Hiszpańska księżniczka - recenzja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Recenzja ma ponad 5k słów, więc przed przeczytaniem zaparz sobie dobrej herbaty jak prawdziwy Anglik albo kawy jak niezniszczalny Maur Obiedo :)

Są tu też spoilery i nie miałam za bardzo możliwości ich wydzielić, więc jeśli ich nie lubisz, to nie czytaj, ale jeśli Ci to nie przeszkadza lub oglądałeś/aś ,,Hiszpańską Księżniczkę", zapraszam do czytania.


W poprzednim shitpoście miałam wpis o moich ulubionych kobietach w historii (przymknijmy oko, że miałam też napisać o panach...), wśród nich wymieniłam Katarzynę Aragońską, czyli pierwszą żonę Henryka VIII. Wspominałam tam też, że Katarzyna ma niejako ,,czarną legendę" i w oczach wielu (mówię tu o przeciętnych, średnio interesujących się historią ludziach, którym wystarczy taka wizja historii, jaką prezentują najpopularniejsze filmy i seriale - nie o osobach, które siedzą w temacie i próbują poznać różne punkty widzenia. Wiem, że wśród nich jest sporo takich, które szerzą wiedzę o Kasi i chwała im za to to) jest stereotypową złą i nudną żoną, o wiele starszą od męża (w rzeczywistości - tylko osiem lat), fanatycznie religijną, zapatrzoną w siebie i okrutnie niepozwalającą swojemu nieszczęśliwemu małżonkowi poślubić jego prawdziwej miłości, Anny Boleyn. A nawet jeśli zdarzają się produkcje, które próbowały przedstawić ją w cieplejszy sposób, to i tak dla wielu była skreślona już na starcie, bo większość z nich ma miejsce już w czasie słynnej sprawy o rozwód, kiedy Katarzyna miała 50 lat i nie była już młodziutka, więc przeciętna nastolatka nie dawała rady się z nią utożsamić. Dodajmy do tego częste odmładzanie króla Henryka i sprowadzanie go do roli przystojnego bad boya. W ten sposób w oczach wielu utrwalił się obraz dwojga młodych, pięknych kochanków chcących się połączyć i złej żony, która im to uniemożliwia.

Nic więc dziwnego, że kiedy zobaczyłam informację, że powstaje serial, który opowie właśnie o tej postaci, i to zacznie się w czasach, kiedy Katarzyna była młodą, wkraczającą w dorosłość dziewczyną, dosłownie zapiszczałam z radości. Zwłaszcza że miał być adaptacją ,,Wiecznej księżniczki" Philippy Gregory, którą też umieściłam w poprzednim shitpoście jako jedną z moich ulubionych powieści historycznych. Tak, wiem, że opinie o książkach tej autorki są różne, że jej wizja historii jest bardzo subiektywna, ale nie zmienia to faktu, że dobrze mi się je czyta i uważam, że mogą zainspirować kogoś do zainteresowania się danym okresem. I bez bicia przyznaję się, że dla mnie ta powieść byłaby idealnym materiałem pod scenariusz. Z drugiej strony - obiecałam sobie, że jeśli twórcy ją zepsują, od razu im to wytknę.

A jak ostatecznie wyszło? Z jednej strony, twórcy chyba czytali mi w myślach, jeśli chodzi o przekonanie, że serial ma szanse trafić do głowy młodych osób, patrzących na historię w sposób popkulturowy i romantyczny, i chyba właśnie do takiego nastoletniego romantycznego widza się skierowali. I nie ma w tym nic złego, bo wiadomo, że jakakolwiek fabularna historia ma wciągać, angażować i czasem oddziaływać na dosyć proste emocje. Pierwszą połowę serialu oglądało mi się naprawdę nieźle i byłam skłonna przymknąć oko na różne nielogiczności i błędy historyczne. Gorzej zaczęło się w drugiej. I chociaż naprawdę zawsze będę doceniać twórców za to, że poszli pod prąd, że pokazali, że Katarzyna nie zawsze była stara i brzydka i że Henryk naprawdę poślubił ją z miłości (czy też czegoś, co on uważał za miłość)... To zdecydowanie lepiej, żeby widz nie zapamiętał z tego serialu żadnych innych aspektów i nie uważał je za historyczne.

Serial zawiera wątki nie tylko z ,,Wiecznej księżniczki", ale także dwóch innych książek Philippy Gregory - ,,Trzy siostry, trzy królowe" (powieść przedstawiająca te wydarzenia z perspektywy Małgorzaty, siostry Henryka) oraz ,,Klątwa Tudorów" (powieść o Małgorzacie Pole, przyjaciółce i dwórce Katarzyny, krewnej Henryka), ale traktuje je bardzo luźno i właściwie trudno mi powiedzieć, czy to nadal jest adaptacja, czy po prostu serial, który ,,przykleił się" do nazwiska znanej pisarki, bo opowiadana historia jest całkiem inna. I chociaż kocham ,,Wieczną księżniczkę", to mogłabym jeszcze zaakceptować taki zabieg. W końcu ,,Biała księżniczka" też bardzo swobodnie traktowała wątki z powieściowego oryginału, a jednak ostatecznie mi się podobała. Tutaj problem tkwi w czymś innym, ale o tym potem.

Akcja zaczyna się w momencie, gdy tytułowa hiszpańska księżniczka, Katarzyna, córka Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego, opuszcza ojczyznę, aby udać się do Anglii i poślubić księcia Artura Tudora, z którym jest zaręczona od dzieciństwa. Katarzyna od początku nie czuje się dobrze na dworze - teściowa i babka jej męża jej nie lubią, kultura Anglii i Hiszpanii znacząco się różni, w dodatku dziewczyna dowiaduje się, że aby mogła przybyć do Anglii, zabito dwóch innych pretendentów do tronu. Początkowo również jej małżeństwo nie układa się dobrze, ale z biegiem czasu Katarzyna i Artur zakochują się w sobie i postanawiają uczynić Anglię królestwem na wzór legendarnego Camelotu. Niestety, krótko po konsumpcji małżeństwa Artur umiera, a Katarzyna zostaje bezdzietną wdową. Ponieważ jednak wierzy, że jej przeznaczeniem jest władanie Anglią, postanawia udawać, że wciąż jest dziewicą, i poślubić Henryka, brata Artura. Szybko polityka schodzi na dalszy plan i para naprawdę się w sobie zakochuje, ale ich rodziny nie są chętne związkowi.

Jak wspominałam: serial różni się od książki, która skupiała się głównie na odnajdywaniu się Katarzyny w Anglii i jej walce o godne traktowanie oraz koronę, a funkcję wątka miłosnego pełniła relacja z Arturem (nawet po jego śmierci główna bohaterka ma wizje/fantazje, w których ona i Artur spotykają się w Hiszpanii i rozmawiają o jej życiu). Tutaj akcja koncentruje się prawie wyłącznie na miłości Katarzyny i Henryka. I wiem, że w takich wypadkach zaraz pojawiają się argumenty: ,,To adaptacja, nie ekranizacja" i ,,Muszą coś zmieniać, żeby był element zaskoczenia". Kontrowersyjnie powiem jednak, że dla mnie te argumenty są obecnie nadużywane i mają coraz mniej sensu.

Kilka lat temu tym określeniem ,,to nie ekranizacja" określano filmową wersję ,,Dumy i uprzedzenia" z Keirą Knightley, która zasadniczo wiernie oddawała fabułę powieści, skróciła ją jedynie na potrzeby kina, a bohaterowie kilka razy przełamali konwenanse (ale nie w aż tak znaczącym stopniu, jak w ,,Hiszpańskiej księżniczce"). Tutaj mamy serial, który z książki praktycznie wziął tylko wątek zakochania się Katarzyny w pierwszym mężu, co i tak zostało potem zmienione, bo w pewnym momencie bohaterka stwierdza, że nie kochała Artura, a ,,próbowała go pokochać" i że jedynie doceniała jego dobroć i wizjonerstwo. I rozumiem, że twórcy mogli uznać, że taka wersja jest bardziej atrakcyjna dla masowego odbiorcy czy lepiej wpisze się w ich wizję Katarzyny. Ale po co w takim razie podpisywać się pod cudzą twórczość? Natomiast co do elementu zaskoczenia... To jest serial historyczny, przedstawiający biografię danej postaci. Wszyscy od początku wiedzą, że Katarzyna wyjdzie za Henryka, ale on ją zdradzi i porzuci. Co nas miało zaskoczyć? To, że Katarzynie po kilku dniach przeszła miłość do Artura? Dodatkowe wątki, które się tu pojawiają, są mocno sprzeczne z historią, więc dla mnie tym samym argumentem można by uzasadnić, gdyby twórcy ,,Korony Królów" uznali, że królowa Jadwiga przeżyje po urodzeniu dziecka albo w ogóle wyjdzie za Wilhelma.

Podejrzewam jednak, że nie miałabym z tym problemu, gdyby serial przedstawił nam wersję ciekawą i spójną, wręcz mogłabym się cieszyć, że ,,O, są dwie fajne historie o Katarzynie". Natomiast jak pierwsza połowa była jeszcze naiwna i uproszczona, ale przyjemna, tak druga zmieniła się w trochę cyrk na kółkach. I zostałam tylko z myślą: ,,A mieli taką dobrą książkę, wystarczyło tylko przerobić ją na scenariusz".

Bo serial, podobnie jak ,,Biała Księżniczka", idzie w wersję bardzo modernistyczną, powiedziałabym wręcz, że disneyową i robi to w znacznie bardziej jaskrawy sposób. Historycznie Katarzyna i Artur jako że byli zaręczeni od dzieciństwa, zapewne cały czas postrzegali się jako para i pisali do siebie romantyczne liściki. W tym serialu okazuje się, że listy Artura cały czas pisał Henryk i to w nim Katarzyna zakochała się za sprawą korespondencji. Dodajmy, że Henryk był młodszy od swojej późniejszej żony i w chwili jej przybycia do Anglii miał osiem lat. Nie byłby w stanie napisać miłosnych listów. Serial jednak go postarzył, nie wiemy, ile miał lat, ale na pewno jest już młodzieńcem. I tutaj wkrada się pierwsza nielogiczność, bo jednocześnie mamy jego starszego brata i siostrę. Artur miał piętnaście lat, nawet gdyby przyjąć, że w tym uniwersum dzieci Henryka VII przychodziły na świat rok po roku, Henryk miałby wówczas 13 lat i jeszcze daleko byłoby mu do mężczyzny, który chwali się, ile już kobiet posiadł. Wygląda to tak jakby Artur, Maggie i Harry byli trojaczkami...

I tu pojawia się pierwszy problem na poziomie scenariusza. Między śmiercią Artura a ślubem Henryka i Katarzyny minęło osiem lat. Przez ten czas wydarzyły się różne rzeczy w życiu zarówno pojedynczych ludzi, jak i państw, sytuacja Katarzyny miała szansę zmienić się tak, że z wyczekiwanej sojuszniczki, stała się kimś niewygodnym, Henryk dorósł i miał szansę zakochać się z wzajemnością w bratowej, a ona (według powieści) przepracować żałobę po Arturze i otworzyć się na nowe uczucie. Ponieważ jednak tutaj Henryk jest dorosły, scenarzyści postanowili, że do ślubu musi dojść wcześniej. W rezultacie próbują w znacznie krótszym okresie upchać wydarzenia z ośmiu lat, a jednocześnie doprowadzić do tego, że małżeństwo zostanie zawarte dopiero pod koniec pierwszego sezonu.

Co więc wypełnia ten sezon? Wątki fikcyjnych dwórek, które nie są złe, ale mają sporo błędów fabularnych, wymyślone intrygi polityczne i sojusze oraz romans bohaterów. Romans kreowany od początku na kolejną wersję Romea i Julii i tu powtórzę coś, co już powiedziałam w przypadku ,,Białej księżniczki": seriale historyczne powinny przybliżać mentalność tamtych ludzi. Oczywiście, nie należy usprawiedliwiać rzeczy w oczywisty sposób złych, jak niewolnictwo czy związki pedofilskie... ale tutaj miałam wrażenie, że cały wątek miłosny został dostosowany pod widza wychowanego na Disneyu i niemającego pojęcia o historii, który uważa zaaranżowane małżeństwa za najgorsze zło świata i trzeba mu pokazać, że co najmniej 10 osób sprzeciwiło się miłości młodych, żeby uwierzył, że jest prawdziwa. Owszem, Henryk poślubił Katarzynę z miłości i nie był zmuszany do ślubu, a jego ojciec wręcz chciał zerwać te zaręczyny... Ale na pewno nie odbywało się to w tak melodramatyczny sposób. Katarzyna nadal była córką potężnej pary królewskiej i musiała być traktowana z honorami, tutaj Elżbieta York (która historycznie bardzo kochała synową) i Małgorzata Beaufort praktycznie otwarcie jej grożą. Do tego serial uznał, że po co przybliżać widzom sytuację polityczną, wytłumaczyć, dlaczego małżeństwa z dawną żoną brata nie były dozwolone czy pokazać, że po śmierci Izabeli Kastylijskiej Hiszpania nie była już tak potężna i Anglii bardziej pasowało znalezienie innej królowej-sojuszniczki. W tym serialu związek Katarzyny i Henryka jest zakazany, ponieważ jego matka na łożu śmierci miała wizję, według której para nie doczeka się syna.

Serial idzie więc w zaparte, uznając, że skoro nie mogą zrobić ,,Anna i Henryk contra zła Katarzyna", to zrobią ,,Katarzyna i Henryk contra zły angielski dwór". Przez jakieś sześć-pięć odcinków ta dwójka dąży do ślubu, a jego rodzina wymyśla im coraz gorsze przeszkody. Nawet Izabela Kastylijska nakazuje córce wracać do Hiszpanii - chociaż historycznie była gorącą orędowniczką związku Katarzyny i Henryka i póki żyła, dawała córce wiele rad, jak ostatecznie spełnić swój cel. Początkowo twórcy jeszcze coś napomykają o tym, że Katarzyna wierzy, że musi zostać królową Anglii za sprawą swojego wychowania i ponieważ pragnie zrealizować wizję Artura... ale scenarzyści chyba doszli do wniosku, że współczesny widz mógłby uznać ją za zbyt wyrachowaną i wkrótce jedynym argumentem pary zakochanych jest miłość. Historycznie wiemy, że w pewnym momencie Henryk VII zaproponował, że to on poślubi wdowę po synu, ale strona hiszpańska odmówiła, ponieważ wówczas po jego śmierci Katarzyna byłaby tylko królową wdową, a tron przejąłby Harry. Tutaj owszem, Katarzyna podaje argument nietrwałości takiego sojuszu, ale widz dobrze wie, że to tylko mydlenie oczu Henrykowi VII, a Henryk wprost oznajmia, że powiedział radzie, iż nie poślubi innej, bo kocha Katarzynę. I tak, wiem, że były w historii przypadki władców, którzy brali ślub z miłości i wywoływali tym prawdziwy skandal. Ale czy jakikolwiek król czy książę na poważnie podałby przed radą królewską argument miłości? Sądzą, że prędzej powołałby się już na to, że to on ma władzę i będzie robił co chce. Dla kontrastu: niedawno oglądałam ekranizację ,,Nad Niemnem", gdzie pod koniec główna bohaterka odrzuca oświadczyny jednego adoratora, by wyjść za drugiego. To już XIX wiek, czasy, gdy rozwinęła się idea ślubu z miłości i zaczęto bardziej wierzyć w namiętność,itp., ale mimo to przy towarzystwie Justyna podaje jako argument to, że już dała słowo. Dopiero gdy zostaje sama z zaufanymi osobami, potwierdza, że jest zakochana.

W jednym z poprzednich wpisów pisałam o lubianych i mniej lubianych wątkach w romansach i jako jeden z nich pojawiła się zakazana miłość. Napisałam tam, że im jestem starsza, tym takie wątki przekonują mnie coraz mniej, mam wrażenie, że tam relacja opiera się tylko na buncie i uroku czegoś niedozwolonego. I tutaj niestety tak jest. O ile w przypadku Katarzyny jestem zdolna uwierzyć, że jako młoda dziewczyna, wyrwana z ojczyzny i niewiedząca, co się z nią stanie, zakochała się w kimś, kto okazywał jej atencję i była gotowa wiele dla niego poświęcić (chociaż skoro już zdecydowali się zawrzeć zakochanie w Arturze, to mogli jej dać czas na żałobę i dopiero wtedy wprowadzić flirty z Heńkiem)... Tak w przypadku męskiej strony, nie wiem, co chciano przekazać. Henryk w pierwszych odcinkach zdaje się podchodzić do Katarzyny dość ,,incelsko", rzuca jej jednoznaczne aluzje i kpi z jej nocy poślubnej, flirtuje z nią raczej na złość bratu, by po jego śmierci stać się romantycznym kochankiem, wierzącym, że Hiszpanka to jego bratnia dusza. Może to kwestia tego, że znam historię i wiem, co jej potem zrobił, ale mi się to ciężko oglądało, bo kazano mi kibicować facetowi, który potem upokorzy i skrzywdzi ,,ukochaną". I chociaż aktorzy mają naprawdę dobrą chemię i są razem uroczy, tak nie mogłam im w pełni dopingować i rzeczywiście miałam wrażenie, że Henryk stara się o Katarzynę tylko po to, by pokazać ojcu i babce, że nie liczy się z ich zdaniem.

Zanim przejdziemy do kwestii, która ostatecznie zraziła mnie do tego ,,romansu", to muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, która jest trochę powiązana, a mianowicie: progresywizm postaci. Ma się wrażenie, że twórcy ani trochę nie chcieli przybliżyć młodemu widzowi myślenia dawnych epok i wyjaśnić, co z czego wynikało, a po prostu wrzucili współczesny światopogląd w głowy swoich bohaterów, a każdego, kto ma myślenie bardziej zbliżone do epoki, przedstawili jako czarny charakter. Jest to dosyć kontrowersyjne, biorąc pod uwagę, że mówimy o czasach bardzo silnych konfliktów na tle narodowych i religijnych, więc zanim przejdziecie dalej bardzo ważne ogłoszenie: w tym momencie mówię tylko o tym, że w moim odczuciu całkowite zmienianie poglądów postaci historycznych i przedstawianie tych bardziej epokowych jako zła, jest niesprawiedliwe wobec prawdziwych ludzi, którzy żyli w tamtych czasach i wcale nie byli jakimiś potworami, po prostu zostali wychowani w danych przekonaniach i nie mieli możliwości ich zweryfikować! Będę starała się pisać jak najbardziej poprawnie, żeby nikogo nie urazić, jeśli się zapędzę, to proszę, zwróćcie mi uwagę, a to poprawię. Ale proszę Was o to samo: możecie napisać, co o tym sądzicie i jak się podobały te wątki Wam, ale nie spekulujcie tu, kto kogo bardziej skrzywdził i która religia czy nacja była gorsza i co takiego złego zrobiła. Nie wiem, jakie poglądy ma każda osoba, która tu wejdzie, ale chcę, aby każdy czuł się bezpiecznie i po przeczytaniu komentarza nie został z przekonaniem, że wybierając jakąś ideę w swoim życiu, ma obowiązek udowadniać, że nie jest złą osobą.

Przed wypuszczeniem serialu duże kontrowersje wzbudził fakt, że jedną z dwórek Katarzyny gra aktorka o czarnej skórze, pojawia się także postać czarnego rycerza, który wyznaje islam. Twórcy bronili się tym, że na dworze Katarzyny rzeczywiście przebywałą taka kobieta, chociaż z tego, co czytałam, to nie była damą dworu, a służącą, kimś w rodzaju wyzwolonej niewolnicy, i to nie jest ta sama postać (pani miała na imię Catalina, tutaj mamy Linę). Przy czym: nie przeszkadza mi to. Podejrzewam, że te wątki pojawiły się głównie dla wzbudzenia sensacji zarówno w prawicowej, jak i lewicowej części Internetu, ale - jest wyjaśnione, skąd te osoby się tam wzięły, jest w miarę pokazane, jak ich kolor skóry wpływa na ich pozycję w świecie, nie ma tu wmawiania nam, że dyskryminacja na tle etnicznym nie istniała, tak jak w najnowszej produkcji o Annie Boleyn, więc osobiście nie widzę powodu, żeby takich wątków nie wprowadzać, chociaż i tak mam problem z Liną i jej ukochanym XD Dalej jednak mamy ciekawsze ,,kwiatki". Twórcy chyba ewidentnie nie lubią Hiszpanów, bo Izabelę Kastylijską ukazują jako okrutną, fanatyczną kobietę, która znęca się nad każdym, kto nie utożsamia się z jej poglądami ( Inkwizycja była zła. Ale za życia Izabela jeszcze próbowała powstrzymywać ją od nadużyć, podobnie jak podejście do rdzennej ludności w koloniach), za to także niesympatyczna Małgorzata Beaufort jednak akceptuje muzułmanina na swoim dworze. Reszta postaci ma już całkowicie współczesne poglądy: dochodzi do mieszanego ślubu prowadzonego jednocześnie przez księdza i imama (rzecz trudna nawet dzisiaj, a co dopiero w czasie wojen religijnych), postacie radośnie uprawiają seks przedmałżeński lub dokonują ,,innych czynów o charakterze seksualnych" bez obaw o religię czy konwenanse (tak, wiem, że nie każdy wtedy czekał do ślubu. Ale trudno mi uwierzyć, żeby tak wierząca kobieta jak Katarzyna czy Izabela nie zadbały o to, by ich dwór składał się z ludzi o podobnych przekonaniach), pojawia się próba dokonania aborcji, a Małgorzata Tudor, siostra Henryka, przez cały odcinek rozpacza, że ma poślubić króla Szkocji, zamiast znaleźć miłość życia. Nie wiem, jak było historycznie, ale w książkach Małgorzata wręcz paliła się do tego ślubu, żeby udowodnić, że ona też może być królową. Potem Maggie znika i cały wątek, podobnie jak większość w tym serialu, był chyba tylko po to, żeby wypełnić czymś czas między śmiercią Artura a ślubem głównej pary.

Apogeum następuje, kiedy do Anglii przybywa Joanna Szalona, siostra Katarzyny. Następuje tu podobny wątek jak z Cecylią i Elżbietą w ,,Białej księżniczce": skoro mamy polubić Katarzynę, musimy znielubić jej siostrę, więc Joanna zostaje przedstawiona jako wredna, okrutna, uwodząca wszystkich dookoła i nienawidząca głównej bohaterki (w rzeczywistości siostry się kochały, a Joanna nazwała swoją najmłodszą, ukochaną córkę Katarzyna). Flirtuje z innymi mężczyznami i zdradza swojego męża Filipa, którego historycznie bardzo kochała, wręcz ubóstawiała: to on ją zdradzał i poniżał! Jakby tego było mało, Joanna jest ateistką, co ma wynikać z tego, że w dzieciństwie matka torturami zmuszała ją do chrześcijaństwa (bo trzeba pokazać, że ci Hiszpanie to tacy źli). I znowu: na pewno w tamtych czasach też zdarzały się osoby, które negowały religię. Ale nikt nie chwaliłby się tym wprost, zwłaszcza królowa, której bezpieczeństwo tronu w dużej mierze zależało od tego, aby poddani wierzyli, że została namaszczona przez Boga. Tu tymczasem niby brak wiary Joanny gorszy ludzi, ale przyjmują to dosyć spokojnie.

I w tych wszystkich progresywnościach, związkach międzyreligijnych, ateizmie, aborcji, nadal nie potrafimy wyjść z bardzo konserwatywnego podejścia do męskości i kobiecości. Bowiem gdy Joanna pojawia się na dworze, próbuje flirtować z Henrykiem VII, a potem stwierdza, że zrobi na złość siostrze, i uwodzi księcia Harry'ego, sugerując mu, że jeśli chce udowodnić, że jest lepszy od ojca, powinien pójść z nią do łóżka... co Henryk czyni. Kilka scen późnie młodzieniec nadal jest oddany Katarzynie, a ich relacja przedstawiona jest jako piękna i romantyczna. Ten cukier znika dopiero w ostatniej scenie pierwszego sezonu, gdy Henryk zapewnia narzeczoną, że nie spał z jej siostrą, po czym zmusza ją do obietnicy, że ona także nie oddała się Arturowi. Katarzyna zaprzecza, po czym przerażona wybiega z zamku. Może jest to aluzja wydarzeń w drugim sezonie i że to małżeństwo wcale nie okaże się takie piękne, a Henryk nie będzie dobrze traktował swojej połowicy... Ale przez większą część serialu nie wpływa to na ich relację, a Harry jest przedstawiony jako ideał, podczas gdy Katarzyna nieustannie ma wyrzuty sumienia, że była wcześniej z Arturem (przypominam: jej własnym mężem i wtedy, kiedy nie spodziewała się, że zakocha się w jego bracie). Nie wiem, jak do liberalności tego serialu podchodzą osoby o innym kolorze skóry czy religii, ale jako kobieta mam serdecznie dosyć historii miłosnych, w których facet ma prawo zdradzać i nadal być dobrym partnerem, a kobieta ma być wierna i cnotliwa. I jest to szczególnie przykre, gdy mówimy o postaci, którą taki sposób myślenia zaprowadził do uwięzienia i nadal jest wykorzystywany przez osoby, które uważają, że była ,,tą złą".

Zanim przejdziemy do tego, co się w tym serialu udało, czyli obsady, ostatnie wzmianki o fabule, a mianowicie o wątkach, które próbują wypełniać serial. O Małgorzacie, która najpierw robi dramę stulecia o ślub bez miłości, by potem zniknąć, już mówiłam, więc przejdźmy do dwórek Katarzyny, czyli Liny i Rosy. Wątek Liny i Obiedo (temu muzułmańskiego żołnierza) jest całkiem dobry i myślę, że gdyby twórcy odpuścili romantyzowanie Henryka i skupili się na Katarzynie jako kobiecie walczącej o swoje prawa, to ich relacja spokojnie zaspokoiłaby romantyczne wyobrażenia większości widzów, bo jest całkiem fajnie napisana, toczy się w przyjemnym tempie, a postacie mają chemię i ich uczucie rzeczywiście sprawia wrażenie głębokiego i szczerego. Trochę irytuje to, że Lina czasami zmienia zdanie ze sceny na scenę, a zakończenie tego wątku mnie rozbawiło, chociaż powinno wzruszyć (o tym potem), ale zasadniczo oglądało mi się to dobrze i ja im kibicowałam. Gorzej jest z Rosą, tą z przyjaciółek, która ma być szalona i spontaniczna. Rosa wdaje się w romans z jednym z żonatych Anglików, po czym zachodzi w ciążę. Przez trzy odcinki jesteśmy zaangażowani w historię dziewczyny i jej rozmaitych starań o to, by uniknąć hańby, począwszy od odrzucenia przez kochanka, przez plany aborcji, po decyzję, że Rosa jednak urodzi to dziecko. Po czym nagle dziewczyna porania i wraca do Hiszpanii. Przez trzy odcinki mieliśmy przejmować się ciążą bohaterki, żeby pod koniec dowiedzieć się, że ani dziecka, ani jej samej, już tu nie będzie. Rozumiem, że w prawdziwym życiu takie rzeczy nie dzieją się ,,logicznie" i może dla jakichś kobiet pokazanie, że ten problem istnieje, będzie ważny, ale biorąc pod uwagę, że strata dziecka nie ma już żadnego wpływu na Rosę i cały wątek się tym kończy, mam wrażenie, że było to typowo telenowelowy zabieg, żeby odcinek miał te 40-50 minut.

Musimy wrócić do wątku aborcji, ponieważ przedstawienie tego mnie załamało i uważam, że powinno mieć oznaczenie ,,Dziewczyny, nie róbcie tego w domu". Otóż Lina udaje się do burdelu, gdzie kupuje dla przyjaciółki coś w rodzaju ,,czopka poronnego". Następnie zostawia z nim Rosę i wychodzi na cały dzień, przeżywając różne perypetie z udziałem Obiedo oraz Katarzyny i Henryka. Byłam pewna, że po prostu samego poronienia nam nie pokazali, tymczasem gdy Lina wraca, okazuje się, że Rosa po prostu tego czopka nie użyła. I tutaj mam pytanie: czy serio rozsądna, trzeźwomyśląca Lina zostawiła swoją przyjaciółkę na cały dzień z środkami poronnymi, nie zastanawiając się, co będzie, jeśli coś pójdzie nie tak i Rosa dostanie jakichś krwotoków i nie będzie nikogo, kto mógłby udzielić jej pomocy? (Uprzedzając: tak, wiem, że istnieje takie coś jak aborcja farmokologiczna i można ją przeprowadzić samemu, ale zakładam, że w takiej sytuacji kobieta ma przy sobie komórkę, żeby móc wezwać pogotowie, gdyby coś się stało).

Skoro już uzgodniliśmy sobie absurdalność tego scenariusza, to możemy porozmawiać o tym, co w tym serialu jest dobre, czyli obsada. Moim zdaniem aktorzy grają naprawdę bardzo dobrze i dzięki nim te wszystkie głupotki i nienaturalne sytuacje w fabule wypadają trochę bardziej realistycznie i jakoś lecą. Podoba mi się, że w głównych rolach obserwujemy młodych aktorów z jeszcze nie mocno rozbudowaną filmografią, chociaż obawiam się przez to dalszych odcinków i czy wypadną wiarygodnie jako starsze wersje swoich bohaterów, a z tego co wiem, serial dochodzi do rozwodu Henryka i Katarzyny, kiedy oboje byli po czterdziestce.

Zaczynając od głównej postaci granej przez Charlotte Hope - tutaj wygląd jest dla mnie pierwszym plusem, ponieważ uważam, że aktorka jest całkiem podobna do prawdziwej Katarzyny i zrywa ze stereotypem ,,ciemnej" hiszpańskiej królowej (szkoda, że tego samego nie zastosowano w przypadku jej matki - Izabela Kastylijska nie miała ,,hiszpańskiej" urody, była jasnowłosa i dlatego wyróżniała się z tłumu). Swoją rolę odtwarza z naturalnością i wdziękiem, jej Katarzyna jest młodą dziewczyną, którą można polubić, kibicować jej i można się z nią utożsamić. Niestety, scenariusz dość mocno ogranicza wielowymiarowość postaci, sprowadzając Katarzynę do roli młódki zakochanej w swoim księciu i prawie całkowicie ograniczając bardziej skomplikowane motywy wynikające z powieści czy historii (uwielbienie dla matki, wychowanie w przeświadczeniu, że ma być królową czy chociażby ta domniemana miłość i podziw dla Artura). Niemniej aktorka robi, co może, żeby jej Katarzyna miała charakter i energię, była jednocześnie dumna, stanowcza oraz wrażliwa i spokojna. Podoba mi się, że mimo mocno współczesnego oblicza serialu, Charlotte jest wyważona, jeśli chodzi o różne gesty i mowę ciała, dzięki czemu Katarzyna ma taką dystynkcję prawdziwej damy.

Przyszły Henryk VIII jest w tym serialu kreowany na bad boya, o którym mają fantazjować młode widzki, do tego jest to chwilami bad boy ze słabego opka na Wattpadzie (na początku wredny i dogryzający, przy ukochanej staje się ,,miękkim cynamonem", co nie przeszkadza mu jej zdradzać). Myślę, że gdyby odejść w końcu od romantyzacji gościa zdradzającego i zabijającego żony i odpuścić sobie ten wątek miłosny w klasycznym znaczeniu, zwrócić uwagę na zazdrość Henryka o ojca i brata i tym umotywować jego działania, pokazać hipokryzję, to serial byłby znacznie ciekawszy i lepszy w oglądaniu (jak to powiedziano w musicalu o żonach Henryka: ,,Historie miłosne się zestarzały"). Niemniej grający go Ruairi O'Connor robi dobrą robotę i podobnie jak Charlotte Hope jest naturalny zarówno w scenach jakiegoś gniewu czy wybuchu dumy, jak i tych romantycznych i delikatnych, nawet jeśli przez scenariusz możemy odnieść wrażenie, że Henryk ma dwubiegunówkę.

Wracając do ,,młodzieżowości" tego serialu - jak w klasycznej produkcji dla nastolatek mamy tu trzy przyjaciółki, z których każa ma swój charakter i przeżywa własne perypetie. Rolę tej ,,rozważnej" przejmuje nasza Lina odgrywana przez Stephanie Levi-John, która jest tą, która daje rady, chce postępować w zgodzie z konwenansami (przymknijmy oko, że daje się obamcywać facetowi w bramie, ten scenariusz nie miał mieć sensu) i bardzo się o wszystkich martwi. Jest najpoważniejsza i bardzo stonowana, co pani Levi-John oddała dobrze. Z kolei Nadia Parkes jako Rosa jest szalona, romantyczna i pełna życia, co ma swój urok i mimo że Rosa inteligencją nie grzeszy, da się ją lubić. Ma też do odegrania dosyć trudne emocje związane z niechcianą ciążą i myślę, że udało jej się to dosyć wiarygodnie przedstawić, szkoda, że twórcy potraktowali ją jako zapchajdziurę i usunęli z pola widzenia, kiedy mogłaby pokazać jakąś przemianę.

Linie towarzyszy jej ukochany Obiedo, który wyróżnia się na tle otoczenia, ponieważ nie dość, że ma czarną skórę, to jeszcze jest muzułmaninem. Jak wspominałam, ich relacja, mimo że całkowicie wymyślona przez scenarzystów, jest naprawdę urocza i dobrze się ją ogląda, a pan Aaron Cobham w lekki i naturalny sposób oddaje zarówno łagodność i wrażliwość, jak i siłę bohatera oraz jego ogromne pragnienie szacunku (chociaż trzeba przyznać, że zadanie miał ułatwione, bo postać Obiedo jako wymyślona w całości przez twórców jest jedną ze spójniejszych). Problem mam z tym, że jest to fikcyjny bohater, który okazuje się mieć największy wpływ na wydarzenia dworskie, jest szpiegiem każdego, każdy chce go wykorzystać, bo tylko on wie, co robić i zaprowadzi pokój w Anglii. Nie wiem, ja nigdy nie lubiłam takich zabiegów, że wyjaśnia się wszystkie wydarzenia historyczne za sprawą fikcyjnych postaci, bardziej mnie to bawi. W dodatku mam wrażenie, że gdyby scenarzyści mogli, zrobiliby go głównym bohaterem, bo to on wypada na tego niezniszczalnego, który w ostatnim odcinku został skazany na śmierć i już powieszony, ale w ostatniej chwili wpadła Katarzyna z ułaskawieniem i go zerwali, a on przeżył. Czy scenarzyści są fanami ,,Kordiana"? No, ale to ich wina, nie aktora.

Cała rodzina Henryka to zbiór indywiduów, z których Małgorzata Beaufort od pierwszego serialu jest konsekwentnie kreowana na czarny charakter, a teraz jako starsza pani sprawia wrażenie praktycznie wiedźmy, ale Harriet Walter stara się w nieprzerysowany sposób przedstawić bohaterkę, a scena, kiedy traci syna, jest wzruszająca i emocjonalna. Elliot Cowan jako król Henryk VII emanuje ciepłem i dojrzałą stanowczością i chyba przedstawienie tego władcy w bardziej pozytywny sposób, co jedyne, co ten serial zrobił lepiej niż książka. Gorzej jest z królową Elżbietą York, z której scenarzyści po ,,Białej księżniczce" postanowili zrobić wariatkę dyszącą żądzą zemsty za śmierć brata i kuzyna, ale na szczęście pani Alexandra Moen jest raczej spokojna i stonowana w swojej grze aktorskiej, więc ta postać ostatecznie nie wypada tak źle, jak by mogła. Na plus jest też to, że serial oddaje uczucie i bliskość między starszą parą królewską. Angus Imrie jako książę Artur ma pecha, ponieważ serial ewidentnie próbuje go kreować jako tego, który w porównaniu z bratem ma być nudniejszy i ,,bledszy" niż jego brat bad boy, ale moim zdaniem aktor starał się go wybronić i jego Artur sprawia wrażenie człowieka, który na początku wydaje się słaby i nieśmiały, ale zyskuje przy bliższym poznaniu, i wierzy się zarówno w jego troskę o los Anglii, jak i rodzące się uczucie do młodej żony. Mam natomiast problem z Georgie Henley w roli księżniczki Małgorzaty, a to tylko z tego powodu, że aktorka, która w ,,Opowieściach z Narnii" była absolutnie przeurocza, nabrała jakiejś dziwnej maniery wysuwania szczęki do przodu, na co wiem, że nie powinnam zwracać uwagi, ale nie mogę nic poradzić na to, że trochę mnie to denerwuje.

Inny kłopot mam z Laurą Carmichael wcielającej się w Małgorzatę Pole. Podobnie jak w ,,Białej księżniczce" ta postać jest tu ukazana bardzo jednostronnie, jako taka nieśmiała, anielsko dobra kobietka, która zajmuje się głównie troską o wszystkich i płaczem za zmarłym bratem. Jej wizerunek w książce ,,Klątwa Tudorów", gdzie była bardzo twarda, nastawiona na przeżycie i mimo dobrego charakteru potrafiła być bezwzględna, aby ocalić siebie i bliskich, jest znacznie ciekawszy i bardziej niejednoznaczny. Chociaż w pewnym momencie przyłapałam się na tym, że Carmichael sprawiła, że czuło się emocje i patową sytuację Małgorzaty, nawet jeśli sama konstrukcja postaci nie była szczególnie intrygująca. Wracając na chwilę do Joanny Szalonej - uważam, że to jedna z najbardziej zniszczonych postaci historycznych w popkulturze. Chociaż zostają wspomniane jej cierpienia wynikające z presji otoczenia i zdrad męża, otrzymujemy tu przede wszystkim wredną, kombinującą babkę, przy której zapewne Katarzyna ma wypadać lepiej. Alba Galocha stworzyła postać bardzo barwną, od której bije energia i temperament, ale samo zrobienie ,,złola" z kobiety, która tyle wycierpiała, i przecież jej los bardzo przypominał ten siostry, uważam za wręcz niesmaczne.

Otoczka serialu jest ładna i przyjemna. Jak to w filmach krajobrazy - mamy tu ładne krajobrazy, chociaż nie tak oszałamiające, żebym chciała na nie patrzeć w oderwaniu od całości. Muzyka się nie wyróżnia i praktycznie jej nie, ale wspaniałe są kostiumy - bardzo barwne, bogate, szczególnie przybyszy z Hiszpanii, z całej trylogii serialowej te są chyba najlepsze. Niestety, jak zwykle w tego typu produkcjach, mamy tu odejście od realiów historycznych na rzecz oddania charakterów postaci. Kobiety, które mają reprezentować młodzieńczą witalność, energię i zmysłowość, takie jak Katarzyna, jej dwórki, szwagierka czy siostra, chodzą w dekoltach, ze zdobionymi spódnicami i z rozpuszczonymi włosami, z kolei ,,matrony" w rodzaju Małgorzaty Beaufort, Elżbiety York czy Małgorzaty Pole mają zabudowane suknie i zasłonięte włosy. Konwenanse obowiązywały wszystkich, nie tylko po przekroczeniu określonego wieku :)

Ostatecznie otrzymaliśmy bardzo dziwny twór, który może wciągnąć i może się go dobrze oglądać, ale który cierpi na bardzo poważny problem sprowadzania wszystkiego do wątku miłosnego, przez co zrezygnowano z przedstawienia nam historii i polityki na rzecz wymyślonych akcji w rodzaju domniemanych zaręczyn Henryka z Eleonorą, córką Joanny. Mam wrażenie, że twórcy analizując historię Katarzyny Aragońskiej, uznali, że jakiekolwiek konotacje polityczne będą zbyt skomplikowane dla nastoletniego widza i trzeba je uprościć. Do tego sztywny podział na antagonistów i protagonistów nie wypada dla mnie dobrze, gdy mówimy o prawdziwych ludziach i ich przeżyciach. Niemniej - jest to jakaś próba oddania sprawiedliwości postaci Katarzyny, chociaż niespecjalnie udana. I obawiam się, że niektórzy widzowie, zauważając absurd takich sytuacji jak otwarty ateizm na przełomie średniowiecza i renesansu, dojdą do wniosku, że cały zamysł serialu nie ma sensu i jednak Katarzyna była wiecznie starą, nudną kwoką, która zasłużyła sobie na te zdrady i rozwód...

Niemniej, kiedy Epic Drama wyemituje drugi sezon, ja tam będę! I będę narzekać dla Waszej uciechy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro