(10x12) - Bednorz x Łomacz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłem niegdyś nazywany łamaczem serc, głównie tych kobiecych.

I chociaż nazwisko oznacza zupełnie co innego, to jedno z drugim nawet jest powiązane. Łomem niszczyłem te biedne serduszka, które dopiero co zaczęły dojrzewać do miłości.

Ja wtedy nie znałem takiego słowa. To miał być tylko krótki, przelotny romans, z seksem bez zobowiązań.

Bardzo odpowiadało mi takie życie wiecznego kawalera, przeskakującego z kwiatka na kwiatek. Żadnej odpowiedzialności, tylko ta jedna noc, a rano już mnie przy nich nie było.

Byłem takim typowym bad boyem, biseksualnym narcyzem, który ma gdzieś sprawiedliwość i prawo. Traktowałem je przelotowo, tak samo jak poznanych wtedy ludzi.

Niech inni się tym przejmują. Są słabi, a tylko tacy są skazani na porażkę.

Zawsze marzyłem o dołączeniu do siatkarskiej elity. Za dziecka mogłem tylko ich oglądać zza ekranu telewizora.

Któregoś tam dnia zapisałem się do lokalnej juniorskiej drużyny w Ostrołęce. Robiłem tam niezłą furorę, byłem najlepszy.

Gdy mój sen się spełnił i zasiliłem drużynę narodową, czułem, że nareszcie jestem tam gdzie zawsze powinienem był być.

Niestety na krótko. Ku mojemu zdziwieniu, byli tam ode mnie znacznie lepsi. I silniejsi.

Jak się o tym przekonałem? Oczywiście na własnej skórze. Mój pewny charakter wiele razy sprawiał mi kłopoty. Lubiłem traktować innych z wyższością, a siebie jako przywódcę, którego należy słuchać i wykonywać jego polecenia.

- Eee młodzik, czy ty się czasami nie zapominasz?

- Weź na luz, wiem co mówię. Grałem z podobnymi do Was patałachami już wiele razy, dlatego lepiej, żebyś nie podskakiwał.

- Bo inaczej co mi zrobisz? Uderzysz mnie?

- A chcesz się przekonać?

- Śmiało, uderz

Zamachnąłem się, on jednak zrobił unik, i gdy tylko się odwróciłem, poczułem silny cios na swojej twarzy i jakieś mroczki przed oczami.

Upadłem jak deska, łapiąc się za nos. Czułem na języku smak krwi. Nieźle mi przyłożył.

Wtedy dotarło do mnie, żebym lepiej uważał, na co niektórych.

Gdy tylko spotkałem na swojej drodze dużo słabszą od siebie ofiarę, znów było po staremu. Zaczepiłem go, poniżałem, traktowałem jak rzecz.

Zwykle kończyło się to tym, że odchodzili bez słowa, lub prawie się rozpłakując.

Pewnego dnia do naszej kadry dołączył pewien chłopak. Był dużo znacznie młodszy ode mnie, i trochę niższy. Młody jeszcze nie wiedział co go czeka.

- Cześć, nazywam się Bartek Bednorz - chciał podać mi dłoń, ale tradycyjnie zacząłem od swojej gry.

- Łomacz, kojarzysz pewnie to nazwisko co nie? No na pewno kojarzysz, w końcu jestem tu najlepszy. I drobna uwaga chłopaczku, nie przymilaj się tak, bo nigdy się nie zakumplujemy, zapamiętaj to sobie raz, a dobrze. Ja nie zadaję się z takimi osobami jak Ty.

- Ja tylko chciałem... - głos zaczął mu się łamać. Zgodnie z planem.

- Tylko mi się tu zaraz nie rozpłacz ciamajdo. Lepiej uciekaj, bo cała sala utonie w Twoich łzach - i pobiegł.

Chciało mi się wtedy z niego tak śmiać, był taki słaby.

Po pół roku, moja beztroska nagle minęła. Miałem konflikt z prawem, z drużyną, z rodziną, a na dodatek okazało się, że kilka dziewczyn zaszło ze mną w ciążę, i domagały się z tego powodu kontaktu. Wpadłem z deszczu pod rynnę.

Nie chciałem nikomu pokazywać w jakim jestem stanie, dlatego zamykałem się w swoim jednoosobowym pokoju, gdzie mogłem zalewać swoje troski w alkoholu.

Wtedy wydarzyło się coś czego, nigdy bym nie przypuszczał. Po raz pierwszy ktoś zapukał do moich drzwi. Po głosie dopiero poznałem, że był to Bednorz. Ten sam którego tak źle traktowałem, chyba najgorzej.

Z niechęcią mu otworzyłem. Po wypiciu kilku puszek trunku, było mi wszystko jedno co robię i po co.

Wszedł niepewnie. Widząc mnie w takim stanie, od razu zaczął zadawać mi pytania. Nikt wcześniej tego nie robił, woląc trzymać się z daleka.

Zaczęliśmy rozmawiać, nie wiem nawet ile łez wtedy wylałem, opierając głowę na jego ramieniu. Przez ten cały czas głaskał moje plecy, próbując jakoś uspokoić.

Dopiero w jego ramionach poczułem się jakoś inaczej, tak jakby w pełni bezpiecznie. Dziwne uczucie, nie znałem tego wcześniej.

Ostatnim co pamiętam przed zapadnięciem w sen, to jego trzy słowa, które zmieniło wszystko, w tym też naszą relację.

- Kocham Cię Grzegorz

Następnego dnia, zdawało mi się, że to był tylko sen. Wtedy zobaczyłem jego. Leżał tuż obok. On naprawdę wtedy był, i powiedział te słowa.

Wpatrując się w niego, czułem jak moje dotąd zimne, twarde z kamienia serce zaczyna się łamać.

Niegdyś to ja łamałem je innym. Aż to ktoś złamał i mi, ale w pozytywnym tego znaczeniu.

Od tamtej pory jesteśmy razem, moje problemy przeszły do zapomnienia, a ja cieszę się życiem, tym nowym, znacznie lepszym od poprzedniego.

A każdy wygrany mecz dedykuję temu, który odważył się do mnie wtedy przyjść, i zmienić, i wciąż to robi.

Bartek, do dla Ciebie.

Twój Łomacz.




______________

Hehe, dzisiaj coś innego, chyba jeszcze takiego rozdziału z takim tematem nie napisałem 😁

Chciałem dać jakieś ich zdjęcie, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć 🥺

Tymczasem do następnego rozdziału kochani, miłej nocy wszystkim życzę ❤️❤️❤️



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro