Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jay POV:

Kiedy tylko nasze usta zderzają się ze sobą, zapominam o całym pieprzonym świecie. Wbijam palce w jej kark, wpycham język do środka, a mój kutas chce przebić spodnie. Półtora dnia bez Vi to za długo. Nie pragnę niczego innego, jak zabrać ją do swojego domu, ponownie uwięzić i mieć tylko dla siebie.
- J-jak się tu dostałeś? - pyta cicho, rozłączam nasze usta i przenoszę się na szyję. Nie mam czasu na rozmowę, pragnę jej jak diabli! - Jay? - niechętnie odrywam się od jej skóry, zsuwam buty, pozbywam się jeansów z bokserkami i góry. Vi przez cały czas obserwuje mnie niczym wygłodniałe zwierzę - Odpowiesz?
- Na dole nie było żywej duszy - rzucam szybko, układam się między jej nogami i pozbywam zmysłowej koszulki. Nie założyła majtek, co działa na moją korzyść. Oblizuję usta, pochylam się i przysysam do jej słodkiej kobiecości. Szlag! Jest po kąpieli, a jej piękny zapach uderza mi do głowy! Natychmiast wsuwa palce w moje włosy, zaciska w pięści i wije się pod wpływem moich pieszczot - Kurwa, Jay! - krzyczy głośno, unosi biodra i jęczy, aż na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Uwielbiam doprowadzać ją do takiego stanu, w którym ledwo się kontroluje. Kiedy do języka dołączam palec, wygina ciało i ściska w palcach sutki. Unoszę nieco wzrok, przyglądam się jej, a ten widok to wręcz dzieło sztuki. Mógłbym to nagrać i oglądać w kółko, bo jej twarz w tym momencie jest taka piękna! - Och, zaraz dojdę! Proszę!
- Nie - odrywam się od niej, obserwuję jak oddycha ciężko, zwija dłonie na pościeli, a jej ciało wciąż drży - To jeszcze nie czas na orgazm, rybko. Pamiętasz? Miałaś mnie przelecieć - wygodnie układam się na łóżku i czekam, aż przejmie pałeczkę. Niechętnie podnosi tyłek, a kiedy to robi, jej piersi wychodzą na pierwszy plan. Są tak cholernie piękne, zmysłowe, kuszące, że aż chce się je pieścić i ściskać. Niestety Vivienne ma zupełnie inny plan i nim mam szansę zrozumieć, co planuje po prostu wsuwa mojego kutasa do ust. Kurwa! Napinam szczękę, patrzę na nią i prawie wybucham. Ta kobieta to moja zguba, przysięgam! Sfiksowałem na jej punkcie, pragnę mieć ją na własność. Nigdy nie pozwolić, aby dotknął ją inny frajer - Uwielbiam twoje usta, kwiatuszku - napieram dłonią na jej głowę, wpycham się jeszcze głębiej aż czuję skurcz jej gardła. Wysuwam się, ale ten proces powtarzam kilka razy, a ona nie protestuje. Mimo tego, iż jest zadziorną sztuką teraz zmienia się w marionetkę w moich rękach. Podoba mi się taka jej wersja, ale tylko w łóżku - Musisz przestać albo zaraz dojdę w twoich ustach - chwytam jej ramiona, układam na sobie, a ta bestia seksownie oblizuje usta, patrząc mi w oczy. Niech to szlag, ależ ona jest seksowna! - Jesteś niesamowita, rybko - szepczę wprost w jej usta, odgarniam włosy, zbieram je z tyłu i ściskam mocno - A teraz przejdź do rzeczy, pragnę cię poczuć - uśmiecha się kokieteryjnie, odchyla i siada na moim fiucie. Porusza biodrami w przód i w tył, przesuwa się po nim aż jej wilgoć pokrywa mnie całego. Dopiero wtedy unosi biodra i nabija się na mnie, a z naszych ust jednocześnie ucieka jęk przyjemności. Vi nie traci ani chwili, porusza się zmysłowo, aż ciężko uleżeć mi nieruchomo. Widok jej na mnie podnieca mnie jak nic innego i muszę przyznać, że od tej chwili ta pozycja jest jedną z moich ulubionych - Jesteś blisko, czuję to - układa dłonie na moich udach, odchyla się, a resztka mojego opanowania idzie w cholerę. Siadam, obejmuję ją mocno i dopadam do jej sutków. Gryzę je, ssę, a Vi jęczy wprost do mojego ucha - Jesteś tylko moja - po tych słowach oboje osiągamy spełnienie. Vivi opada na mnie i drży, kiedy przez jej ciało przelatuje orgazm.


Mam wrażenie, że mija wieczność, a żadne z nas nie zmienia pozycji. Vi leży na mnie, z głową na moim torsie i sunie opuszką palca po skórze. Jest jedyną kobietą, której pozwalam na taką bliskość i jedyną, której tak pragnę. Znam ją zaledwie siedem pieprzonych dni, a już zdążyła coś we mnie zmienić, zachwiać. Dopóki jej nie poznałem, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem samotny.
- Twój sms bardzo mi się nie spodobał - przerywam ciszę, a Vivi prycha pod nosem - Naprawdę sądziłaś,
że mógłbym zrobić ci krzywdę? - nie odpowiada. Wciska palec w mój bark i przekręca dookoła - Rybko?

- Oczywiście, że nie - podpiera dłonie na moim torsie, na nich brodę i wlepia we mnie te piękne, ciemne, hipnotyzujące oczy - Nie boję się ciebie, Jay. Twoja groźba nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała - odgarniam kosmyk jej włosów, zakładam za ucho i dotykam jej uroczego noska - Kopnęłaś mnie w krocze, czym wyprowadziłaś mnie z równowagi. Nigdy więcej tego nie rób.
- Nad tym będę musiała się zastanowić. Jeśli jeszcze raz zagrodzisz mi drogę, nie zawaham się.
- W takim razie będę zmuszony sprać za karę twój seksowny tyłek - unosi brew i posyła mi figlarny uśmieszek - Nie masz pojęcia, jak koszmary był to ból. Bądź pewna, że nigdy więcej ci na to nie pozwolę.
- Wcale nie potrzebuję twojej zgody, staruszku - mruga okiem, gryzie mnie w brodę i ściska sutek.

- Zachowuj się - karcę ją, chwytam za nadgarstek i układam na swoim torsie - Wiesz, byłem zaskoczony tym, że przez tyle czasu miałaś ten przeklęty łańcuszek. Jakim cudem udało ci się go zdobyć?
- Przypadkiem. Przeszukiwałam sypialnię Ramosa, aż nagle w moje oczy rzuciła się urocza pozytywka. Wzięłam ją do ręki, obejrzałam dokładnie i wyczułam spod spodu coś dziwnego. To była taśma, którą odkleiłam, a moim oczom ukazał się medalik, ale zanim powiedziałam chłopcom, rozpętało się piekło.
- Jesteś bardzo dzielna i niesamowita - dotykam z czułością jej policzka, posyła mi lekki uśmiech i całuje mój palec - Wiedz, że nie mam zamiaru ci go odebrać. Po prostu byłem wściekły za tego kopniaka.
- Wybacz, tylko się broniłam. A łańcuszka i tak ci nie oddam - mruga okiem i czmycha do łazienki.





Vi POV:
Budzi mnie uczucie gorąca. Leniwie uchylam powieki, poruszam ramionami i ziewam. Dopiero po chwili orientuję się, że za mną leży ciało, które przywiera do mojego grzejąc niczym kaloryfer. A to ci dopiero! Jakim cudem Justin zasnął przy oglądaniu filmu i został ze mną na noc? Jeśli James go zobaczy znowu rozpęta się awantura. Nie ma to jak rozpoczęcie dnia od dwóch, skaczących sobie do gardeł facetów.


Przebieram się, schodzę do piwnicy i zamykam się przed wszystkimi. Lubię te chwile, kiedy mogę poćwiczyć, po boksować wyrzucając z siebie wszystkie negatywne emocje. To pozwala mi rozluźnić napięte ciało i pomyśleć o tym, co dzieje się w moim życiu. Więc naparzam w ten Bogu ducha winny worek i zastanawiam się, jakim cudem Jay stał mi się tak bliski, w tak krótkim czasie. Polubiłam go. Mimo tego, iż czasami doprowadza mnie do szału i nie marzę o niczym innym, jak strzelić mu w łeb, sprawia, że czuję się szczęśliwa. Nigdy nie byłam w normalnym związku, nie byłam zakochana i nie zależało mi na facecie. Poza tym nie spałam z nikim poza Joshem! Może dlatego lgnę do niego mocniej, niż powinnam? Zachowuję się jak zakochana małolata, pragnąc go, tęskniąc za nim. Powinnam być bardziej ostrożna, aby nie zaczęło zależeć mi "za bardzo". To oczywiste, że nic prócz seksu i wspólnie spędzonego czasu nas nie połączy.

Wracam na górę prawie półtorej godziny później, dochodzi dziewiąta trzydzieści i marzę o pysznej, mocnej kawie. Uśmiecham się na widok stojącego w kuchni Josha, skradam się i przytulam do jego umięśnionych pleców. Znajomy zapach jego skóry wdziera się w moje nozdrza i muszę przyznać, że brakuje mi go. Dawniej byliśmy wręcz nierozłączni, a oprócz seksu robiliśmy masę innych rzeczy. Czy przez to, iż Justin pojawił się w moim życiu odsunęłam na bok Josha? Nie chciałabym, aby miał do mnie o to żal.
- Hej, wróbelku. Boksowałaś - odwraca się, obejmuje mnie i całuje w czoło - Masz ochotę na kawę?
- Och, tak! Ogromną - zarzucam dłonie na jego szyję, staję na palcach i cmokam w nos - Tęsknię za tobą.

- Naprawdę? Przecież jestem tutaj cały czas, Vivi. Czy to tęsknota za mną, czy może za moim ciałem?
- Och, za tobą, kretynie! Dużo się teraz dzieje, nie mamy dla siebie tyle czasu co dawniej, prawda?
- Owszem, ale wiedz, że to niczego nie zmienia. Nadal cię kocham, mała. Coś cię dręczy? Powiedz mi.
- Nie, po prostu boksowałam i zastanawiałam się nad tym nad tym wszystkim. W moim życiu pojawił się Justin i nie chciałabym, abyś był na mnie zły. Wiesz, że bardzo mi na tobie zależy? Zawsze tak będzie.
- Oczywiście, że wiem. Mi też na tobie zależy, i nie jestem na ciebie zły. Przyszedł czas na zmiany, poznałaś kogoś i to jest w porządku, Vi. Poza tym ja również poznałem pewną dziewczynę - o kurka! Uchylam usta, ale bardzo mnie tym zaskoczył - Ma na imię Mila, jest słodka i chciałabym, abyś ją poznała. Co ty na to?
- Bardzo chętnie! Cholera, ale mnie zaskoczyłeś! Nie spodziewałam się takich nowości. Kiedy to się stało?
- Kilka dni temu, to świeża sprawa. Nie wie, czym się zajmuję i boję się, że ucieknie z krzykiem.
- Daj spokój! Nie każda dziewczyna jest jak ex Bangera, tak? Powiesz jej w odpowiednim momencie, a jeśli naprawdę nie zwieje, to będzie oznaczać, że jej na tobie bardzo zależy. Cieszę się, że kogoś masz.
- To na razie za dużo powiedziane, ale liczę na to, że nasza znajomość się rozkręci. Lubię ją, jest fajna.
- Fajna, tak? - poruszam brwiami, a Josh czochra moje włosy i chwyta za tyłek - Oj, Mila byłaby wściekła.
- Nie ma jej tutaj, prawda? Poza tym jesteś moją przyjaciółką i masz specjalne miejsce w moim sercu.








Jay POV:
Przecieram oczy, jednak nie widzę obok siebie Vi. Podnoszę tyłek z łóżka, wciągam na siebie ubrania i niezdarnie poprawiam włosy. Szlag! Naprawdę zasnąłem na tym głupim, nudnym filmie i zostałem u niej na noc?! Nie powinienem był się aż tak zapomnieć, w końcu to magazyn Seven! Ostatnie, na co mam w tej chwili ochotę to sprzeczka z moim durnym kuzynem. Wciąż ma ból dupy o Vi, która się ze mną spotyka, co coraz częściej zaczyna mnie zastanawiać. O co się tak spina, skoro nawet jej nie lubi? A może boli go fakt, że przedstawiłem ją rodzinie? James jest starszy i za każdym razem to on jest na celowniku na spotkaniach rodzinnych. Ja wyskoczyłem z narzeczoną, czy tym go tak wkurwiłem? Jeśli tak, to wspaniale!
Z uśmiechem opuszczam pokój Vi, docieram do schodów i przystaję na dochodzące z dołu rozmowy.
- Specjalnie miejsce w twoim sercu, mówisz. Więc między nami nic się nie zepsuło? Będzie jak dawniej?
- Oczywiście, wróbelku. Zawsze możesz do mnie przyjść, porozmawiać, wyżyć się - co, kurwa? Kucam na najwyższym schodu, schylam głowę i jak na zawołanie w moje oczy rzuca się Vivi oraz Josh. Stoją w kuchni, chłopak przytula ją do siebie, a jego ręce spoczywają na jej tyłku. Co to ma kurwa być?! Jakim prawem dotyka czegoś, co należy do mnie?! - To, że masz Justina między nami niczego nie zmienia.
- Nie mam go, Josh! Nie należy do mnie, tylko się spotykamy i pieprzymy. To nic wielkiego, wiesz?
- Pierdolisz, Vi. Widzę, że na niego lecisz i masz do niego słabość. To nic złego, zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Uważaj na niego, jednocześnie korzystaj. Widać, że wpadłaś mu w oko. Nie dziwię mu się.
- Mówisz serio? Spójrz na niego, Josh. Czy on ci wygląda na mężczyznę, który mógłby trzymać przy sobie kobietę na dłużej? Wątpię. To jedynie zabawa, świetny seks, a niebawem wszystko dobiegnie końca.
- No nie wiem - Tookie oblizuje usta, unosi ją za pośladki i przysuwa do swojej twarzy. Jeśli ją pocałuje, wyjdę z siebie i stanę obok, przysięgam! Nic do niego nie mam, ale co on do chuja odwala? - Wydaje mi się, że on na poważnie coś do ciebie ma - sunie nosem po jej szczęce, a krew gotuje się w moich żyłach.
- Rybko - Vi gwałtownie przekręca głowę, uśmiecha się i zanim odrywa się od Josha, perfidnie, na moich oczach cmoka go w usta. Zwijam dłonie w pięści, ale tym przekroczyła wszelkie granice! - Co robisz?
- Rozmawiam z Joshem - wzrusza ramionami, uwalnia się z jego uścisku i wbiega po schodach - Muszę wziąć prysznic - mruga okiem, mija mnie i znika za zakrętem. Tookie kręci głową, a ja idę za nią. Nie podoba mi się jej zachowanie, o czym mam zamiar jej powiedzieć. Niestety kiedy tylko wchodzę do jej pokoju, przystaję w połowie kroku. Właśnie zdejmuje z siebie koszulkę, spodnie i zostaje całkiem naga! Szlag! - Daj mi chwilę na odświeżenie, a potem zrobię pyszne naleśniki z syropem i owocami. Pasuje?
- Pogrywasz ze mną? - ignoruję jej monolog, podchodzę i przypieram do ściany. Jęk ucieka z jej ust, próbuje się uwolnić na co jej nie pozwalam. Wsuwam palce w jej włosy, zaciskam pięść i przechylam głowę w tył - Grasz na dwa fronty? Pieprzysz się ze mną, a potem lecisz do Josha? A więc tak się bawisz? Mów!
- O co ci chodzi, huh?! Nie jestem twoją własnością, mogę się pieprzyć z kim mi się żywnie podoba!
- Tak ci się tylko wydaje! Jesteś moja, Vi. Nie masz prawa pieprzyć się z kimkolwiek innym. Rozumiesz?!
- Nie, nie rozumiem! Nie jestem ani twoja, ani żadnego innego faceta. Przestań to sobie wmawiać!
- Niczego sobie nie wmawiam, należysz do mnie Vi i mam zamiar pokazać ci, jak brać to na poważnie!
- Och, jak?! Zamkniesz mnie w swoim domu, jak po postrzale i nie pozwolisz wrócić do chłopców?!
- Jeśli nadal będziesz się tak zachowywać, kto wie? Może właśnie tak zrobię? - uśmiecham się chytrze, szlag ją trafia i robi się cała czerwona ze złości. Jest urocza, kiedy się wkurwia - Jeśli dowiem się, że pieprzysz się z Joshem pokażę ci, co się dzieje, kiedy ktoś ze mną pogrywa. Zrobi się nieprzyjemnie.
- Nie boję się ciebie, Jay. Jeśli chcesz mnie zabić, to zabij! Na co czekasz, huh?! Pociągnij za spust.
- Jesteś taka głupiutka, rybko - wzmacniam uścisk na jej włosach, przysuwam się i mówię wprost w jej kuszące usta - Nie chcę cię zabić, przecież przed chwilą powiedziałem, że jesteś moja, tak? Jednak jeśli mnie zdenerwujesz mogę zrobić coś, co ci się nie spodoba. Nie wiem, może na przykład Josh zapłaci za twoje nieposłuszeństwo? - sunę nosem po jej szyi, wstrzymuje oddech, a jej ciało napina się jak struna.
- Dotknij go, a przysięgam, że pożałujesz, że mnie kurwa poznałeś. Zabiję cię, nawet się nie zawaham.
- Oj, nie strasz. Nie zrobisz tego - zasysam skórę, próbuje mnie odepchnąć, ale jest zbyt słaba, aby ze mną wygrać - Po prostu uważaj na to, co robisz. Utemperuj te swoje ostre pazurki, rybko, a będzie dobrze.
- Nie mam zamiaru kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Puszczaj mnie - uwalniam ją z uścisku, robię krok w tył i przyglądam się jej uroczym policzkom, na które występuje czerwień - Idę pod prysznic, a kiedy wyjdę, nie chcę cię tutaj widzieć. Wkurwiłeś mnie swoim pieprzeniem głupot. Rób tak dalej, a nasza znajomość skończy się bardzo szybko - prycha z kpiną, mija mnie i wchodzi do łazienki.


Nie byłbym sobą, gdybym jej posłuchał. Schodzę na dół, siadam na jednym z barowych krzesełek, a Josh częstuje mnie kawą. Nic do niego nie mam, dopóki trzyma się z daleka od cipki Vi. Miał ją przez rok, teraz na jej drodze pojawiłem się ja i nie mam najmniejszego zamiaru się dzielić. Ani z nim, ani z nikim innym.
- Wyluzuj, stary! Widzę, jak bardzo jesteś wkurwiony - Tookie kręci głową z rozbawieniem i szturcha mnie w ramię - Widziałem cię na schodach, zrobiłem to specjalnie. Wyluzuj, to nic nie znaczyło. Przysięgam!
- Możesz obiecać mi, że nie dotkniesz jej w sposób, w jaki nie powinieneś? Ona chyba chce mnie wkurzyć.
- Cała Vi! Bądź spokojny, nie zamierzam nadal z nią sypiać, skoro kręcę się obok innej. To byłoby dziwne.
- Tsa, odrobinę. Słyszałem waszą rozmowę. Vivi wspominała, że nie jestem facetem, który trzymałby przy sobie kobietę, jednak myli się. Lubię ją, wpadła mi w oko i nie potrafię spojrzeć na inną. To szalone!
- Zakochałeś się - co, kurwa?! Gapię się na niego jak na kosmitę, ale wręcz nie dowierzam, że coś takiego w ogóle przeszło mu przez gardło - To nic złego, stary, wręcz przeciwnie, fajnie jest mieć obok siebie kobietę, która jest niesamowita, oddana, ma dobre serce i będzie trwać przy boku na dobre i na złe.
- Rozpędziłeś się, Josh. Znam ją od dziewięciu dni, a ty mówisz mi o zakochaniu? Nie ma kurwa opcji.
- Aj, jeszcze wspomnisz moje słowa - mruga okiem, prycham pod nosem, a do środka wchodzą chłopcy.
- Co ty tutaj kurwa robisz?! - James wydziera się jak obłąkany, co nie dziwi mnie nawet odrobinę - Jest jeszcze wcześnie, a ty wbijasz tutaj i popijasz sobie kawkę? Co jest z tobą nie tak, człowieku?!
- Przestań cię drzeć, Devil - Josh przewraca oczami i wzdycha ciężko - Przyzwyczajaj się do tego widoku.
- Co? Niby dlaczego, huh?! Więc ma zamiar tutaj wpadać jak gdyby nigdy nic? Albo może zamieszkać?
- Daj spokój, okej? Justin spotyka się z Vivienne, więc czy tego chcesz, czy nie, będzie tutaj bywał.
- Więc nadal nie zmądrzała? Nie posłuchała mnie? Ile razy mam jej mówić, że on jest kretynem?
- James - jak na komendę odwracamy głowy w stronę schodów, na których stoi Vi. Co dziwne, nie jest ani wkurwiona, ani nie przyjmuje postawy bojowej. To coś nowego - Jestem naprawdę zmęczona, wiesz? Proszę, odpuść, dobrze? Lubię go i nic nie jest w stanie tego zmienić. Nie chcę się wciąż o to kłócić.
- Ale on cię zrani, Vi - podchodzi do niej, układa dłonie na jej ramionach i patrzy w oczy. Jestem ciekawy, czy rozmawiali po tym, jak Vi ocaliła mu życie - Nie chcę, żebyś przez niego cierpiała, rozumiesz?
- Rozumiem, i jestem wdzięczna za twoją troskę. Jednak musisz mi zaufać, ponieważ jestem dorosła i tak samo jak Dante, nie ochronisz mnie przed popełnianiem błędów. Muszę się na nich uczyć, takie jest życie.

- Poza tym ja wcale nie mam zamiaru jej skrzywdzić, kuzynie - podchodzę do nich, wystawiam dłoń i czekam, aż Vivi ją złapie. Unosi brew, zakłada ręce na piersiach i jawnie pokazuje, jak bardzo jest na mnie wściekła - Spotykamy się i w najbliższym czasie to nie ulegnie zmianie - Vi uchyla usta, już chce coś powiedzieć, jednak przyciągam ją do siebie i całuję czule w usta - Prawda, rybko? Uwielbiam cię.
- Zaraz się kurwa porzygam - James krzywi się, jakby miał zwymiotować i spogląda na Vi - Niech ci będzie, to twoje życie. Jeśli zrobi ci krzywdę lub coś, czego nie będziesz chciała powiedz, a od razu go zabiję.
- Mówisz tak, jakbym ci na to pozwolił - prycham rozbawiony, a Vivi wbija palce w moje biodro. Auć!
- Hej! - do środka wpada zdyszany Zayn, przykłada dłoń do serca i próbuje się uspokoić - Dave chce uderzyć. Mój informator dostał cynk, za pół godziny będzie w magazynie z towarem odbitym Ramosowi.
- Chyba go sutki swędzą, jeśli na to pozwolimy. Zbierać się, jedziemy tam! Czuję, że będzie rozpierdol.

Jadę z Vi własnym samochodem. Jest spięta, siedzi cichutko, nerwowo gryzie wargę i podryguje nogą. Układam na niej dłoń, ściskam mocniej, a Vi odwraca wzrok i posyła mi zdezorientowane spojrzenie.
- Nie obawiaj się, rybko. Nie pozwolę, aby ktokolwiek zrobił ci krzywdę. Ze mną jesteś bezpieczna.
- Jezu, Jay, co się z tobą stało? Od kiedy robisz za mojego ochroniarza, co? Przecież sobie poradzę.
- Wiem, ale skoro się spotykamy to oznacza, że chcę mieć na ciebie oko. W tym również ochraniać cię.
- Och, jakież to słodkie - uśmiecha się szeroko, kładzie dłoń na mojej i splata nasze palce - Jesteś uroczy.
- Ble, tylko nie uroczy. Wolę seksowny ewentualnie przystojny - mrugam okiem, Vivienne karci mnie spojrzeniem prychając pod nosem. Kiedy jednak z powrotem przenoszę wzrok przed siebie, zaciskam szczękę i parkuję pod magazynem Seven - By ich kurwa wszystkich szlag - burczę wkurzony, wysiadam z samochodu i wyjmuję spluwę zza paska spodni. Przed nami stoi dumny Dave ze swoją armią. Każdy celuje w siebie bronią, a to nie wróży dobrze. Jeśli się nie dogadamy, to się pozabijamy.





******************************

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i za to, że jesteście 😘 ❤️


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro