magów się nie znam... Skoro rodzice ChisanaNami używali czarnej magii i praktycznie codziennie przywoływali demony, to jakaś rada czy coś nie powinna czegoś z tym zrobić? No bo czarna magia jest chyba zakazana... - zamyśliłem się, ale zaraz odgoniłem natrętne myśli. - Raahi~ - jęknąłem dodając sobie uszy i ogon, który wesoło sobie merdał. - Bo ty mnie nie chciałeś do Jack'a zabrać. - wyżaliłem się smutno. - Weź mnie ze sobą... - jęknąłem błagalnym tonem kładąc po sobie uszy. - Proszę, Raahi. Zrobię co zechcesz w zamian. - zapytałem robiąc szczenięce, oczy z położonymi po sobie uszami.

Co jak co, ale byłem mistrzem wyłudzania, więc byłem gotów próbować puki się nie zgodzi. Otarłem się o niego, patrząc mu w oczy. Byłem pewny, że w końcu pęknie i się zgodzi, to było pewne, przy moich umiejętnościach. Miałem swój powód aby iść do Jack'a. Po pierwsze chciałem sprawdzić cenę za głowę ChisanaNami, ale przede wszystkim chciałem się pośmiać widząc jego szok jak mnie zobaczy. Chcąc nie chcąc jest wilkołakiem i czuje we mnie zarówno omegę w wilku jak i trzecią nieprzebudzoną naturę, której słusznie się boi. Od moich błagań oderwała mnie jedna myśl, a właściwie dziwne odczucie, które mnie zaskoczyło. Niby tak bardzo mi znane, ale powód mnie zaskoczył. Czułem potrzebę przemienienia się, ale nie jak zawsze w wilka. Tym razem tygrys prosił mnie o to, co mnie zdziwiło, bo nie robił tego w agresywny sposób i nie wyrywał się, a dawał mi subtelnie, lecz znacząco znam, że chciałby abym się przemienił.

- Raahi... Nie przeszkadza ci, że się teraz przemienię prawda? - zapytałem z uśmiechem wstając.

Odszedłem od maga na kilka kroków i stojąc tyłem zrzuciłem bluzkę, pozwalając sobie na przemianę. Nie czekałem na jego zgodę, bo i tak bym to zrobił. Przemieniłem się w tygrysią postać i otrzepałem się odwracając do Raahiego. Podszedłem i usiadłem obok, obserwując go. Rzadko tygrys pozwalał mi przebywać w tej formie bez agresji, tak właściwie to tylko raz, a tutaj sam mi to zaproponował, to było dla mnie niezwykłe i nie miałem zamiaru zmarnować tej okazji dlatego to zrobiłem.

*Raahi*

- Świat magi rządzi się swoimi wewnętrznymi prawami, owszem, ale nie łatwo jest kontrolować całą społeczność magiczną. Wiesz, magi używają również elfy, zmiennokształtni, czasem zdarzają się też inne istoty. Nad wszystkim nie da się zapanować, a Rada Magiczna też wydaje się dość niekompetentna i powinno się ją poddać reorganizacji. Oddać władzę młodszym... Chociaż może nie powinienem się wypowiadać, bo nie bardzo mnie interesuje polityka i reguły, gdyż święty nie jestem, jak dobrze wiesz. - Zaśmiałem się lekko. Rozluźniłem wtedy uścisk, gdyż chłopak ewidentnie był już spokojniejszy. - Jednak dochodząc do konsensusu, jeżeli rodzice MF dobrze się ukrywali, Rada Magiczna mogła nie dostrzec ich posranej działalności, chociaż nadal wydaje się to podejrzane. Jak widać czasem gówno robią i powinni ponieść konsekwencje, ale nikt nad nimi nie sprawuje już wyższej władzy. - Westchnąłem, przez chwile przypominając sobie jak będąc brzdącem, biegałem po domu krzycząc "Stać, jestem członkiem Rady Magicznej. Jesteś aresztowany!" i chociaż te słowa najczęściej kierowałem do owadów, którym udało się dostać do mieszkania, to było to marzeniem tej małej wersji mnie. Służyć Radzie, działać mając na uwadze wyższe cele... Czemu teraz właśnie mi się to przypominało? Chociaż wizja małego rudzielca, biegającego w samych spodenkach, zjeżdżających mu w dodatku z tyłka, drącego się wniebogłosy o aresztowaniach i sprawiedliwości, rozbawić mogłaby do łez. Moich rodziców bawiła, a jednocześnie napawała dumą. No bo proszę was, członek Rady Magicznej to nie takie nic. Dlaczego więc porzuciłem to marzenie?
Bycie idiotą, w dodatku narwanym, było widocznie zapisane gdzieś w moim kodzie genetycznym, trochę jak choroba, której nie można było uleczyć.
Popatrzyłem na Shiro, gdy poprosił mnie o zabranie ze sobą do Jack'a. Rozczuliło mnie jego zachowanie i to błaganie w oczach. Byłem słabym przeciwnikiem, bo bez chwili wahania chciałem się zgodzić, ale język mi się niezgrabnie poplątał i w końcu nie zdołałem wydusić z siebie niczego innego niż przeciągłe stęknięcie. W myślach płakałem ze śmiechu na swoja dezorientacje w sytuacji i swoją chwilową niedyspozycję. Zamrugałem szybko, patrząc z zainteresowaniem na szczenięce, proszące oczy chłopaka. Wszystko, co mówił znów docierało do mnie w zwolnionym tempie, więc nie zdążyłem zrobić nic, kiedy się podniósł i odszedł kawałek, a potem zrobił coś co wstrząsnęło moim światem.
No dobra, może trochę przesadziłem, ale to co zrobił, było niesamowite. Nigdy nie widziałem przemiany w zwierzę z tak bliska i było to czymś mistycznym, pięknym, zapierającym dech w piersiach i elektryzującym, dla obserwatora. Chyba, że na mnie to tak działało, dlatego, że to był Shiro. Teraz jednak nie przejmowałem się tą myślą, krążącą w moim umyśle.
Przede mną stał tygrys.
Westchnąłem zaczarowany tym widokiem i z ostrożnością przyglądałem się ruchom potężnego drapieżnika, który zbliżył się do mnie i usiadł obok. Ze świstem wypuściłem powietrze, gdy w końcu zorientowałem się, że wcześniej go tylko zaczerpnąłem, a zapomniałem wypuścić. Biała sierść lśniła w świetle padającym pomiędzy gałęziami wyższych roślin i mieniła się, przyciągając mój wzrok. Jeżeli ta forma, była tak piękna, to wilk również musiał być niesamowity, a ja w tym momencie miałem przez chwilę żal do świata, że nie urodziłem się zmiennokształtnym. Jednak zaraz skarciłem się za tą myśl, bo wolałem podziwiać to piękno, a będąc tym, który się zmienia nie miałbym możliwości oglądania siebie, tak dokładnie, jak przyglądałem się teraz tygrysowi Shiro.
- Niesamowite... - wyszeptałem z fascynacją rażąco wyczuwalną w moim głosie. Wyciągnąłem dłoń, wiedziony dziwnym impulsem i zanurzyłem ją w miękkiej sierści zwierzęcej formy chłopaka. Przełknąłem ślinę, sunąc dłonią po masywnej szyi, docierając aż do głowy. Był ogromny. Na siedząco sięgał mi chyba co najmniej do brzucha, jak nie wyżej. Pogładziłem go po boku szczęki i sięgnąłem za ucho, gdzie wplotłem swoje palce w sierść i delikatnie go podrapałem. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Nie bałem się, chociaż jeszcze chwilę temu ta właśnie postać groziła mi, chciała mnie zabić, ale wiedziałem też dobrze, że to także część Shiro, Shiro, który raczej nie planował mnie krzywdzić, a nawet jeśli, to widocznie sobie zasłużyłem.
- To jest niesamowite... Czy... Mogę cię przytulić? Takiego, w tej postaci której jesteś? - Zapytałem, naprawdę pragnąc to zrobić. Siedząc obok niego, patrząc w w jego piękne, złote oczy, które zachowały swój naturalny kolor, a jedyne co się zmieniło to kształt źrenic, nie miałem w głowie niczego innego niż to pragnienie. Zagryzłem wargę w oczekiwaniu, a moja dłoń zastygła w bezruchu, nadal tkwiąc na głowie zmiennokształtnego.

*Shiro*

Spokojnie obserwowałem jego reakcję nie ruszając się nawet o minimetr. Wilkołaki na ogół nie mają pełnej kontroli nad zwierzęcą postacią, bo to zwierze przejmuje wtedy kontrolę, ale ja dzięki genom zmiennego, miałem pełną kontrolę nad swoim zwierzęcym ciałem... No chyba, że odczuwałem jakieś naprawdę silne emocje, które były cechami danego zwierzęcia. Udawałem, że nie rusza mnie jego dotyk chociaż sprawiał mi wiele przyjemności i chciałem więcej. Oblizałem nos czując, że jest suchy i ziewnąłem ukazując moje śnieżnobiałe, ogromne i ostre uzębienie.

- Shiruś przyszedłem się pożegnać młody. - usłyszałem w mojej głowie tygrysa, co mnie zaskoczyło nie mniej niż jego słowa.

- Jak to pożegnać? - zapytałem kompletnie nie rozumiejąc.

- Normalnie, więcej mnie nie usłyszysz i nie będę ci zabierał kontroli nad ciałem. - powiedział obojętnie. - Stanę się pełną wersją ciebie, tak jak do tej pory wilk.

- Zaraz?! Jak to jak wilk?! Przecież nigdy z nim nie mogłem rozmawiać! - wtrąciłem zdezorientowany, panikując.

- Eh... Shiro, mogłeś tylko od razu zaakceptowałeś zarówno jego jak i jego naturę, mnie zaakceptowałeś ale nie moją naturalną agresję, więc nie byliśmy do końca sparowani i dlatego powstała ci druga świadomość czyli ja. Teraz kiedy z powodu Raahiego zaakceptowałeś moją agresję scalę się z tobą i przestanę istnieć... Oczywiście w przenośni, bo nadal będę twoją wewnętrzną naturą i będziesz mógł się przemieniać we mnie... Nie będę się udzielał, ale będziesz mnie czuł tak jak wilka... I dodam ci odwagę kiedy będziesz chciał aby kogoś zab-obezwładnić... - powiedział powoli cichnąc w mojej głowie.

- Nie! Nie możesz zniknąć! Rozstałem się z Kuro! Jesteś jedynym z rodziny kto mi został, nie zostawiaj mnie! Obiecałeś, że będziesz ze mną zawsze! - krzyczałem nie dopuszczając tego do myśli.

- Shiruś... Ja będę z tobą zawsze, przecież jestem tobą głuptasie... I nie jesteś już sam! Masz przecież Raahiego! - upomniał mnie.

- Zaraz... Ty także wyczułeś w nim partnera! Przyznaj się! - zorientowałem się uspokajając.

- Ugh... Eh... Przecież cię nie okłamie, a ty znasz odpowiedź Shiro... Teraz zostało ci odkryć jeszcze tylko smoka i jego też rozkochać w Raahim. - dodał ledwo słyszalnie. - Żegnaj Shiro...

- Żegnaj... - szepnąłem, choć czułem, że stał się już mną.

Wróciłem do rzeczywistości odczuwając z jednej strony smutek, bo tygrys zawsze mi pomagał w trudnych chwilach, zawsze ze mną był i pomógł mi wyjść z depresji i zwalczać strach, ale z drugiej strony byłem szczęśliwy. Zaakceptował Raahiego, a do tego stał się już pełnoprawnie moją zwierzęcą naturą, mną i sam go zaakceptowałem... A do tego dał mi nową nadzieję na osiągnięcie mojego celu. Skupiłem się na Raahim kiedy do mnie mówił. Nie czekałem, aż sam wykona ruch, bo i tak nie miałem jak mu odpowiedzieć. Pochyliłem pysk i sam otarłem się o jego policzek, uważając aby kłem nie zahaczyć o jego skórę i zamruczałem głośno. Zdecydowanie za głośno jak na zwykłego kota, ale idealnie jak na wielkiego tygrysa.

Ohayo dattebayo =^-^=

Pożegnaliśmy się z tygrysem Shiro, ale było to konieczne, do pewnej sporej zmiany w Shiro o której się przekonacie, mam nadzieję wkrótce dattebayo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro