Tęczowe jezioro

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziły mnie pojawiające się pierwsze promienie wschodzącego słońca, które akurat padały prosto na moją twarz. Mogłem się niestety o tym przekonać osobiście, ponieważ gdy tylko otworzyłem oczy od razu musiałem z powrotem je zamknąć. Nie dosyć, że jestem w lesie wszędzie są drzewa to i tak promienie słoneczne znalazły drogę, aby już z samego rana zepsuć mi humor. Czy ktoś ma większego pecha ode mnie, a to dopiero początek, bo oczywiście muszę jeszcze znaleźć jeszcze grzyba oraz kwiatka.

Próbowałem poruszyć się, ale po całym moim ciele rozszedł się natychmiastowy ból. Takie właśnie były skutki gdy śpi się na dworze i to w dodatku jeszcze na niewygodnej gałęzi, przynajmniej dobrze, że była na tyle gruba, że nie złamała się pod moim naporem. Powoli poruszałem wszystkimi kończynami, aby przywrócić im krążenie.

Gdy w końcu mogłem normalnie poruszać się i przestałem syczeć coraz z bólu przez skurcze, zszedłem na dół. Jednak o wiele łatwiej wchodzić na drzewo niż z niego schodzić musiałem przyznać.

Mój brzuch zaczął domagać się o posiłek, ale musiałem go zignorować, bo o wiele bardziej dokuczało mi pragnienie. Miałem nadzieję, że niedaleko stąd płynie jakaś rzeczka albo znajduje się jakakolwiek kałuża z wodą.

– Świetnie – mruknąłem pod nosem, nie dosyć, że musiałem szukać tamtych gówienek to teraz jeszcze wody. Łzy rozpaczy pojawiły mi się w oczach, przez co przywaliłem sobie z otwartej dłoni w policzek. To nie był czas, aby teraz popadać w panikę i ryczeć.

Ruszyłem naprzód nie pozwalając sobie na pesymistyczne myśli. Zacząłem rozmyślać o tym, że jak tylko wrócę do Silos to zamieszkam w stajni, będę spał obok Jaśminy w sianie. Będzie mi tak miękko i przy okazji ciepło, ponieważ wszędzie będzie mi o wiele lepiej niż na tej nieszczęsnej gałęzi, co spałem dzisiejszej nocy i to wszystko przez Sulima, on mnie tutaj przytargał, więc to wszystko jego wina! Nigdy nie wiadomo co mój kochany braciszek wymyśli, więc wolę spać w stajni, tam przynajmniej jest bezpiecznie. Jaśmina nie pozwoli mnie nikomu skrzywdzić.

Im dalej zmierzałem tym las stawał się coraz rzadszy. Chyba mi się zdawało, ale widziałam jak słońce odbija się w tafli wody. Przyspieszałem kroku aż w końcu sam nie wiedząc kiedy zacząłem biec. W moim sercu pojawiła się ogromna jak jeszcze nigdy nadzieja.

Wybiegłem z lasu, a moim oczom ukazało się ogromne jezioro. Woda w nim była nadzwyczajna, mieniła się w kolorze tęczy. Pierwszy raz widziałem takie zjawisko, przez co szeroko otworzyłem oczy ze zdziwienia. Gdybym miał osobiście wybierać miejsce testu wybrałbym to, ponieważ tutaj jest tak przepięknie i niezwykle.

Już spokojniej podszedłem do jeziora i kucnąłem tuż przed nim, nabrałem w dłonie trochę wody i wypiłem ją małymi łyczkami. Smakowała jak normalna woda, więc odetchnąłem z ulgą, że nie jest jakaś otruta. Nie zawsze to co piękne może być zdatne do spożycia, o czym już mogłem się przekonać w dzieciństwie. Dlatego mimo, że w lesie rosły jagody wolałem się ich nie jeść. Równie dobrze ta woda to może być trucizna, która działa powoli, ale jedynie wzruszyłem ramionami na tą myśl, już było za późno. Czasu nie jestem w stanie cofnąć.

Poczułem jak coś z tyłu kopnęło mnie w plecy i wpadłem do jeziora z krzykiem, przez co ptaki, które znajdowały się niedaleko mnie od razu zerwały się do lotu.

Moje ubrania natychmiast namokły, przez co zaczynało ciągnąć mnie na dno. Wkurzony podniosłem się i rozejrzałem się dookoła kto miał czelność mnie kopnąć, ale nikogo nie było. Mimowolnie przeszły mnie ciarki, może ktoś usiłuje właśnie jeszcze bardziej przyspieszyć moją śmierć. Świetnie! Na tyle sposobów mogę tutaj umrzeć, to jeszcze ktoś dodatkowo czyha na moje życie. Co ja takiego zrobiłem, że ktoś pragnie odebrać mi życie?!

Gdy w końcu wyszedłem z jeziora trzęsąc się z zimna dopiero po chwili zrozumiałem, że w wodzie było mi o wiele cieplej. Ale powinienem dalej szukać tych dwóch brakujący rzeczy, a nie taplać się w jakieś kałuży.

Odwróciłem się od jeziora, aby mnie bardziej nie kusiło. Ruszyłem z powrotem w stronę lasu, ale wtedy przypomniały mi się słowa Sulima, które wypowiedział zanim odjechał: ,,Podążaj za głosem serca". Natychmiast przystanąłem i spojrzałem w stronę jeziora. Nie wiem czy to, że chcę wskoczyć z powrotem do jeziora to mówi mi serce czy rozum, czy może całkowicie co innego.

– Mam dosyć! – krzyknąłem patrząc na jezioro jakby ono mogło mi w tej chwili pomóc. Nie mam pojęcia co robić czy wrócić do lasu, czy mam niby wskoczyć do jeziora, ale po co skoro tam na pewno nie ma żadnego kwiatka ani grzyba, bo jakby mogło niby tam rosnąć?! No nie mogą! To by łamało wszelkie prawa natury! Jakby to, że ogniste słowa pojawiły się przed lasem to było coś całkiem normalnego. To wszystko staje się coraz bardziej porąbane!

Przejechałem drżącymi dłońmi po swoich czarnych włosach łapiąc je między palcami i szarpiąc za nie w przypływie rozpaczy. Miałem ochotę wyrwać sobie wszystkie kłaki.

Wskoczyłem do jeziora mając już wszystkiego dosyć. Chciałem jedynie tylko przez chwilę nie czuć tego, że za chwilę zamienię się w sopel lodu, które często w czasie zimy zwisały z dachów domków w Silos.

Moje ubrania z powrotem nasiąkły wodą, przez co zaczęły ciągnąć mnie w dół. Nie miałem sił walczyć, dlatego pozwoliłem, aby niewielki prąd poniósł mnie dalej od brzegu, a potem zostałem pociągnięty na samo dno jeziora. Podczas wskakiwania wstrzymałem oddech, ale teraz zaczęły piec mnie płuca, więc wypuściłem oddech. Niesamowicie się zdziwiłem, bo mogłem z powrotem normalnie nabrać powietrza, a poza tym czułem jakby było co najmniej lato, było mi tak ciepło i przyjemnie.

Nie widząc innego wyjścia zacząłem niezgrabnie poruszać kończynami, aby jakoś się przemieścić. Skoro już tu jestem powinienem chociaż się trochę rozejrzeć.

Nagle moim oczom okazał się złoty lotos. Miałem ochotę zacząć się śmiać, jednak głupi to ma zawsze szczęście. Podpłynąłem do niego i go bez problemu zerwałem.

Od dłuższego czasu pierwszy raz w mojej głowie pojawiła się myśl, że może jednak mi się uda. Już tak niewiele brakowało do zakończenia testu. Nieważne, że żołędzia i kwiatka znalazłem przez łut szczęścia, może tym ostatnim razem też mi się poszczęści.

Miałem już dwie rzeczy z trzech, został tylko grzyb. Raczej w jeziorze grzyba nie znajdę, to byłoby za łatwe, ale postanowiłem jeszcze trochę się rozejrzeć. Nie miałem ochoty, a raczej sił wrócić na powierzchnię, bo jednak musiałbym stoczyć walkę żywiołem wody, aby się stąd wydostać. Przez to poczułem się jeszcze bardziej wyczerpany, chociaż z tego co pamiętałem to przecież nie tak dawno był wschód. Oczy zaczęły mi się zamykać, a ja tarłem je ciągle dłońmi zaciśnięte w piąstki, ale to nic nie dawało. Stawałem się coraz bardziej śpiący aż w końcu nie miałem sił, aby z tym walczyć. Zamknąłem oczy obiecując sobie, że za chwileczkę je otworzę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro