Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Ona musi zginąć! - wręcz wykrzyczał głęboki baryton.- Jej istnienie tylko sprowadzi na Nas zagładę- jego głos odbił się echem od kamiennych murów. Lord nadal stał i wbijał spojrzenie w pozostałych zgromadzonych w Sali Narad. Pomieszczenie to miało kamienne mury, jakby znajdowało się w jakimś zamku rodem ze średniowiecza. Gdzieniegdzie wisiały gobeliny przedstawiające sceny bitwy. Sufit był wysoko sklepiony, a podpierały go portyki. Jasnoniebieskie tęczówki Lorda wręcz przewiercały na wylot pozostałych. Nie zamierzał ustąpić. Mężczyzna był wysoki i posiadał czarne włosy zaczesane do tyłu. Mocno widoczne kości policzkowe pokrywała alabastrowa cera. Wzdłuż linii szczęki ciągnęła się szeroka blizna, zapewne pamiątką po jednej z bitw lub pijackich bójek. W końcu nigdy nie wiadomo co szlachta porabia po godzinach. Całe pomieszczenie i postacie w nim zebrane wyglądały jak wyjęte z innej epoki.

Dłonie zaciśnięte w pięści trzymał na blacie mahoniowego stołu. Gruby blat pośrodku ozdobiony był herbem lecącego orła. To dumne zwierzę musiało być herbem panującej teraz dynastii, ale gdzie był władca kiedy tutaj widocznie zbierano naradę buntowników? Czyżby nie żył? I kim była tajemnicza Ona, którą tak bardzo chciał zabić Lord? Dlaczego pozostali nie protestowali?

Nagle do pomieszczenia wbiegł paź. Młody chłopak o blond włosach roztrzepanych na wszystkie strony. Miał na sobie bufiaste spodnie i białe rajtuzy. Czarne trzewiki z pozłacanymi klamrami prawie spadały z drobnych dłoni stóp. Czarna kamizelka została szybko i niedbale przygładzona podobnie jak koszula z grubego lnianego materiału. Wszyscy zebrani w sali Lordowie zwrócili na niego niecierpliwe i wyczekujące spojrzenia. Chłopak za wszelką cenę starał się nie udusić i unormować oddech. Czarnowłosy wyprostował się dumnie i oschłym tonem rzekł;

-Mów jakie przynosisz wieści- usiadł poprawiając swoją czarną pelerynę i opierając łokieć o podłokietnik. Blondyn ukłonił się przed Radą i drżącym głosem rzekł:

-Królowa urodziła- nie dane było mu dokończyć bo wśród zebranych zapadła wrzawa i oburzenie. Przekrzyczał tłum rozemocjonowanych Lordów, którzy wykłócali się o to z którą wysoko urodzoną panną zaręczyć młodego księcia- TO CÓRKA!- mężczyźni zamilkli. Nie było następcy tronu. Nie było księcia.

Czarnowłosy uśmiechnął się triumfalnie, a w jego oczach zabłysły niebezpieczne ogniki. Rozsiadł się wygodnie na krześle i przemówił chłodnym tonem:

-W związku z zaistniałą sytuacją- rozejrzał się po twarzach innych po czym wbił dumny wzrok przed siebie, a tym samym w młodzieńca- Z ubolewaniem nad ostatnimi wydarzeniami przejmę Tron i Koronę Kaina- zakończył swoją wypowiedź i udając wielki smutek opuścił wzrok na swoje dłonie:

-Nie- odezwał się męski głos z bardzo wyraźną chrypą. Dobiegał on z ciemnego rogu pomieszczenia gdzie widać było wyraźny ruch

- Ta co za Pierworodną się podaje, prawd wiele zataje.

Powróci Pełnia na tron.

I królewski weźmie trzon.

Jak Kain Abla zabił,

Tak ojciec syna umartwił.

Królową na tronie chcą!

Nie zaprzedaj duszy kupcom.

Bądź też wężom.

Jeden z obecnych zaczął szybko spisywać słowa wypowiedziane przez postać. Lordowie stali się bladzi, a w pomieszczeniu nastała głucha cisza, której nie przerwał nawet żaden oddech.

~*~

Ciemnoszare niebo zakrywały burzowe chmury, z których raz po raz waliły gromy. Jeden z piorunów z ogromną siłą uderzył w stary dąb rosnący pośrodku łąki. Suche drewno zapłonęło jasnym płomieniem, a jeden z konarów opadł na ziemię. Ogień huczał trawiąc wiekowe drewno. Płomienie oświetlały trawę dookoła, a po chwili ogień zaczął błądzić po źdźbłach, jakby zapominając, że są one mokre. Wokół płonącego niczym drewienka w kominku drzewa utworzył się również płonący krąg. Wtem pień pękł na pół, a z wnętrza wyjrzała ludzka sylwetka.

Staruszek wyglądał na równie sędziwego co drzewo we wnętrzu, którego się znalazł. Twarz w każdym możliwym miejscu przecinały zmarszczki. Oczy miał zamknięte, a dłonie zaciśnięte w pięści kurczowo przyciskał do piersi. Biała szata niezbyt odróżniała się od długiej siwej brody i włosów, a stopy były bose. Pomimo zamkniętych oczu wyszedł z pnia nie potykając się o żadną z gałęzi. Kiedy zbliżył się do płonącego kręgu - płomienie rozstąpiły się tworząc wąski tunel o podłożu z wypalonej trawy. Bose stopy dotknęły zwęglonych gałązek i źdźbeł, a potem ruszyły w kierunku kamiennego kręgu. Kamienie go tworzące były ledwo widoczne w ciemności i ulewie. Stały tu od wieków i nic nie było w stanie ich stamtąd ruszyć choćby o milimetr. Nieznajomy stanął pośrodku kręgu z dwunastu głazów. Uniósł obie zaciśnięte w pięści dłonie ponad głowę. Palcami wysunął to co w nich trzymał. Był to duży szmaragd o podłużnym kształcie i ostrych krawędziach. Po chwili piorun uderzył w kryształ, a ten pochłonął całą moc błyskawicy. Staruszek otworzył usta i cicho wyszeptał:

- Nadszedł, ten co zmieni nasz świat – otworzył oczy pokazując jasno niebieskie tęczówki. Wzniósł je do nieba mamrocząc sentencje ochronne. Kryształ błyszczał jadowicie zielonym światłem za każdym razem gdy kolejna błyskawica przecinała ciemnogranatowe niebo. Nagle kryształ rozbłysł jaśniej, a światło niczym sznurek połączyła go z pierwszym z głazów. Potem świetlista nić połączyła wszystkie głazy tworząc krąg. Na szczytach obelisków pojawiły się emanujące światło punkty, które utworzyły kopułę tuż nad głową starca. Nagle wszystko rozbłysło, a światło zamieniło się w świetliste płatki, które pomimo silnego wiatru, opadły na trawę jakby w bezwietrzny dzień. Na trawę opadł także kamień runiczny, który osłabiony staruszek podniósł zaraz po tym jak usiadł, aby odpocząć. Obrócił biały kamyk w palcach i uważnie przyjrzał się czarnym liniom wyrytym w skale. Przypominały one ptaka z dziecięcych rysunków z kropką w miejscu głowy. Nagle powietrze przeszył świst, a z piersi staruszka wystawała czarna strzała zakończona czerwonymi piórami. Wzniósł on w ostatnich sekundach życia oczy ku niebu, a potem jego ciało zmieniło się w kamień, a klejnot i kamień pozostały w jego zaciśniętych pięściach. Teraz już nikt nie byłby w stanie mu odebrać tego za co umarł. Jeśli tylko by spróbował zginąłby w męczarniach bez tego czego pragnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro