Five

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia, budzę się o dziewiątej. Dzisiaj jest wielki dzień. Początek nowego semestru. Boli mnie trochę brzuch ze stresu. W końcu to mój pierwszy raz na nowej uczelni. Nie pomaga fakt, że nie znam tu kompletnie nikogo i zdaję się na własną rękę. W tej chwili żałuję, że nie posłuchałam rodziców i nie wybrałam się do Oxfordu. No ale nie byłabym Stellą, jeśli bym inaczej postąpiła. Pocieszam się tym, że w przyszłym roku przyjedzie do mnie Patrick. Planujemy tu razem zamieszkać. Szkoda tylko, że już teraz nie może się przeprowadzić, lecz sprawy rodzinne są ważniejsze. Stop. Wystarczy tego użalania się nad sobą. Trzeba wstawać i przyszykować się na mój pierwszy dzień na Harvardzie. Podnoszę się z łóżka i podchodzę do szafy z której wyciągam czarną sukienkę. Nie lubię nosić spódniczek. Są takie niewygodne, dlatego też wolę sukienki. Po przyszykowaniu potrzebnych ubrań, kieruję się do łazienki. Wykonuję poranną toaletę, a następnie zabieram się za makijaż. Jest on delikatny, bo używam tylko tuszu do rzęs. Nie robię zbyt często kresek eyelinerem. Maluję się nim tylko i wyłącznie jak idę na imprezę. No może czasem robię wyjątki. Następnie upinam włosy w tak zwanego greckiego koka i zakładam naszykowaną wcześniej sukienkę. Wychodzę z łazienki i kieruję się do kuchni. Wyciągam płatki i nasypuje je do miski. Sięgam jeszcze po mleko i śniadanie gotowe. Podczas konsumpcji, rozmyślam nad moim życiem studenckim. Trochę stresuję się, że mogę nie dać rady. Ale tak jak szybko pojawiła się ta wizja w mojej głowie, tak szybko ją odganiam. Nie mogę tak myśleć. Muszę patrzeć optymistycznie. Już i tak dużo osiągnęłam. Odkładam naczynie do zmywarki i ponownie idę do łazienki, gdzie myję zęby, a następnie maluję usta czerwoną szminką. Potem wracam do pokoju i zabieram białą marynarkę, złotą biżuterię i czarne szpilki. I wychodzę z mieszkania.

...

Po uroczystości wracam zmęczona do mieszkania. Ten stres mnie wykończył, ale muszę przyznać, że atmosfera wydawała się być przyjazna.

-Stella! Stella! Stella!- wita mnie rozradowana Candy. Wreszcie się obudziła. Taka cisza była rano.

-Candy, co się stało?

-Załatwiłam ci miejsce na siłowni, więc idź się szybko przebrać i idziemy.

-Ale...

-Nie ma żadnego ale. No już. Idź. Szybko. Tak a propos. Zajebiście wyglądasz.

Zaśmiałam się na jej ostatnie słowa i pokręciłam głową, kierując się do pokoju. Spakowałam potrzebne rzeczy i przebrałam się w luźne ubrania. Po chwili wyszłam do czekającej Candy.

-Gotowa?

-Gotowa.

...

Idziemy z Candy do siłowni. Naprawdę podoba mi się to miasto. Jest takie inne.

-No więc jak tam pierwszy dzień na uczelni?

-Nawet fajnie, ale miałam cholernego stresa. Ale muszę to przezwyciężyć.

-Najwidocziej trzeba cię odstresować. Może trzeba ci kogoś znaleźć do pomocy?

-Candice! Mam chłopaka!

-Oj daj spokój. Tylko żartowałam. W takim razie w najbliższym czasie idziemy do klubu.

-Na to się piszę. Odrobinę drinków mi nie zaszkodzi.

Po jakimś czasie dotarłyśmy na miejsce.

Weszłyśmy do środka.

-Mam się przebrać?

-Nie. To pierwszy dzień, więc najpierw zapoznam cię z moim chłopakiem.

-Okay.

Przeszłyśmy obok przebieralni, a następnie koło różnych pomieszczeń w których inni ćwiczyli. Po jednej stronie korytarza były kobiety, natomiast po drugiej mężczyźni. Mój wzrok był utkwiony oczywiście na płci przeciwnej. Młodzi wysportowani mężczyźni. Ćwiczyli swoje mięśnie. Pot z nich spływał z wysiłku. A wśród nich można było znaleźć kilku przystojniaków. Aż mi się gorąco zrobiło. To było takie seksowne. Po chwili Candy pociągnęła mnie za sobą, bo chyba troszkę się rozkojarzyłam. Weszłyśmy do jednego z pomieszczeń, a blondynka pobiegła do stojącego na przeciwko nas chłopaka i rzuciła mu się w ramiona namiętnie całując na powitanie. Jeśli powiedziałabym, że to nie jest niezręczne. To bym musiała mocno kłamać. Przyssali się jak pijawki. Jakbym na chwilę się odwróciła, to pewnie zaczęliby się zaraz pieprzyć. Obrzydliwe. Po chwili jednak, co było dla mnie zbawieniem, oderwali się od siebie. Blondynka wtuliła się w bok chłopaka. Muszę przyznać, że jest nieziemsko przystojny i chyba odebrało mi mowę. Był wysoki, umięśniony. Jego ciało pokrywała masa tatuaży. O kurwa! Miał lepsze nogi ode mnie! Jak?! Na dodatek gdy się uśmiechał miał dołeczki w policzkach. A jego włosy. Och! Nigdy nie podobały mi się loki u faceta, ale on był idealny.

-Stella, to jest mój chłopak, a zarazem twój trener.

Po słowach Candy, zarumieniłam się, bo zdałam sobie sprawę, że wgapiałam się w niego jak głupia.

Po chwili chłopak podszedł do mnie i wyciągnął rękę.

-Harry.

-Stella.

____________________________________________

No i jest Harry :)

Do środy :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro