Szmata z łajna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przed nami było widać już tętniące życiem miasteczko. Drewniane domki z kominami na dachu, z których wydobywał się dym świadczył o tym, że większość mieszkańców siedzi w środku. Dzisiejszego dnia było dość mroźno, więc nic dziwnego, że ludzie woleli zostać w cieple niż wychodzić na zewnątrz.

Cały czas z Jaśminą byliśmy na prowadzeniu. Miałem świadomość, że Sulim specjalnie daje mi fory, aby potem się chwalić tym, że moja porażka wyglądałaby jeszcze gorzej gdyby nie jego łaskawość. Nigdy jeszcze nie przyznał przeciwnikowi tego, że był dobry, zawsze wolał siebie wychwalać. Tego w nim najbardziej nienawidziłem. Nawet jeśli ktoś okazywał się lepszy od niego to sądził, że ta osoba oszukiwała lub po prostu dał jej wygrać. Przygryzłem wargę i jeszcze mocniej spiąłem łydkami boki Jaśminy, aby bardziej przyspieszyła, nie mogliśmy dzisiaj przegrać.

Niestety tuż po chwili Sulim na grzbiecie Lazura zrównał się ze mną. Spojrzałem na niego z determinacją, na co on delikatnie się uśmiechnął przez co zmarszczyłem zdziwiony brwi i skupiłem się na jeździe.

Nasze konie pędziły tuż obok siebie i w ten sposób wjechaliśmy na obrzeże miasta. Pociągnąłem za wodze Jaśminy zwalniając najpierw do kłusa, a potem do stępa. Spojrzałem na prawo i zobaczyłem, że Sulim także zwolnił i klepie Lazura po szyi.

– Wygrałem – odwrócił twarz w moją stronę i rzekł do mnie z uśmiechem.

– Był remis – rzekłem tylko i poprowadziłem Jaśminę w stronę naszego domku. Wiedziałem, że teraz zacznie się wykłócać, że nie umiem przegrywać, a nie miałem ochoty go słuchać. A już na pewno nie dzisiaj, miałem ważniejsze sprawy na głowie.

Przy wszystkich domkach znajdowała się niewielka stajnia. Wprowadziłem Jaśminę do naszej i ściągnąłem jej ogłowie. Zaraz po tym wszedł Sulim prowadząc Lazura.

– Co tak długo ci zajęło przyprowadzenie tutaj Lazura? – spytałem głaskając Jaśminę po chrapach.

Sięgnąłem do koszyka i dałem jej na rozłożonej dłoni soczyste jabłko. Wpatrywałem się z uśmiechem jak zjada i wącha mi dłoń czy jeszcze jakiś okruszek na niej przypadkiem nie został.

– Musiałem pogadać z sąsiadem o twoim teście – odparł uśmiechając się w moją stronę.

Prychnąłem jedynie i wyszedłem ze stajni. Nie rozumiałem dlaczego ludzie tak się podniecają jakimś testem. Rozumiem, że fajnie przemieniać się w jakieś zwierzę, ale cała reszta jest według mnie niepotrzebna. Po co komu jakiś test? Po co jakieś motto życiowe? Ja wolę żyć według swoich własnych zasad, czyli mieć wszystko gdzieś i robić sobie całodzienne wycieczki do lasu.

Wszedłem do domu gdzie roznosił się piękny zapach pieczonego królika. W Silos panowała zasada, że tylko najstarszy z rodziny może polować w lesie i może upolować jedynie tyle, aby rodzina mogła zjeść, nie więcej. Nikogo w mieście nie bawi umyślne zabijanie bezbronnych zwierząt, dlatego każdy solidnie tego przestrzegał.

Im dalej wchodziłem wgłąb pomieszczenia tym zapach stawał się coraz wyraźniejszy przez co mój brzuch automatycznie zaczął domagać się jedzenia głośnym burczeniem.

Przy kominku stał mój dziadek i całkowicie skupiał się na przyrządzaniu królika.

– Witaj, dziadku – podszedłem do niego i spojrzałem mu przez ramię, aby ocenić czy królik już jest zdatny do spożycia - Kiedy obiad?

– Za chwilę będzie – odparł – Lepiej opowiadaj jak tam czujesz się przed testem. Denerwujesz się?

– Nie – mruknąłem jedynie przewracając oczami – Przecież i tak zdam ten test, wszyscy go zdają, więc dlaczego mam się nim stresować?

– Od tego zależy twoja przyszłość, więc jest to bardzo ważna decyzja. Nie można do tego podchodzić jak do jakieś wycieczki po lesie, którą w każdej chwili można przełożyć i wybrać się na nią w inny dzień. Mottem, które dzisiaj ci się ukaże, będziesz musiał się kierować przez cały swoje życie aż do końca swoich dni. Nie będziesz mógł się sprzeciwić woli bogów, młodzieńcze.

– Tak, masz rację, dziadku. Przepraszam – powiedziałem próbując brzmieć jak najbardziej szczerze.

– Kłamiesz – szepnął mi do ucha Sulim, na co mimowolnie wzdrygnąłem się nie spodziewając się tego, że już wrócił ze stajni – Może dziadek ci uwierzył, ale to widać, że masz gdzieś jego słowa.

– Zamknij się – syknąłem nadeptując mu na stopę. Ostatnie o czym marzyłem teraz to jeszcze zdenerwować dziadka.

Na szczęście dziadek dalej spokojnie zajmował się przyrządzaniem królika, więc odetchnąłem z ulgą.

***

Tuż po obiedzie Sulim zaczął chodzić po całym domu i czegoś intensywnie szukać.

– Czy to jest początek jakieś choroby, że nie umiesz usiedzieć w spokoju chwili? – spytałem lekko irytując się tym, że ciągle przemierza nasz mały domek w tę i z powrotem.

Sulim zignorował mnie będąc zajęty demolowaniem domu. Najwidoczniej wkurzył się na tyle, że zaczął przewracać wszystko, aby tylko znaleźć to czego teraz tak bardzo potrzebował.

– Znalazłem! – krzyknął uradowany podnosząc kawałek starego, brudnego materiału.

– Świetnie, jesteś bardzo zdolny, Sulim – w moim głosie słychać było sarkazm – Znalazłeś jakąś starą szmatę i co zamierzasz teraz? Umyć podłogę za pomocą tego?

– Nie, głupku. Zawiążę ci to na oczy – odparł poważnie i podszedł z tym w moją stronę.

– Chyba Lazur cię dzisiaj za mocno kopnął kopytem w głowę. Nie będę mieć jakieś starej i brudnej szmaty na twarzy! Pewnie w końskim łajnie ją znalazłeś! – zacząłem wrzeszczeć i cofać się tyłem w stronę drzwi wyjściowych, aby w razie czego uciekać od tego wariata.

– Uspokój się, Sawin – zatrzymał się widząc, że jeszcze chwila, a ucieknę z domu – Czy słyszałeś kiedykolwiek o tym co się dzieje podczas testu?

Cofając się doszedłem do drzwi wyjściowych i oparłem się o nie. Jednocześnie pokręciłem przecząco głową. Nigdy za bardzo nie ciekawiło mnie co tam się dokładnie dzieje, a nawet gdybym pytał to i tak bym nie uzyskał pewnie odpowiedzi. Wszystko o teście dla mieszkańców, którzy nie ukończyli osiemnastu lat było skrywane pod wielką tajemnicą.

– Jakiś mieszkaniec miasta musi zawieźć taką osobę w takie jedno miejsce, zawsze jest takie same. Jest ono oddalone o spory kawałek od Silos. Ta osoba musi mieć zawiązany czarny materiał na oczach, aby nie widziała w którą stronę się zmierza. Następnie tam zostajesz i musisz wykonać różne zadania. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to na koniec dostajesz motto życiowe i będziesz mógł się zamieniać w jakieś zwierzę. Jeśli nie wykonasz tych zadań w ciągu siedemdziesiąt dwóch godzin umrzesz – opowiadał z powagą Sulim wpatrując się swoimi oczami w te należące do mnie.

Przełknąłem głośno ślinę ze strachu i spuściłem głowę, aby nie musieć patrzeć się w ten jego poważny wzrok, który mnie przewiercał na wskroś.

– A-ale podobno tego t-testu nie da się nie zdać – odparłem jąkając się, zrobiło mi się słabo i oparłem się o drzwi wejściowe zsuwając się po nich, aby usiąść.

– A co mieliśmy mówić dzieciom, że istnieje prawdopodobieństwo, że mogą umrzeć podczas tego testu? Każdy wyglądałby, jakby normalnie ducha zobaczył, czyli tak jak ty teraz.

Schowałem twarz w dłoniach przerażony tym, że mogło mi zostać tak niewiele czasu, tylko marne trzy dni. Poczułem jak Sulim siada tuż obok mnie i mierzwi moje czarne kłaki.

– Nie bój się, na pewno przeżyjesz. Wiesz, że zawsze uważałem cię za idiotę, ale serio na pewno przejdziesz ten test. Nie jesteś aż tak głupi.

Spojrzałem w jego stronę, a on uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.

– Dzięki Sulim, umiesz pocieszyć jak nikt inny – prychnąłem.

– Wiem. Mogę ci już to zawiązać? – spytał mając w ręce czarny materiał, którym pomachał mi przed twarzą.

Kiwnąłem głową potwierdzająco i się odwróciłem, aby mu było łatwiej zawiązać. Zwinął szmatę, aby zrobić zrobić więcej warstw, żebym przypadkiem nic nie zobaczył i mi zawiązał na oczy.

– Dwa lata temu ja jej używałem, więc na pewno przyniesie ci szczęście – szepnął mi wprost do ucha, przez co przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.

– Chyba bardziej pecha mi przyniesie – prychnąłem i podniosłem się z siadu.

Sulim otworzył drzwi wyjściowe co poczułem przez chłodne powietrze, które wleciało do ciepłego domku. Zacisnął dłoń na moim ramieniu i zaczął mnie prowadzić w stronę wyjścia.

– Powodzenia młodzieńcze – usłyszałem jeszcze głos dziadek za sobą.

A następnie zostałem wyprowadzony za drzwi, mroźne powietrze całkowicie owiało moje rozgrzane policzki.

Po mojej głowie krążyło jedynie pytanie: "Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę Sulima i dziadka?" Z mojego oka wypłynęła jedna samotna łza, która od razu wsiąkła w czarny materiał. Jedyny plus tej szmaty, przynajmniej Sulim nie zobaczy, że rozpłakałem się jak małe dziecko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro