#3 Mieszkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Raahi Maharaj*

Dość szybko dotarliśmy na miejsce. Otworzyłem zamek od drzwi kluczem i zdjąłem zaklęcie ochronne, po czym wpuściłem chłopka przodem do mojego domu. Szybko streściłem mu jak wygląda układ pomieszczeń w budynku.
- Twój pokój to będzie ten, na przeciwko mojego. Najwyższego piętra nie doprowadziłem jeszcze do względnego stanu używalności. Łazienka na pierwszym piętrze również jest do twojej dyspozycji. Salon i kuchnia są wspólną przestrzenią, a za tamtymi drzwiami - wskazałem na stary gabinet mojego ojca - znajduje się coś na kształt biblioteki. Jeżeli będziesz chciał przejrzeć, co tam jest, daj mi znać, a otworzę ci tamten pokój. Czuj się jak w domu. - Uśmiechnąłem się wesoło, poczochrałem go krótko po włosach i ruszyłem w stronę kuchni. Mały zmiennokształtny był jak przestraszone, nieufne zwierzątko, które potrzebowało oswojenia i za punkt honoru postawiłem sobie pozbycie się z chłopaka tej czarnej, piekielnej nienawiści, żeby nie stał się kimś takim jak ja.
- Głodny? Mam świeży chleb od piekarza, masło od mleczarza i pieczoną szynkę. Masz ochotę na kanapki? - Spytałem głośniejszym tonem, bo Shiro został gdzieś w tyle, poza zasięgiem mojego wzroku. Wyciągnąłem wszystko to, o czym wcześniej mówiłem i zacząłem przygotowywać posiłek. Jednocześnie wstawiłem garnek wody na herbatę i wyciągnąłem dwa kubki, do których nasypałem ususzonych owoców.

*Shiro Yuki*

Dom Raahiego, był ogromny. Kiedy weszliśmy do środka wyjaśnił mi układ pokoi i poczochrał moje włosy, na szczęscie udało mi się nie zamruczeć, ale ukryć zadowolenia już nie do końca.
Po zaproponowaniu mi posiłku, jakby na znak potwierdzenia zaburczało mi w brzuchu. A kiedy usłyszałem o świeżej szyneczce, nie mogłem odmówić.
Powoli i ostrożnie wszedłem do kuchni, gdzie Raahi przygotowywał kanapki. Przez chwile biłem się ze sobą w myślach czy zaproponować mu pomóc. Niestety ta dobra i uczynna strona wygrała, więc cicho podszedłem do niego, zachowując dystans.

- Pomóc? - mruknąłem cicho, patrząc na szynkę, która, aż za bardzo mnie interesowała.

*Raahi Maharaj*

Odwróciłem głowę w tył i dostrzegłem, że Shiro przemógł się i przyszedł za mną do kuchni. Jednak znów stał się cichy, co mnie trochę zirytowało. Mam nadzieję że nie zostanie taki, bo marny będzie z niego kompan do wieczornych rozmów.
- Nie, nie trzeba, szybko skończę. - Uśmiechnąłem się jednak, bo to, że zapytał, czy nie potrzebuję pomocy, oznaczało że nie traktował mnie już jak wroga publicznego numer jeden.
Zalałem kubki gorącą wodą i wsypałem do nich po porządnej łyżeczce cukru.
Zauważyłem wzrok Shiro, który utkwiony był w szynce i usłyszałem nawoływanie jego brzucha. Roześmiałem się i odkroiłem spory kawałek mięsa, po czym wystawiłem go w stronę chłopka. Musiał być strasznie głodny. Ciekawe kiedy ostatnio jadł coś porządnego, skoro dopiero co tu przybył.
Mi nie żal byłoby oddać nawet całego tego kawałka szynki, gdyż w każdej chwili mogłem pójść i kupić tuzin takich. Nie miałem żadnych problemów finansowych, bo za pozbywanie się demonów całkiem nieźle płacono. Zwłaszcza kapłani byli bardzo hojni, gdy pozbywałem się tego plugastwa z ich terenów, ale mieli z tego korzyść. Ja odwalałem brudną robotę, a to im dziękowali i ich wychwalali ludzie.
- Jedz, a jutro zrobi się większe zakupy. Musisz mi powiedzieć, co lubisz jeść. - Powiedziałem bez zastanowienia i skarciłem się w myślach, gdyż potraktowałem chłopaka trochę jak przygarnięte z ulicy dziecko, ale nie poprawiłem się, bo nie wiedziałem, jak inaczej wyrazić to pytanie. Naprawdę planowałem zrobić zakupy zawierające również takie rzeczy, które on by lubił.
Postawiłem na stole talerz pełen kanapek i dwa mniejsze, oraz oba kubki z herbatą i usiadłem, czekając aż zmiennokształtny do mnie dołączy.

*Shiro Yuki*

Raahi jest bardzo dziwnym człowiekiem. Nie dość, że daje mi mieszkanie nie żądając zapłaty, to jeszcze chce kupić to co ja lubię. Gdzie jest haczyk? Jeszcze tego nie wiem, ale może kiedyś się dowiem. Przypomniało mi się, że przecież dawno nie zmieniałem się w moją wilczą formę, poczułem trochę żal do siebie samego, że tak to zaniedbałem, ale przecież nie mogłem się od tak sobie przemienić się teraz, przy magu.
Wpadłem na genialny pomysł. Jak dotąd to tylko mag miał okazje się pośmiać, więc zdecydowałem tym razem sprawić sobie dobry nastrój, więc pod pretekstem przeciągnięcia się napiąłem mięśnie przemieniając się częściowo.
Przez częściowo mam na myśli pokazanie tylko uszu, ogona i zmiany oczu. Podobno jedyny w rodzinie to potrafię i jest to nienormalne, że tak dobrze panuje nad moją przemianą w tak młodym wieku, ale Raahi wcale nie musiał tego wiedzieć. Niech pomyśli, że właśnie nad tym nie panuje. Zobaczymy jak zareaguje na uszy i ogon wilka.
Z mojej głowy wyrosły uszy, a z kości ogonowej ogon, wszystko trwało chwile i dla mnie było bezbolesne, choć zapewne gdyby ktoś inny by tego próbował, nie byłoby to takie przyjemne.
To nie tak, że nie odczuwałem bólu związanego z przemianą, ja po prostu w dzieciństwie tak często przez przypadek się przemieniałem, że się przyzwyczaiłem, więc teraz cierpię tylko kiedy jestem ranny i muszę się przemienić.
Wesoło merdając ogonem usiadłem do stołu i zacząłem pochłaniać kanapki. Jak dają, to czemu miałbym nie skorzystać. Dodatkowo wewnętrzny wilk, mnie uspokajał, dzięki czemu nie odczuwałem dyskomfortu związanego z obecnością maga.

- Coś się stało? - zapytałem z niewinnym uśmiechem, udając, że nie mam pojęcia o uszach i ogonie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro