Tamponada
Cała piątka stała w pokoju rozmawiając i układając plan działa, wymieniając się informacjami i szczegółami. Wtem ktoś zadzwonił do drzwi. Jeden z nich ruszył do nich, żeby otworzyć. To pewnie zawsze spóźnialski. Pociągnął za klamkę i otworzył drzwi wpuszczając gościa do środka.
Nagle od samego progu rozległ się radosny, trochę stęskniony krzyk.
- Maaaliik!
Rozmowa umilkła. Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi. W stronę Malika biegł czarnowłosy chłopak o bardzo niebieskich i dużych oczach. Promieniał radością. Malik w ostatnim momencie wykonał unik i podstawił chłopakowi nogę a wszystko to nie wyciągając rąk z kieszeni. Biedny chłopak nie zdążył zareagować i zaskoczony wyciągnął się na podłodze jak długi.
- Nie ładnie tak brutalnie witać się ze stęsknionym bratem.- powiedział Altair zamknąwszy drzwi i podchodząc. Po jego ustach błądził szyderczy uśmieszek.
- Kiedy ty się nauczysz patrzeć zanim kogoś wpuścisz?- Malik odpowiedział lodowatym głosem.
- Kadara bym nie wpuścił?- uśmiechnął się już otwarcie, pokazując białe zęby.
- Zamknij się. - warknął Malik.
Kadar pojękując podniósł się z ziemi jęcząc boleśnie. W oczach miał łzy. Trzymał się za nos, który obficie krwawił. Rozejrzał się po zebranych. Zobaczył wreszcie Altaira i wykrzyknął mówiąc przez nos.
- Altair! Też tu jesteś?! Stęskniłem się!
- Chodź. Trzeba się tym zająć. Twój brat jest dla ciebie taki niemiły.
- Altair. W co ty, kurna, znowu pogrywasz?- Malik był co najmniej niezadowolony i zirytowany tą cała sytuacją.
- Ja? W nic.
Zakrył chłopakowi uszy i dodał szybko.
- No, wiesz? Tak brzydko się przy młodym wyrażać? Nie dajesz mu dobrego przykładu. Nauczy się jeszcze od ciebie kląć.- szyderczy uśmieszek kwitł mu na ustach.
- Wypad.
Altair wyszczerzył się tylko i pociągnął Kadara w stronę łazienki. Otworzył drzwi i popchnął młodego do środka. Wskazał mu sedes i powiedział.
- Siadaj tu. Zaraz się tobą zajmę.
W związku z tym, że nie zamknął drzwi wszystko było słychać w pokoju, gdzie pozostali wznowili rozmowę, ale mówili niemal szeptem.
Słyszeli kroki i szperanie w apteczce. Znów kroki i szum odkręcanej wody. Szum ucichł, co oznaczało zakręcenie wody. Odgłos rozpinane go zamka a zaraz potem jęk Kadara.
- Nnn... nie... Altair... nie chcę...
- Cicho. Będzie dobrze. - głos Altaira był wyjątkowo łagodny.
- Mmmm.... Nnn... nie...
Kadar znów zaczął jęczeć. Zebrani spojrzeli badawczo na Malika, a potem w stronę łazienki. Ten zdawał się ignorować te dziwne odgłosy i niewzruszenie rozrysowywał swój projekt równocześnie tłumacząc go pozostałym. Odgłos otwieranego opakowania i kolejny jęk Kadara. Ciężkie westchnięcie drugiego mężczyzny znów odrywało ich uwagę od słów Malika.
- Mmm... nie... Altair... nie tak głęboko.... Proooszę....
- Musi tak być, bo inaczej nie będzie dobrze.- głos Altaira był wręcz nienaturalnie miękki.
- A... ale...- głos Kadara niemal łkał.
Wszyscy czerwoni już na twarzy, nie mieli już nawet sił by udawać, że słuchają. Malik zirytowany wstał i lekko sztywnym krokiem ruszył do łazienki zobaczyć, co oni tam wyrabiają. Stanął w drzwiach i zapytał zdenerwowanym głosem.
- Co wy tu, kurna, wyprawiacie?
- Maalik... powiedz mu żeby.... Nie wpychał mi tak głęboko....- twarz Kadara wyrażała ból, ale i zupełną niewinność i nieświadomość, że to co mówi może mieć inne znaczenie.
- Maliiik.... Powiedz mu żeby się tak nie wiercił. Nie mogę przez to skończyć. - powiedział przeciągając jego imię i prowokując go jeszcze bardziej, gdyż świadomie dobierał odpowiednie słowa.
Malik zaczerwienił się i rzucił głośno zanim zdążył pomyśleć.
- A radźcie sobie sami!
Wtedy dotarło do niego, co powiedział i w jakim kontekście to może być odebrane. Zły na siebie, że znowu dał się wciągnąć Altairowi w głupią grę, tylko fuknął gniewnie i wrócił do pokoju.
Pozostali spojrzeli za zaczerwienioną twarz Malika i zerwali się z miejsca. Szybko znaleźli się w drzwiach zaglądając jeden przez drugiego. Zżerała ich ciekawość, co też Altair wyrabia z młodym w łazience.
Zobaczyli Kadara siedzącego na sedesie i wyginającego się do tyłu. Przed nim kucał Altair z długim gazikiem trzymanym pęsetami i próbujący założyć młodemu tamponadę. Jedna dziurka w nosie była już widocznie opatrzona. Altair wkładał właśnie młodemu drugą do nosa ze skupionym wyrazem twarzy uważając, by nie zrobić mu krzywdy. Ta jego surowa mina profesjonalisty kontrastowała z głosem, który słyszeli w sąsiednim pokoju. Popatrzyli po sobie i ryknęli gromkim, bezwstydnym śmiechem.
Altair drgnął lekko i przestał wkładać gazik do nosa Kadara. Spojrzał w bok na zgraję zaśmiewających się facetów.
- Czego rżycie jak głupie osły?
- Zakładasz mu tamponadę?
- Nie wiedziałem, że to takie śmieszne.- warknął i wrócił do przerwanej czynności, gdyż Kadar znów zaczął się wiercić.
Spojrzał na niego tak gniewnym wzrokiem, że młody w jednej chwili znieruchomiał. Otworzył tylko usta, żeby mieć czym oddychać. Starał się oddychać ustami, ale jak najciszej, żeby nie drażnić złotookiego. Altair szybko skończył i wstał. Odkręcił wodę i zaczął myc ręce.
- No. Skończyłem wreszcie. Jakbyś się nie wiercił nie trwałoby to tyle.
- Przepraszam. - powiedział przez nos skruszonym tonem.
Pozostali opanowali względnie spazmy śmiechu i zagadnęli.
- Altair?
- Czego znowu?
- Stary... no, normalnie.... Jesteś naszym mistrzem.- powiedział ten, który opanował się najbardziej , ale z wielkim bananem na ryju.
- No, ba.- odparł Altair szczerząc zęby we wrednym, szelmowskim uśmieszku, dumnie wypinając pierś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro