Pies z łuskami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczułem na twarzy krople deszczu, przez co automatycznie spojrzałem na pochmurne niebo. Mimowolnie przygryzłem wargę, ponieważ miałem świadomość, że z pozoru ta mała mżawka może zamienić się w coś o wiele większego tak jak było w zeszłej nocy. Poczułem jak po kręgosłupie przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Pokręciłem jedynie głową w ten sposób karcąc siebie, nie mogę się teraz bać i pozwalać, aby ten strach mnie obezwładnił.

– Nie musisz ukrywać tego, że się boisz. Ten strach jest częścią ciebie, nie musi on być czymś złym. Możesz wykorzystać go też do innych celów. Przykładowo strach może być dobrą motywacją do działania – przemawiał Sulim łagodnym głosem, ale jego głowa była zwrócona na drogę, którą właśnie jechaliśmy – Jednakże nie możesz pozwolić, aby ten strach przejął całkowicie nad tobą kontrolę – tym razem odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie swoimi szarymi, bystrymi oczami.

Wpatrywałem się w niego zszokowany nie wiedząc za bardzo co mam powiedzieć. Mój brat rzadko kiedy mówił jakieś mądre i nawet mające sens rzeczy, a teraz to chyba ktoś go podmienił.

– Masz gorączkę? Czy może ten kamień wody na ciebie w jakiś sposób wpłynął i stałeś się mądry? – spytałem gdy w końcu znalazłem w głowie odpowiednie słowa.

– Ja zawsze byłem mądry, ale ty nigdy nie potrafiłeś tego docenić – prychnął i spiął łydkami boki Lazura, aby przyspieszył – Daję mojemu głupiemu bratu mądre rady, a on zamiast podziękować to sobie jeszcze żartuje – mruknął pod nosem, ale na tyle głośno, abym mógł go usłyszeć.

Roześmiałem się na jego słowa i wtedy właśnie zrozumiałem, dlaczego Sulim w ogóle rozpoczął tę rozmowę. Chciał, abym chociaż trochę poczuł się luźniej i nie był tak spięty, co mu się zresztą udało, bo pewnie jeszcze pamięta jak byłem przerażony w nocy. Ciekawe, ile razy w całym moim życiu Sulim w jakiś pokręcony sposób ukazywał, że się o mnie troszczy i dba, abym czuł się dobrze?

Spojrzałem na jego wyprostowaną sylwetkę, która jechała kawałek przede mną. Czasami naprawdę bardzo chciałbym się dowiedzieć, co siedzi mu w tam w tej jego głowie. Wydaje mi się, że znam go doskonale, jest moim bratem od tak wielu lat, ale jednak zdarzają się momenty, które mi uświadamiają, że tak naprawdę to niewiele o nim wiem.

***

Deszcz coraz bardziej przybierał na sile, a ja z Sulimem już dawno staliśmy się mokrymi szczurami. Moje ubranie przemokło całkowicie przez co niewygodnie przylegało do mojego ciała, które i tak już od dawna trzęsło się z zimna.

– Niedaleko są jaskinie, tam powinniśmy znaleźć schronienie dopóki deszcz nie przestanie padać! – krzyknął Sulim, abym mógł go usłyszeć mimo tej intensywnej ulewy.

Kiwnąłem jedynie głową na potwierdzenie, ale domyśliłem się, że raczej Sulim nie zwrócił na ten gest uwagi. Był za bardzo skupiony na jeździe tak samo zresztą jak ja.

Jechaliśmy galopem jeszcze kilka minut aż nie dotarliśmy do jaskiń o których mówił Sulim. Nie miałem pojęcia o tym miejscu, wolałem włóczyć się po lesie między drzewami, a nie po otwartych przestrzeniach.

Zsiedliśmy z koni i wprowadziliśmy je do jaskini. Może nie było tutaj jakoś bardzo ciepło, ale przynajmniej chroniło nas przed deszczem.

Oparłem się o ścianę po czym zjechałem po niej, aby usiąść. Zmęczony zamknąłem oczy, aby chociaż na chwilę pozwolić im na odpoczynek. Jednak po chwili usłyszałem wycie jakiegoś zwierzęcia, przez co od razu je otworzyłem i zacząłem niespokojnie rozglądać się po jaskini.

– Spokojnie, te zwierzęta raczej nie zrobią nam krzywdy – rzekł spokojnie Sulim – Dziadek kiedyś mi opowiadał, że tutejsze jaskinie, które znajdują się na zachód od Silos najczęściej są zamieszkiwane przez malary. Mówił, że to są jakby psy, ale zamiast sierści mają łuski. Podobno są niegroźne no chyba, że mają młode, wtedy stają się strasznie agresywne.

Mimowolnie delikatnie się uśmiechnąłem, ostatnie słowa nie zrobiły na mnie zbyt wielkiego wrażenia. Uwielbiałem psy, więc takie z łuskami to jeszcze bardziej chciałbym zobaczyć i móc je pogłaskać.

– Rozejrzę się, może znajdę jakiegoś malara i go oswoję – powiedziałem wstając. Nie mogłem przestać się uśmiechać już sobie wyobrażając jak taki pies towarzyszy mi w wyprawach z Jaśminą.

– Powodzenia życzę – prychnął – Tylko uważaj, nie chcę cię zawozić z powrotem do Silos w kawałkach, bo trudno byłoby mi to wytłumaczyć dziadkowi.

– Jasne, braciszku. Miło, że się o mnie tak martwisz – rzekłem, a w moim głosie słychać było ironię.

Rzuciłem w niego wodzami, aby Jaśmina nie poszła za mną i samotnie wyruszyłem w głąb jaskini. Zacząłem rozmyślać jak to podczas testu znalazłem grotę, przez co mimowolnie delikatnie się uśmiechnąłem na to wspomnienie. Znowu znalazłem się w beznadziejnej sytuacji, ale tym razem przynajmniej jest ze mną Sulim.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie ponowne wycie, które tym razem pochodziło z bliższej odległości. Przyspieszyłem kroku, a moim oczom ukazał się stworzenie pokryte całe łuskami. Rzeczywiście wyglądało trochę jak pies, miało pysk, cztery łapy oraz ogon, ale było o wiele większy niż czworonogi, które dotąd miałem okazję zobaczyć. Za stworzeniem kryły się jeszcze trzy malary, ale te akurat były bardzo małe w porównaniu do niego.

– To twoje młode? – spytałem łagodnym głosem kucając i wyciągając w ich stronę dłoń, aby pokazać, że nie mam złych zamiarów – Są takie urocze.

Największy malar spojrzał na mnie nieufnie, ale po chwili zbliżył się do mnie i obwąchał moją dłoń.

– Sulim chyba coś mówił, że jesteście agresywne jak macie młode, ale ten głupek najwidoczniej znowu coś pokręcił – pogłaskałem delikatnie łepek malara – Te łuski są takie dziwne w dotyku.

Spróbowałem spojrzeć za matkę malarów, aby zachęcić też młode do podejścia, ale wtedy mój wzrok trafił na kamień, na którym ukazany był płomień ognia. Od razu straciłem nimi zainteresowanie i podniosłem się, aby podejść po kamień. Jednak gdy tylko ruszyłem w tamtą stronę największy malar zawarczał na mnie.

– Ten kamień należy do mnie – rzekłem do niej łagodnie, ale najwidoczniej ona nic sobie z tego nie zrobiła i dalej warczała. Gdy zrobiłem jeszcze jeden krok w stronę kamienia spięła wszystkie mięśnie, aby w razie czego rzucić się do ataku – Ale z ciebie jest agresywna matka. Dobra, niech ci będzie, wrócę kiedy będziesz w lepszym humorze.

Odwróciłem się i zacząłem podążać drogą, którą przyszedłem. W głowie już rozmyślając nad jakimś planem, aby zdobyć ten kamień. Mógłbym przemienić się w sowę, ale istniało prawdopodobieństwo, że skończyłbym jako posiłek dla malara. Dlatego mam nadzieję, że Sulim wymyśli jakiś lepszy plan, który oczywiście ja będę musiał zrealizować, bo rzecz jasna nikt oprócz mnie nie może dotknąć tego cholernego kamienia.

Wróciłem do Sulima, który był bardzo zajęty głaskaniem Lazura po chrapach.

– Zakochałeś się? – spytałem chichocząc gdy zauważyłem, że Sulim wzdrygnął się gdy niespodziewanie usłyszał mój głos – Nie widzisz świata poza Lazurem, tak to byś od razu zauważył, że wróciłem.

– Bardzo śmieszne – mruknął przewracając oczami z politowaniem – Znalazłeś jakiegoś malara do oswojenia? A raczej takiego, który zrobi sobie z ciebie posiłek? – spytał uśmiechając się niewinnie.

– Bardzo śmieszne – spapugowałem go próbując mówić także takim samym tonem głosu jak on chwilę temu – I tak, znalazłem oprócz malara coś jeszcze.

– Co takiego niby? – spytał, ale widać było, że nie jest ani trochę zainteresowany tym co znalazłem – Następną liściankę? 

– Nie, kamień z symbolem ognia – odparłem uśmiechając się z wyższością i z satysfakcją mogłem wpatrywać się w zszokowaną twarz Sulima.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro