Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Vi POV:

Miałam szesnaście lat, kiedy Dane zabrał mnie na akcję po raz pierwszy. Nic wielkiego, po prostu koleś wziął od niego sporo towaru na "kreskę", a z oddaniem kasy jakoś się nie śpieszył. Więc odwiedziliśmy go pewnego dnia, aby odzyskać dług. Oczywiście nie miał pieniędzy, co nie było dla nas zaskoczeniem. Jak zawsze pojawiły się obietnice, że na pewno go spłaci, tylko potrzebuje nieco więcej czasu. Gadka, która pada w takich sytuacjach za każdym razem. Dante był już na to odporny i miał swoje własne sposoby.
Wtedy tylko się przyglądałam, chociaż mój przyjaciel pozwolił potrzymać mi broń w dłoni. Właśnie tego chłodnego wieczora podjęłam decyzję, że chcę być z nimi. Spodobało mi się byciem "kimś". Myślałam, że mogę zawojować cały świat, co oczywiście było strasznie dziecinne. Właściwie byłam dzieckiem, dopiero wchodziłam w dorosłość i to całkiem inną niż moi rówieśnicy. Chciałam wejść w coś niebezpiecznego, ryzykownego i zdecydowanie nie dla takiej gówniary, jaką byłam. To nie tak, że Dante zgodził się bez wahania i poklepał mnie po plecach, skądże znowu. Kłócił się ze mną i kategorycznie odmówił. Nie chciał wyrazić zgody na coś, co mogło sprowadzić na mnie kłopoty. Więc usiedliśmy we dwójkę, a ja z bólem opowiedziałam mu o swoim żałosnym dzieciństwie, wiecznie kłócących się rodzicach, o ojcu pijaku, napiętej atmosferze, braku miłości. Słuchał tego, patrząc mi w oczy, a ja nie chciałam pokazać swojej słabości. Byłam szesnastolatką, która w jakiś sposób była złamała, odtrącona, samotna. Już wtedy mój charakter się zmieniał, a ja przysięgłam sobie samej, że nigdy nie pozwolę, aby ktoś ponownie mnie zranił, tak, jak ranili mnie rodzice, machając na mnie ręką, jakbym była natrętną muchą. Nic tak nie bolało, a czasami ten ból odczuwałam do dzisiaj. Co dziwne Dante mnie zrozumiał, mocno uścisnął moją dłoń i stwierdził, że pozwoli mi na to, ale bardzo powoli i stopniowo. Chciałam pokazać i sobie, i jemu, że jestem czegoś warta. Rodzice mieli mnie za nic, nie interesowali się swoimi dziećmi, wybrali skakanie sobie do gardeł niż troskę o nas. Nie dali nam miłości, której obie z Ellie potrzebowałyśmy. Niestety ojcu nie pozwalał na to alkohol, więc liczyłam na cokolwiek po wytrzeźwieniu. Problem w tym, że on nigdy nie trzeźwiał, a matka była wykończona patologią, która odgrywała się w naszym domu dzień w dzień.
To Dante zmienił moje podejście. Minęło trochę czasu zanim mu zaufałam, trzymając się go, nie odstępując na krok. Na początku reszta chłopców nieco mnie przerażała i bałam się, że mogą zrobić mi krzywdę. Z czasem pokochałam ich i traktowałam jak starszych braci. Jedynie James pałał do mnie nienawiścią, jednak tym starałam się nie przejmować i hartowałam swój charakter, aby nie dać mu się złamać. Az nagle ochroniłam jego tyłek, a jemu włączyć się instynkt opiekuńczy. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała, ale nie narzekałam. Wreszcie mogło być normalnie, gdyby na naszej drodze nie pojawił się Dave i jego pojebane pomysły względem mojej osoby. Jaka szkoda, że nie zabiliśmy go wtedy, kiedy mieliśmy okazję. Teraz mielibyśmy spokój i być może mogłabym znowu schlać się w klubie i zapomnieć o całym świecie, o Justinie. Swoją drogą... Dave niebawem mnie zabije, tym samym nie będę musiała cierpieć. Uwolni mnie od tego rozdzierającego bólu w klatce piersiowej i wreszcie przestanę czuć.
Kiedy raził mnie prądem i topił, zastanawiałam się, czy zapomni się i dobije mnie na amen. Mówi się, że ponoć przed śmiercią nagle całe życie przelatuje nam przed oczami. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, ale ja nic przed oczami nie widziałam. Widocznie wtedy jeszcze nie był mój czas. Tylko Dave wie, co na mnie jeszcze czeka, a na pewno będzie to coś paskudnego. Może kolejna tortura będzie moją ostatnią?



Jay POV:
Palę papierosa, stoję przed miejscówką Seven i czekam na cud. Przeszukaliśmy całe miasto, każdą norę, przycisnęliśmy informatorów, ćpunów i kogo się tylko dało. Jedynie człowiek Zayn'a widział Vi, a potem ślad po nim zaginął. To niesamowite, że nikt na nią nie trafił, nikt jej nie widział. Skoro miała się ze mną spotkać, co robiła w dzielnicy, która nie jest po drodze do mojego domu? Po co tam poszła i jakim cudem przepadła jak kamień w wodę? Pytań było coraz więcej, a odpowiedzi żadnych. Jakby tego było mało, Tookie również zniknął i podejrzewaliśmy, że Dave mógł maczać w tym swoje paluchy.

Rzucam fajkę na ziemię, gaszę butem i wracam z powrotem. Chłopcy siedzą przed laptopem i próbują namierzyć telefon Vi. Nowoczesna technologia jest niesamowicie rozwinięta i wystarczy trochę smykałki, aby dojść do zguby. Niestety zabezpieczeń było sporo, w tym hasła do konta Vivi, którego nie znaliśmy.
- Potrzebujemy hasło do jej konta. Wtedy będziemy mogli włączyć namierzanie i pójdzie z górki.
- Problem w tym, że nie znamy hasła, Shot! Gdyby tak było już dawno mielibyśmy jej telefon.
- Nie mówiła żadnemu z was? - pytam i patrzę na każdego po kolei. Ich spojrzenia mówią więcej niż mogłyby powiedzieć słowa - To może gdzieś je zapisała? Moja siostra zapisywała hasła do wszystkiego.
- Nie mam pojęcia, Jay. Trzeba sprawdzić jej rzeczy. Nie lubię tego robić, ale chyba nie mam wyjścia.
- Nie masz, lepiej bierz się do roboty. Nie ma jej trzeci dzień, a ja nie chcę dostać kolejnej płyty.




Vi POV:

Nie mam pojęcia, czy jest dzień, czy noc. W obskurnym pokoju, w którym zamknął mnie Dave, nie ma żadnego okna, co bardzo mnie dezorientuje. Jest też zbyt ciemno, a żarówka w zwisającej nad stołem lampie zaczyna złowieszczo mrugać. Moje ciało na szczęście doszło trochę do siebie, mam więcej sił, a to oznacza moc do walki, gdy zajdzie taka potrzeba. Mam zamiar wydostać się stąd i uciec razem z Joshem. Nie widziałam go od ostatniego razu i mam wrażenie, że minęła wieczność. Tęsknię za nim i mam nadzieję, że Dave nie zrobił mu krzywdy. Na pewno go nie wypuścił, a to, że nie było go u mnie już jakiś czas, nie wróżyło zbyt dobrze. Kończył mi się czas, a każda mijająca sekunda, minuta, godzina zbliżała mnie do śmierci. Jeszcze kilka godzin temu, po okrutnym topieniu poddałam się, nie w głowie była mi walka. Teraz kiedy mój mózg wrócił do żywych, nie mogłam zrezygnować i bezczynnie czekać na koniec. Chciałam wrócić do chłopców, pójść na studia! Może nawet porozmawiać z Justinem? Cholera! Muszę wziąć się w garść, drapać, gryźć, w końcu należę do Seven! To nie czas na umieranie, jestem na to za młoda!

- Pobudka! - wgryzam się na głos Dave'a, który mnie zaskakuje i wyrywa z myśli. Podnoszę się z materaca, zwijam dłonie w pięści i przygotowuję się do obrony. Muszę go jedynie pokonać, pobiec do drzwi i poszukać Josha. A potem? Potem pieprzona ucieczka! - Jeśli właśnie myślisz o tym, żeby mnie wyrolować, porzuć złudną nadzieję. Nie opuścisz tego miejsca bez moje zgody - mruga okiem, podchodzi, a ja się cofam. Nie spuszczam z niego wzroku, staram się grać twardą i pokazać, że mnie nie złamał - Jesteś gotowa na ciąg dalszy? Wyglądasz na wypoczętą - wystawia dłoń i uśmiecha się chytrze. Odruchowo rzucam się na niego z pięściami, trafiam w szczękę, niestety mój cios nie robi na nim wrażenia. Walczę, okładam go pięściami, ale on jedynie wybucha śmiechem. Chwyta moje ramiona, przysuwa mnie do swojej twarzy, kręcąc głową z rozbawieniem - Jesteś za mała, aby wyrządzić mi jakąkolwiek krzywdę. Mam nad tobą całkowitą przewagę.
- Pierdol się! Nie pozwolę ci mnie tknąć małym palcem, dosyć tego! Zapłacisz mi za wszystko, skurwielu!
- Och, nie strasz - przewraca oczami, wlecze mnie przez korytarz i wpycha do pokoju, w którym już byłam. Nadal stoi tutaj ten cholerny fotel, jednak dołączył również stół. Co dziwne, na rogach zamocowane są metalowe kajdanki, a po moim ciele przebiega nieprzyjemny dreszcz - Było już zimno, teraz będzie ciepło - marszczę brwi i nim mam szansę pomyśleć, o co chodzi tym razem, do pokoju wchodzi dobrze znany mi chłopak. Był dla mnie dobry, nawet oddał mi swoją bluzę która uratowała mnie przed zimnem. Niestety teraz zdejmuje ją ze mnie, odrzuca na fotel i siłą, razem z Dave'em układają mnie na stole. Wiję się niczym ryba bez wody, ale to wszystko na nic. Przypinają moje dłonie oraz nogi, a brak możliwości poruszenia się paraliżuje mnie natychmiast - Możesz odejść - kiwa głową do chłopaka, który opuszcza pokój i zamyka za sobą drzwi. Mój oddech szaleje, brzuch unosi się i opada gwałtownie, a Dave sięga po coś na podłogę, a ciszę przecina coś na kształt pstryknięcia. Kiedy się podnosi, wszystko staje się dla mnie jasne! Kurwa! - Uwielbiam się z tobą bawić, wiesz? Wciąż do głowy wpadają mi co rusz nowe pomysły, a ten dzisiejszy powinien ci się spodobać. Twoja skóra jest taka delikatna - przysuwa się, wciska dłoń pod moje plecy i odpina stanik, po czym podsuwa go do góry aż nad moją głowę. Ma idealny widok na moje cycki i widzę w jego oczach zaskoczenie oraz nutkę podniecenia - Jasna cholera, tego bym się w życiu nie spodziewał. No, no - zagryza wargę, opiera dłoń na stole i uważnie przygląda się moim sutkom, okrążając palcem dookoła - Nie masz pojęcia, jak bardzo podoba mi się ten widok, Vivienne. Zaimponowałaś mi, kochanie. To musiało naprawdę boleć, ale efekt powala! Na pewno do nich wrócę - oblizuje usta, przekręca głowę w stronę drzwi i prycha z kpiną. Dopiero teraz orientuję się, że w rogu stoi kamera, a moje serce zaciska niewidzialna pięść - Zróbmy kolejny pokaz dla twojego przyjaciela. Na pewno mu się spodoba - podnosi się, bierze do ręki czerwoną świecę i ustawia nad moim ciałem. Kiedy ją przechyla, wosk spada na moją skórę parząc ją niemiłosiernie. Krzyk ucieka z moich ust, uczucie jest nieprzyjemne, szczypiące, parzące. Każda kolejna kropla jest dla mnie udręką, wiję się, szarpię rękami, a Dave polewa moje ciało. Nigdy wcześniej nikt nie raził mnie prądem, nie topił i nie parzył woskiem. Nie ukrywam, tortury w jego wykonaniu są naprawdę bolesne, ale widocznie o to mu chodziło, abym cierpiała - Mmm, czerwony wosk idealnie komponuje się z twoją skórą, Pięknie - odkłada świecę, oddycham z ulgą i unoszę nieco głowę. Mój brzuch jest czerwony, wosk przykleił się do skóry i zastygł. Nie zmienia to faktu, że nadal parzy - Podkręcimy atmosferę - kiedy widzę w jego dłoniach jeszcze cztery świecie o różnych kolorach, mam ochotę rzewnie się rozpłakać. Wystarczyła jedna, kilka kropel, a już miałam dość. Jak mam znieść więcej?! - Pokoloruję cię, będziesz jeszcze piękniejsza - i robi to, co mówi. Przechyla świece, a wosk skapuje na mój brzuch, ramiona, piersi. Wrzeszczę, aż zdzieram sobie gardło i próbuję wstać. Boże! Mam wrażenie, jakby wrzucił mnie do wrzątku, a skóra odkleja się od mojego ciała. Nigdy nie cierpiałam tak bardzo, jak teraz. Nawet postrzał w ramię nie przysporzył mi takiego cierpienia, chociaż bolało jak diabli. Chyba wolałabym, żeby już mnie zabił - Ależ dzieło sztuki. Zrobię zdjęcie na pamiątkę - odkłada świecie, bierze telefon i faktycznie cyka fotkę. Jestem zażenowana sytuacją, tym, że jestem naga. W moich oczach zbierają się niechciane łzy, ale nie pozwalam im wypłynąć. Zaciskam zęby i gram twardą do samego końca. I tak zginie, Dante na pewno zemści się za moją krzywdę - No dobrze, czas zdjąć to z ciebie - wyjmuje z kieszeni mały nożyk, wskakuje na stół i siada na moich udach. Jestem przerażona do szpiku kości, a Dave zaczyna odklejać wosk od mojej skóry. Czasami robi to palcami, czasami nożykiem, a ja ponownie zdzieram sobie gardło. Kiedy dociera do sutka i zrywa kawałeczek wosku jednym, mocnym ruchem mam wrażenie, że oderwał tą część mojego ciała. Nie wytrzymuję bólu, a łzy wreszcie spływają po moich policzkach - Och, Vivienne - odpada na mnie, podpiera łokcie obok mojej głowy, a jego usta prawie stykają się z moimi. Wstrzymuję oddech, ale jeśli dotknie mnie w "ten" sposób, chyba sama strzelę sobie w łeb - Wiesz, jaka będzie następna tortura? - szepcze cicho, muska nosem mój policzek, a jego ciepły oddech odbija się od mojego ucha - Ja, między twoimi szeroko rozsuniętymi nogami. To będzie najprzyjemniejsza tortura, czyż nie? - odwracam wzrok, wbijam go w ścianę, a Dave opuszką palca sunie w dół i dotyka kciukiem sutka - Przygotuj się na mnie, kruszyno. Sprawię ci mnóstwo przyjemności, no chyba, że będziesz niegrzeczną dziewczynką. Więc jak będzie? - chwyta moją szczękę, szarpie ją i zmusza, abym spojrzała mu w oczy - Wybierz dobrze, inaczej może zrobić się naprawdę nieprzyjemnie. Czasami bywam porywczy.
- Pierdol się - syczę przez zęby i spluwam mu prosto w twarz. Ociera ślinę, a jego wzrok mnie morduje.
- Jesteś suką i właśnie popełniłaś ogromny błąd - podnosi się w górę, a jego dłoń ląduje na moim policzku. Cios jest mocny, aż chwilowo mnie omamia. Mrugam kilka razy, próbuję wziąć się w garść, niestety na jednym ciosie się nie kończy. Dave się rozkręca, a z mojej wargi tryska krew.




Jay POV:
Pomagam Dantemu przeszukać rzeczy Vi. Niestety nie posiada żadnego pamiętnika, co wcale mnie nie dziwi, a w notesie nie znajdujemy hasła. To oznacza, że toniemy i właśnie sięgamy dna. Mimo tego, że wszyscy pracujemy na najwyższych obrotach, a nasi ludzie przeczesują miasto, jesteśmy w dupie! W jebanej.czarnej.dupie! Mam ochotę rozpieprzyć dosłownie wszystko, chociaż to i tak bez sensu. To niemożliwe, aby zniknąć z powierzchni ziemi, tak się nie da! Więc gdzie ten zjeb ukrył kogoś, kogo tak mocno kocham?! Więzi ją, rani, a być może właśnie w tym momencie sprawia jej koszmarny ból, a ja siedzę tutaj i grzebię w jej rzeczach! Muszę natychmiast ją znaleźć, inaczej wszystko szlag trafi.
- Nie mogę tutaj kurwa siedzieć. Jadę na miasto. Będę jeździł tak długo, aż trafię na jakiś pieprzony ślad.
- Robi to ponad czterdzieści osób, Jay. Gdzie chcesz jechać, huh? Nie ma Dave'a, nie ma nawet jego ludzi, a jego nora została przeszukana od A do Z. Gdybyśmy tylko mieli cokolwiek, niestety nie mamy nic.
- Ale to nie powód do tego, aby siedzieć na dupie, Dante. Ona nas potrzebuje! Ten zjeb ją krzywdzi.
- Wiem o tym! Doskonale o tym kurwa wiem! Myślisz, że mnie to nie boli? Vi jest dla mnie jak siostra, od sześciu lat opiekuję się nią i kocham z całego serca! Jeśli coś jej się stanie, nie wiem, co się wtedy...
- Nie kończ tego zdania - wystawiam palec, Dante wzdycha ciężko i schyla głowę - Znajdziemy ją.
- Jay, Dante! Ruszyć dupy! - Shot woła nas z dołu, szybko dołączamy do reszty, a na widok leżącej na stole płyty serce podskakuje mi do gardła - Leżała pod drzwiami. Nie powinniśmy tego oglądać. Wyrzućmy to.

- Musimy. A jeśli tym razem Dave ma nam coś do powiedzenia? Albo wyłapiemy coś znajomego?
- Dobra, jebać to - Shot wkłada płytę do cd-romu, wciska play, a na ekranie pojawia się Vivienne i ten psychol. Sam nie wiem, czego oczekiwałem tym razem, jednak to, co widzę przeraża mnie do szpiku kości. Rozebrał ją, po prostu ją kurwa rozebrał i polewał gorącym woskiem! Jej krzyk wręcz wybija mi bębenki, twarz wyraża ból, szok, przerażenie, a ja stoję jak słup soli i nie dowierzam w ten widok - Jasny chuj.
- On jest chory. Ten człowiek nadaje się do psychiatryka, bez kitu! Jeśli jej nie znajdziemy, będzie gorzej.
- Muszę stąd wyjść - szepczę cicho, przecieram twarz rękami i wypadam z magazynu jak z procy. Podchodzę do barierki, opieram na niej dłonie i ryczę jak małe dziecko. To dla mnie zbyt wiele.



Vi POV:
Dave zostawia mnie przywiązaną i wychodzi, zabierając płytę i wracając dużo później. Widocznie moje słowa musiały go tak wkurzyć, chociaż nie mam pojęcia, czego się spodziewał. Że mu się oddam? Poproszę o to? Będę skakać z radości? Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, a już na pewno nie w "ten" sposób. Jedynym facetem, który mógł mnie dotykać był Justin, nikt inny. Dotyk Dave'a byłby niczym kulka w łeb.
- Wracasz do pokoju - odpina mnie, szarpie za ramię, wyprowadza i zmierza w znanym mi kierunku. Z całego serca nienawidzę tego pokoju, tego dziwnego budynku w którym jesteśmy i staram się zorientować, cóż to za miejsce - Nie rozglądaj się - karci mnie jak dziecko, jednak w moje oczy rzuca się coś ciekawego. Na ścianie po przeciwnej stronie dostrzegam tabliczkę. Starą, zniszczoną przez czas i z brzegu lekko odłamaną. Na szczęście doskonale widać napis, który czytam w myślach; "PRALNIA". A więc tutaj mnie trzyma. Pamiętam, jak kilka lat temu było o tym głośno, ponieważ zamknięto ją wbrew woli mieszkańców, dla których to miejsce było istotne. Teraz nie ma tutaj zupełnie nic, a z budynku zrobiła się rudera. Co dziwne, miałam wrażenie, że jedziemy całą wieczność, a pralnia znajduje się zaledwie kilka przecznic od naszego magazynu. Czy chłopak zrobił to specjalnie, aby mnie zmylić? - Za karę nie dostaniesz posiłku.
- Jakbym w ogóle je dostawała - prycham pod nosem, Dave niespodziewanie przypiera moje plecy do lodowatej ściany i chwyta szczękę - Nie wkurzaj się, przecież tylko stwierdziłam fakt. Wypuściłeś Josha?
- Nie pyskuj, Vivienne - wystawia palec na znak groźby, jakbym co najmniej miała się go przestraszyć - Co do twojego przyjaciela, nie, nie wypuściłem go. Dlaczego miałbym to zrobić, hmm? Polubiłem go.
- Chciałeś mnie i masz mnie, Dave. Zostaw go w spokoju, on w niczym nie zawinił. Proszę, uwolnij go.
- Istnieje jeden, poważny powód żebym tego jednak nie robił. Wróci do Seven i wypapla gdzie cię trzymam. Przypadkiem się tego dowiedział - tak jak ja, ale nie mówię tego na głos. Ten mały szczegół działa na moją korzyść i nawet dziwię się, że nie widzi tej pieprzonej tabliczki - Jak widzisz, sytuacja nieco się zmieniła i Josh zostaje tutaj. Zastanowię się, co z nim zrobię. Może mi się jeszcze przyda?
- Jesteś popierdolony, Dave. Powinieneś się leczyć! Nic ci nie zrobiliśmy, a ty urządziłeś sobie tortury!
- A czego się spodziewałaś, huh? Tak działa ten świat, wiesz o tym! Dante zalazł mi za skórę, pieprzył moją kobietę, więc ją będą pieprzył jego siostrę, za którą cię uważa. Idealna zemsta, no sama przyznaj.
- Myślisz, że ci na to pozwolę? Zapomnij! - odpycham się od jego torsu, macham rękami na oślep byle tylko trafić gdziekolwiek. Nie ważne gdzie, ważne, aby stracił czujność i uwolnił mnie z uścisku - Puszczaj!
- Nie trać sił, Vi. Chcę, żebyś brała udział w tym, co się niebawem wydarzy. Nie będę pieprzył twojego zmarnowanego ciała, masz być w pełni świadoma - żółć podchodzi mi do gardła, robi mi się niedobrze i jeszcze chwila, a się porzygam! - A teraz marsz do pokoju i nie wkurwiaj mnie więcej - burczy pod nosem, odrywa moje plecy od ściany, dając mi tym samym ruch. Bez wahania zginam nogę, a moje kolano spotyka się z jego kroczem. To najlepsze miejsce na znokautowanie mężczyzny. Nic nie zaboli bardziej, niż cios w to jakże wrażliwe miejsce. Dave odsuwa się, zgina w pół i przykłada dłonie do obolałego miejsca - Ja pierdolę, zabiję cię za to - dyszy ciężko, a ja zrywam się z miejsca. Nie mam bladego pojęcia dokąd biec, korytarz jest spory, ale nie mogę uciec bez Josha! Nawet, jeśli mi się to uda Dave zabije go bez wahania lub ponownie użyje jako karty przetargowej - I tak nie uciekniesz! - olewam go, zaglądam do różnych pokoi, a jest ich tutaj kilkanaście. Wygląda mi to na pomieszczenia gospodarcze, ale nie ma w nich Josha. Niech to szlag, gdzie on mógł go ukryć?! - Widzisz? Nadal tutaj jesteś - sapie pod nosem, nie zmienia pozycji, jedynie opiera dłoń o ścianę i próbuje pokonać ból. Mój czas się kończy, wpadam do ostatniego pokoju, a w moje oczy rzuca się Tookie. Ten widok wręcz mnie łamie, a łzy spływają po policzkach. Jego dłonie są obwiązanie w nadgarstkach, a lina przywiązana do sufitu. Głowa całkowicie bezwładna, opadająca w dół, a ciało w siniakach, z zaschniętą na skórze krwią - Jason, do mnie! Natychmiast!
- Josh - szepczę cicho, podchodzę bliżej i unoszę jego głowę - Otwórz oczy, błagam cię. Musimy uciekać.
- Wróbelku - jego głos jest ledwo słyszalny, a stoję tak blisko! Jest wykończony, ledwo żywy i w życiu nie uda mi się unieść ciężaru jego ciała. Boże, co za porażka - Och, Vi. Zostaw mnie, uciekaj i ratuj się.
- Zwariowałeś? Nigdy tego nie zrobię! Nie ruszę się bez ciebie. Pamiętasz? Jesteśmy w tym razem do końca.
- To jest mój koniec, maleńka. Uciekaj, nie trać czasu. On nie może cię dorwać, obiecaj mi to, proszę.
- Nie! Powiedziałam, że nie ruszę się stąd bez ciebie. We dwoje damy radę, jasne? Więcej wiary, Josh!
- Otwórz oczy, Vi. Tu nie ma miejsca na wiarę, jest po wszystkim - patrzy mi w oczy, oddycha ciężko, a widok jego obitej twarzy wyciska ze mnie świeże łzy - Zrób to dla mnie i wiej, dobrze? Wróć do Dantego.
- N-nie mogę - kręcę głową jak w amoku, rozglądam się i szukam czegokolwiek, aby przeciąć liny. W kącie dostrzegam małą komodę, podbiegam do niej, otwieram drzwi i przełykam ślinę na widok przeróżnych przedmiotów, których nie mam ochoty oglądać. Dostrzegam kastet oraz dziwny nóż z kolcami. Omijam je i biorę ten zwykły, dość mały. Wystarczający, aby przeciąć sznur - Nasza deska ratunku - nim mam szansę zacząć, do środka wchodzi chłopak. Ten, który mi pomógł, jednak wyraz jego twarzy nic nie wyraża.
- Chodź do mnie - wystawia dłoń, chowam nóż za siebie i modlę się, aby nie zorientował się, że mam go przy sobie. Na pewno przyda mi się do obrony - Wracamy do pokoju, bądź grzeczna - spoglądam na Josha, całuję go w policzek i kiwam głową. Liczę na to, że zrozumiał znak - Pośpiesz się - pogania mnie, posłusznie podchodzę do niego i chwytam za dłoń. Kiedy tylko wychodzimy na korytarz w moje oczy rzuca się oparty o ścianę Dave. Chyba już doszedł do siebie, bo właśnie zmierza w naszym kierunku - Co z nią?
- Wróć do chłopaka, pilnuj go. Zabieram ją ze sobą - szarpie mnie za ramię, chłopak odchodzi, a Dave wlecze mnie z powrotem do pokoju, w którym polewał mnie woskiem. Wpycha mnie do środka, zamyka drzwi i przekręca klucz. Wiem, co mnie zaraz czeka dlatego muszę działać szybko - Popełniłaś ogromny błąd, za który zaraz zapłacisz. Rozbieraj się - syczy przez zęby, napina szczękę i patrzy na mnie z mordem w oczach. Jest o wiele większy i silniejszy ode mnie, będzie ciężko mi go pokonać, o ile w ogóle.
- Sam mnie rozbierz - przełykam ślinę, Dave uśmiecha się chytrze i rusza w moją stronę. Serce tłucze mi się w piersi, słyszę każde uderzenie pompujące krew i rozlewające ją po moich żyłach, niczym wrzącą lawę. Jeśli mi się nie uda, umrę tutaj razem z Joshem. Muszę dać z siebie wszystko i dobrze udawać.
- Czyżbyś zmieniła zdanie? - unosi brew, staje przede mną i chwyta guzik jeansów. Rozpina go bardzo powoli, rozsuwa zamek i zaczyna ciągnąć je w dół. Kiedy dociera do kolan kuca, aby sobie pomóc, a ja bez wahania wbijam nóż w jego ramię, tuż obok obojczyka. Przerażający wrzask bólu wypełnia pomieszczenie, Dave upada na ziemię i przykłada dłoń do rany, z której obficie sączy się krew - Coś ty kurwa zrobiła?!
- To, co ci się należało - podciągam spodnie, zapinam guzik, jednak ku mojemu zaskoczeniu, Dave wstaje na nogi. Kurwa! Nie tego oczekiwałam! Byłam pewna, że już się nie podniesie! - Daj mi odejść!
- Zapomnij. Nie wyjdziesz stąd, po moim trupie - wyjmuje nóż z ramienia, aż zbiera mi się na wymioty. Podchodzi do mnie, szarpie za włosy i odchyla moją głowę w tył, aż coś strzyka mi w karku - Pierdolona suka! Zapłacisz mi za to, rozumiesz?! - wydziera się jak obłąkany, a do drzwi zaczyna dobijać się Jason. Dave nie zwraca na to uwagi, wpija się w moje usta i próbuje wedrzeć język do środka. Resztką sił uderzam go w twarz, czym potęguję jego złość - Zerżnę cię jak dziwkę, a potem będę upajał się twoją śmiercią - chwyta mój kark, z ogromną siłą rzuca mnie na stół, a blat wbija się w moją miednicę.
To, co dzieje się chwilę później jest wyłącznie bólem paraliżującym każdy skrawek mojego ciała. Czuję, jak coś we mnie pęka, niemal słyszę ten charakterystyczny dźwięk przebicia balonu. Odbiera mi oddech, przytulam policzek do drewna, a moje oczy są wielkie jak spodki. Ból przetacza się przez dół mojego brzucha niczym trzęsienie ziemi, a coś ciepłego zaczyna spływać mi po nogach.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro