Medyceusze: Władcy Florencji - recenzja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Serial ten oglądałam dość długo, chociaż nie tak długo jak ,,Białą królową" (XD), w dodatku w pewnym momencie miałam długą przerwę, bo bałam się zakończenia... a zarazem tak mnie zaangażował, że kiedy zobaczyłam w telewizji przypadkowo trzeci odcinek, stwierdziłam, że nie chcę nadrabiać pierwszych dwóch, bo muszę poznać koniec. Nie rozumiem siebie. W każdym razie z tego powodu może nie będzie to do końca profesjonalna recenzja, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Medyceusze byli jednym z większych włoskich rodów i przez lata istotnie władali Florencję, wychodząc z roli mieszczan do niemalże arystokracji i wydając na świat polityków, artystów czy papieży. O początkach chluby tej rodziny opowiada pierwszy sezon serialu ,,Medici" pod podtytułem ,,Masters of the Florence".

Młody Cosma Medici fascynuje się sztuką i jest zakochany w ubogiej Biance, która jest jego muzą. Jednak dla pomnożenia majątku i awansu społecznego, ojciec rozdziela go z ukochaną i żeni z pochodzącą z dobrego rodu Contessiną. Mimo żalu do ojca Cosma postanawia zostać godnym przywódcą rodu i poważanym bankierem. Jakiś czas po ślubie syna nestor Medyceuszy ginie, a Cosma podporządkowuje kolejne lata życia, aby odnaleźć i ukarać mordercę.

Serial rozgrywa się we wczesnym renesansie i na szczęście ten klimat bardzo czuć, w krajobrazach, w absolutnie przepięknych strojach, ale przede wszystkim muzyce, która nawiązuje nieco do kościelnych rytmów, ale przedstawia je we współczesny sposób, wprowadzając pewną podniosłość. Czołówka jest absolutnie cudowna.

Przyznam, że nie znam historii rodu Medyceuszy, więc serial oglądałam jako typową fabularną historię i nie zwracałam uwagi na żadne nieścisłości, chociaż pewnie jakieś się pojawiły. Rzucił mi się w oczy głównie fakt, że syn Cosmy i jego żona przez długi czas nie mieli dziecka, dopiero pod koniec na świat ma przyjść Lorenzo Wspaniały. W rzeczywistości para miała wcześniej kilka córek, a Piotr przed ślubem doczekał się również córki z nieprawego łoża.

Przy czym: ta akcja mnie wciągnęła, co zresztą napisałam u góry. Może sam motyw poszukiwania mordercy średnio, bo kryminały to nie moja bajka, ale relacje rodzinne, romantyczne oraz polityczne bardzo mi się podobały. Zaletą ,,Medyceuszy" jest to, że nie jest to serial typowo nastawiony na romans i zmienianie historii pod młodego widza jak chociażby ,,Hiszpańska księżniczka". Jest tu dużo polityki i wątków związanych ze staraniami Cosmy o zwiększenie wpływów swojego rodu i często wypełniają one całe odcinki... ale też nie przyćmiewają one w całości życia prywatnego bohaterów jak choćby w ,,Godunowie". Dzięki temu każdy może znaleźć tu coś dla siebie.

Teraz przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli obsady i postaci. W głównej roli obserwujemy znanego z ,,Gry o Tron" Richarda Maddena jako Cosmę Medyceusza, co więcej gra on Cosmę na obu etapach jego życia (serial dość szybko przeskakuje do czasów, gdy bohater ma już dorosłego syna, ale pojawiają się retrospekcje). Jest to zaznaczone głównie przez inną fryzurę bohatera i sztuczną, niespecjalnie realistyczną siwiznę, ale zasadniczo nie wyobrażam sobie, żeby Cosmę miało grać dwóch aktorów. Madden radzi sobie w tej roli dobrze, wprowadzając dużo subtelnych szczegółów i pozornie nieznaczących gestów, gra bardziej twarzą i oczami niż wielkimi zewnętrznymi gestami. Jego bohater jest od początku spójnie kreowany jako ten dumny, ambitny i chwilami zbyt zapalczywy. Mi chyba nie udało się go polubić - głównie przez tą zapalczywość, która obracała się przeciwko niemu, ale głównie przeciw jego żonie i rodzinie, co więcej, Cosma potrafił z powodu głupoty odwracać się od osób najbliższych, a jednocześnie wybaczał ludziom, którzy naprawdę go krzywdzili. Pasuje to do jego dumy i poczucia bycia panem, ale ostatecznie nie jest to bohater, któremu bym kibicowała.

Zdecydowanie natomiast kibicowałam jego żonie, Contessinie Bardi, granej przez Annabel Scholey (poza ,,Medyceuszami" miała chyba dość dużą rolę w serialu ,,Brytania"). Contessina to kobieta, która nie jest przesadną emancypantką, nie buntuje się przeciwko swojej roli społecznej, jest bardzo wrażliwa, łagodna i rodzinna, ale jednocześnie też nie jest klasyczną kurą domową, z którą nie mogłaby się utożsamić współczesna widzka. Cechuje ją ogromna siła, duma i inteligencja, które wykorzystuje do walki o rodzinę. Zakochuje się w mężu, ale nie jest zaślepiona, widzi jego wady i potrafi się postawić, z godnością znosi także to, że Cosma jawnie okazuje, że jej nie chciał. Naprawdę uwielbiałam tę postać, a w tym też duża zasługa aktorki. Podobnie jak w przypadku Maddena, Annabel Scholey gra w sposób dość wyciszony, głównie oczami, ale odbija się w nich dużo emocji, często skrajnych.

Sam wątek relacji tej dwójki uważam za realistyczny, chociaż nie wiem, jak wyglądała w historii. W przeciwieństwie do tego, o czym mówiłam w przypadku ,,Białej księżniczki", tu nie ma ukazywanie zaaranżowanego małżeństwa przez skrajne sytuacje, aby trafić w przekonania współczesnego widza. Owszem, Cosma żony nie kocha i jej to okazuje, ale nie różni się to od typowo epokowego zachowania męża, który wie, że jest głową rodziny i wymaga szacunku (chociaż oczywiście nie popieram tego, co robił). Contessina natomiast zakochuje się w nim, ale wiedząc, że jej uczucie jest nieodwzajemnione, dusi je w sobie i stara się kierować głównie lojalnością i szacunkiem. Bohaterowie wiedzą, że są ze sobą związani i muszą razem żyć, łączy ich także świadomość, że tworzą pewną dynastię i muszą o nią dbać. Nie ma więc zakazanej miłości ani relacji rodem z Disneya, ale chyba wcale nie są one potrzebne, żeby przyciągnąć widza, bo z tego co widzę w Internecie, ten ship cieszy się sympatią, do czego na pewno przyczyniła się dobra chemia między aktorami, bardzo intensywna i namacalna, zarówno w scenach bardziej słodkich, drobnych codziennych gestach, ale też chwilach gniewu.

W rolach drugoplanowych wyróżnia się Stuart Martin jako Lorenzo/Wawrzyniec, młodszy brat Cosmy, ten spokojniejsz, łagodniejszy i bardziej sympatyczny, będący trochę ,,sumieniem" brata. Szkoda tylko, że wbrew scenariuszowi ewidentnie widać, że to Martin jest starszy, i to sporo, w tym duecie. Warto też wspomnieć o Guido Caprino w roli Marco Bello, przyjaciela Cosmy, ale tkwiącego w cieniu przyjaciela i niespecjalnie z tego radosnego, czy Ken Bones jako skryba Ugo. Nutę uroku wnoszą na ekran Alessandro Sperduti i Valentina Belle w roli młodego pokolenia, syna Cosmy i Contessiny oraz jego żony Lukrecji, szczególnie ta druga - bardzo słodka, romantyczna, oddana mężowi i rodzinie, ale niepozbawiona temperamentu. Najbardziej denerwujące miejsce zajmuje Sarah Felberbaum w roli Magdaleny, nałożnicy Cosmy (tak, wszyscy kochamy spoilery), której wątek niestety tym bardziej donosi hipokryzji głównego bohatera, który jednocześnie ma pretensje do najbliższej rodziny, a idealizuje kochankę, która chciała go zdradzić, tylko dlatego, że jest ruda. Ciężko mi stwierdzić, na ile ta irytacja była zamierzona, bo chociaż rodzina Medyceuszy nie znosi Magdaleny nikt nie zrobi nic, aby się jej pozbyć (bo to współczesny serial i widz byłby zgorszony, gdyby ktoś miał nagle kogoś otruć), a Cosma uważa ją za wrażliwą duszę i prawdziwą artystkę, ,,reinkarnację" swojej drogiej Bianki. Problem jest taki, że owszem, Magdalena, gdy chce uwieść Cosmę, sprawia wrażenie bardzo zainteresowanej jego sztuką, ale gdy ten wykazuje znudzenie nią, ani przez chwilę nie pomyśli, że skoro została z niczym, to może się teraz spełniać jako artystka, tylko szuka kolejnego kochanka, który by ją utrzymywał. Dodatkowo ona z wyglądu nie jest jakaś bardzo młodziutka, więc można powiedzieć, że Cosma leciał na ,,stare lampucery".

Teraz bardzo krótka sekcja spoilerowa:

Czasem w serialach rozczarowuje mnie zakończenie. Tutaj nie mogę powiedzieć, że tak było, ponieważ wszystko ułożyło się tak, jak mógłby chcieć widz, ale zostawiło mnie z pewnym niedosytem. Pod koniec serialu ginie Lorenzo, brat Cosmy, co u głównego bohatera rozpoczyna coś w rodzaju przemiany wewnętrznej: zauważa swoje błędy, uznaje syna za prawowitego następcę i zaczyna doceniać Contessinę w swoim życiu, postanawiając wychować z nią dziecko Magdaleny. Serial kończy scena, gdy cała rodzina prowadzi procesję Bożego Ciała i przygląda się budowanemu przez siebie kościołowi, co wnosi sporo podniosłości i epickości... Ale osobiście uważam, że to było za szybko. Spotkałam się z opinią, że to może kwestia tego, że serial ma kontynuację w postaci części ,,Magnificent", ale ja bardziej czułam, że brakowało mi czegoś pomiędzy niż dalej. Przemiana Cosmy pod wpływem żałoby to jakieś dwie sceny płaczu i kajania się w kościele, a wątek pojednania z żoną ogranicza się do pocałowania jej rąk i jednego pocałunku (rozumiem, że może jakaś wielka skrucha nie pasuje do Cosmy, ale myślę, że po tylu latach upokorzeń Contessina zasługiwała na coś więcej), nie rozwinięto również wątku przygarnięcia dziecka i właściwie nie wiadomo, jak Magdalena na to zareagowała i co się z nią potem stało (chociaż ona nie sprawiała wrażenia przejętej tą ciążą, więc może to jest odpowiedź). Uważam, że po tylu odcinkach obserwowania tych bohaterów zasługiwaliśmy na głębsze pożegnanie.

Koniec spoileru

Sam serial mimo pewnego poczucia niedosytu i ogromnej irytacji na głównego bohatera polecam, bo jest bardzo profesjonalnie zrobiony, myślę, że w dość przystępny łączy wątki polityczne i historyczne z emocjonalnymi rozterkami postaci, a jest to przedstawione w sposób, który utrzymuje w napięciu i wciąga. Myślę, że jest to coś pomiędzy właśnie takimi serialami ,,w kostiumie", ale młodzieżowymi, skupionymi na sercowych rozterkach i z mocnym uwspółcześnianiem poglądów, z tymi całkowicie politycznymi i przesiąkniętymi patosem w rodzaju ,,Godunowa'".




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro