Rozdział IVDr. Wang's office

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Michael

[13.10.1986]

19:30

Czekaliśmy na wizytę u tego lekarza w małym pokoju należącym do jego gabinetu. W pokoju stał zestaw mebli w postaci dwóch foteli i kanapy, wszystkich obitych w białą skórę, oraz białego stolika ze szklanym blatem. W jednym z rogów pokoju był kącik kuchenny, wyposażony w samowar z wrzątkiem i dość duży wybór kaw i herbat, oraz kapsułkowy ekspres do kawy. W tym samym rogu stała też lodówka ze szklanymi drzwiami pełna różnych przekąsek od batonów, przez soki i wody po chipsy. Na oknie wisiały białe zasłony zawieszone pod samym sufitem i sięgające aż do ziemi oraz roleta dająca całkowitą prywatność.

Gabinet znajdował się na 5 piętrze jednego ze szpitalnych budynków. Czekaliśmy aż młoda Azjatka pracująca jako asystentka doktora, zawoła nas na wizytę. Siedzieliśmy więc na kanapie, Vanessa opierała się o mój bok przytulając przy tym moją rękę, którą ją obejmowałem.

~ Myślisz, że to się uda? Wszyscy mówili, że nigdy nie będę słyszeć, bo nie da się stworzyć słuchu u kogoś, kto od urodzenia nie słyszy ~ zapytała migając.

~ Wszystkiego się dowiemy na wizycie, po to tu jesteśmy.



19:55

Asystentka doktora zajrzała do pokoju.

- Doktor prosi państwa do gabinetu - powiedziała.

~ Doktor prosi państwa do gabinetu ~ zamigała.

Weszliśmy do gabinetu doktora. Dr. Wang okazł się być dość dobrze zbudowanym Azjatą koło 40.

- Dzień dobry. Miło państwa widzieć. Nazywam się dr. Wang Luo Jie. Rozumiem, że pani jest pacjentką. A pan? - zaczął.

~ Dzień dobry. Miło państwa widzieć. Nazywam się dr. Wang Luo Jie. Rozumiem, że pani jest pacjentką. A pan? ~ mignął do Vanessy.

Chciałem się odezwać, ale Vanessa mnie wyprzedziła.

- Spotykamy się.

~ Spotykamy się.

- Zapraszam panią na kozetkę, zbadam stopień pani wady słuchu.

~ Zapraszam panią na kozetkę, zbadam stopień pani wady słuchu.

Dr. Wang przeprowadził kilka badań. W końcu usiadł przy biurku.

- Ma pani głęboką wadę słuchu, co kwalifikuje panią do zabiegu założenia implantów ślimakowych - stwierdził.

~ Ma pani głęboką wadę słuchu, co kwalifikuje panią do zabiegu założenia implantów ślimakowych.

~ Jakie są koszty?~ zapytała

- W pani przypadku czterdzieści pięć tysięcy dolarów.

~ W pani przypadku czterdzieści pięć tysięcy dolarów.

Spojrzała na mnie nie pewnie, po czym przełknęła ślinę. Jej twarz wyrażała jedną emocję. Stres. Wróciła wzrokiem do lekarza.

- Nie stać mnie - szepnęła przez łzy.

~ Nie stać mnie.

- Nie martw się o to. Ja to opłacę - odparłem. - Kiedy jest najbliższy wolny termin?

~ Nie martw się o to. Ja to opłacę. Kiedy jest najbliższy wolny termin?

- Możemy panią wpisać na dwudziestego czwartego października

~ Możemy panią wpisać na dwudziesty czwarty października.

- Mi pasuje - stwierdziła - a tobie? - spojrzała na mnie.

~ Mi pasuje, a tobie?

- Mi też pasuje. Niech pan wpisze.

~ Mi też pasuje. Niech pan wpisze.

- Wang Li - zawołał.

- 是嗎,叔叔?- zapytała zaglądając do gabinetu dziewczyna.

~ Tak wujku? ~ mignęła.

- 安排莫利納夫人於 10 月 24 日進行種植手術,並發送所有必要的資訊和確認。

~ Wpisz panią Molina na zabieg założenia implantów na dwudziestego czwartego października i wyślij wszystkie potrzebne informacje i potwierdzenie.

- 好的,叔叔。

~ Dobrze wujku.

Dziewczyna wyszła. Po chwili przyszedł mi SMS z potwierdzeniem.

Pożegnaliśmy się z lekarzem i pojechaliśmy nieco pojeździć żeby się zabawić w samochodzie.

Bill prowadził, jeżdżąc jak najmniej zapchanymi uliczkami i unikając świateł, a my „uczciliśmy" sukces zapisania Vanessy na zabieg.

~ Przysięgnij mi, że zawsze odczytasz i odbierzesz ode mnie od razu.

~ Zawsze.

Nadal siedząc mi na kolanach okrakiem przytuliła się do mnie i najseksowniejszym tonem jaki do tej pory z jej strony słyszałem, szepnęła:

- Przysięgam ci, że gdy już będę słyszeć, to spędzimy noc z najbardziej dirty talk jaki w życiu słyszałeś...



23:40

Razem z Billem odstawiłem Vanessę do sklepu cało dobowego blisko jej domu, bo chciała jeszcze coś kupić...

Nie miałem pewności, że puszczanie jej samej w nocy to dobry plan, więc kazałem Billowi poczekać, i upewnić się, że Vanessa dotrze bezpiecznie do domu.

Bill powoli śledził ją, gdy Vanessa wracała ze sklepu, a ja starałem się utrzymać z nią kontakt przez SMSy.

Szczerze mówiąc, bałem się co mi odpisze, bo przecież jeśli powie, że tak, to co zrobię? Każę jej się odwrócić i wsiadać?

Wyszedłbym na zboczeńca, który śledzi ją, żeby znać jej adres. Po ostatnim zawodzie miłosnym, nie chciałem znów zaangażować się w związek, tylko po to, żeby, zaraz się dowiedzieć, że moja potencjalnie idealna partnerka, ma męża, lub narzeczonego, a ja stanowię tylko atrakcję i łatwe źródło pieniędzy.

Wydawało mi się jednak, że z tą dziewczyną jest coś nie tak, jak być powinno. Nawet nie udawała dziewicy, a wprost powiedziała, że nie jest tak, że nie wie nic o życiu.

Moja piękna Pani dziennikarka wydawała się aż nad wyraz idealna. Zupełnie nie była nie śmiała, nie pisała ani jednego kłamstwa na mój temat, nie próbowała wyciągać ode mnie kasy i na dodatek, była od początku całkowicie szczera na temat swojej niepełnosprawności i od razu powiedziała mi prawdę, że nie słyszy i nie może mieć opinii na temat mojej muzyki.

Vanessa podniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na moje auto. Otworzyłem drzwi, żeby upewnić ją w tym, że to ja, a nie wspólnicy delikwenta z krzaków. Vanessa ruszyła w stronę auta biegiem, a zaraz za nią zamaskowany gość z krzaków. Dosłownie wskoczyła do mojego auta.

Bill ruszył z piskiem opon i nadal otwartymi drzwiami. Drzwi zamknąłem dopiero po chwili. Vanessa spojrzała na mnie pełna przerażenia.

- Mike, oni już wiedzą, że to ja jestem tą dziennikarką?

~ Mike, oni już wiedzą, że to ja jestem tą dziennikarką?

~ Nie powinni. To ty pisałaś artykuł, a raczej tak głupia to byś nie była... Przecież kiedy ci napisałem z kim się spotykam, jeszcze nie wiedziałaś, że Mr. Mystery to ja.

Przytuliła się do mnie i zaczęła płakać. W tamtym momencie pragnąłem jak nigdy, móc ją uspokoić słowami lub nuceniem czy syczeniem.

W dodatku to najpewniej ja byłem przyczyną tego ataku na nią.

~ Jutro wrócimy tutaj po twoje rzeczy. Zamieszkasz u mnie, bo ja na pewno cię tu nie zostawię samej nigdy ~ mignąłem ~ Jako nie słysząca, jesteś zbyt łatwym celem do porwania.

Wcisnęła twarz w moje ramię i zaczęła jeszcze bardziej płakać...

Zdążyliśmy już wyjechać z LA, ale niestety...

- Szefie, mamy problem - stwierdził Bill. - Od domu pana dziewczyny śledzi nas auto, do którego wsiadł tamten gość. Postaram się go zgubić na leśnych drogach.

Przez okienko w dzielącej nas od niego ściance i zacząłem szeptać, by Vanessa, nawet po przyłożeniu dłoni do mojej krtani nie wiedziała co mówię do kierowcy.

- Skręć na autostradę, tam gaz do dechy, zawróć na trzecim z kolei węźle. To powinno pomóc. W razie czego zrobimy kilka takich kółek. Ja zajmę się Vanessą.

- Jasne.

Wróciłem na miejsce i spojrzałem na Vanessę.

~ Vanessa, mam pewną niegrzeczną propozycję...Ja ci zakryję oczy, Bill nieco pozawraca, żebyś zgubiła poczucie miejsca, a gdy będę pewny, że nie masz pojęcia ja którą stroną jedziemy, zabiorę cię do jednego z moich mieszkań lub do Neverland i tam spędzimy najbardziej namiętną noc, jaką w życiu miałaś. Co sądzisz?

~ Może być. Jeśli zasnę, to mnie nie budź, aż nie będziemy w sypialni.

~ Co tylko sobie zażyczysz.

Zakryłem jej oczy zdjętą z jej głowy bandaną. Bill wjechał na autostradę. Kilkunastokrotnie zawrócił na różnych węzłach, aż zgubiliśmy śledzące nas auto.

Pędziliśmy ile wlezie, by po 5 godzinach dotrzeć do Neverland. Vanessa słodko spała, więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni, a tam położyłem na łóżku, zdjąłem z jej oczu bandanę, ściągnąłem z niej wszystko po za majtkami i przykryłem ją. Sam umyłem się, przebrałem i położyłem obok niej. Uznałem, że skoro śpi, to nie będę jej budził. Prawie zasnąłem, kiedy jej telefon zaświecił i przyjemnym dźwiękiem poinformował o nowej wiadomości.

Zacząłem się martwić o tą kompletnie bezbronną dziewczynę... Wpadłem na jedyny plan jaki w tamtej chwili wydawał mi się logiczny.

Wstałem ostrożnie, wziąłem do ręki opaskę, znów zakryłem oczy Vanessy, kładąc ją przy tym na plecach, po czym położyłem się na niej i zacząłem całować jej szyję, żeby tylko ją obudzić...

- Mike... przestań... - szepnęła kładąc dłoń na mojej głowie...



Vanessa

Czułam, że wstał przywiązał mi ręce nad głową i usiadł w nogach łóżka... powoli sunął rękami po moich nogach od kostek w górę, aż dotarł do moich bioder... Delikatnie zsunął moje majtki przyprawiając mnie o dreszcze podniecenia płynące przez całe moje ciało...

Nie słyszałam, co mówi, nie widziałam go i tylko po jego dotyku wiedziałam, że jest przy mnie. Teraz delikatnie sunął rękoma po moich nogach od ich wewnętrznej strony, powoli je rozsuwając...

Powoli wsunął się we mnie, kładąc się przy tym na mnie i całując moją szyję, ramiona dekolt i piersi pozostawiając na nich masę malinek. Poruszając się we mnie powoli, delikatnie i namiętnie, zaczął dla odmiany całować mnie w usta co jakiś czas przygryzając wargę...

- Nie przestawaj... I przyśpiesz... błagam... - szepnęłam, próbują nie jęknąć.

Posłuchał i przyspieszył. Złapał mnie pod kolanem prawej nogi i zadarł ją , zwiększając swoje pole popisu.... zaczął wchodzić głębiej... nasze pieszczoty trwały do samego śniadania...



8:20

~ Vanessa, powiedz mi coś. Czy ktoś cię szantażuje? Widziałem wiadomości jakie dostajesz. Gdy cię przenosiłem z samochodu do sypialni przyszła ci wiadomość... jej treść mnie zaniepokoiła.

~ Czemu czytałeś moje SMSy?

~ Tylko ten, który wyświetlił się na ekranie.

~ Nie martw się. On jest niegroźny... Przynajmniej dla ciebie.

~ Co on ci zrobił i czemu pisał o pysznej nocy?

~ Nie powiem ci tego w żaden sposób. On mnie zniszczy.

~ Czemu tak sądzisz? Przecież jesteś tutaj. Nie skrzywdzi cię.

Odblokowałam telefon i pokazała mu resztę wiadomości od samego ich początku...



Michael

~ Vanessa, to są groźby. Pomogę ci się od niego uwolnić, ale musisz mi powiedzieć, co się działo po za SMS'ami. Jak ty na nie reagowałaś?

~ Słuchałam się ich. Co miałam zrobić? Ryzykować, że wyciekną moje nagie zdjęcia?

~ To czemu posłuchałaś tych wcześniejszych?

~ Bałam się, że mnie zabije. Zna mój adres. ~ rozpłakała się.

Przytuliłem ją, bo tylko tak mogłem ją pocieszyć... Zastanawiałem się, kto szpieguje i nęka tą niewinną dziewczynę.

- Mike... on, on mnie wykorzystał. Ten SMS - wskazała wiadomość która przyszła 12 kwietnia, - on... przyszedł i... - co chwilę przerywała miganie, by otrzeć płynące po twarzy, a głos się jej okropnie zacinał - najpierw zaczął jeździć rękami po moim ciele... a potem...potem... -

~ Mike... on, on mnie wykorzystał. Ten SMS ~. wskazała wiadomość która przyszła 12 kwietnia, ~ on... przyszedł i... ~ co chwilę przerywała miganie, by otrzeć płynące po twarzy ~ najpierw zaczął jeździć rękami po moim ciele... a potem... ~ rozpłakała się całkiem.

Przytuliła się do mnie i usiadła mi na kolanach. Chciałem ją pocieszyć, więc pozwoliłem jej wypłakać się w moje ramię, a sam zacząłem powoli się kołysać, byle by ją uspokoić. Już prawie ją uspokoiłem, gdy nagle znów usłyszałem ten sam sygnał...

Przytuliłem ją do siebie mocnej. Gdy się uspokoiła do końca, spojrzała na mnie.

~ Michael, możemy pojechać do mnie po moje rzeczy?

~ Nie boisz się, że on tam jest? I że na nas czeka?

~ On i tak wie gdzie i z kim jestem. I co robię.

Wstałem podnosząc ją i zaniosłem ją do sypialni.

~ Ubierzemy się i pojedziemy po twoje rzeczy. I tak piszesz artykuły, a to możesz robić stąd. Tu chociaż jesteś bezpieczna. Nie pozwolę cię skrzywdzić.

Ubraliśmy się i ruszyliśmy do jej domu...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro