II: Coś się stało, Maleńka?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


W momencie, w którym Nowy usiadł obok mnie po prostu czułam, że będę miała kłopoty. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale zdecydowanie wolę moje własne problemy niż takie, które przy emigrują do mnie. Kiedy pierwszy szok minął wróciłam do notowania speszona. Czułam na sobie palący wzrok damskiej części klasy. Nawet Annabeth byłaby w stanie pozbyć się Jasona z ławki by Nowy usiadła z nią. Wbiłam wzrok w zeszyt po czym mrużąc oczy spojrzałam na tablicę gdzie klasowy kujon rozpisywał drugą kolumnę obliczeń. Powoli, by się nie pomylić się, zaczęłam przepisywać wszystko do zeszytu. Kiedy między nerdem a nauczycielką rozpoczęła się dyskusja o innym sposobie rozwiązania równania usłyszałam szept mojego sąsiada z ławki:

- Black – rzucił krótko - Andrew Black – poprawił się po chwili, a ja mimowolnie pomyślałam, o tym, że przedstawił się jak James Bond. Podniosłam na niego niechętnie wzrok i ponownie zmrużyłam oczy by lepiej mu się przyjrzeć. Szlag by trafił mój astygmatyzm i wstawanie rano. Bez okularów mam wzrok tylko trochę lepszy niż kret. Czy dobrze widzę czy on się uśmiechnął? W dodatku cynicznie! No tak co się dziwić pewnie dopiero teraz zauważył, że akt miłosierdzia dla grubej fanki metalu z ostatniej ławki był błędem. Przecież mógł wziąć krzesło i przystawić je do ławki, którejś z ładniejszych dziewczyn. Po chwili się odezwałam:

- Słuchaj. Skończ tą szopkę z byciem dobrym dla kogoś takiego jak ja. Zabieraj krzesło i usiądź z którąś z tych lasek, które rozbierają cię wzrokiem. Nie potrzebuję litości – wróciłam do notowania, które przychodziło mi z coraz większym trudem. - Po drugie. Jeśli jesteś tak leniwy, że po prostu nie chce Ci się ruszać stąd tyłka to się do mnie nie odzywaj. Nie zamierzam dostać kolejnej uwagi od siostry szatana – zabazgrałam błędnie przepisaną cyfrę, a znak przed nią poprawiłam grubą kreską. Czarnowłosy parsknął cicho:

- Wystarczyło się przedstawić Vi – dopiero po chwili zauważyłam, że zwrócił się do mnie moim imieniem:

- Skąd ty... - urwałam zaskoczona, a ten wskazała palcem na wystającą z podręcznika kartkówkę. Błyskawicznie schowałam kartkę chociaż ten pewnie zauważył, że kartka była pusta, a u jej szczytu nauczycielka wpisała najgorszą ocenę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Czyżbym nie chciała by Black poznał mnie z tej gorszej strony? Spojrzałam na tablicę gdzie kolejna osoba kończyła następny przykład. Kiedy tylko przytknęłam długopis do kartki by zacząć przepisywać – rozległ się dzwonek na przerwę. Szlag... Nie mogę zrobić zdjęcia przez zakaz używania w szkole telefonów. Pieprzony regulamin! Kiedy po raz kolejny zerknęłam na tablicę profesor Morgan zmazywała rozwiązanie. Westchnęłam zrezygnowana i zapisałam zadanie domowe, po czym zaczęłam się pakować. Już miałam zapiąć plecak kiedy ,smukła dłoń o długich palcach pianisty, wsunęła do środka zeszyt o czarnej okładce. Spojrzałam zaskoczona na posiadacza kończyny, który zarzucił swój tornister na plecy:

- Przepisz ostatni przykład, a i masz tam wskazówki jak zrobić zadanie domowe - po tych słowach ruszył do drzwi zostawiając mnie w otępieniu. Czyli mam dług wdzięczności u Nowego...

Otworzyłam metalowe drzwiczki szafki, a runęły na mnie wszystkie podręczniki, które rano w pośpiechu wrzuciłam na półkę. Westchnęłam zrezygnowana po czym kucnęłam i zaczęłam zbierać książki. Ktoś w biegu zderzył się w moim ramieniem przez co upadłam na tyłek. Rzuciłam sprawcy nienawistne spojrzenie, okazał się nim jeden z pierwszoklasistów. Westchnęłam i wróciłam do układania książek w stosik. Po chwili kucnął obok niej Jason, którego poznałam już po samym zapachu perfum. Pomógł mi ułożyć podręczniki w szafce, a Annabeth poprawiła plan lekcji wiszący na drzwiczkach szafki. Podniosłam się z ziemi i ostentacyjnie otrzepałam się z kurzu. Wyciągnęłam z metalowego pudła podręcznik i zeszyt potrzebny mi na lekcje francuskiego. Dalej nie wiedziałam dlaczego skazałam się na to. Mogłam po prostu powiedzieć rodzicom, że chcę chodzić na hiszpański tak samo jak Ann i Jason. Zamknęłam szafkę z hukiem i oparłam się o nią przyciskając do piersi podręcznik i zeszyt:

- Jak tam po lekcji siedzenia z nieziemskim Blackiem – powiedziała rozemocjonowana Ann. Spojrzałam na nią unosząc brew i przybierając znudzony wyraz twarzy. Johnson była wyższa ode mnie o pół głowy i posiadała szczupłą sylwetkę. Miała skórę koloru kawy z niewielką ilością mleka, którą zawdzięczała swoim rodzicom. Jej matka była z pochodzenia Rosjanką, a ojciec potomkiem jednego z niewolników sprowadzonych przed Wojną Secesyjną. Sama Ann nie odziedziczyła po pani Johnson długich brązowych włosów, tylko czarne loki po swoim tacie, który zmarł kiedy dziewczyna miała pięć lat. Owalna twarz, nabierała kształt serca dzięki żyjącym własnym życiem pasmom loków. Pełne usta pomalowała jasnoróżowym błyszczykiem. Zadarty, szeroki nos lekko się zmarszczył kiedy zauważyła moją znudzoną minę. Czekoladowe oczy były pełne ciekawości i radości, która nie zniknęła nawet kiedy burknęłam coś co miało brzmieć zniechęcająco. Tylko Jason nie zmienił i tak skwaszonej miny. Latynos podciągnął do łokci rękawy za dużej, flanelowej koszuli po czym spojrzał na mnie, swoimi prawie czarnymi tęczówkami i odezwał się:

- Ann odpuść. Ten typ usiadł z nią tylko dlatego, że nie było innego miejsca w sali – powiedział jednak to dość ciepłym tonem. Widać było, że nie chciał się kłócić z Ann lub mną. Był głosem rozsądku w naszej grupie. Czarnowłosa machnęła na niego lekceważąco ręką:

- Martinez nie bądź takim pesymistą. Uwierz, że to przeznaczenie i Vic może w końcu nie zostanie starą panną! - prawie krzyknęła z entuzjazmem. Przewróciłam na to oczami podobnie jak Jason:

- Annie to nie jest jakiś romans – powiedział spokojnie.

- Wyobraź sobie. Nowy okaże się być księciem niewielkiego państwa w Europie i ożeni się z naszą Vic! - uśmiechnęłam się pod nosem rozbawiona. Niemożliwe było by Black był arystokratą. Oni mają jakąś etykietę wobec kobiet, która kazałaby mu traktować jak królową.

- Którego? Liechtensteinu? Bo z tego co pamiętam w Wielkiej Brytanii nie ma już książąt na wydaniu – Jason nie tracił rezonu. - A może to wampir jak Edward Cullen i zabierze Vic do lasu gdzie się przed nią rozbierze? Potem zrobi jej dziecko i zmieni ją w wampira kiedy umrze – ironizował wyśmiewając fabułę filmu, który ostatnio oglądaliśmy. Zaśmiałam się cicho z nadopiekuńczości przyjaciela.

Poczułam, że ktoś objął mnie w tali i spięłam się. Po chwili poczułam gorący oddech na swojej szyi:

- Jeśli tak bardzo podoba Ci się pomysł z rozbieraniem to mogę go zrealizować – szepnął mi do ucha muskając chłodnymi wargami jego płatek. Black zdecydowanie nie nadawałby się na arystokratę. Był nachalny i żałosny jeśli myślał, że ,,polecę'' na propozycję striptizu. Odepchnęłam go od siebie. Dla bezpieczeństwa odsunęłam się od niego o krok. Roześmiał się zwracając na nas uwagę połowy korytarza oraz Jasona i Ann, którzy przerwali kłótnię. Spuściłam głowę ukrywając rumieńce zawstydzenia. Palant – pomyślałam. Czarnowłosy po tym uśmiechnął się zniewalająco do grupki dziewczyn siedzących niedaleko, te zachichotały i uciekły na drugi koniec holu zarumienione. Kolejne ofiary do kolekcji nowego casanovy w szkole. Prychnęłam pod nosem i spojrzałam na Jasona. Nie wyglądał na zadowolonego obecnością Blacka, zaciskał szczękę na swój specyficzny sposób jak zawsze kiedy się wściekał. Uśmiechnęłam się do niego lekko, a ten spróbował odwzajemnić gest. Z marnym skutkiem. Spojrzałam na Nowego, który właśnie pocałował wierzch wystawionej przez Ann dłoni, dziewczyna dosłownie rozpływała się. Teraz już nie uniknę swatania z tym idiotą. Johnson chyba jednak tak szybko nie zrozumie, że to nie facet dla mnie. Black wystawił w kierunku Jasona dłoń uśmiechając się przy tym, ten jednak nie odwzajemnił gestu. Dopiero po tym się odezwał:

- Słyszałem, że któreś z Was chodzi na francuski – rzucił luźno, a ja otworzyłam usta ze zdumienia. Czyli nawet na tej lekcji się od niego nie uwolnię. Był tu dopiero od niecałej godziny, a ja już miałam wrażenie, że się do mnie przyczepił jak rzep psiego ogona! Zamknęłam usta kiedy zobaczyłam, że Black się znowu na mnie gapi tymi swoimi jasnoniebieskimi tęczówkami. - Coś się stało Maleńka? - zacisnęłam usta w wąską kreskę i łypnęłam na niego groźnie po czym rzuciłam w kierunku przyjaciół ciche pożegnanie. Szybkim krokiem ruszyłam do sali lekcyjnej ignorując kompletnie uczniów, którzy gapili się na mnie przez tą akcję z Blackiem. Kiedy już myślałam, że się od niego uwolniłam poczułam jak ktoś szarpnął mnie za ramię i odwrócił do mnie plecami: - To nie grzeczne uciekać tak bez słowa – uśmiechnął się cynicznie patrząc na moje zarumienione z wściekłości policzki. Czy jeśli go uderzę w tą głupią twarz by zetrzeć mu z niej ten głupi uśmiech to wydalą mnie ze szkoły? Czy warto było ryzykować? Widząc jego natarczywy wzrok na swojej twarzy:

- Mówiłeś coś? - zapytałam niepewna czy w czasie gdy ja rozmyślałam nad tym czy go uderzyć w twarz on czegoś nie powiedział:

- Tak. Gdzie się tak spieszysz? Lekcje hiszpańskiego są po drugiej stronie szkoły – jego palce zaczęły boleśnie wbijać się w moje ramię. Skrzywiłam się lekko:

- Chodzę na francuski. Mógłbyś mnie puścić? - cicho syknęłam z bólu, bo z każdą sekundą chłopak co raz mocniej wbijał palce w moje ciało. Widząc moją wykrzywioną w grymasie bólu twarz puścił mnie momentalnie. Wsunął dłoń do kieszeni, na której zauważyłam tatuaż węża, którego dolna szczęka o wystawionych kłach znajdowała się na wysokości kciuka, a górna o jeszcze dłuższych zębach jadowych znajdowała się na wysokości palca wskazującego. Jeśli dobrze rozpoznałam węża to była to kobra. Zmarszczyłam brwi, ale zanim zdążyłam się odezwać Black mnie uprzedził:

- Wybacz – rzucił krótko z ledwo wyczuwalną nutą współczucia. Wyprostował się i przybrał chłodny wyraz twarzy – chodźmy już na lekcje – już nie dotykając mnie ruszył w kierunku sali lekcyjnej. Ten człowiek był naprawdę dziwny. Nie mjąc innego wyjścia niechętnie ruszyłam za nim.

Westchnęłam z bólem widząc kolejne, zapisane czerwonym długopisem, duże F w górny, prawym rogu kartki. A byłam wręcz pewna, że dostanę A z tego testu! Zauważyłam, że Black zagląda mi przez ramię, zerknęłam na jego prawą dłoń gdzie podczas przerwy widziałam tatuaż. Ze zdumieniem zauważyłam, że alabastrowa skóra na jego dłoni jest nieskazitelna, a palec serdeczny zdobił srebrny sygnet z wybitym na nim wężem. Identycznym jaki tatuaż miał jeszcze na przerwie Black. Chłopak schował dłoń do kieszeni, a lewą, również bez tatuażu, który na pewno widziałam, chwycił mój test i zaczął dokładnie go oglądać. Chciałam mu zabrać kartkę, ale skarcił mnie spojrzeniem. Profesor, którego nazwiska pomimo tego, że uczył mnie już drugi rok dalej nie potrafiłam wymówić, rozsiadł się za biurkiem i zaczął omawiać test. Po tym odczytał listę obecności, ale kiedy zauważył, że w sali jest jeszcze nieobecny na liście Black. Podszedł do mojej i czarnowłosego ławki po czym zadał pierwsze pytanie:

- Comment tu t'appelles? - powiedział pan Margherita, jego nazwisko brzmiało zgoła bardziej francusko niż włosko, ale ja jako językowe beztalencie nazywałam go tak. Nowy uśmiechnął się lekko po czym odpowiedział z nienagannym francuskim akcentem:

- Je m'appelle Andrew Black, siŕ – mówił z łatwością, jakby przez całe życie mówił w tym języku. Profesor wyglądał na lekko zbitego z tropu i dopiero po chwili zadał kolejne pytanie:

- Où avez-vous étudié avant? - to było bardzo ważne pytanie. Warto wiedzieć gdzie potrafią nauczyć tak pięknie mówić po francusku. Spojrzałam na Blacka, który posłał mi lekki uśmiech:

- J'ai étudié à la maison – czyli nici z mojej nauki francuskiego. Profesor wstał i wracając do biurka rzucił krótkie ,,Comprendre". Kiedy byłam pewna, że profesor o artystycznie rozczochranych brązowych włosach ukrytych pod czarnym beretem, jest całkowicie skupiony na tłumaczeniu jakiegoś zagadnienia jednej z tych typowych pustych blondynek zwróciłam się do Blacka, który jak gdyby nigdy nic rysował coś w zeszycie. Pochyliłam się bardziej chcac zobaczyć co rysuje, ale ten jak na złość zamknął zeszyt. – Skup się na lekcji Vic – powiedział jakby troskliwym tonem i wskazał palcem na tablicę – to przyda Ci się, więc dobrze by było gdybyś to zapisała – znudzona spojrzałam na tablicę. Oczywiście wszystko było niewyraźne i rozmazane. Przydałyby mi się teraz moje okulary. Zmrużyłam oczy marszcząc przy tym czoło i brwi, kiedy to zrobiłam usłyszałam ciche westchnienie ze strony ławki należącej do czarnowłosego – i noś okulary – podsunął mi kartkę z przepisanymi bazgrołami profesora. Black miał piękne i staranne pismo jednak wyglądające jak to z wszystkich starych listów. Liczne zawijasy i ozdobniki tylko utrudniały odczytanie notatek, więc z trudem przepisałam je do zeszytu. Oddałam mu kartkę i mimowolnie spojrzałam na jego dłoń gdzie znajdował się tatuaż, który widziałam podczas przerwy. Wytrzeszczyłam oczy nie dowierzając. Przecież dosłownie pięć minut temu go tam nie było:

- Jakim cudem ten tatuaż pojawia się i znika? - zapytałam wskazując palcem na jego dłoń. On jakby zdezorientowany spojrzał na mnie po czym spojrzał na dłoń. Szybko schował ją do kieszeni:

- Nie wiem o czym mówisz. Nie mam żadnych tatuaży – spojrzał na godzinę na wyświetlaczu telefonu, który bez żadnych obaw trzymał na ławce – a Ciebie po raz kolejny proszę o to, abyś skupiła się na lekcji – teraz widocznie spochmurniał. Spojrzałam na niego zirytowana:

- Pojawiasz się w szkole nie wiadomo skąd. Masz tatuaż, który pojawia się i znika. Mówisz perfekcyjnie po francusku i interesujesz się kimś takim jak ja. O co Ci chodzi? Jaką masz w tym korzyść? - widziałam jak zaciska szczękę, a jego błękitne oczy pociemniały jak niebo przed burzą. Wiedziałam, że jest wściekły. Chyba po raz pierwszy w życiu odpuściłam sobie doprowadzenie kogoś w takiej sytuacji do furii. Zauważyłam, że profesor Margherita patrzy na mnie i mojego sąsiada z ławki. Pokornie spuściłam głowę kiedy nauczyciel powiedział:

- Victorio, zostań po lekcjach – lekko kiwnęłam głową. Wiedziałam o czym nauczyciel będzie chciał ze mną porozmawiać i nie będzie to przyjemnie.

Kiedy drzwi zamknęły się za ostatnią osobą, która wychodziła z klasy powolnym krokiem podeszłam do biurka profesora. Poprawiłam pasek plecaka na ramieniu i nerwowo rozejrzałam się po klasie. Nic na czym można by zawiesić oko na dłuższą chwilę. Ściany w kolorze limonkowym, zdjęcia z Paryża w białych ramkach. Stare tablice z pomocami naukowymi, z podstawowymi francuskimi zwrotami i słówkami:

- Dobrze wiesz, o czym chciałbym porozmawiać Victorio – powiedział spokojnie nauczyciel, a ja niechętnie spojrzałam w jego kierunku. - Usiądź – starał się uśmiechnąć ciepło i wskazał krzesło w pierwszej ławce. Zsunęłam plecak z ramienia i odsunęłam krzesło. Usiadłam czując, że moje dłonie się pocą. Denerwowałam się okrutnie. Nerwowo wystukiwałam palcami rytm jakiejś piosenki o udo, niepewnie spojrzałam na profesora. Ten westchnął – I co ja mam z Tobą począć Victorio? - ponownie spuściłam głowę zbyt zawstydzona by spojrzeć pedagogowi normalnie w twarz. Zdawałam sobie, że jestem beznadziejna francuskiego, więc nawet nie zamierzałam się kłócić z Margharitą, że jest inaczej niż on uważa. Nauczyciel zaczął na nowo:

- Grozi Ci powtarzanie roku. Profesor Morgan uważa, że powinnaś zostać jeszcze rok w tej klasie i do matury przystąpić za dwa lata. Widzę, że się starasz, więc mam dla Ciebie rade. Znajdź korepetytora, a zdasz do następnej klasy. Wątpię by byś chciała siedzieć w tej szkole rok dłużej – prawdopodobnie uśmiechnął się lekko, ale nie zauważyłam tego. – Teraz idź do domu i przemyśl wszystko – zamknął swój dziennik. Mruknęłam ciche ,,Do widzenia'' po czym wręcz wybiegłam z klasy. Wiedziałam, że jest źle, ale nie myślałam, że aż tak. Ze spuszczona głową, szybkim krokiem udałam się do szafki. Jednak w połowie drogi wpadłam na kogoś:

- Przepraszam – powiedziałam krótko i spróbowałam minąć osobę, na którą wpadłam, aby uniknąć awantury. Postać złapała mnie za przedramię i odwróciła do siebie twarzą. No tak... Black. – Wybacz, śpieszę się – wyrwałam się i odwróciłam się z zamiarem udania się do szafki, ale nie ruszyłam się nawet z miejsca przez to co powiedział Nowy:

- Znam kogoś kto może Ci udzielić korepetycji. Tanio – powiedział spokojnie po czym zagrodził mi drogę swoim ciałem i podał karteczkę – Piątek po lekcjach – po tym minął mnie i odszedł. Nie pozostało mi nic innego jak schować kartkę do kieszeni. Na lekcje nie mam po co wracać. Byłam już poważnie spóźniona, a historię, którą aktualnie miałam umiałam dość dobrze. Wychowanie fizyczne było moją piętą Achillesową i nie zamierzałam tego zmieniać. Wzięłam kilka podręczników z szafki oraz lekturę po czym ruszyłam w drogę do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro